sobota, 17 września 2016

Dziesięć

Pepper Potts
− Peeeeeep! Wychodź wreszcie; zaraz się posikaaaam!
Wywróciłam oczami, słysząc po raz kolejny jęki Jane. Przed spełnieniem jej prośby po raz ostatni zerknęłam w lustro i przygładziłam włosy. Z krytyką wpatrywałam się w mój ubiór. Zwykła biała bluzka z nadrukiem, o rozmiar za duże, szare dresy. To nie był mój styl. Czułam się dziwnie i obco, ale Christeen uparła się, że w babski wieczór ma być luźno i wygodnie. Zero eleganckiego ubioru. Najzwyklejszy dres.
Wychodząc z łazienki, westchnęłam głęboko. Oczekiwałam jakiejś reakcji Jane, ale ta tylko przepchnęła się obok mnie i wbiegła do toalety.
Szybko wyjęłam z torebki leżącej na łóżku telefon, odruchowo sprawdzając skrzynkę pocztową. Jeszcze zanim Jane wróciła wyciągnęłam spod łóżka kartonowe pudło po butach, w którym schowałam przed Tonym dwie butelki najlepszego wina kupionego specjalnie na ten wieczór.
Miałam wrażenie, że to i tak będzie o wiele za mało. Nie zapowiadała się świetna zabawa. Holly − od kiedy zgłosiła się do pilnowania razem z Brucem Lokiego na Alasce − była jak tykająca bomba. Dużo się denerwowała, chodziła zamyślona i rozkojarzona. Nigdy nie było wiadomo, kiedy nakrzyczy na ciebie za jakąś głupotę albo strzeli bezpodstawnego focha.
Nie dziwiłam jej się, ale z drugiej strony… czemu tak wyrwała się do przodu, kiedy padło pytanie, kto pojedzie z Bannerem pilnować Lokiego? Nie mogła zaczekać, aż przyjdzie kolej na Steve’a i pojechać z nim?
− Idziemy? − spytała nagle zza moich pleców Jane.
Kiwnęłam głową, wzięłam pudło pod pachę i wyszłyśmy z mojego pokoju.
Dość szybko przeszłyśmy do kuchni, gdzie Tony i Holly jedli jedną z chyba pięciu zamówionych pizz.
Jane widząc to, klasnęła z radości w dłonie i pobiegła, by przysiąść się do kalorycznej uczty.
− Już jest! Świetnie! Umieram z głodu!
Zaśmiałam się nerwowo próbując zignorować dziwne uczucie, które pojawiło się, gdy tylko zobaczyłam Tony’ego. Nagle zrobiło mi się gorąco. W gardle pojawiła się gula, gdy usłyszałam radosny śmiech Holly na puentę jakiegoś żartu Starka.
Naprawdę cieszyłam się, że wydoroślał ostatnimi czasy. Że przestał być... Starkiem. Przestał traktować swój zespół jak śmieci. Że ograniczył picie. Holly codziennie liczyła butelki whisky w jego barze i ostatnio znikało coraz mniej. To było to, czego chciałam. By Tony wydoroślał i się ogarnął. Z drugiej strony jednak coraz mniej się mną interesował, udawał wręcz, że mnie nie zna. Nie wiem, co w niego wstąpiło. Jeszcze parę tygodni temu błagał mnie, bym mu wybaczyła, a teraz zachowywał się, jakbym znów była dla niego pewnikiem. Stuprocentowym pewnikiem.
Z tęsknotą przyjrzałam się jego eleganckiemu ubraniu i ułożonych w "artystyczny" nieład włosach. Zmusiłam się do uśmiechu.
− No już, Tony, spadaj stąd. To babski wieczór, nie jesteś mile widziany − odgoniła go Jane, dopadając do pizzy.
− Już, już. − Wstał z pełnymi ustami, pożegnał się kilkoma słowami, a potem wyszedł, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
Zerknęłam na dziewczyny. Jane już na dobre zajęła się jedzeniem.
Drgnęłam, gdy zauważyłam świdrujące spojrzenie Holly, a mój uśmiech mimowolnie zszedł z twarzy. Usiadłam na wygrzanym krześle Tony’ego.
− Wszystko w porządku? − spytała Holly.
Zawahałam się i pokręciłam głową.
Po co miałam udawać?
− Nie wiem… Tony trochę… no, sama widzisz.
McCarter zaczęła mamrotać coś pod nosem. Chwilę później po kuchni rozniósł się dźwięk telefonu. Dziewczyna sięgnęła po sprzęt, po czym uśmiechnęła się. Szybko wystukała odpowiedź. Jane zerknęła jej przez ramię. Ja natomiast sięgnęłam po butelkę wina z pudełka. Musiałam się porządnie napić.
− Możemy już jechać do mnie − powiedziała Holly. − Chris wróciła. Taksówka czy Porshe?
− Porshe − stwierdziłyśmy chórem i wybuchnęłyśmy śmiechem.
Holly McCarter
− O cholera − zaklęła Christeen, która nagle pojawiła się w drzwiach. Oderwałam wzrok od kolejnego odcinka "Plotkary", by spojrzeć na swoją przyjaciółkę, która wyglądała jakby przebiegła maraton w myjni samochodowej. Parsknęłam śmiechem i wyłączyłam telewizor, i tak zagłuszany przez resztę dziewczyn.
"Impreza" już dawno zdążyła się rozkręcić. Pepper, tańcząc i fałszując na cały Manhattan, kończyła już butelkę wina. Pomijam fakt, że pomiędzy mimi znalazło się jeszcze miejsce na wódkę. Panna Pots może i miała mocną głowę, ale nawet po takiej ilości alkoholu coś musiało ją tknąć. Zwłaszcza, że nie miała najlepszego humoru. Na zmianę śmiała się i płakała. Jane natomiast leżała na kanapie, narzekając na wszystko z przerwami na wymioty. Na szczęście na dywanie leżała miska. Zmarszczyłam nos, czując po raz kolejny obrzydliwy smród. Podeszłam do niej zabierając jej ciemne włosy z miski.
− Zostało coś dla mnie? − zaśmiała się Chris po pierwszym szoku. Rozejrzałam się po pokoju. Widząc leżące na podłodze puste butelki, wzruszyłam ramionami.
− Sprawdź w lodówce. Powinno coś być.
− Nic nie piłaś?
− Pięć tysięcy kilometrów w samolocie z kacem? Podziękuję.
Dziewczyna zaśmiała się i zerknęła na telefon, który miała w dłoni.
− Steve pyta się, czy dotarłam do mieszkania − powiedziała, widząc moje pytające spojrzenie.
Uśmiechnęłam się. Już miałam wypytywać o szczegóły ich randki, lecz przerwał mi huk. Zaskoczone spojrzałyśmy na Pepper, która jak długa poleciała na podłogę, potykając się o swoje nogi. Podniosła kciuk w górę, dając nam przy tym niewyraźnie znać, że nic jej nie jest.
Westchnęłam i razem z Chris podeszłyśmy do rudej, by pomóc jej wstać.
− Ty, ona śpi! − szepnęła z niedowierzaniem moja przyjaciółka.
Parsknęłam śmiechem, a zaraz potem odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na zegarek na lewym nadgarstku. Była trzecia w nocy. Wróciłam do kanapy, na której leżała Jane. Wzięłam wolną poduszkę i koc, po czym przykryłam nim Pepper.
Loki Laufeyson
Moim nowym domem na najbliższy czas została Alaska. Nie mogłem jednak podziwiać pięknych, zimowych krajobrazów, bo prosto z samolotu zostałem przeprowadzony do podziemnego laboratorium. Nie ma jednak tego złego − w końcu miałem aż rok na wydostanie się z tego sterylnego więzienia. Jestem pewien, że wystarczyłby miesiąc. Z taką ilością czasu mogę przekupić kilku strażników i obmyślić plan idealny!
Zostałem zaprowadzony do swojego nowego pokoju, gdzie zdjęto ze mnie kajdanki z obrożą, a w zamian założono dziwną bransoletkę, która małymi igiełkami wbiła się w moją skórę i idealnie dopasowała do nadgarstka.
Ugh. Ohydna technologia.
Potem panowie, którzy mnie eskortowali, wyszli, zamykając za mną drzwi na klucz.
Moja sypialnia była naprawdę minimalistyczna. Granatowe ściany, jednolita podłoga bez żadnych łączeń, która imitowała drewno. Pod hologramowym oknem z widoczkiem na góry stało łóżko z kremową pościelą. Obok drzwi blat jakby wyrastający ze ściany oraz krzesło przytwierdzone do podłogi na stałe. Prawdopodobnie tak samo jak łóżko. Na półce wyżej kilka książek, jakieś rzeczy do pisania, radio…
Przytulnie, nie powiem.
Za zamkniętymi drzwiami odnalazłem łazienkę, która miała nawet lustro i ciepłą wodę.
W całym pokoju nie było jednak szafy, więc domyśliłem się, że ubrania będą mi dostarczane codziennie, tak jak jedzenie.
Położyłem się na łóżku, wbijając wzrok w sufit.
***
− Masz gościa − odezwał się zza drzwi Mike, jeden z moich prywatnych strażników.
Podniosłem wzrok znad książki, zdziwiony. Oczy niemal wyszły mi z orbit, kiedy przez drzwi przeszedł nie kto inny jak dziewczyna, którą porwałem.
− Dziękuję panu bardzo − powiedziała Mike’owi, zamykając drzwi. Nim zdjęła rękę z klamki, zmierzyła mnie wzrokiem.
− Witam, moja droga. − Uśmiech zagościł na mojej twarzy. − Co cię sprowadza w te zimne rejony?
Ciekawe czy załapała, że miałem na myśli nie tylko Alaskę, ale i mnie.
− Przyszłam po odpowiedzi. Szczere odpowiedzi.
Tak, to było dość oczywiste. Odłożyłem książkę na parapet i usiadłem w poprzek łóżka, opierając się o ścianę.
− Zapraszam. Jestem otwartą księgą.
Dziewczyna przełknęła ślinę i podeszła kilka kroków, ale tylko do biurka. Spojrzała na notatki, które zostawiłem rozsypane na blacie, ale szybko odwróciła od nich wzrok.
− Przede wszystkim: dlaczego mnie uwolniłeś?
− Nie widziałaś tego w moich wspomnieniach?
Pokręciła głową, siadając na krześle. Założyła nogę na nogę, jej zgrabne łydki ukrywały się pod grubymi rajstopami.
− Widziałam tylko daleką przeszłość, nie ostatnie tygodnie.
Ucieszyła mnie ta wieść. To oznaczało, że nie wiedziała o moim planie dotyczącym jej mocy.
− Nie potrzebowałem ofiar z ludzi. − Wzruszyłem ramionami. − Chciałem tylko uciec. Zostawiając braciszkowi ciebie miałem pewność, że zamiast mnie szukać zajmie się ratowaniem ciebie.
Dziewczyna uniosła lekko brodę, zamyślając się.
− To brzmi rozsądnie.
Zaśmiałem się.
− Co ty nie powiesz… to teraz ty mi odpowiedz na pytanie: przyjaciele nie wiedzą o twojej mocy, prawda?
Spojrzała na mnie ostro.
− To ja zadaję pytania − odparła. − Nie będę odpowiadała na twoje.
− Chyba nie myślałaś, że dam ci cokolwiek za darmo? Też chcę wiedzieć, moja droga. Informacja to cenna rzecz.
Wiedziała, że mam rację i długo nie musiałem czekać na odpowiedź.
− Nie wiedzą. Nie chwalę się tym. Jak już powiedziałeś, informacja to cenna rzecz. Kolejne pytanie… − Tu lekko się zawahała. − Mógłbyś zrobić mi krzywdę?
Parsknąłem śmiechem, myśląc, że to żart, ale ona była całkiem poważna.
− A co, kochanie, liczysz na gorącą noc, ale boisz się poprosić?
− Nie. Na drugie twoje pytanie już odpowiedziałam, teraz ty odpowiedz na moje.
Uśmiechnęła się nieznacznie, ciesząc się, że mnie “przechytrzyła”. Posłałem jej przeciągłe spojrzenie, które z łatwością wytrzymała.
Coś się w niej zmieniło. Nie wiem kiedy i jak, ale nabrała odwagi i pewności. Jak bardzo chciałbym teraz wejść w jej umysł i zobaczyć, o czym myśli! Skąd ta zmiana. I dowiedzieć się, po co jej te odpowiedzi.
Wstałem i powoli do niej podszedłem. Schyliłem się i przysunąłem tak blisko, że niemal stykaliśmy się nosami, a ona nie ważyła się nawet drgnąć.
− Tak. Skrzywdziłbym cię i nawet nie poczuł wyrzutów sumienia − wyszeptałem. − Choćby tu i teraz.
Delikatnie przesunąłem ręką po jej szyi, obejmując ją palcami. Bez przerwy patrzyłem w jej niebieskie oczy, a ona patrzyła w moje. Jej pewność siebie słabła, choć dziwiło mnie, że jeszcze nie wołała o pomoc.
Nakryła moją dłoń swoją i przybliżyła się tak, że byłem zmuszony przycisnąć rękę mocniej do jej szyi.
− A ja myślę, że nie zabiłbyś mnie. Nawet, gdyby nie powstrzymywała cię ta bransoleta.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, aż wreszcie wyprostowałem się i odsunąłem. Ona również wstała.
− Miłego dnia − życzyła i wyszła.
Cóż…
Chyba zaczynała mi imponować.
Holly McCarter
Chyba właśnie zrobiłam najgłupszą rzecz w moim życiu.


1 komentarz:

  1. No proszę, proszę. Babski wieczór z Pepper i Jane chyba można uznać za udany xD Jak rudzielec zwalił się na podłogę, to myślałam, że zaraz umrę ze śmiechu :D
    Choć i tak najbardziej podobał mi się fragment z Lokim i to, jak odważna i pewna siebie była Holly. No i jeszcze jej ostatnie zdanie, idealne zakończenie rozdział ;-)
    Już nie mogę się doczekać nexta ;-)
    Pozdrawiam i weny życzę :-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest tu mile widziany :)

.
.
.
.
.
.
template by oreuis