poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Siedem

Christeen Evans
Kiedy taksówka zatrzymała się przed kinem, zapłaciłam kierowcy i wysiadłam, rozglądając się. Im dłużej jednak doszukiwałam się stojącej w mroku nocy bądź w świetle lamp ulicznych przyjaciółki, tym bardziej się denerwowałam. Nie było jej. Nigdzie. Zerknęłam na zegarek w telefonie i zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Pięć minut do seansu. Wybrałam jej numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Przesunęłam ręką po włosach, wygładzając na szybko zrobiony kucyk.
Może nie mogła złapać taksówki? Albo złamała obcas? Albo zapomniała? Albo Loki ją znalazł i znowu jest w tarapatach? Trzyma ją tym razem w jakiejś zimnej piwnicy, torturując za to, że uciekła…
Zaczęłam się powoli przechadzać, przygryzając wargę. Połączenie się urwało, więc zadzwoniłam ponownie.
A jeśli naprawdę jej się coś stało? To niewykluczone. Co prawda Stark dał jej jakąś tam ochronę w postaci trzech typów “incognito” chodzących za nią jak cień, ale może Loki dał sobie z nimi radę? Nie byłam w domu, bo przyjechałam prosto z pracy, ale może zastałabym tam jakąś scenę masakry? Krew na meblach, połamane drzwi od szafek, wybite okna… ciało przyjaciółki.
Nagle poczułąm czyiś uścisk na ramieniu i z przerażenia aż wypuściłam z ręki telefon.
− Oj, wybacz.
Steve puścił moje ramię. Schylił się po urządzenie i podał mi.
− O Boże − powiedziałam w tym czasie, łapiąc się za serce i uspokajając się. − Steve? Co ty tu robisz? Nie ma przypadkiem z tobą Holly? Umówiłyśmy się, ale nawet nie odbiera telefonu.
Pokręcił głową.
− No, tak się składa, że ze mną też się umówiła.
− Zaraz… co? − zdziwiłam się. Zerknęłam w błękitne oczy Steve’a i tak jak się spodziewałam, znalazłam tam tylko szczerość i lekkie zdziwienie. Westchnęłam. Przyłożyłam rękę do czoła. − Matko. Holly, co ty znowu kombinujesz? − mruknęłam. − Wyślę jej sms’a.
W pierwszym odruchu obejrzałam, czy telefon nie doznał szkód od upadku. Potem dopiero w szalonym tempie wystukałam wiadomość: “idiotko rusz tylek. czekam. i co ma znaczyc Steve?”. Wysłałam, nim blondyn zdołał przeczytać.
− Dzwoniłam do niej dwa razy − oznajmiłam w tym samym czasie. − Mam nadzieję, że nic jej się nie stało − dodałam ciszej. − Po tym ostatnim… wystarczy, że spóźni się o minutę, a ja już myślę o najgorszym. Wiem, że to głupie, ale strasznie się o nią martwię. W końcu Loki jest na wolności, a ona tak po prostu chodzi sobie po mieście.
− Ma ochronę.
Przewróciłam oczami.
− Jaka to ochrona? Trzech facetów raczej nie powstrzyma asgardzkiego boga.
− Wiesz… mają najnowocześniejszą broń i są dobrze wyszkoleni. Stark nie dałby jej do ochrony byle kogo.
− Niby tak, ale… wciąż mam wrażenie, że coś jej grozi.
Przyszedł do mnie sms, więc szybko go otworzyłam.
Dziadek przyjechał. Musicie iść sami. Sorki − przeczytałam na głos. − Dwukropek, literka c.
Przymknęłam powieki, próbując się uspokoić.
Moje serce właśnie zrobiło fikołka. Miałam iść tam sama ze Stevem? Serio?! Ale my się umawiałyśmy na jakąś debilną komedię romantyczną! Dzisiaj powinnam poryczeć się w kinie, a potem wrócić do domu z najlepszą przyjaciółką, napchać się czekoladą i zasnąć na kanapie przykryta kocykiem w kotki. Nawet nie zrobiłam makijażu ani nic. No, miałam na sobie bluzę od dresu, no!
− Masz bilet? − zapytał Steve, przeczesując palcami włosy. − Bo ja już kupiłem wcześniej, ale nie ma sprawy. Mogę dokupić.
− Nie trzeba. Ja też mam. Tylko muszę go najpierw znaleźć − odpowiedziałam, zaczynając grzebać w kwiecistej torbie. − Jaki film?
− O tej godzinie puszczają tylko jeden.
− Fakt.
Na dnie torby odnalazłam pognieciony bilet i trochę zawstydzona jego stanem oddałam go mężczyźnie. A potem poszliśmy do kina.
Holly McCarter
Kiedy dotarł do mnie sms od Chris z zapytaniem, co ma znaczyć Steve, wiedziałam, że mój plan się powiódł.
“Dziadek przyjechal. Musicie isc sami. Sorki :c”, odpisałam z chytrym uśmieszkiem.
Chris, kochana, nie musisz mi dziękować za zorganizowanie tej randki. To sama przyjemność pomagać ci robić rzeczy, o których marzysz po nocach, a na które sama byś się nie odważyła. Naprawdę.
Rozsiadłam się na kanapie wygodniej i przeskoczyłam kilka kanałów w telewizorze. Nie miałam jednak ochoty na bezcelowe gapienie się w monitor, więc kliknęłam czerwony przycisk na pilocie i położyłam się, zakrywając oczy przedramieniem.
Ile czasu już minęło od tamtego porwania?
Dziewięć dni. Dziewięć długich dni, podczas których starałam się wrócić do porządku.
Wszyscy, nawet Stark, byli naprawdę pomocni. Wspierali mnie, pomagali, odbierali telefony niemal natychmiast, zapraszali na obiady… mój szef dał mi nawet ochronę, która teraz akurat stała przed mieszkaniem, zapewne ciekawiąc sąsiadów. Ta cała szopka, to pomaganie mi w “powrocie do siebie” było naprawdę miłe. Doceniałam to. Tylko że ja nie potrzebowałam rehabilitacji po tym, co mnie się przydarzyło.
Potrzebowałam rehabilitacji po tym, co stało się Lokiemu.
Po tym, co zobaczyłam po dotknięciu Tesseractu. Po tych urywkach wspomnień z całych setek lat, po całym żalu, gniewie i wyrzutach, które Loki zbierał do świata przed tak długi okres.
Już od czasu jego pierwszego ataku na Ziemię zastanawiało mnie, po co on to wszystko robi. Czemu tak bardzo pragnie zniszczyć Thora i całą tę planetę.
Teraz wiedziałam.
Tak na prawdę to nie było jedno zdarzenie, które na niego wpłynęło − takie najgorsze z najgorszych, jak śmierć rodziców. To były setki tysięcy małych, malusięńkich sytuacji, które budowały jego gniew. W pewnym stopniu potrafiłam to zrozumieć. Bo jeśli ja po śmierci moich rodziców w wypadku byłam tak wściekła i zrozpaczona, że miałam ochotę pozabijać wszystkich dookoła albo samą siębie, to jak Loki musiał się czuć? Odrzucony, zawsze z boku, a potem jeszcze dowiedział się, że tak naprawdę nigdy nie miał rodziców. Moje wspomnienia z matką i ojcem zostały, były prawdziwe. Mogłam do nich wracać i zawsze były tak samo czyste i szczęśliwe. Jego… jego wspomnienia przepadły z chwilą, gdy dowiedział się, że całe jego życie to kłamstwo. Że tak naprawdę nigdy nie miał szans na tron Asgardu, bo nie był nawet bogiem.
Kiedy to wszystko do mnie dotarło; kiedy poczułam to na własnej skórze, w ułamku sekundy zanim Loki mnie odepchnął, coś się we mnie zmieniło. Po pierwszym szoku spowodowanym tyloma emocjami potem było tylko lepiej. Jego emocje powoli przestawały być moimi, mogłam je oddzielić od siebie. Ale zrozumienie zostało.
Christeen Evans
− Holly McCarter, czeka cię rychła śmierć! − wykrzyknęłam, wchodząc do mieszkania i widząc przyjaciółkę siędzącą spokojnie na sofie i czytającą czasopismo. Uśmiechnęła się niewinnie i uniosła brwi.
− Jak było?
− Fan-tas-tycznie. − Podeszłam i klapnęłam obok niej. Splotłam ręce na piersi. − Ale to nie zmienia faktu, że zginiesz w bólach, jeśli odwalisz taką akcję jeszcze raz. Mogłaś mnie chociaż ostrzec! Zobacz, jak wyglądam. Jak na wieczór z przyjaciółką, a nie fajnym facetem.
− Ty zawsze wyglądasz dobrze, dlatego nie mówiłam − rzuciła Holly, odkładając pismo. Odwróciła się w moją stronę. − Opowiadaj. Wszystko. Ze szczegółami.
Wzruszyłam ramionami, wstałam i poszłam do kuchni, żeby zaparzyć herbatę. A tak na prawdę, żeby ukryć rumieniec i głupi uśmieszek, których nie potrafiłam opanować.
− Co tu dużo mówić? Poszliśmy do kina, kupił popcorn i wodę, obejrzeliśmy film. Na koniec oczywiście ryczałam jak bóbr, on mnie pocieszał, a potem odprowadził mnie do domu. A jak go na pożegnanie pocałowałam w policzek, to stwierdził, że musimy to powtórzyć.
Jeszcze raz wzruszyłam ramionami. Wyjęłam kubek z szafki.
− Boże, zanim wy zostaniecie parą, to ja już osiwieję − westchnęła Holly. − A wasze dzieci to już w ogóle moje wnuki będą bawić, bo ja już dawno będę w grobie się przewracać.
Zaśmiałam się, wrzucając herbatę i wstawiając wodę.
− Nie moja wina, że nie robi pierwszego kroku.
− Ale twoja, że ty nie robisz.
Westchnęłam smutno.
− Wiesz, jaka jestem. Tak w ogóle… − Uniosłam głowę i zapatrzyłam się w przestrzeń, myśląc intensywnie. − Chyba coś namaluję.
Holly zachichotała jak mała dziewczynka.
− No co? − zapytałam, uśmiechając się głupio na jej widok. Czajnik hałasował coraz bardziej.
− Wyobraziłam sobie, jak malujesz sobie akt, a Steve jest modelem.
− Holly, jaka ty jesteś… no po prostu... − Nie dokończyłam zdania, bo sama zaczęłam chichotać.
Loki Laufeyson
− Stark, błagam cię. To tylko zakupy. Nie przesadzacie trochę z tą ochroną?
Spojrzałem znad gazety na parę stojącą przy czerwonym samochodzie. Midgardka, którą porwałem niecałe dwa tygodnie temu, była zirytowana i w sumie nie dziwiłem jej się. Starałem się dostać do niej trochę bliżej, jednak Avengersi zapewnili jej spory zasób ochrony. Mężczyźni niemal nie spuszczający jej z oka, z bronią dyskretnie włożoną za pasem byli praktycznie wszędzie. A nawet jeśli nie było ich widać, był przy niej Kapitan Ameryka, mój braciszek lub właśnie Stark. Ten trzeci najbardziej ją irytował. Po jej porwaniu zrobił się aż niepokojąco opiekuńczy. Widziałem w jej myślach, jak bardzo ciąży jej ta sytuacja. Mnie również nie pasowała, lecz w głębi duszy miałem dzięki temu jeszcze większa zabawę. Taki dreszczyk emocji.
Choć Holly nadal się mnie obawiała, to nie był to już taki paniczny strach, jak po porwaniu. Tamto nasze spotkanie zatrzęsło nią. Jej moc ponownie uwolniła się z więzów i próbowała nią zawładnąć. Moje wspomnienia to za dużo jak na zwykłą midgardkę.
− Sorry, Hollywood − odparł Stark bez żadnej skruchy. − Nie pozwolę, by coś ci się stało. Za dużo mnie to kosztuje.
− To urocze jak się o mnie martwisz − zadrwiła dziewczyna, sięgając do tylnej kieszeni spodni.
Stark wywrócił oczami i rozejrzał się po okolicy. W pewnej chwili miałem wrażenie, że jego wzrok spoczął prosto na mnie. Lecz zero interwencji i dalsza rozmowa pary przekonała mnie, że nic nie zauważył. Ponownie spojrzałem w gazetę, by odwrócić od siebie jakąkolwiek uwagę. Nużyło mnie to odrobinę, ale tylko dlatego, że nic ciekawego nie działo się w ich życiu. Niemal żadnych sekretów, zdrad, podwójnego życia… wszystko takie proste i ludzkie.
Przez dobre piętnaście minut nic się nie działo. Holly McCarter próbowała przekonać Starka, aby odesłał kilku tajniaków, bo ona sama nie czuła się bezpiecznie przy mężczyznach z bronią. Nigdy nie wiedziała, czy zaraz nie zaatakują jej. Musiałem się mocno powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem, gdy dziewczyna spoliczkowała miliardera, bo wygadał się, że jej mieszkanie jest monitorowane przez ukryte kamery. Chwilę później na jej policzkach pojawiły się rumieńce zażenowania, lecz w oczach nawet z tej odległości widziałem ogniki wściekłości.
Jedno wiedziałem na pewno. Ta dziewczyna była niestała w uczuciach. Zbyt niejednoznaczna. Kobiety są zmienne, ale nawet z mocą czytania w umysłach nie potrafiłem do końca przewidzieć jak się zachowa. I musiałem przyznać, że jej myśli chwilami były... dość interesujące. Byłem zdziwiony, jak szybko zaakceptowała moje uczucia i wspomnienia. Nawet ja byłem zszokowany tym, ile tego było. Tak wiele już zatarło się w pamięci…
Natomiast ona współczuła mi. Poczucie żalu, którego tak bardzo nienawidziłem, bo sprawiało, że czułem się słaby. Trzęsło mną na myśl, że jakaś midgardka uważa mnie za nieudacznika i zna moje słabe punkty. Jednym dotknięciem poznała moje najskrytsze tajemnice. Marzenia. Zapewne wiedziała w tej chwili o mnie więcej niż ja sam. To mnie dobijało. Przeciwnik w pewnym stopniu miał nade mną przewagę. Musiałem się zrewanżować i to jak najszybciej.
Wstałem z ławki, gdy Stark odjechał ulicami Nowego Jorku, a brunetka zniknęła w tłumie z oczu. Zostawiłem gazetę na stoliku. Poprawiłem okulary zerówki oraz kaptur bluzy z logo bodajże jakiegoś zespołu i ruszyłem za nią. Słońce powoli zachodziło, a niebo stawało się pomarańczowe.
Nucąc jedną z asgardzkich melodii, luźnym krokiem szedłem przed siebie. Ludzie − w tym strażnicy − mijali mnie bez żadnego zainteresowania, skupiając się na innych rzeczach.
Midgard był marną planetą. Wolność zniszczyła te insekty... żyli iluzją, że mogą wszystko, ze są najpotężniejszą rasą na świecie. Nie mogłem się doczekać aż te istoty będą pod moją władzą. Wtedy przypomną sobie, jak nisko łańcucha pokarmowego się znajdują. Jak mało znaczą we wszechświecie.
Przystanąłem na rogu, gdy i Holly stanęła. Udałem, że ogłoszenie na płocie o zaginięciu jakiegoś Rubena jest dla mnie arcyciekawe. McCarter machała głową we wszystkie strony, poszukując swojej przyjaciółki.
Lista najważniejszych osób w jej życiu nie była duża. Lecz wystarczyła, by użyć jej w ostateczności. Musiałem brać pod uwagę wszystkie aspekty. Jej słabości i ambicje. Jej marzenia i troski.
Gdy Christeen pojawiła się w zasięgu wzroku, po krótkim przywitaniu i komplementach kobiety ruszyły dalej. Chciałem zrobić podobnie, lecz ktoś powstrzymał mnie silnym uściśnięciem ramienia. Nim zdążyłem zrobić jakikolwiek lub zapytać, czego ktoś chce od zwykłego przechodnia, poczułem silny nacisk na plecy i wyjechałem wyleciałem powietrze. Z ogromną prędkością przeleciałem kilkanaście metrów, taranując przechodniów, nim poczułem silne, pulsujące uderzenie. Z sykiem dotknąłem głowy, która bolała mnie niemiłosiernie. Z całych sił próbowałem się podnieść, jednak moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Usłyszałem odgłos silnika, krzyki przechodniów i chwilę później zauważyłem ciemne kontury mojego napastnika. Warknąłem, podnosząc się na łokciach.
Nie mogłem przywołać Tesseractu, bo dostałby się w ich ręce.
− Od kiedy to jesteś fanem Beatlesów?
Od razu rozpoznałem drwiący głos Starka. Chwilę później pojawił się Thor. Niebo zasnuły ciemne chmury.
Ups. Mój braciszek nie był w najlepszym humorze.
Poczułem, jak silna ręka podnosi mnie na nogi.
− Wybacz, bracie. Nie zostawiasz mi wyboru.
Znowu leciałem, tym razem przetrzymywany siłą przez Thora.



Witam!
Tu Lora^^ Na wstępnie chciałabym przeprosić za jakiekolwiek błędy. Mam nadzieję, że nic  się nie zepsuło bądź przedstawiło. Niestety lapidarna jest na wyjeździe i nie miała czasu wstawić rozdziału. Mnie rowniez nie ma w domu i jestem zmuszona pisać z telefonu. Co do rozdziału... wreszcie jest Steris^^ ich pierwsza randka. I coraz więcej się dzieje. Następna notka jest niepewna. Mamy nadzieję, że uda nam się zdążyć z rozdziałem. Nic jednak nie obiecujemy :c
I jeszcze jedno. Wejść jest całkiem sporo. Miłoby było, gdybyście dali o sobie znać. Wiem, ze są wakacje, wyjazdy i te sprawy, ale chociaż chwilkę nie zaszkodziłoby. Co sądzicie o Lokim? Shippujecie Steve z Chris? Albo macie jakieś uwagi?^^
Do zobaczenia w komentarzach!

4 komentarze:

  1. Loki, czytający gazetę zrobił mi dzień! ♥
    A potem jeszcze w bluzie, okularach, nucący... Boże chcę więcej! xDD
    Uwielbiam przyjaźń Holly i Chris, oczywiście Steve x Chris Forever!
    Oj, czekam na dalszy rozwój akcji, oby jak najszybciej pojawił się rozdział.
    Pozdrawiam i weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy również :D

      Usuń
  2. Rozdział boski, jak zawsze zresztą, dzieje się, oj dzieje :D Chrs + Steve = Forever in Love :-) A nasz fan Beatelsów najlepszy ;-) Ciekawa jestem jak sprawy potoczą się dalej :-) A ostatniego rozdziału nie skomentowałam, bo byłam na koloniach we Włoszech i kiepsko z netem miałam :-( Ale już jestem i z niecierpliwością czekam na nexta ;-)
    Pozdrawiam i weny życzę :-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tylko, że w kolejnym rozdziale wrócimy do sprawy Hel z prologu :)
      Ogromne dzięki za komentarz. Miłego dnia! ;)

      Usuń

Każdy komentarz jest tu mile widziany :)

.
.
.
.
.
.
template by oreuis