Christeen Evans
Kiedy taksówka zatrzymała się
przed kinem, zapłaciłam kierowcy i wysiadłam, rozglądając się. Im
dłużej jednak doszukiwałam się stojącej w mroku nocy bądź w świetle lamp
ulicznych przyjaciółki, tym bardziej się denerwowałam. Nie było jej.
Nigdzie. Zerknęłam na zegarek w telefonie i zdenerwowałam się jeszcze
bardziej. Pięć minut do seansu. Wybrałam jej numer i przyłożyłam
słuchawkę do ucha. Przesunęłam ręką po włosach, wygładzając na szybko
zrobiony kucyk.
Może nie mogła złapać taksówki? Albo
złamała obcas? Albo zapomniała? Albo Loki ją znalazł i znowu jest w
tarapatach? Trzyma ją tym razem w jakiejś zimnej piwnicy, torturując za
to, że uciekła…
Zaczęłam się powoli przechadzać, przygryzając wargę. Połączenie się urwało, więc zadzwoniłam ponownie.
A jeśli naprawdę jej się coś stało? To niewykluczone. Co prawda
Stark dał jej jakąś tam ochronę w postaci trzech typów “incognito”
chodzących za nią jak cień, ale może Loki dał sobie z nimi radę? Nie
byłam w domu, bo przyjechałam prosto z pracy, ale może zastałabym tam
jakąś scenę masakry? Krew na meblach, połamane drzwi od szafek, wybite
okna… ciało przyjaciółki.
Nagle poczułąm czyiś uścisk na ramieniu i z przerażenia aż wypuściłam z ręki telefon.
− Oj, wybacz.
Steve puścił moje ramię. Schylił się po urządzenie i podał mi.
− O Boże − powiedziałam w tym czasie, łapiąc się za serce i
uspokajając się. − Steve? Co ty tu robisz? Nie ma przypadkiem z tobą
Holly? Umówiłyśmy się, ale nawet nie odbiera telefonu.
Pokręcił głową.
− No, tak się składa, że ze mną też się umówiła.
− Zaraz… co? − zdziwiłam się. Zerknęłam w błękitne oczy Steve’a i
tak jak się spodziewałam, znalazłam tam tylko szczerość i lekkie
zdziwienie. Westchnęłam. Przyłożyłam rękę do czoła. − Matko. Holly, co
ty znowu kombinujesz? − mruknęłam. − Wyślę jej sms’a.
W pierwszym odruchu obejrzałam, czy telefon nie doznał szkód od
upadku. Potem dopiero w szalonym tempie wystukałam wiadomość: “idiotko
rusz tylek. czekam. i co ma znaczyc Steve?”. Wysłałam, nim blondyn
zdołał przeczytać.
− Dzwoniłam do niej dwa razy −
oznajmiłam w tym samym czasie. − Mam nadzieję, że nic jej się nie stało −
dodałam ciszej. − Po tym ostatnim… wystarczy, że spóźni się o minutę, a
ja już myślę o najgorszym. Wiem, że to głupie, ale strasznie się o nią
martwię. W końcu Loki jest na wolności, a ona tak po prostu chodzi sobie
po mieście.
− Ma ochronę.
Przewróciłam oczami.
− Jaka to ochrona? Trzech facetów raczej nie powstrzyma asgardzkiego boga.
− Wiesz… mają najnowocześniejszą broń i są dobrze wyszkoleni. Stark nie dałby jej do ochrony byle kogo.
− Niby tak, ale… wciąż mam wrażenie, że coś jej grozi.
Przyszedł do mnie sms, więc szybko go otworzyłam.
− Dziadek przyjechał. Musicie iść sami. Sorki − przeczytałam na głos. − Dwukropek, literka c.
Przymknęłam powieki, próbując się uspokoić.
Moje
serce właśnie zrobiło fikołka. Miałam iść tam sama ze Stevem? Serio?!
Ale my się umawiałyśmy na jakąś debilną komedię romantyczną! Dzisiaj
powinnam poryczeć się w kinie, a potem wrócić do domu z najlepszą
przyjaciółką, napchać się czekoladą i zasnąć na kanapie przykryta
kocykiem w kotki. Nawet nie zrobiłam makijażu ani nic. No, miałam na
sobie bluzę od dresu, no!
− Masz bilet? − zapytał Steve, przeczesując palcami włosy. − Bo ja już kupiłem wcześniej, ale nie ma sprawy. Mogę dokupić.
− Nie trzeba. Ja też mam. Tylko muszę go najpierw znaleźć −
odpowiedziałam, zaczynając grzebać w kwiecistej torbie. − Jaki film?
− O tej godzinie puszczają tylko jeden.
− Fakt.
Na dnie torby odnalazłam pognieciony bilet i trochę zawstydzona jego
stanem oddałam go mężczyźnie. A potem poszliśmy do kina.
Holly McCarter
Kiedy dotarł do mnie sms od Chris z zapytaniem, co ma znaczyć Steve, wiedziałam, że mój plan się powiódł.
“Dziadek przyjechal. Musicie isc sami. Sorki :c”, odpisałam z chytrym uśmieszkiem.
Chris, kochana, nie musisz mi dziękować za zorganizowanie tej
randki. To sama przyjemność pomagać ci robić rzeczy, o których marzysz
po nocach, a na które sama byś się nie odważyła. Naprawdę.
Rozsiadłam się na kanapie wygodniej i przeskoczyłam kilka kanałów w
telewizorze. Nie miałam jednak ochoty na bezcelowe gapienie się w
monitor, więc kliknęłam czerwony przycisk na pilocie i położyłam się,
zakrywając oczy przedramieniem.
Ile czasu już minęło od tamtego porwania?
Dziewięć dni. Dziewięć długich dni, podczas których starałam się wrócić do porządku.
Wszyscy, nawet Stark, byli naprawdę pomocni. Wspierali mnie,
pomagali, odbierali telefony niemal natychmiast, zapraszali na obiady…
mój szef dał mi nawet ochronę, która teraz akurat stała przed
mieszkaniem, zapewne ciekawiąc sąsiadów. Ta cała szopka, to pomaganie mi
w “powrocie do siebie” było naprawdę miłe. Doceniałam to. Tylko że ja
nie potrzebowałam rehabilitacji po tym, co mnie się przydarzyło.
Potrzebowałam rehabilitacji po tym, co stało się Lokiemu.
Po
tym, co zobaczyłam po dotknięciu Tesseractu. Po tych urywkach wspomnień
z całych setek lat, po całym żalu, gniewie i wyrzutach, które Loki
zbierał do świata przed tak długi okres.
Już od czasu
jego pierwszego ataku na Ziemię zastanawiało mnie, po co on to wszystko
robi. Czemu tak bardzo pragnie zniszczyć Thora i całą tę planetę.
Teraz wiedziałam.
Tak
na prawdę to nie było jedno zdarzenie, które na niego wpłynęło − takie
najgorsze z najgorszych, jak śmierć rodziców. To były setki tysięcy
małych, malusięńkich sytuacji, które budowały jego gniew. W pewnym
stopniu potrafiłam to zrozumieć. Bo jeśli ja po śmierci moich rodziców w
wypadku byłam tak wściekła i zrozpaczona, że miałam ochotę pozabijać
wszystkich dookoła albo samą siębie, to jak Loki musiał się czuć?
Odrzucony, zawsze z boku, a potem jeszcze dowiedział się, że tak
naprawdę nigdy nie miał rodziców. Moje wspomnienia z matką i ojcem
zostały, były prawdziwe. Mogłam do nich wracać i zawsze były tak samo
czyste i szczęśliwe. Jego… jego wspomnienia przepadły z chwilą, gdy
dowiedział się, że całe jego życie to kłamstwo. Że tak naprawdę nigdy
nie miał szans na tron Asgardu, bo nie był nawet bogiem.
Kiedy to wszystko do mnie dotarło; kiedy poczułam to
na własnej skórze, w ułamku sekundy zanim Loki mnie odepchnął, coś się
we mnie zmieniło. Po pierwszym szoku spowodowanym tyloma emocjami potem
było tylko lepiej. Jego emocje powoli przestawały być moimi, mogłam je
oddzielić od siebie. Ale zrozumienie zostało.
Christeen Evans
−
Holly McCarter, czeka cię rychła śmierć! − wykrzyknęłam, wchodząc do
mieszkania i widząc przyjaciółkę siędzącą spokojnie na sofie i czytającą
czasopismo. Uśmiechnęła się niewinnie i uniosła brwi.
− Jak było?
− Fan-tas-tycznie. − Podeszłam i klapnęłam obok niej. Splotłam ręce
na piersi. − Ale to nie zmienia faktu, że zginiesz w bólach, jeśli
odwalisz taką akcję jeszcze raz. Mogłaś mnie chociaż ostrzec! Zobacz,
jak wyglądam. Jak na wieczór z przyjaciółką, a nie fajnym facetem.
− Ty zawsze wyglądasz dobrze, dlatego nie mówiłam − rzuciła Holly,
odkładając pismo. Odwróciła się w moją stronę. − Opowiadaj. Wszystko. Ze
szczegółami.
Wzruszyłam ramionami, wstałam i
poszłam do kuchni, żeby zaparzyć herbatę. A tak na prawdę, żeby ukryć
rumieniec i głupi uśmieszek, których nie potrafiłam opanować.
− Co tu dużo mówić? Poszliśmy do kina, kupił popcorn i wodę,
obejrzeliśmy film. Na koniec oczywiście ryczałam jak bóbr, on mnie
pocieszał, a potem odprowadził mnie do domu. A jak go na pożegnanie
pocałowałam w policzek, to stwierdził, że musimy to powtórzyć.
Jeszcze raz wzruszyłam ramionami. Wyjęłam kubek z szafki.
− Boże, zanim wy zostaniecie parą, to ja już osiwieję − westchnęła
Holly. − A wasze dzieci to już w ogóle moje wnuki będą bawić, bo ja już
dawno będę w grobie się przewracać.
Zaśmiałam się, wrzucając herbatę i wstawiając wodę.
− Nie moja wina, że nie robi pierwszego kroku.
− Ale twoja, że ty nie robisz.
Westchnęłam smutno.
− Wiesz, jaka jestem. Tak w ogóle… − Uniosłam głowę i zapatrzyłam
się w przestrzeń, myśląc intensywnie. − Chyba coś namaluję.
Holly zachichotała jak mała dziewczynka.
− No co? − zapytałam, uśmiechając się głupio na jej widok. Czajnik hałasował coraz bardziej.
− Wyobraziłam sobie, jak malujesz sobie akt, a Steve jest modelem.
− Holly, jaka ty jesteś… no po prostu... − Nie dokończyłam zdania, bo sama zaczęłam chichotać.
Loki Laufeyson
− Stark, błagam cię. To tylko zakupy. Nie przesadzacie trochę z tą ochroną?
Spojrzałem
znad gazety na parę stojącą przy czerwonym samochodzie. Midgardka,
którą porwałem niecałe dwa tygodnie temu, była zirytowana i w sumie nie
dziwiłem jej się. Starałem się dostać do niej trochę bliżej, jednak
Avengersi zapewnili jej spory zasób ochrony. Mężczyźni niemal nie
spuszczający jej z oka, z bronią dyskretnie włożoną za pasem byli
praktycznie wszędzie. A nawet jeśli nie było ich widać, był przy niej
Kapitan Ameryka, mój braciszek lub właśnie Stark. Ten trzeci najbardziej
ją irytował. Po jej porwaniu zrobił się aż niepokojąco opiekuńczy.
Widziałem w jej myślach, jak bardzo ciąży jej ta sytuacja. Mnie również
nie pasowała, lecz w głębi duszy miałem dzięki temu jeszcze większa
zabawę. Taki dreszczyk emocji.
Choć Holly nadal się
mnie obawiała, to nie był to już taki paniczny strach, jak po porwaniu.
Tamto nasze spotkanie zatrzęsło nią. Jej moc ponownie uwolniła się z
więzów i próbowała nią zawładnąć. Moje wspomnienia to za dużo jak na
zwykłą midgardkę.
− Sorry, Hollywood − odparł Stark bez żadnej skruchy. − Nie pozwolę, by coś ci się stało. Za dużo mnie to kosztuje.
− To urocze jak się o mnie martwisz − zadrwiła dziewczyna, sięgając do tylnej kieszeni spodni.
Stark
wywrócił oczami i rozejrzał się po okolicy. W pewnej chwili miałem
wrażenie, że jego wzrok spoczął prosto na mnie. Lecz zero interwencji i
dalsza rozmowa pary przekonała mnie, że nic nie zauważył. Ponownie
spojrzałem w gazetę, by odwrócić od siebie jakąkolwiek uwagę. Nużyło
mnie to odrobinę, ale tylko dlatego, że nic ciekawego nie działo się w
ich życiu. Niemal żadnych sekretów, zdrad, podwójnego życia… wszystko
takie proste i ludzkie.
Przez dobre piętnaście minut nic
się nie działo. Holly McCarter próbowała przekonać Starka, aby odesłał
kilku tajniaków, bo ona sama nie czuła się bezpiecznie przy mężczyznach z
bronią. Nigdy nie wiedziała, czy zaraz nie zaatakują jej. Musiałem się
mocno powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem, gdy dziewczyna
spoliczkowała miliardera, bo wygadał się, że jej mieszkanie jest
monitorowane przez ukryte kamery. Chwilę później na jej policzkach
pojawiły się rumieńce zażenowania, lecz w oczach nawet z tej odległości
widziałem ogniki wściekłości.
Jedno wiedziałem na
pewno. Ta dziewczyna była niestała w uczuciach. Zbyt niejednoznaczna.
Kobiety są zmienne, ale nawet z mocą czytania w umysłach nie potrafiłem
do końca przewidzieć jak się zachowa. I musiałem przyznać, że jej myśli
chwilami były... dość interesujące. Byłem zdziwiony, jak szybko
zaakceptowała moje uczucia i wspomnienia. Nawet ja byłem zszokowany tym,
ile tego było. Tak wiele już zatarło się w pamięci…
Natomiast
ona współczuła mi. Poczucie żalu, którego tak bardzo nienawidziłem, bo
sprawiało, że czułem się słaby. Trzęsło mną na myśl, że jakaś midgardka
uważa mnie za nieudacznika i zna moje słabe punkty. Jednym dotknięciem
poznała moje najskrytsze tajemnice. Marzenia. Zapewne wiedziała w tej
chwili o mnie więcej niż ja sam. To mnie dobijało. Przeciwnik w pewnym
stopniu miał nade mną przewagę. Musiałem się zrewanżować i to jak
najszybciej.
Wstałem z ławki, gdy Stark odjechał ulicami
Nowego Jorku, a brunetka zniknęła w tłumie z oczu. Zostawiłem gazetę na
stoliku. Poprawiłem okulary zerówki oraz kaptur bluzy z logo bodajże
jakiegoś zespołu i ruszyłem za nią. Słońce powoli zachodziło, a niebo
stawało się pomarańczowe.
Nucąc jedną z asgardzkich
melodii, luźnym krokiem szedłem przed siebie. Ludzie − w tym strażnicy −
mijali mnie bez żadnego zainteresowania, skupiając się na innych
rzeczach.
Midgard był marną planetą. Wolność zniszczyła
te insekty... żyli iluzją, że mogą wszystko, ze są najpotężniejszą rasą
na świecie. Nie mogłem się doczekać aż te istoty będą pod moją władzą.
Wtedy przypomną sobie, jak nisko łańcucha pokarmowego się znajdują. Jak
mało znaczą we wszechświecie.
Przystanąłem na rogu, gdy i
Holly stanęła. Udałem, że ogłoszenie na płocie o zaginięciu jakiegoś
Rubena jest dla mnie arcyciekawe. McCarter machała głową we wszystkie
strony, poszukując swojej przyjaciółki.
Lista
najważniejszych osób w jej życiu nie była duża. Lecz wystarczyła, by
użyć jej w ostateczności. Musiałem brać pod uwagę wszystkie aspekty. Jej
słabości i ambicje. Jej marzenia i troski.
Gdy
Christeen pojawiła się w zasięgu wzroku, po krótkim przywitaniu i
komplementach kobiety ruszyły dalej. Chciałem zrobić podobnie, lecz ktoś
powstrzymał mnie silnym uściśnięciem ramienia. Nim zdążyłem zrobić
jakikolwiek lub zapytać, czego ktoś chce od zwykłego przechodnia,
poczułem silny nacisk na plecy i wyjechałem wyleciałem powietrze. Z
ogromną prędkością przeleciałem kilkanaście metrów, taranując
przechodniów, nim poczułem silne, pulsujące uderzenie. Z sykiem
dotknąłem głowy, która bolała mnie niemiłosiernie. Z całych sił
próbowałem się podnieść, jednak moje nogi odmówiły posłuszeństwa.
Usłyszałem odgłos silnika, krzyki przechodniów i chwilę później
zauważyłem ciemne kontury mojego napastnika. Warknąłem, podnosząc się na
łokciach.
Nie mogłem przywołać Tesseractu, bo dostałby się w ich ręce.
− Od kiedy to jesteś fanem Beatlesów?
Od razu rozpoznałem drwiący głos Starka. Chwilę później pojawił się Thor. Niebo zasnuły ciemne chmury.
Ups. Mój braciszek nie był w najlepszym humorze.
Poczułem, jak silna ręka podnosi mnie na nogi.
− Wybacz, bracie. Nie zostawiasz mi wyboru.
Znowu leciałem, tym razem przetrzymywany siłą przez Thora.
Witam!Tu Lora^^ Na wstępnie chciałabym przeprosić za jakiekolwiek błędy. Mam nadzieję, że nic się nie zepsuło bądź przedstawiło. Niestety lapidarna jest na wyjeździe i nie miała czasu wstawić rozdziału. Mnie rowniez nie ma w domu i jestem zmuszona pisać z telefonu. Co do rozdziału... wreszcie jest Steris^^ ich pierwsza randka. I coraz więcej się dzieje. Następna notka jest niepewna. Mamy nadzieję, że uda nam się zdążyć z rozdziałem. Nic jednak nie obiecujemy :cI jeszcze jedno. Wejść jest całkiem sporo. Miłoby było, gdybyście dali o sobie znać. Wiem, ze są wakacje, wyjazdy i te sprawy, ale chociaż chwilkę nie zaszkodziłoby. Co sądzicie o Lokim? Shippujecie Steve z Chris? Albo macie jakieś uwagi?^^Do zobaczenia w komentarzach!
Loki, czytający gazetę zrobił mi dzień! ♥
OdpowiedzUsuńA potem jeszcze w bluzie, okularach, nucący... Boże chcę więcej! xDD
Uwielbiam przyjaźń Holly i Chris, oczywiście Steve x Chris Forever!
Oj, czekam na dalszy rozwój akcji, oby jak najszybciej pojawił się rozdział.
Pozdrawiam i weny :)
Dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy również :D
UsuńRozdział boski, jak zawsze zresztą, dzieje się, oj dzieje :D Chrs + Steve = Forever in Love :-) A nasz fan Beatelsów najlepszy ;-) Ciekawa jestem jak sprawy potoczą się dalej :-) A ostatniego rozdziału nie skomentowałam, bo byłam na koloniach we Włoszech i kiepsko z netem miałam :-( Ale już jestem i z niecierpliwością czekam na nexta ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :-)
***Niki***
Powiem tylko, że w kolejnym rozdziale wrócimy do sprawy Hel z prologu :)
UsuńOgromne dzięki za komentarz. Miłego dnia! ;)