poniedziałek, 25 lipca 2016

Sześć

Holly McCarter
Wpatrywałam się przez okno w smutne, szare niebo. Kolejna noc przemijała i prawie nastawał nowy dzień. Mimo bardzo wczesnej pory samochody i piesi już przemierzali drogi. Ten codzienny widok sprawił, że po raz pierwszy zatęskniłam za byciem jednym z tych ludzi. Niewyspanych i siorbiących kawę z papierowych kubków, i nawet przeklinających szefa za to, że wstają tak wcześnie. A najbardziej tęskniłam za przyjaciółmi i za domem. Za moją poduszką w kotki, za pękniętym lustrem w łazience, za wyszczerbionym kubkiem od Christeen i za jej obrazami kurzącymi się w kątach sypialni. Słysząc na zewnątrz kroki Lokiego, bałam się, że już do tego nie wrócę. Albo wrócę, lecz zbyt dużym kosztem – kosztem przyjaciół lub własnego zdrowia.
Pokręciłam głową, odganiając ponure myśli. Nie wyszło.
Nie spałam w końcu od dwóch dni, spodziewając się, że przyjaciele przyjdą po mnie w każdej chwili. Bałam się też Lokiego. Kiedy tylko choć na sekundę zamykałam oczy, nawiedzał moje myśli, nie pozwalając zasnąć.
Mój brzuch domagał się jedzenia. Zapach nietkniętej jajecznicy praktycznie już zniknął, ale kiedy patrzyłam na to żółciutkie, usmażone jajko... czułam się jak Jezus kuszony przez szatana podczas modlitwy w Ogrójcu. Nie mogłam jednak ulec. W końcu, nie mogąc już wytrzymać, wstałam i zamaszystym ruchem zrzuciłam talerz na ziemię. Nie roztrzaskał się, niestety, ale zawartość wylądowała na panelach.
– Fakaj się, jajecznico.
Czekałam kilka minut, aż Loki wpadnie z furią, pytając, co ja wyrabiam, ale nie usłyszałam nawet szmeru. Podeszłam więc do drzwi. Przyłożyłam do nich ucho, ale nie dotarł do mnie żaden dźwięk. Cichutko otworzyłam drzwi. Najwyraźniej mężczyzna uznał, że nie będę miała odwagi do ponownej ucieczki i nawet mnie nie zamykał. Wyszłam na korytarz, rozglądając się dookoła.
Mój porywacz znajdował się w pomieszczeniu, które musiało być salonem całkowicie skąpanym w cieniu. Nie czekając dłużej, weszłam do środka. Chciałam zrobić to normalnie, pokazać, że go się nie boję, jednak mimowolnie zrobiłam to najciszej, jak umiałam. Prawie że na palcach stanęłam przed mężczyzną, którego czarnowłosa głowa była odchylona lekko do tyłu. Oddech był równy i spokojny, a pod zamkniętymi powiekami jego oczy poruszały się gwałtownie.
Spał. Co więcej − śnił!
W tej chwili to, że bóg taki jak on też potrzebuje snu, wydawało mi się absurdalne. Uwięził mnie, nawet nie zamknąwszy drzwi od pokoju, a potem tak po prostu uciął sobie drzemkę. Wydawało mi się, że powinien chociażby jechać ciągle na kawie i energetykach, byle nie spuszczać mnie z oka.
Cóż... albo nie miał mnie za jakiekolwiek niebezpieczeństwo, albo to była część jakiegoś superskomplikowanego, chorego planu, który tylko on zrozumie.
W każdym razie miałam zamiar wykorzystać to, że się wydostałam. Nawet jeśli miałoby to oznaczać tylko rozprostowanie nóg i rozejrzenie odrobinę, nie narażając się na gniew Lokiego.
Westchnęłam i odeszłam trochę dalej od sofy. Nie mogłam się jednak powstrzymać od tego, żeby spojrzeć na boga z odległości. Na jego długie nogi kończące się gdzieś pod stołem, unoszącą się równomiernie klatkę piersiową, splecione ramiona, długie palce, spiczasty nos i podbródek oraz założony za ucho czarny kosmyk włosów.
Ciekawe, o czym śnił? Czy o kimś, kogo kochał? Kogo nienawidził? Może właśnie przeżywał najpiękniejsze chwile życia, najskrytsze marzenia, a może najgorsze z koszmarów? Z resztą... czego może się bać ktoś taki jak on? Może w ogóle czegokolwiek? Im więcej pytań się pojawiało, tym większą miałam świadomość, że tak na prawdę nic nie wiem o tym, z kim się mierzę. Kto śpi przede mną bezbronny jak dziecko. Ile osób oddałoby życie za szanse przebywania przy nim w takiej chwili. Ile osób w takiej chwili wtuliłoby się w niego, ile odsunęło zbłąkany kosmyk z czoła, a ile poderżnęło gardło.
Nagle podskoczyłam, usłyszawszy cichy syk. Nie dochodził od strony Lokiego, więc dezorientowana rozejrzałam się po salonie, jednak nie zauważyłam nic wyjątkowego. Ot, skromny salonik z prześliczną postarzaną szafą o rzeźbionych drzwiach stojącą obok wejścia. W pierwszej chwili miałam ochotę palnąć się w łeb, gdy przyszła mi myśl, że ów dziwny dźwięk dochodzi właśnie stamtąd. Niby co... Loki trzyma w szafie węża? Przecież to śmieszne i dziwne nawet jak na niego. Im dłużej jednak wpatrywałam się w szafę, tym bardziej miałam wrażenie, że bije od niej jakby lekka błękitna poświata.
"No nie... to nie może być..." − pomyślałam, podchodząc powoli. Dziwny blask ponownie oślepił mnie, zwiększając tym moją ciekawość. Czując, że nie mam innego wyjścia, zignorowałam cichy głosik w sercu, który mówił mi, by spieprzać stąd jak najdalej. Posłuchałam za to głosu, który dobiegał z wewnątrz i był wyraźniejszy niż wszystko inne. Który wręcz rozkazywał, bym otworzyła tę szafę i posiadła moc Tesseractu. Może dzięki niemu uda mi się stąd uciec? Tylko czy Loki byłby tak głupi?
Złapałam klamkę i uchyliłam drzwi.
Czy to ma znaczenie? Chciałam go zobaczyć. Chciałam dotknąć. Chciałam poczuć jego moc przy sobie, niczym wciąż bijące serce trzymane w rękach.
Błękitny blask oślepił mnie na chwilę, a ja poczułam dreszcz. Na oślep wyciągnęłam rękę, a świat przede mną utonął w bieli... Uszy wypełniła burza głosów. I nagle zdałam sobie sprawę, co się dzieje. Moja moc. Miałam wizję.
Krzyknęłam. Poczułam drganie w gardle, ale do moich uszu nie dotarł nawet szmer. Czułam pod palcami palący ogień sześcianu, ale nie mogłam go wypuścić. Krzyczałam dalej, zapadając się w biel jak w niekończące się góry piórek...
I nagle wszystko zniknęło. Uderzyłam o podłogę, dysząc. Na ramionach wciąż czułam mocny ucisk palców, choć Loki stał metr ode mnie, oddzielając mnie od zamkniętej szafy.
Kiedy kręcenie w głowie ustało i spojrzałam na twarz Lokiego, jego wspomnienia spłynęły na mnie jak fala, w której zaczęłam tonąć.
Thor Odinson
Nasz plan przesunął się w czasie, gdy dotarło do nas, że musimy się martwić o zdrowie nie tylko nasze ale i śmiertelników przebywających w hotelu "Hollywood". Co prawda pełnego bezpieczeństwa zapewnić im nie mogliśmy, a ewakuacja była wykluczona, bo za dużo byłoby z tym zamieszania. Postanowiliśmy więc zaczekać z akcją do drugiej rano, kiedy wszyscy zasną albo chociaż zamkną się w bezpiecznych pokojach. Dodatkowym plusem było, że Loki niemal na pewno o tej godzinie spał. Były rzeczy, które czasem przestawały mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie, tak jak jedzenie albo chociaż kontakty z innymi ludźmi, ale sen do nich nie należał. Mój brat prawie nigdy z własnej woli nie zarywał nocy. Sen był dla niego świętością... dlatego też największym utrapieniem była dla niego bezsenność.
Żeby nie siedzieć bezczynnie do tej późnej pory, szukaliśmy w okolicy hotelu miejsca, z którego z ukrycia moglibyśmy obserwować pokój Holly i Lokiego. Stark w tym czasie, wykorzystując swoją sławę i charyzmę, wyciągnął od recepcjonistki informację o pokoju, w którym przebywali, a po krótkiej kłótni z nami zakwaterował się piętro nad nimi. Krótko po tym znaleźliśmy dobry punkt obserwacyjny z ogrodu na dachu jakiegoś budynku, gdzie pozycję z lornetką zajął Bruce. Ja i Steve zakradliśmy się do hotelu niepostrzeżenie i schowaliśmy w wynajętym mieszkanku. Wyglądało jak jakaś obskurna dziura − nic dziwnego, że Stark tak się opierał. Wszystko było takie minimalistyczne, szare i smutne. Żadnego złota, żadnych roślin, żadnych wielkich, otwartych przestrzeni, strzelistych kolumn, służących... Jakie szczęście, że nie musieliśmy tu na długo zostawać.
Kiedy wreszcie nadeszła upragniona godzina, napięcie było niemal namacalne. Powietrze za oknem stało się ciężkie i lepkie, a w oddali niebo co chwila rozświetlały pioruny. Zbierało się na burzę, a ja wcale nie byłem tym zaskoczony.
Pierwszy etap − ratowanie Holly.
Steve wstał z sofy i powoli wypuścił powietrze z płuc.
− Wszyscy gotowi? − zapytał przyciszonym głosem, żeby Loki go nie usłyszał i nie rozpoznał. − Bruce?
− Na pozycji − odezwał się jego głos w urządzeniu, które musiałem wcześniej wsadzić do ucha. Było cholernie irytujące, ale jeśli mogło pomóc... musiałem to zignorować.
Podeszliśmy do okna i z pomocą liny, którą przywiózł Bruce, ja i milczący Steve spuściliśmy się piętro niżej, do pokoju, w którym trzymana była Holly. Na szczęście okno było otwarte, więc z łatwością się tam dostaliśmy. Najpierw stopy w środku postawił Steve i zanim zdążyłem zapytać, czy jest bezpiecznie, już zniknął wewnątrz. Pozostała jedynie powiewająca pożółkła firanka. Potem sam zszedłem na dół, z łatwością ignorując wysokość i ulicę, która rozciągała się pode mną. Kiedy wskoczyłem do środka, poczułem jednocześnie ulgę i przerażenie. Holly siedziała przywiązana prześcieradłami do krzesła na środku pokoju. Jej oczy zakrywała opaska, a usta miała zakneblowane. Steve już wyszedł z pokoju i zamykał drzwi, zostawiając uwalnianie Holly mnie.
Natychmiast odstawiłem młot koło nogi krzesła i zerwałem opaskę z oczu przyjaciółki. Jęknęła z bólu cicho.
− Wybacz − szepnąłem, a potem już ostrożniej wyjąłem knebel.
− Lokiego nie ma − oznajmiła głośno, żeby Steve ją usłyszał. − Uciekł. Nie wiem, może wiedział, że tu będziecie.
Była zaskakująco spokojna, zważając na to, że została przywiązana do krzesła i zakneblowana. Co to bydlę jej zrobiło?! Zahipnotyzowało?
− Nic ci nie jest, Holly? Loki coś ci zrobił?
Pokręciła głową.
− Jest w porządku... to znaczy... − Wyraźnie się wahała przed powiedzeniem czegoś. − Długa historia, opowiem później... tylko weźcie mnie z dala od tego miejsca.
Kiwnąłem głową, a potem odwiązałem jej ręce. Kiedy tylko skończyłem, w drzwiach pojawił się Steve.
− Czysto.
Na jego widok Holly wstała z krzesła i rzuciła się w jego otwarte ramiona. Steve objął ją z szerokim uśmiechem.
− Dobrze widzieć cię całą i zdrową.
− Dzięki, że przyszliście.
Ja jednak wciąż nie byłem spokojny o to, czy Holly była cała i zdrowa. Loki nie lubował się w fizycznych torturach; jego konikiem były psychologiczne gierki, zagrania, które łamią wolę ludzi i doprowadzają ich do rozpaczy. Miałem nadzieję, że nie wypróbował żadnej z nich na Holly, choć szansa była niewielka. W końcu była jego zakładniczką.
− Steve, co się dzieje? − usłyszałem nagle głos w słuchawce.
− Loki zwiał − oznajmił Kapitan. − Ale z Holly wszystko w porządku.
− Dzięki Bogu...
Loki Laufeyson
Wyszedłem z hotelu, nim zobaczyłem blask przecinającej niebo błyskawicy i usłyszałem rozdzierający powietrze huk. Uśmiechnąłem się pod nosem i założyłem na głowę kaptur czarnego płaszcza. Gdy zobaczyłem już, jak Steve opuszcza się na linie do pokoju, w którym związałem Holly, ruszyłem chodnikiem przed siebie, nucąc po cichu melodię.
Mój plan diametralnie uległ zmianie. Z początku miałem ochotę wykląć siebie za moją głupotę i nieodpowiedzialne zachowanie, które stworzyło mi niemały problem. Nie powinienem nie doceniać tej śmiertelniczki − miała iście samobójcze zapędy, a to właśnie w ludziach było najniebezpieczniejsze. Jednak i tak w duchu gratulowałem sobie szybkiego myślenia. Przeznaczenie musiało mnie uwielbiać, skoro dało mi w ramiona akurat tę midgardkę. Choć na początku byłem nią znużony, a jej myśli były chaotyczne i nie wynosiłem z nich nic pożytecznego, to potem... po sytuacji z Tesseractem wszystko się zmieniło.
Podążałem jedną z najbardziej tłocznych ulic Nowego Jorku. Nie trwało to jednak długo. Wolałem nie kusić losu i po chwili skręciłem w najbliższy zaułek, by tam móc się bez przeszkód teleportować. Na chwilę przystanąłem, by przywołać Tesseract. W ułamku sekundy znalazł się w moim posiadaniu. Do tej pory nie mogłem zrozumieć, jak znalazł się w hotelu. Przecież nie jestem idiotą. Nie pozwoliłbym, by znalazł się przy jakimkolwiek moim wrogu.
Nie miałem pojęcia, jak ta dziewczyna sprawiła, że znalazł się w szafie. W szafie! Tak potężna broń, która mogła sprawić, że zmiótłbym Ziemię w pył.
Oczywiście, głupia midgardka, musiała sięgnąć po moją broń. Nie wiedziałem, co władało nią w tamtej chwili, gdy sięgała Tesseractu. Jej myśli były niejasne. Słyszałem głosy, które mówiły w nieznanym mi języku. Jeszcze bardziej wstrząsnęło mną to, co się działo w jej głowie, gdy dotknęła już kamienia.
Widziała mnie. Nie wiedziałem, jakim cudem widziała mnie, gdy byłem jeszcze posłuszny Odynowi. Ale w jej umyśle widziałem te wszystkie obrazy... Przybycie do Asgardu, moje pierwsze nauki jazdy konno, nieudolne lekcje walki wręcz, walki bronią; nauki podstaw zaklęć Friggi. Koronacja Thora, która została przerwana z mojej winy. Nie mogła o tym wiedzieć! Chyba że Thor się wygadał, ale nawet ten burak nie wiedział o wszystkim, co widziała ta midgardka. Widziałem ich twarze. Czułem uczucia, które wtedy mi towarzyszyły. I wtedy do mnie dotarło, że musiała być jednak kimś więcej niż zwykłą śmiertelniczką.
Jednak nie mogę być stuprocentowo pewny, na czym polega jej moc. Czułem, że jest potężna. Śmieszyło mnie w tym wszystkim, że ci "bohaterowie" nie mają pojęcia, z kim współpracują. Najwyraźniej musiała mieć poważny powód, by to ukrywać. Musiała mieć ją od dawna i nauczyła się ją kontrolować, skoro nic nie wyczuli. Chociaż to mnie wcale nie zdziwiło.
Prychnąłem i teleportowałem się do opuszczonej kamienicy. Musiałem w spokoju obmyślić cały mój plan.
Jaka to byłaby strata, gdyby moc tej śmiertelniczki pozostała nieużyta.

2 komentarze:

  1. Właśnie znalazłam Twojego bloga i jestem oczarowana! *.*
    Życzę chęci i weny do pisania^^

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest tu mile widziany :)

.
.
.
.
.
.
template by oreuis