sobota, 8 października 2016

Jedenaście

Holly McCarter
Za każdym razem, kiedy myślałam o Brusie, mimowolnie robiło mi się żal, a serce wypełniało współczucie. Co prawda głupio mi było myśleć o tym dojrzałym, dorosłym mężczyźnie jak o zagubionym w świecie nastolatku, który nie może znaleźć swojego cichego kąta, ale nie zależało to ode mnie. Tak go po prostu postrzegałam.
Wiedziałam o uczuciu, jakie do mnie żywił. Ciężko je było przeoczyć. A to tylko jeszcze wzmagało moje współczucie. Widziałam w jego oczach smutek za każdym razem, gdy patrząc na mnie, uświadamiał sobie, że nigdy nie będę jego. Widziałam dystans i spokój z jakim był we mnie zakochany; cichą akceptację tego stanu.
Nigdy tak na prawdę niczego mi nie wyznał, a i ja nie poruszałam tematu jego uczuć do mnie. W końcu to była jego sprawa. Jeśli nie chciał mi o nich mówić − trudno. Poza tym tak było lepiej. Dopóki nie wiedział oficjalnie, że nie odwzajemniam jego uczucia, zapewne mniej bolało. W końcu zawsze pozostawała mu nadzieja, prawda? Nadzieja.
Żałowałam, że miał jedynie nadzieję.
Ale nie mogłam na siłę zmienić swoich uczuć.
Chrupałam serowe chipsy, siedząc na niewielkim stoliczku i zerkając na Bruce’a. Ten z kolei rozłożył się na obrotowym krześle z wymiętą koszulą i wpatrywał się tępo w ekrany na ścianie pokazujące Lokiego w jego pokoju.
Siedzenie na Alasce było nudne. Mijał już dopiero tydzień, czyli połowa czasu wyznaczonego do pilnowania Lokiego, a ja już nie miałam co robić. Jak się okazało, oglądanie seriali to rozrywka na najwyżej trzy dni. Potem i to robi się męczące.
− Podzieliłabyś się chrupkami − zagaił Bruce, odwracając się na krześle. Głowę oparł na ręce, leżąc w pozornie niewygodnej pozycji.
− Będziesz gruby − odparłam, wystawiając w jego stronę paczkę.
Wziął garść chipsów i odwrócił się z powrotem do ekranu.
− Ja już jestem gruby.
− No to będziesz jeszcze grubszy. W takim wieku trzeba o siebie dbać, staruszku.
Zaśmiałam się, ale on nie.
− Jak myślisz, o czym on tam tak myśli? − spytał zamiast tego po jakimś czasie.
Przyjrzałam się sylwetce Lokiego, który właśnie przechadzał się po swoim pokoju w kółko, czytając książkę.
− Pewnie zastanawia się, o czym my tak myślimy, obserwując go. − Zachichotałam. − Albo wymyśla plan ucieczki, nie wiem. Albo po prostu czyta dobrą książkę i nie myśli o niczym.
− Meh. Tacy jak oni zawsze o czymś myślą.
Znów zapadła cisza, ale po raz kolejny Bruce odezwał się dopiero po kilku minutach:
− Nie wiem, czy powinienem pytać… − Odwrócił się w moją stronę. − Ale co robiłaś przedwczoraj u Lokiego?
Zawahałam się, a chipsy nagle utworzyły w moim gardle gulę, którą z trudnością przełknęłam. Byłam pewna, że w tamtym czasie nikogo nie było w tym pokoju, że nikt nie obserwował Lokiego. Sama o to zadbałam. Jak to się niby stało, że Bruce się dowiedział?
− Musiałam się czegoś dowiedzieć − odparłam powoli, strzepując okruszki z palców.
Musiałam się dowiedzieć, jak dużą więź utworzył między nami fakt, że poznałam przeszłość Lokiego. Jak dużą przewagę mi to dało. Jak bardzo zmieniło to jego stosunek do mnie.
Cóż, jego stosunek nie zmienił się od samego poznania jego przeszłości. Ale na pewno to, jak wiele odwagi w sobie wtedy znalazłam − żeby stanąć z nim prawie jak równy z równym; jakbym nie mierzyła się z bogiem kłamstw, z mordercą… to już na pewno na niego wpłynęło. Myślę, że zarobiłam sobie u niego trochę punktów.
− To miało związek z tamtym porwaniem? − zapytał Bruce.
Pokiwałam głową, a on wyprostował się na krześle.
− Słuchaj, tak na prawdę aż tak mnie to nie interesuje. Chciałem tylko powiedzieć, że to było skrajnie niebezpieczne. Nie mogłaś poprosić, żeby ktoś cię przypilnował? Żebym ja cię przypilnował? Mogła ci się stać krzywda!
Spuściłam wzrok niby skruszona.
− Wątpię. Mamy takie środki bezpieczeństwa, że nie mógłby nawet krzywo na mnie spojrzeć.
− Co nie zmienia faktu, że lepiej dmuchać na zimne. Nie mówimy tu o jakimś tam zwykłym mordercy. Tylko o chyba najbardziej niebezpiecznej istocie na świecie.
Wywróciłam oczami.
− Ale nic się nie stało, okej? Możemy o tym nie mówić? Wiem, że to było nieodpowiedzialne, ale nie jestem dzieckiem. Koniec, kropka.
Bruce spojrzał na mnie spod uniesionej brwi, a potem powoli odwrócił się do ekranów.
− Jakby co, to pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Zawsze.
− Wiem.
***
Kiedy Pepper przyleciała na Alaskę ze Stevem, przez chwilę zastanawiałam się, czy to na pewno ona. Nie chciałam jednak dać niczego po sobie poznać, więc natychmiast uśmiechnęłam się szeroko, przytuliłam ją na powitanie. Potem równie wesoło powitałam Kapitana, który również nie wyglądał najlepiej. On jednak raczej z powodu tego, że od czasu tamtego wypadku latanie samolotem (a tym bardziej w zimniejszych rejonach Ziemi) nie było dla niego przyjemne.
Temat kiepskiego wyglądu Pep − podkrążone oczy, łupież i szara cera − wypłynął przy śniadaniu, które zjadłyśmy razem w moim pokoju, który teraz miała przejąć kobieta. Potts wydawała się rozkojarzona i nawet nie zauważyła, kiedy włożyła do buzi widelec bez jedzenia. Obudziła się dopiero, gdy ugryzła widelec. Wyjęła go z jękiem bólu.
− Cholera.
Spojrzałam na nią spod ściągniętych brwi. Normalnie pewnie zaczęłabym się śmiać, ale teraz poważnie się o nią martwiłam.
− Nic ci nie jest?
− Nie. Nie, jest okej.
− Coś się stało? Nie chciałam ci tego mówić, ale, no, wyglądasz, jakby cię coś trapiło.
Pepper westchnęła.
− To tylko Stark. − Schowała twarz w dłoniach; być może, żeby zasłonić łzy. − Mam przez niego tylko coraz więcej problemów. Zachowuje się, jakbym w ogóle go nie obchodziła, jakby nic nas nie łączyło, nawet przeszłość. Poza tym robi jakieś dziwne rzeczy. Przestał pić, zrobił się miły… tylko ma jakby napady gniewu… nie wiem, jak to nazwać. Jak robi się zły, to lepiej koło niego nie stać. No i znika na całe godziny, nie wiadomo gdzie. I wiesz, nie do baru, jak zazwyczaj. Po prostu wychodzi i już nigdzie nie można go znaleźć. Nawet się nie dodzwonisz.
Milczałam, nie wiedząc co powiedzieć. Mogłam ją jakoś pocieszyć? Złagodzić ból?
− Może… no nie wiem, może powinnaś z nim o tym porozmawiać?
Pepper opuściła ręce i zobaczyłam, że jej oczy były suche. No cóż, zawsze była silną kobietą.
− Myślisz, że nie próbowałam? Stwierdził, że może nasz związek nie ma dalej sensu. Rozumiesz? Nie ma sensu! Po tym wszystkim… Nie mogę, po prostu nie mogę w to uwierzyć. Niby skoro nie chce dalej tego ciągnąć to okej, nie zatrzymam go na siłę. Ale nie daje mi to spokoju, że od złapania Lokiego tak nagle się zmienił. Wiem, że powinnam zapomnieć, ale nie potrafię.
− Nie mam pojęcia, jak ci pomóc − wyznałam. − Chcesz, żebym tu z tobą została? To żaden pro…
− Nie, nie musisz. Dam radę. Nie chcę, żebyś musiała siedzieć przy Lokim choćby dzień dłużej. Wiem, że dla ciebie też to musi być trudne. Po prostu mówię ci o tym, żebyś się nie zdziwiła po powrocie. Naprawdę powinnaś na niego uważać.
***
Pepper nie znikała z moich myśli aż do lądowania w Nowym Jorku. Tam pożegnałam się z Brucem, a potem taksówką wróciłam do domu, gdzie z obiadem czekała już Chris. W wejściu zobaczyłam, jak tańczy w kuchni, mieszając coś na patelni i śpiewając na całe gardło. Kiedy odwróciła się i mnie zobaczyła, nagle zastygła.
− Holly! Wreszcie jesteś!
− Nie, nie ma mnie − odparłam ze śmiechem. Zamknęłam drzwi i porzuciłam walizkę na podłodze. Podeszłam do kuchni i usiadłam przy stole, zaciągając się zapachem. W laboratoriach nie było takich domowych obiadków.
− Co tam dobrego gotujesz?
− Spaghetti.
Piosenka, którą słuchała Chris ucichła, a potem włączyła się od nowa.
− Mam dwa nowe obrazy − pochwaliła się dziewczyna. − Są na górze, jeśli chcesz zobaczyć.
− Uuu, idę.
Jak łatwo mogłam się domyślić, jeden (niewielki) był portretem Steve’a, a drugi ładną, romantyczną, górską scenerią z kwitnącymi kwiatami na pierwszym planie. Chris była zabujana po uszy…
***
Kolejnego dnia musiałam już niestety iść do pracy − nie ma lekko. Obawiałam się spotkania ze Starkiem, lecz kiedy już się z nim przywitałam, wszystko wróciło do normy. Był miły, w tym Pepper się nie myliła, ale z jej opisu wynikało, że to nic dobrego, że był niepokojąco miły. Ale tak naprawdę nie zmienił się wiele od Tony’ego z kilku dni przed moim wylotem na Alaskę.
A ten Stark naprawdę mi się podobał. Dawał mi akurat tyle pracy, żebym nie zostawała po godzinach i jeszcze mogłam sobie zrobić przerwę. I nie musiałam odwoływać nic na ostatnią chwilę. Jego budżet też jakby wyglądał coraz lepiej, choć i tak liczby, które tam widniały, od zawsze były dla mnie czymś kosmicznym. Jak można było mieć tyle kasy?!
Po ośmiu godzinach chciałam już wyjść ze Stark Tower, ale Stark zatrzymał mnie w drzwiach.
− Holly? Mogę mieć do ciebie jeszcze ostatnią prośbę przed wyjściem?
− Chyba tak. Co mam zrobić?
− U ciebie w biurze leży na wierzchu niebieski segregator. Podasz mi go? Jestem przywalony papierami, niezbyt nawet mogę wstać.
Zgodziłam się z ulgą, że to nic wielkiego.
Kiedyś pewnie kazałabym mu się wypchać, a dopiero potem podała, żeby nie stracić roboty.
Wzięłam segregator z biurka i podałam mu go. Nasze koniuszki palców na chwilę się złączyły, a mi nagle obraz przed oczami się zamazał.
Nie poczułam nawet jak upadam na ziemię, bo już znajdowałam się w wizji.
Byłam w dziwnym miejscu. Cichym, zimnym, szarym… Przede mną − przed Starkiem − stała wyniosła Azjatka w długim futrze.
− Tak, Stark siedzi w celi. − Uśmiechnęła się lekko. − Jest naprawdę przerażony, że umarł. Nie wie, co się dzieje.
Śmieję się z satysfakcją.
− Teraz zostaje już tylko znaleźć Lokiego − mówię. − Trzymają go w Stark Tower… trzeba to tylko załatwić tak, żeby pomyśleli, że uciekł albo zdechł.
− A po co? − zdziwiła się kobieta, a potem roześmiała. − Ta planeta i tak zaraz zniknie! Nikt nie będzie pamiętał o moim ojcu!
− Nie lepiej jednak zachować ostrożność? Gdyby Avengers się dowiedzieli, mogliby pokrzyżować nasze plany zanim zniszczysz Ziemię.
− Nie, nie wydaje mi się − zaprzeczyła kobieta, podchodząc do mnie, co wyraźnie mnie podnieciło. Dalsze słowa przestały mieć znaczenie. − To byłaby tylko strata sił. A ty chyba jak najszybciej chcesz wrócić na swoją Ziemię, prawda?
Wizja nagle zniknęła, a ja zobaczyłam przed sobą twarz Starka…
CO TO, KURWA, MIAŁO ZNACZYĆ?!

>Następny rozdział!<

5 komentarzy:

  1. Gdybym była na miejscu Holly, pewnie miałabym taką samą reakcję xD Ale dobrze, że prawda o Tonym można powiedzieć prawie wyszła na jaw, no i że mieliśmy mały fragment z mocami Holly :D Strasznie żal mi Pepper. Tak trochę przypomina mi się Tony z początku opowiadania. W końcu też był przybity jej odejściem, no chwilowym odejściem można rzec. A teraz ona cierpi... To takie smutne :-( A najgorsze jest to, że rani ją nie ten Tony... No, ale mamy jeszcze zakochanego, niestety bez wzajemności Bruce'a. Ten to zawsze ma pod górkę xD
    No nic, czekam na nexta ;-)
    Pozdrowionka i weny życzę dziewczyny :-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to mniej weny potrzeba, a bardziej czasu, ale mimo wszystko dzięki! :D
      Pozdrawiamy również :)

      Usuń
  2. Zostałaś nominowana do LBA!
    http://wielkadrakawwwe.blogspot.com/p/liebster-award.html
    PS: Przy okazji zapraszam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej ;)
    Biedna Pepper :/. Tyle ucierpiała, a Stark tak ją potraktował. Powinna mocno mu przywalić. I on stał się MIŁY?! Podejrzane.
    Holly to bardzo ciekawa postać. Nie tylko musi znosić humorki Starka pracując w jego firmie to jeszcze zna Avengersów. ^.^ zazdroszczę.
    Podoba mi się twój styl pisania. Bardzo ładny i lekki.
    Kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest tu mile widziany :)

.
.
.
.
.
.
template by oreuis