poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Osiem

Anthony Stark*
Poczułem, jak z siłą uderzam o ziemię. Przez chwilę miałem trudność z oddychaniem, a ból w klatce piersiowej był nie do zniesienia. Ostatkami sił przewróciłem się z pleców na brzuch, a moim ciałem wstrząsnęło kilka spazmów.
Przymknąłem oczy, próbując wyrównać oddech. Chwilę później dotarło do mnie, co się stało. Moja dłoń ruszyła w kierunku ust, które jeszcze kilka minut temu dotykały zimnych niczym lód warg Hel. Zakląłem pod nosem, zastanawiając się, jak mogłem być takim idiotą. I choć z jednej strony czułem niewyobrażalne szczęście, że w końcu udało mi się ją pocałować, z drugiej... w jednej sekundzie znalazłem się na przeklętej Ziemi, na której byłem torturowany. Podniosłem się na nogi i otrzepałem garnitur. Rozprostowałem kości, czując ból pleców.
Otoczył mnie szum drzew i powiew powietrza. Odetchnąłem. Tego mi brakowało. Powietrza na skórze, chłodu wiatru, szumu drzew i hałasu pochodzącego z miasta. Rozmów i śmiechu innych ludzi.
Bogini śmierci nie posiada za wiele humoru. W Helheimie było cały czas ciemno i cicho niczym na pierdolonej stypie. Na moją cześć zresztą.
Wziąłem się w garść i rozejrzałem po okolicy. Nowy Jork stąd nie różnił się prawie niczym od tego z mojej Ziemi. Jednak... była jedna różnica. Spojrzałem w ciemne już niebo. Zamiast totalnej pustki na niebie dało się zauważyć błyszczące błękitnym światłem gwiazdy. Moc Tesseractu, która była odpowiedzialna za energię miasta. Nieznana tutejszym mieszkańcom.
Ruszyłem do przodu, mając nadzieję, że również lokalizacja Stark Tower w tym mieście jest taka sama. Pierwsze, co zrobiłem po drodze, to zamówienie białej kawy i pączka w czekoladzie w pobliskiej kawiarni. Moje kubki smakowe wręcz skakały z euforii, kiedy smakowałem tych rarytasów. Nie tylko nie jadłem takich pyszności w Helheimie, ale i tu, na ziemi odkąd byłem torturowany.
Po kilku minutach wyrzuciłem kubek i brązowy papier. Ręce lepiły się od lukru, więc wytarłem je w koszulę pod marynarką. Później się przebiorę.
Musiałem jak najszybciej znaleźć się w Stark Tower. Według Hel mój sobowtór powinien niedługo wrócić do Nowego Jorku, o ile już tego nie zrobił. Nie byłem pewien, czy czas tutaj płynie tak samo jak u mnie. Byłem tu tylko raz i całkiem szybko straciłem poczucie czasu wśród bieli laboratoriów, zapachu chemikaliów i bólu. Tak naprawdę to dzięki tym ludziom znalazłem się w Helheimie. Miałem ogromną nadzieję, że Hel uda się zemścić na ojcu i dotrzyma umowy. Tak bardzo pragnąłem znów wrócić do siebie, do mojego domu, do alkoholu...
Musiałem w tej chwili tylko znaleźć zbroję Iron Mana. Reszta pójdzie łatwo.
***
Czekałem z niecierpliwością, aż Hel da mi jakikolwiek sygnał, że akcja się udała.
Stark zniknął. Rozpłynął się w powietrzu, gdy tylko go ogłuszyłem. I choć byłem prawie w stu procentach pewny, że to robota Hel, na magii znał się również Loki. Mógł maczać w tym palce. Musiałem być gotowy na wszystko, lecz nie wiedziałem niczego. Byłem zdany na boginię śmierci. I choć dla niej mógłbym zrobić wszystko, świadomość bycia jej chłopcem na posyłki sprawiała, że czułem się jak wykluczone z zabawy dziecko. Miałem ochotę zabić Lokiego gołymi rękami, by pokazać bogini, że może mnie traktować jak równego sobie. Wiedziałem jednak, że Hel ukarałaby mnie czymś o wiele gorszym niż piekło.
Leciałem w zbroi Iron Mana nad Nowym Jorkiem, kierując się z powrotem w stronę "mojej" firmy. Nie minęło kilka minut, jak znalazłem się na dachu. Nim zdążyłem wejść do budynku, drzwi automatycznie otworzyły się. Weszła przez nie jakaś brunetka, a za nią Rogers ubrany w rajtuzy w gwiazdki. Wywróciłem oczami, czując wzbierającą irytację. Najwidoczniej w tym świecie Kapitan i Stark są dobrymi przyjaciółmi, skoro tak bezkarnie pałęta się po budynku.
− Stark, jasna cholera, szukałam cię wszędzie!
Zmarszczyłem brwi. Niezbyt wiedziałem, co zrobić. Nie znałem tej kobiety, nic mi o niej nie było wiadomo.
Maska otworzyła się, ukazując moja twarz. Kobieta z wściekłym wyrazem twarzy podeszła do mnie i zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem. Poczułem, jak robi mi się gorąco, więc otworzyłem resztę zbroi i wyszedłem z niej. Poprawiłem marynarkę.
− A ty gdzie się szlajałeś? − spytała. − Miałeś być tu już kwadrans temu. Nie możemy ruszyć bez ciebie.
W jej ciemnych oczach błyszczał gniew i zdziwienie. Powinienem był się jej tłumaczyć? A może to moja partnerka? Zmierzyłem ją od góry do dołu. Ubrana była w czerwoną sukienkę z rękawem 3/4 i niedużym dekoltem. Na stopach miała czarne baleriny. Jej brązowe włosy splecione w niedbałego warkocza sprawiały, że wyglądała nawet uroczo. Uroczo, czyli niezbyt w moim guście. Wątpiłem, czy tamten Tony wybrałby sobie taką laleczkę na dziewczynę...
"Stark jest w celi" − odezwał się kobiecy głos w mojej głowie.
Poczułem, jakby wylano na mnie kubeł lodowatej wody. Zachwiałem się na nogach, a dziewczyna momentalnie złapała mnie za ramię.
− Stark? Wszystko w porządku?
"Hel?" − spytałem w myślach, nie będąc pewien, czy to zadziała. Nawet nie sądziłem, jak bardzo brakowało mi jej głosu.
"Rób, co masz zrobić".
I cisza. Spojrzałem ponownie na dwójkę stojącą przede mną i przyglądającą mi się ze zdziwieniem. W jednej sekundzie otrzeźwiałem.
− Oczywiście. A wy nie macie nic do roboty? − zapytałem. Wystarczająco chłodno, by dorzucić oliwy do ognia i sprawić, że nieznajoma kobieta wręcz zagotowała się w środku.
− Udław się nimi. − syknęła, rzucając na moją klatkę piersiową plik zapewne z dokumentami. − Skoro tak pogrywasz, to ty poprowadzisz dyskusję.
− Okej − powiedziałem, zabierając prezent.
Brunetka zamrugała oczami. Odebrało jej mowę. Najwyraźniej była gotowa zacząć się ze mną kłócić, a ja załagodziłem spór.
Tylko jaką dyskusję miałem prowadzić? Oby to było zapisane w tych dokumentach.
− Powiem im, że za kwadrans zaczynamy − oznajmiła kobieta. − Obyś się nie spóźnił.
Odwróciła się i odeszła, a Kapitan za nią. Świetnie. Miałem całe piętnaście minut na wejście w rolę.
Anthony Stark
Jeszcze zanim całkowicie się wybudziłem i dotarło do mnie, że jestem... no, na pewno nie u siebie... w mojej głowie przewinęła się ta jedna, psychodelicznie dziwna walka, którą stoczyłem przed straceniem przytomności. Zostałem zaatakowany niespodziewanie, na spacerze po wybrzeżach, kiedy chciałem przemyśleć dogłębniej sprawę Lokiego... zaatakowany przez własną zbroję... najnowszą i najlepszą. Nie miałem pojęcia, jak to się mogło stać − zaprogramowałem ją tak, żebym mógł ją założyć tylko ja lub Pepper. Zdołałem przywołać do siebie którąś ze starszych wersji, ale nie miałem szans z tym przeciwnikiem. Już miałem wezwać posiłki, kogokolwiek, ale zbyt wstrząsnęło mną to, co zobaczyłem. Maska zbroi podniosła się i ujrzałem tam twarz... swoją twarz! Jak to w ogóle było możliwe?! Nie zdążyłem wyrzucić z siebie soczystego: "co tu się, kurwa, dzieje?!", kiedy napastnik uderzył mnie w głowę i w moim umyśle zapanowała pustka.
To była najbardziej chora rzecz w moim życiu. Zastanawiałem się przez chwilę, czy mi się to nie śniło, ale głowa i inne miejsca bolały po uderzeniach. Otworzyłem oczy, gdy zimny podmuch wywołał na mojej skórze ciarki.
Ile bym dał za grube skarpety...
Znajdowałem się w jakiejś podziemnej celi w zimnej, ciemnej jaskini. Jedyna pochodnia, która wisiała na ścianie groty dawała jasny, błękitny blask...
Błękitny blask.
Niebieski ogień.
Czy ja coś ćpałem? Nie przypominam sobie, żebym brał coś przed porwaniem... czy mogliby mnie naćpać w trakcie mojej nieprzytomności? Po co? A może ten niebieski płomień to tylko jakaś sztuczka, która ma mnie zmylić?
Wstałem z trudem, przytrzymując się zimnej, nierównej ściany, a potem doczłapałem się do krat. Najwyraźniej byłem tu jedynym, wyjątkowym więźniem, bo za kratami ciągnął się dłuuugi, naprawdę długi, prosty korytarz słabo oświetlony pochodniami. Westchnąłem, sięgając ręką do metalowej bransoletki, którą mogłem przywołać moją zbroję.
Przez kolejne minuty wduszałem przycisk, który się na niej znajdował, aż zaczął mnie boleć nadgarstek, ale nic się nie działo. Narastał we mnie gniew, że dałem się tak łatwo pokonać i to... samemu sobie?
Nie mogłem się pozbyć ostatniego obrazu przed omdleniem, którym były moje oczy. Ciemne, bezwzględne, okrutne. Czy taki był ostatni widok, jaki mieli przed sobą pokonywani przeze mnie wrogowie? Czy tak widzieli mnie inni? Pepper? Holly? Bruce? Nawet Kapitan? No właśnie... czy ten człowiek będzie dalej udawał mnie? Muszę się wydostać i ostrzec wszystkich... że on to nie ja, że ja to ja.
Wydałem z siebie rozdzierający ryk i kopnąłem nagą stopą o skałę, aż zabolały mnie palce. Wydzierałem się przez kolejną minutę, a odpowiadało mi jedynie moje własne echo. W końcu zaprzestałem, kładąc się na wznak na zimnej posadzce i czekając na... na cokolwiek. Na kogokolwiek. Chociażby na samego siebie.
Czas oczekiwania okazał się zaskakująco krótki, bo nie minęło nawet kilka minut, gdy na końcu korytarza pojawiła się jakaś postać. Natychmiast usiadłem po turecku i poprawiłem roztrzepane włosy, wbijając wzrok w sylwetkę. Z każdym jej krokiem mogłem dostrzec coraz więcej szczegółów. Była to kobieta, niska. Jedyne, co odsłaniał jej płaszcz z białego futra aż do ziemi, to głowa o lekko azjatyckich rysach, zwieńczona kruczoczarnymi włosami.
Kim była ta kobieta? Nigdy wcześniej jej nie widziałem.
Kiedy podeszła pod same kraty, przystanęła. Długie futro jeszcze chwilę falowało wokół jej kostek, by potem poruszać się jedynie, gdy ciągnął je podmuch wiatru.
− Witaj, Tony − powiedziała gładkim głosem. − Możesz mi dziękować, że w ogóle przyszłam tu do ciebie, bo jest to wyraz mojej łaskawości.
− Łaskawości? − prychnąłem. − Zamknęłaś mnie w celi.
− Lecz nie musiałam tu przychodzić, żeby cokolwiek wyjaśniać. A jednak oto jestem. Więc zamknij się i słuchaj, bo nawet śmierć cię stąd nie uwolni.
Co miały znaczyć te słowa?
− Nie boję się śmierci − odparłem.
Kobieta wyśmiała mnie natychmiast.
− To ja jestem śmiercią, Tony. Jam jest Hel, bogini Helheimu. Krainy zmarłych.
Przez chwilę mnie zamurowało, ale potem to ja wybuchnąłem śmiechem.
− Czyli że co? Że nie żyję, tak? Dobry żart.
− O nie, nie − odparła Hel, "bogini". − Żyjesz, nie umarłeś. Ale nie możesz umrzeć.
Prychnąłem.
− Dobra, skończ już to całe przedstawienie, bo umrę ze śmiechu. Mów lepiej, czego ode mnie chcesz.
− Od ciebie? − Hel spojrzała na mnie jak na niewinnego, uroczego dzieciaka. − Od ciebie niczego. Ty tylko przeszkadzałeś mi trochę w dorwaniu Lokiego. Wiesz, dwóch Tonych Starków to trochę za wiele jak na wasz świat. Mógł tam być tylko jeden...
− Jak to dwóch? − zdziwiłem się. Czyli to nie była żadna maska zmieniająca wygląd? To nie była charakteryzacja?
− Twój mały, ludzki móżdżek nie mógłby pojąć tego, jak wielki i dziwny jest świat, Tony. Ale tak, dwóch. Bo twój przeciwnik był tobą. Nie kim innym tylko tobą.
Położyłem się na wznak, wzdychając.
− Boże, porwało mnie dwoje wariatów. Naprawdę wolałem już kosmitów... albo nawet Lokiego. Oni przynajmniej byli przy zmysłach, nie to co wy. Bierzesz w ogóle jakieś leki? Powinnaś, bo to, co do mnie gadasz, to bardzo ładna bajeczka, ale jednak bajeczka.
Kobieta wywróciła oczami, zrezygnowana. Odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić.
− Jasne, obraź się o to! Wszystkie laski są takie same − krzyknąłem za nią.
Odwróciła się, nie przestając iść.
− Zdecydowanie wolę tego drugiego Tony'ego − odparła. − Ma nie tylko bardziej otwarty umysł, ale i więcej w spodniach.
− Hej! Zdziwiłabyś się zawartością moich spodni!
Zresztą, czy gdyby on był mną, to nie mielibyśmy w spodniach tego samego? Naprawdę mam już dosyć tego całego wariactwa.



Witam^^
Jak tam u Was, kochani? Chyba nie tylko ja rozpaczam nad tym, że rozpoczął się ostatni tydzień wakacji. Nie pogardziłabym dodatkowym miesiącem wolnego. Naprawdę. Zwłaszcza, że już od dwóch tygodni się uczę :( Co to za wakacje się pytam? XD Już niedługo zaczynam klasę maturalną i jestem tym, delikatnie mówiąc, przerażona.
*A więc mamy kolejny rozdział, który całkowicie odnosi się do prologu. Ponownie mamy Hel i dwóch Tonych? Jak widzicie Stark nie umarł. W życiu byśmy go nie uśmierciły. Nie jesteśmy tak okrutne ;) Jeśli chodzi o Ziemię 1, Ziemię 2 (równoległy świat, gdzie możemy znaleźć swoje sobowtóry) inspirowałyśmy się serialem The Flash, 2 sezonem. Jeśli chce ktoś zobaczyć jak miej więcej to wygląda...zachęcam do obejrzenia odcinka 13 i 14. Głównie 13 ^^.
O mocy Holly będzie wyjaśnione w kolejnych rozdziałach. Ale ona również powstała w większej mierze dzięki Flashowi ^^ Jeśli ktoś ma pytania lub czegoś nie rozumie, śmiało proszę pisać w komentarzach. Postaramy się wytłumaczyć to jak najlepiej. Oczywiście bez żadnych spoilerów XD
Edit: Całkowicie zapomniałam o podziękowaniu za ponad 5000 wyświetleń! To niesamowite jak szybko zdobyłyśmy taką wspaniałą liczbę. I wraz z lapidarną mamy nadzieję, że będzie stale wzrastać! Dziękujemy!  c:

6 komentarzy:

  1. Oglądam Flasha więc rozumiem o co biega :-) I skoro Holly przewiduje przyszłość, a inspirowałyście się Flashem to zakładam że dokładniej Sisco, mam rację? A rozdział bardzo fajny no i przynajmniej wreszcie nawiązanie do prologu :-) I ja też rozpaczam, że wakacje się kończą :-( To mój pierwszy rok w technikum i też się trochę boję... No ale nic nie poradzimy, trzeba jakoś dać radę :-)
    Pozdrawiam i miłego dnia ;-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, inspirowałyśmy sie Cisco tylko, że troszeczkę podrasowałyśmy jej moce^^ tak jak było w poprzednich rozdziałach widzi również przeszłość. U Cisco chyba tego nie było. Ale również dzieje się to przez dotyk :)
      Dobrze Cię rozumiem. Pamietam swoje początki w liceum. Ale nie było tak źle. Nauczyciele są chyba najgorsi w całym tym cyrku :D
      Również życzę miłego dnia! c:

      Usuń
    2. To znaczy... ściślej mówiąc, ja z Flashem nie mam nic wspólnego xd widziałam tylko 2 odcinki, ale jakoś mnie nie powaliły. Tutaj było więcej inicjatywy ze strony Lory, choć na szczęście nie trzeba przecież oglądać Flasha, żeby pisać o widzeniu przyszłości i kilku wymiarach ;)

      I, hmm, na tę chwilę ja chyba rozumiem Cię trochę lepiej, Blackstar Prime, bo jestem praktycznie na tym samym miejscu xd Też z obawą czekam do 1 września na pierwszy dzień nowej szkoły. I też technikum ;P A zgaduję, że Lora widzi to już jak w e s o ł e wspomnienie xd Jak to wspomnienia mają w zwyczaju.
      A tak z ciekawości, do jakiego technikum się wybierasz?

      Również pozdrawiam i życzę miłego dnia! :D

      Usuń
    3. Idę do technikum elektronicznego na profil informatyczny w Sosnowcu :-) A ty gdzie się wybierasz? 😉

      Usuń
    4. Ja na cyfrowe procesy graficzne :D Trochę grafiki komputerowej, trochę drukarstwa, trochę tworzenia stron internetowych.
      W Skierniewicach, więc kawałek do siebie mamy xd Tak z połowa Polski...

      Usuń
    5. O jak ci zazdorszę... Ja bardzo chciałam iść na cyfrowe procesy graficzne, ale niestety u mnie w Sosnowcu jest tylko jedna szkoła o takim profilu i...uznajmy, że raczej nie brałam jej pod uwagę. A kto wie, może się kiedyś spotkamy :D

      Usuń

Każdy komentarz jest tu mile widziany :)

.
.
.
.
.
.
template by oreuis