piątek, 11 listopada 2016

50 pierwszych randek cz.1

Witam :)
Oto obiecana niespodzianka w postaci miniaturki. Wzorowana jest na filmie "50 pierwszych randek".
Druga część miniaturki pojawi się za dwa tygodnie.
*Nie ma żadnego związku z naszym opowiadaniem.
*To moja pierwsza miniaturka. Całość betowała oczywiście Lapidarna ❤
Nie przedłużając, zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że się spodoba :)

Steve Rogers
– Rogers, nie wygłupiaj się i wracaj do StarkTower.
Wywróciłem oczami, słysząc groźny ton Tony'ego po drugiej stronie linii. Zagłuszała go głośna muzyka i śmiech innych ludzi. Jednocześnie przyglądając się karcie menu, co chwilę wyglądałem przez okno. Wyczekiwałem Bucky'ego, który powinien pojawić się tu lada chwila. Pociągnąłem łyk kawy. Skrzywiłem się delikatnie i sięgnąłem po cukier.
– Rogers, możemy pójść na rozejm. Ty wrócisz na imprezę, a ja po raz kolejny wygram z tobą w pokera.
– I gdzie w tym jest dogodność dla mnie? – zadrwiłem, wywracając oczami.
– Słuchaj. Jest tu taka jedna Bettany. Całkiem ładna. Może ci się spodobać…
– Nie.
– Rogers, nie bądź takim świętoszkiem...
– Miłej zabawy, Stark – powiedziałem i rozłączyłem się, ignorując jego protesty. Westchnąłem, kładąc swoją głowę na stół.
– Ciężki dzień? – usłyszałem po kilku minutach siedzenia w takiej pozycji.
– Ciężcy ludzie – mruknąłem pod nosem.
Usłyszałem głośny śmiech. Bycie dżentelmenem zmusiło mnie, bym odpowiedział na ten gest tym samym i spojrzał w kierunku kobiety, która stała nade mną, skrobiąc coś w notatniku. Kasztanowe, lekko poplątane włosy zasłaniały jej twarz.
– Coś podać?
– Czekam jeszcze na kogoś. Może pani przyjść za chwilkę?
Dziewczyna podniosła wzrok i dopiero w tej chwili zobaczyłem jej czekoladowe, błyszczące oczy.
– Randka?
– Przyjaciel.
To dziwne, ale nie przeszkadzała mi jej lekka wścibskość. Wręcz przeciwnie. Ta rozmowa poprawiła mój humor.
– Oczywiscie. Jak już się pojawi, proszę mnie zawołać. Jestem Christeen.
– Steve. – Uśmiechnąłem się, wyciągając dłoń w jej kierunku.
Uścisnęła ją bez wahania. Chwilę później zniknęła za ladą, a ja znowu zostałem sam.
Nie musiałem jednak długo czekać. Usłyszałem na zewnątrz warkot silnika motoru, a parę sekund później w drzwiach pojawił się przemoknięty do suchej nitki Bucky. Jego usta poruszały się nieznacznie, więc zapewne klął na mnie, że wyciągnąłem go z domu w taką pogodę. Pomachałem w jego stronę, by łatwiej mu było mnie znaleźć. Gdy usiadł naprzeciwko mnie, nie mogłem się powstrzymać, by nie wyśmiać jego wyglądu.
– Bardzo śmieszne, Rogers. Mam nadzieję, że masz kasę, bo nie mam zamiaru stawiać. Nie tym razem.
Ponownie tego wieczoru wywróciłem oczami, ale wyjąłem wypełniony banknotami portfel i pomachałem nim przed twarzą przyjaciela. Ten prychnął, zakładając ręce na piersi.
– Jakaś specjalna okazja?
– Miałem dość Stark Tower. Musiałem się gdzieś wyrwać. Gdzieś, gdzie jest cicho.
– I wybrałeś bar, gdzie jest pełno facetów oglądających mecz baseballa?
– Widzę, że twój przyjaciel już przyszedł.
Jak na zawołanie wraz z Buckym spojrzeliśmy na Christeen, która pojawiła się obok nas, ponownie obdarzając mnie pięknym uśmiechem. Nie mogłem się powstrzymać i odwzajemniłem go.
Bucky spojrzał na mnie znacząco, podnosząc brwi, przez co wywróciłem oczami (przez Starka najwyraźniej weszło mi to w nawyk) i spróbowałem kopnąć go pod stołem, lecz udało mu się zrobić unik.
Zamówiliśmy kolację i piwo. Oczywiście, Bucky nie omieszkał zapytać, czy dziewczyna do nas dołączy. Ta ochoczo się zgodziła. Musiała obsłużyć tylko ostatnich klientów.
Bucky cieszył się jak dziecko, gdy odeszła z zapisanym zamówieniem. Po całym wieczorze spędzonym z tą dwójką zdałem sobie sprawę, że Bucky nie da mi spokoju z Christeen do końca życia.
***
Następnego dnia obudziło mnie pukanie do drzwi. Zamrugałem i potarlem twarz dłońmi.
Wstałem z łóżka z ciężkim westchnieniem i podszedłem do drzwi.
– Ubieraj się, Steve, i jedziemy.
– Gdzie? – spytałem zdziwiony.
Bucky jak gdyby nigdy nic wparował do mojego mieszkania i rzucił się na czerwoną kanapę, która nie pasowała do niczego w tym salonie. Zatarł dłonie szczęśliwy.
– Jedziemy odwiedzić przyszłą panią Rogers.
– Daj spokój, Buck – mruknąłem zrezygnowany. Chyba już wolę pokera ze Starkiem.
– Stary, ona cię niemal pożerała wzrokiem!
– Wydaje ci się.
– Dobra, trochę przesadziłem. Ale wpadłeś jej w oko i ona tobie też!
Westchnąłem, czując delikatny rumieniec na policzkach. To, że mi się podoba, to była gruba przesada. Była miła, ale to z kolei na pewno przez pracę.
– Jesteś głupi, Steve. Ubieraj się.
Czując, że nie wygram tej bitwy, zrezygnowany wróciłem do sypialni. Rozsunąłem rolety i otworzyłem szafę, wyciągając pierwsze lepsze dżinsy i granatową koszulkę. Nie minęło dziesięć minut, jak byłem gotowy i wyszliśmy z domu.
***
Pół godziny później znajdowaliśmy się w barze, w którym pracowała Christeen. Mimo pory śniadaniowej, ludzi nie było dużo. Bez problemu znaleźliśmy wolne miejsca.
– Masz ją oczarować – zaczął Bucky, gdy tylko usiedliśmy. – Jak nie zaprosisz jej dzisiaj na randkę, więcej się do ciebie nie odezwę i możesz zapomnieć o…
– Bucky?
Zerknąłem na mężczyznę, który nagle przestał mnie szantażować. Jego wzrok nie był skierowany w moją stronę, tylko za mnie. Zdekoncentrowany odwróciłem się, ale nie znalazłem tam nikogo, ani niczego ciekawego oprócz pewnej samotnie siedzącej brunetki, której całą uwagę pochłania jakaś książka. Poczułem, jakby coś walnęło mnie w twarz.
NIE WIERZĘ.
– Stary!
Bucky oderwał od nieznajomej wzrok i spojrzał na mnie. Pokręcił głową, jakby chciał zapomnieć o tym, co przed chwilą się stało i ponownie zaczął rozmowę o Christeen. Jednak zauważyłem, że jego oczy ciagle spoglądały na dziewczynę siedzącą za nami.
Nagle wstał niczym poparzony.
– Sorry Steve. Musimy dzisiaj zrezygnować z akcji "poderwać Christeen".
I wyszedł z baru. Dopiero teraz do mnie dotarło, że i nieznajoma brunetka opuściła budynek.
Pokręciłem zażenowany głową, starając się przestać uśmiechać jak głupek.
– Witaj ponownie, Steve.
– Witaj, Christeen.
Teraz musiałem wyglądać jak wariat.
***
– Co to było? – spytałem, gdy tylko wszedłem do sali głównej StarkTower, w której znajdował się mój przyjaciel.
– O co ci chodzi?
Spojrzałem drwiąco na Bucky'ego, który unikał mojego wzroku i ponownie zaczął coś majstrować przy metalowym ramieniu. Westchnąłem ciężko, zdając sobie sprawę, że będzie trudno wyciągnąć coś z niego, bo to nie jest ten sam Bucky co kiedyś. Może i przez tych parę lat, od momentu zostania Avengersem znów stał się człowiekiem. Czasami było jak przed wojną, ale wiele jeszcze brakowało do normalności.
Możliwe, że zainteresowanie się jakąś dziewczyna sprawiło, że znowu czułem jak gdybyśmy ponownie byli nastolatkami i mieszkali w Brooklynie i dlatego tak bardzo zależało mi na tym, by coś… poczuł.
– Bucky. Wyglądałeś, jakbyś dostał szoku termicznego, gdy zobaczyłeś tę dziewczynę. Dogoniłeś ja?
– Nie – mruknął, odkładając śrubokręt. – I pewnie już nigdy więcej jej nie spotkam, więc możesz darować sobie te kazania i zająć się Chris.
– Chris? – spytałem głupio. Szatyn wywrócił oczami.
– Skrót od Christeen.
Ładnie.
– A.
– Jesteś idiotą, Steve.
– Czyżby jakieś problemy miłosne?
Bucky zaklął pod nosem, gdy w sali pojawili się nagle Avengersi.
– Mówiłem ci, Rogers. Bettany była chętna i otwarta na nowe znajomości.
– Stark, daj spokój dzieciom.
– Dzięki, Nat. Jak zawsze można na ciebie liczyć – zadrwił brunet, wstając z krzesła. Zdrową dłonią poprawił troszkę przydługie włosy, które wpadły mu do oczu.
– Nie macie nic innego do roboty? – spytałem, mając cichą nadzieję, że mają. Jednak ta dwójka była najbardziej upartym duetem, jaki znałem.
– Nie. I rusz swój gwiaździsty tyłek. Ty też Rycerzyku. Fury zwołał zebranie – mruknęła znudzona agentka.
Kiwnąłem głową mając nadzieję, że nie jest to nic poważnego.
***
W sobotę rano nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Pisząc szybkiego smsa do Bucky'ego, wyszedłem z domu i wsiadłem na swój motor. Pierwsze miejsce, które przyszło mi do głowy, to bar, w którym pracowała Chris. Modliłem się w duchu, by i nieznajoma, która wpadła w oko mojemu przyjacielowi, tam była.
Zaparkowałem i wszedłem do budynku. Odetchnąłem, czując zapach kawy i naleśników. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem Christeen, która ubrana jak zwykle w granatową sukienkę i biały fartuszek stała za ladą i rozmawiała z jakimś wysokim, wytatuowanym facetem. Nagle spojrzała na mnie i pomachała do mnie. Zdziwiłem się trochę jej reakcją, ale skinąłem jej głową. Facet, który stał obok niej, spojrzał na mnie groźnie, wyciągając coś na kształt tasaka. Drgnąłem, czując gęsią skórkę.
Podążyłem do stolika, przy którym ostatnio siedzieliśmy. Mile zaskoczony zauważyłem, że nieznajoma brunetka również siedzi w tym samym miejscu. Ponownie czytała tę samą książkę, co ostatnio. Wyciągnąłem telefon.
– Bucky, pospiesz się. Ona tu jest – szepnąłem, gdy odebrał połączenie.
– Steve. To nie jest śmieszne.
– Mówię serio. Rusz tyłek i masz tu być za minutę – powiedziałem tonem nie znoszącym sprzeciwu i rozłączyłem się.
Usiadłem na miejscu Bucky'ego i chowając się za menu, zacząłem przyglądać się dziewczynie. Chciałem wiedzieć, co przyciągnęło uwagę Bucky'ego.
Zwykła brunetka, włosy spięte w kucyk, niezbyt wysoka. Chyba miała niebieskie oczy, ale zasłaniała je książka. Ubrana w sukienkę w kwiatki i dżinsową kurtkę.
Nie rozumiałem Bucky'ego. To nie był typ dziewczyn, za którymi szalał w młodości.
Była inna.
– Jestem – wysapał mój przyjaciel, pojawiając się nagle obok mnie. Prychnąłem śmiechem, widząc w jakim był stanie. Dyszał, jakby był po maratonie.
– Spójrz.
Powiedziałem, kiwając głową w stronę dziewczyny. Chłopak zrobił to, co kazałem i jego reakcja była identyczna jak dwa dni temu. Blada cera, wybałuszone oczy... Z ust niemalże leciała ślinka.
Musiałem się mocno starać, by nie parsknąć śmiechem.
Nagle Chris podeszła do niej z zamówieniem, zasłaniając tym samym dziewczynę.
– Prosze. Oto twoje gofry.
– Dziękuję Chris. Nowa fryzura? Wyglądasz w niej świetnie - powiedziała brunetka odkładając książkę. Chwyciła za sos klonowy. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Dziękuję, Holly. Smacznego.
Gdy tylko Christeen odeszła, spojrzałem znacząco na Bucky'ego.
– Nie, nie mogę. – powiedział wstając ze swojego miejsca. Nim się zorientowałem znalazł się przy drzwiach z zamiarem opuszczenia baru. Złapałem go za łokieć.
– Jeśli chcesz, mogę sobie pójść. Ale porozmawiaj z nią. Proszę.
Barnes westchnął ponownie spoglądając na brunetkę.
Chwilę później znalazłem się w swoim mieszkaniu z nadzieją, że Bucky dotrzyma obietnicy.
Bucky Barnes
Siedziałem w tym barze, czując się niczym ostatni debil i zastanawiałem się, jak do niej zagadać. Z tego, co opowiadał mi Steve o moim dawnym życiu, nie miałem problemu z dziewczynami. Zwykła gadka, uśmieszek i była moja. Ale gdzieś w podświadomości czułem, że to nie wypali tym razem. Nie byłem tym samym Jamesem, co kiedyś. Ten świat, w którym się znajduję, też jest inny. Nawet nie pamiętam, jak to się robiło. Jedyną dziewczyną, z którą gadałem normalnie od 1943 roku, jeśli wieczne docinki można uznać za rozmowę, jest Natasha. Również patrząc na zachowanie Starka, można stwierdzić, że podryw to łatwa sprawa.
Jednak za każdym razem, gdy miałem podejść do Holly, czułem, jak paraliżuje mnie strach, a moja metalowa ręka jest jak zardzewiała. A to ja nazywałem Steve’a idiotą.
Ponownie przyjrzałem się brunetce, która żyła w swoim własnym świecie. Ignorowała wszystkich i to, co się dzieje wokół niej. Parsknąłem cichym śmiechem, gdy zorientowałem się, co robi ze swoim śniadaniem. Gofry, które wcześniej przyniosła jej Christeen, były pokrojone w paseczki różnych wielkości. Ułożone jedno na drugim miały chyba przedstawiać domek. Syrop klonowy, który prawie wylewał się z jej talerza, zapewne służył jej jako klej. Musiałem przyznać, że był to dość niespotykany widok, ale równocześnie uroczy.
W pewnym momencie westchnęła zirytowana, gdy po raz kolejny kawałek gofra opadł na talerz. Poprawiła rękawy kurtki i ponownie spróbowała "przykleić" fragment jej małego dzieła, który miał pełnić funkcję drzwi. Gdy jej starania nie odniosły sukcesu, odsunęła od siebie talerz i położyła głowę na stół.
W pewnym momencie wpadłem na pewien pomysł. Chwyciłem za wykałaczkę, która leżała w kubeczku. Siląc się na jakąkolwiek pewność siebie, wstałem od swojego stolika i podszedłem do Holly.
– Wiesz co... Spróbuj tak – szepnąłem, nie chcąc wystraszyć dziewczyny, która i tak słysząc mój głos podniosła gwałtownie głowę. Starając się zignorować jej nieufne spojrzenie, chwyciłem kawałek gofra i wetknąłem patyczek. – Działa jak zawiasy. – Uśmiechnąłem się zadowolony z siebie. Brunetka wykrzywiła głowę, oceniając mój wkład pracy.
– Dlaczego na to nie wpadłam?
Jej ciepły głos sprawił, że poczułem dreszcze na całym ciele. Gdy spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem, jej błękitne oczy zabłysły radością.
– Za bardzo byłaś skupiona na zadaniu.
Kiwnęła głową, po czym ponownie skupiła się na talerzu. Zrezygnowany brakiem dalszej rozmowy wsadziłem metalową dłoń do kieszeni bluzy i odwróciłem się do wyjścia. Nim jednak zdążyłem zrobić krok, dziewczyna chwyciła mnie za ramię. Spojrzałem na nią zaskoczony.
– Ja… bo ty... ugh – westchnęła zażenowana swoim ledwo zrozumiałym bełkotem. Wciągnęła powietrze. – Może chciałbyś się dosiąść? Zauważyłam, że siedzisz sam.
Musiałem się mocno postarać, by nie zacząć skakać z radości.
– Z przyjemnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest tu mile widziany :)

.
.
.
.
.
.
template by oreuis