Holly McCarter
Za każdym razem, kiedy
myślałam o Brusie, mimowolnie robiło mi się żal, a serce wypełniało
współczucie. Co prawda głupio mi było myśleć o tym dojrzałym, dorosłym
mężczyźnie jak o zagubionym w świecie nastolatku, który nie może znaleźć
swojego cichego kąta, ale nie zależało to ode mnie. Tak go po prostu
postrzegałam.
Wiedziałam o uczuciu, jakie do mnie
żywił. Ciężko je było przeoczyć. A to tylko jeszcze wzmagało moje
współczucie. Widziałam w jego oczach smutek za każdym razem, gdy patrząc
na mnie, uświadamiał sobie, że nigdy nie będę jego. Widziałam dystans i
spokój z jakim był we mnie zakochany; cichą akceptację tego stanu.
Nigdy tak na prawdę niczego mi nie wyznał, a i ja nie poruszałam
tematu jego uczuć do mnie. W końcu to była jego sprawa. Jeśli nie chciał
mi o nich mówić − trudno. Poza tym tak było lepiej. Dopóki nie wiedział
oficjalnie, że nie odwzajemniam jego uczucia, zapewne mniej bolało. W
końcu zawsze pozostawała mu nadzieja, prawda? Nadzieja.
Żałowałam, że miał jedynie nadzieję.
Ale nie mogłam na siłę zmienić swoich uczuć.
Chrupałam serowe chipsy, siedząc na niewielkim stoliczku i zerkając
na Bruce’a. Ten z kolei rozłożył się na obrotowym krześle z wymiętą
koszulą i wpatrywał się tępo w ekrany na ścianie pokazujące Lokiego w
jego pokoju.
Siedzenie na Alasce było nudne. Mijał
już dopiero tydzień, czyli połowa czasu wyznaczonego do pilnowania
Lokiego, a ja już nie miałam co robić. Jak się okazało, oglądanie
seriali to rozrywka na najwyżej trzy dni. Potem i to robi się męczące.
− Podzieliłabyś się chrupkami − zagaił Bruce, odwracając się na
krześle. Głowę oparł na ręce, leżąc w pozornie niewygodnej pozycji.
− Będziesz gruby − odparłam, wystawiając w jego stronę paczkę.
Wziął garść chipsów i odwrócił się z powrotem do ekranu.
− Ja już jestem gruby.
− No to będziesz jeszcze grubszy. W takim wieku trzeba o siebie dbać, staruszku.
Zaśmiałam się, ale on nie.
− Jak myślisz, o czym on tam tak myśli? − spytał zamiast tego po jakimś czasie.
Przyjrzałam się sylwetce Lokiego, który właśnie przechadzał się po swoim pokoju w kółko, czytając książkę.
−
Pewnie zastanawia się, o czym my tak myślimy, obserwując go. −
Zachichotałam. − Albo wymyśla plan ucieczki, nie wiem. Albo po prostu
czyta dobrą książkę i nie myśli o niczym.
− Meh. Tacy jak oni zawsze o czymś myślą.
Znów zapadła cisza, ale po raz kolejny Bruce odezwał się dopiero po kilku minutach:
− Nie wiem, czy powinienem pytać… − Odwrócił się w moją stronę. − Ale co robiłaś przedwczoraj u Lokiego?
Zawahałam
się, a chipsy nagle utworzyły w moim gardle gulę, którą z trudnością
przełknęłam. Byłam pewna, że w tamtym czasie nikogo nie było w tym
pokoju, że nikt nie obserwował Lokiego. Sama o to zadbałam. Jak to się
niby stało, że Bruce się dowiedział?
− Musiałam się czegoś dowiedzieć − odparłam powoli, strzepując okruszki z palców.
Musiałam
się dowiedzieć, jak dużą więź utworzył między nami fakt, że poznałam
przeszłość Lokiego. Jak dużą przewagę mi to dało. Jak bardzo zmieniło to
jego stosunek do mnie.
Cóż, jego stosunek nie zmienił
się od samego poznania jego przeszłości. Ale na pewno to, jak wiele
odwagi w sobie wtedy znalazłam − żeby stanąć z nim prawie jak równy z
równym; jakbym nie mierzyła się z bogiem kłamstw, z mordercą… to już na
pewno na niego wpłynęło. Myślę, że zarobiłam sobie u niego trochę
punktów.
− To miało związek z tamtym porwaniem? − zapytał Bruce.
Pokiwałam głową, a on wyprostował się na krześle.
−
Słuchaj, tak na prawdę aż tak mnie to nie interesuje. Chciałem tylko
powiedzieć, że to było skrajnie niebezpieczne. Nie mogłaś poprosić, żeby
ktoś cię przypilnował? Żebym ja cię przypilnował? Mogła ci się stać krzywda!
Spuściłam wzrok niby skruszona.
− Wątpię. Mamy takie środki bezpieczeństwa, że nie mógłby nawet krzywo na mnie spojrzeć.
−
Co nie zmienia faktu, że lepiej dmuchać na zimne. Nie mówimy tu o
jakimś tam zwykłym mordercy. Tylko o chyba najbardziej niebezpiecznej
istocie na świecie.
Wywróciłam oczami.
−
Ale nic się nie stało, okej? Możemy o tym nie mówić? Wiem, że to było
nieodpowiedzialne, ale nie jestem dzieckiem. Koniec, kropka.
Bruce spojrzał na mnie spod uniesionej brwi, a potem powoli odwrócił się do ekranów.
− Jakby co, to pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Zawsze.
− Wiem.
***
Kiedy
Pepper przyleciała na Alaskę ze Stevem, przez chwilę zastanawiałam się,
czy to na pewno ona. Nie chciałam jednak dać niczego po sobie poznać,
więc natychmiast uśmiechnęłam się szeroko, przytuliłam ją na powitanie.
Potem równie wesoło powitałam Kapitana, który również nie wyglądał
najlepiej. On jednak raczej z powodu tego, że od czasu tamtego wypadku
latanie samolotem (a tym bardziej w zimniejszych rejonach Ziemi) nie
było dla niego przyjemne.
Temat kiepskiego wyglądu Pep −
podkrążone oczy, łupież i szara cera − wypłynął przy śniadaniu, które
zjadłyśmy razem w moim pokoju, który teraz miała przejąć kobieta. Potts
wydawała się rozkojarzona i nawet nie zauważyła, kiedy włożyła do buzi
widelec bez jedzenia. Obudziła się dopiero, gdy ugryzła widelec. Wyjęła
go z jękiem bólu.
− Cholera.
Spojrzałam na nią spod ściągniętych brwi. Normalnie pewnie zaczęłabym się śmiać, ale teraz poważnie się o nią martwiłam.
− Nic ci nie jest?
− Nie. Nie, jest okej.
− Coś się stało? Nie chciałam ci tego mówić, ale, no, wyglądasz, jakby cię coś trapiło.
Pepper westchnęła.
−
To tylko Stark. − Schowała twarz w dłoniach; być może, żeby zasłonić
łzy. − Mam przez niego tylko coraz więcej problemów. Zachowuje się,
jakbym w ogóle go nie obchodziła, jakby nic nas nie łączyło, nawet
przeszłość. Poza tym robi jakieś dziwne rzeczy. Przestał pić, zrobił się
miły… tylko ma jakby napady gniewu… nie wiem, jak to nazwać. Jak robi
się zły, to lepiej koło niego nie stać. No i znika na całe godziny, nie
wiadomo gdzie. I wiesz, nie do baru, jak zazwyczaj. Po prostu wychodzi i
już nigdzie nie można go znaleźć. Nawet się nie dodzwonisz.
Milczałam, nie wiedząc co powiedzieć. Mogłam ją jakoś pocieszyć? Złagodzić ból?
− Może… no nie wiem, może powinnaś z nim o tym porozmawiać?
Pepper opuściła ręce i zobaczyłam, że jej oczy były suche. No cóż, zawsze była silną kobietą.
−
Myślisz, że nie próbowałam? Stwierdził, że może nasz związek nie ma
dalej sensu. Rozumiesz? Nie ma sensu! Po tym wszystkim… Nie mogę, po
prostu nie mogę w to uwierzyć. Niby skoro nie chce dalej tego ciągnąć to
okej, nie zatrzymam go na siłę. Ale nie daje mi to spokoju, że od
złapania Lokiego tak nagle się zmienił. Wiem, że powinnam zapomnieć, ale
nie potrafię.
− Nie mam pojęcia, jak ci pomóc − wyznałam. − Chcesz, żebym tu z tobą została? To żaden pro…
−
Nie, nie musisz. Dam radę. Nie chcę, żebyś musiała siedzieć przy Lokim
choćby dzień dłużej. Wiem, że dla ciebie też to musi być trudne. Po
prostu mówię ci o tym, żebyś się nie zdziwiła po powrocie. Naprawdę
powinnaś na niego uważać.
***
Pepper nie
znikała z moich myśli aż do lądowania w Nowym Jorku. Tam pożegnałam się
z Brucem, a potem taksówką wróciłam do domu, gdzie z obiadem czekała
już Chris. W wejściu zobaczyłam, jak tańczy w kuchni, mieszając coś na
patelni i śpiewając na całe gardło. Kiedy odwróciła się i mnie
zobaczyła, nagle zastygła.
− Holly! Wreszcie jesteś!
−
Nie, nie ma mnie − odparłam ze śmiechem. Zamknęłam drzwi i porzuciłam
walizkę na podłodze. Podeszłam do kuchni i usiadłam przy stole,
zaciągając się zapachem. W laboratoriach nie było takich domowych
obiadków.
− Co tam dobrego gotujesz?
− Spaghetti.
Piosenka, którą słuchała Chris ucichła, a potem włączyła się od nowa.
− Mam dwa nowe obrazy − pochwaliła się dziewczyna. − Są na górze, jeśli chcesz zobaczyć.
− Uuu, idę.
Jak
łatwo mogłam się domyślić, jeden (niewielki) był portretem Steve’a, a
drugi ładną, romantyczną, górską scenerią z kwitnącymi kwiatami na
pierwszym planie. Chris była zabujana po uszy…
***
Kolejnego
dnia musiałam już niestety iść do pracy − nie ma lekko. Obawiałam się
spotkania ze Starkiem, lecz kiedy już się z nim przywitałam, wszystko
wróciło do normy. Był miły, w tym Pepper się nie myliła, ale z jej opisu
wynikało, że to nic dobrego, że był niepokojąco miły. Ale tak naprawdę
nie zmienił się wiele od Tony’ego z kilku dni przed moim wylotem na
Alaskę.
A ten Stark naprawdę mi się podobał. Dawał mi
akurat tyle pracy, żebym nie zostawała po godzinach i jeszcze mogłam
sobie zrobić przerwę. I nie musiałam odwoływać nic na ostatnią chwilę.
Jego budżet też jakby wyglądał coraz lepiej, choć i tak liczby, które
tam widniały, od zawsze były dla mnie czymś kosmicznym. Jak można było
mieć tyle kasy?!
Po ośmiu godzinach chciałam już wyjść ze Stark Tower, ale Stark zatrzymał mnie w drzwiach.
− Holly? Mogę mieć do ciebie jeszcze ostatnią prośbę przed wyjściem?
− Chyba tak. Co mam zrobić?
− U ciebie w biurze leży na wierzchu niebieski segregator. Podasz mi go? Jestem przywalony papierami, niezbyt nawet mogę wstać.
Zgodziłam się z ulgą, że to nic wielkiego.
Kiedyś pewnie kazałabym mu się wypchać, a dopiero potem podała, żeby nie stracić roboty.
Wzięłam
segregator z biurka i podałam mu go. Nasze koniuszki palców na chwilę
się złączyły, a mi nagle obraz przed oczami się zamazał.
Nie poczułam nawet jak upadam na ziemię, bo już znajdowałam się w wizji.
Byłam w dziwnym miejscu. Cichym, zimnym, szarym… Przede mną − przed Starkiem − stała wyniosła Azjatka w długim futrze.
− Tak, Stark siedzi w celi. − Uśmiechnęła się lekko. − Jest naprawdę przerażony, że umarł. Nie wie, co się dzieje.
Śmieję się z satysfakcją.
−
Teraz zostaje już tylko znaleźć Lokiego − mówię. − Trzymają go w Stark
Tower… trzeba to tylko załatwić tak, żeby pomyśleli, że uciekł albo
zdechł.
− A po co? − zdziwiła się kobieta, a potem roześmiała. − Ta planeta i tak zaraz zniknie! Nikt nie będzie pamiętał o moim ojcu!
−
Nie lepiej jednak zachować ostrożność? Gdyby Avengers się dowiedzieli,
mogliby pokrzyżować nasze plany zanim zniszczysz Ziemię.
−
Nie, nie wydaje mi się − zaprzeczyła kobieta, podchodząc do mnie, co
wyraźnie mnie podnieciło. Dalsze słowa przestały mieć znaczenie. − To
byłaby tylko strata sił. A ty chyba jak najszybciej chcesz wrócić na
swoją Ziemię, prawda?
Wizja nagle zniknęła, a ja zobaczyłam przed sobą twarz Starka…
CO TO, KURWA, MIAŁO ZNACZYĆ?!
>Następny rozdział!<
Gdybym była na miejscu Holly, pewnie miałabym taką samą reakcję xD Ale dobrze, że prawda o Tonym można powiedzieć prawie wyszła na jaw, no i że mieliśmy mały fragment z mocami Holly :D Strasznie żal mi Pepper. Tak trochę przypomina mi się Tony z początku opowiadania. W końcu też był przybity jej odejściem, no chwilowym odejściem można rzec. A teraz ona cierpi... To takie smutne :-( A najgorsze jest to, że rani ją nie ten Tony... No, ale mamy jeszcze zakochanego, niestety bez wzajemności Bruce'a. Ten to zawsze ma pod górkę xD
OdpowiedzUsuńNo nic, czekam na nexta ;-)
Pozdrowionka i weny życzę dziewczyny :-)
***Niki***
Teraz to mniej weny potrzeba, a bardziej czasu, ale mimo wszystko dzięki! :D
UsuńPozdrawiamy również :)
Zostałaś nominowana do LBA!
OdpowiedzUsuńhttp://wielkadrakawwwe.blogspot.com/p/liebster-award.html
PS: Przy okazji zapraszam na nowy rozdział :)
Hej ;)
OdpowiedzUsuńBiedna Pepper :/. Tyle ucierpiała, a Stark tak ją potraktował. Powinna mocno mu przywalić. I on stał się MIŁY?! Podejrzane.
Holly to bardzo ciekawa postać. Nie tylko musi znosić humorki Starka pracując w jego firmie to jeszcze zna Avengersów. ^.^ zazdroszczę.
Podoba mi się twój styl pisania. Bardzo ładny i lekki.
Kiedy kolejny rozdział?
Kolejny dziś wieczorem :)
Usuń