poniedziałek, 11 lipca 2016

Pięć

Anthony Stark
Nagły, bolesny kontakt z podłogą skutecznie mnie wybudził. Stęknąłem z niechęcią i chwiejnie podniosłem się na nogi. Thor patrzył na mnie z góry z niecierpliwością ubrany w zwykłe ziemskie ciuchy.
– Wstawajże, Tony! Nie mamy czasu, już wystarczająco czekaliśmy.
Otrzepałem spodnie i poprawiłem splątane włosy. Ledwo powstrzymywałem się od zaczęcia kłótni. Byłem zmęczony i niewyspany, w mojej głowie huczało aż do bólu, a Thor nie miał nawet na tyle współczucia, żeby obudzić mnie w normalny sposób. Albo dać jeszcze kilka minut. Jedynym powodem, dla którego wstałem bez słowa, była Pepper. Nie zamierzałem zaprzepaścić szansy pogodzenia się.
– Która godzina? – spytałem, gdyż okna były zasłonięte i nie wiedziałem, jak jasno jest na dworze. Moje ciężkie, sklejone powieki mówiły mi jednak, że dość wcześnie.
– Już świta. Około szóstej.
Jęknąłem jeszcze raz. Bez słowa protestu jednak ruszyłem tyłek do wyjścia, żeby Thor nie musiał mnie tam prowadzić za rączkę jak przedszkolaka. Mogłem być uległy poleceniom Pepper, ale nikomu innemu. Godności się jeszcze całkowicie nie pozbyłem i nie zamierzałem.
Miałem tylko nadzieję, że Pepper jeszcze tu była i nie walczyłem ze sobą na próżno. Na pewno chciała pomóc Holly jak tylko mogła, lecz może wizja przebywania ze mną w jednym pomieszczeniu była na tyle fatalna, że postanowiła odejść. Wątpiłem w to, ale… zawsze istniała taka opcja. Zraniłem ją przecież. Widziałem to w jej spojrzeniu.
Weszliśmy do windy i Thor kliknął przycisk prowadzący trzy piętra niżej.
– Myślę, że Pepper ci wybaczy – oznajmił, gdy drzwi bezszelestnie się zasuwały. Splótł ręce na piersi i zerknął na mnie kątem oka. Przewróciłem oczami ostentacyjnie.
– Nie pytałem cię o zdanie.
Chwilami zachowywał się, jakby miał szczura biegającego w kółku zamiast mózgu.
– Powiedziała mi, że chciałaby ci wybaczyć, ale w ogóle się nie sta…
– Oj, zamknij się – warknąłem. – To nie twoja sprawa, co się między nami dzieje. Nie wiem, po co ona ci się w ogóle zwierza.
Thor milczał chwilę, ale w końcu pokusa odpowiedzenia zwyciężyła.
– Bo jesteśmy przyjaciółmi. Tak jak ty i ja.
Prychnąłem.
Winda się otworzyła i wysiedliśmy, nim zawiązała się między nami jeszcze dziwniejsza dyskusja. Wkroczyłem dwuskrzydłowymi drzwiami do salonu, do którego najwyraźniej nocą przeniosła się “impreza”. Wszyscy siedzieli wokół jednego stolika na kawę, a w tle brzęczał cichutko telewizor włączony na Comedy Central. Jane chrapała smacznie w fotelu z otwartymi ustami, a Steve i Natasha (nie wiem, skąd się tu wzięła) grali w szachy na sofie. Pepper skuliła się pod kocem na drugiej sofie na przeciwko, siorbiąc kawę. Dziwiło mnie jedynie, że Bruce nie przyszedł Holly na pomoc, kiedy tylko się dowiedział. Może się nie dowiedział?
Stanąłem, ogarniając wszystko wzrokiem, a tymczasem Thor mnie wyminął i podszedł do fotela Jane. Podniósł koc, który spadł na podłogę i okrył nim dziewczynę czule. Coś mnie zakuło w sercu, kiedy mimowolnie przeniosłem wzrok na Pepper i dotarło do mnie, że chciałbym w tej chwili usiąść koło niej, odgarnąć włosy z twarzy i powiedzieć: “ślicznie wyglądasz”. Mimo że nie wygląda. Musiała trochę spać, bo jej makijaż trochę się rozmazał, szminka całkiem zniknęła z ust, a wczorajszy misternie ułożony kok teraz zmienił się w zwyczajnie rozpuszczone, splątane włosy.
Przeniosłem wzrok na Pepper, która jednak skutecznie mnie olewała, wpatrując się w Steve’a i Natashę. Nikt się nie odzywał. Atmosfera była gorsza niż na pogrzebie – tym bardziej że za oknem wciąż panowała szarość i ponurość.
– Jarvis, druga playlista – oznajmiłem, a kiedy (zaraz po: “Tak jest, sir”) z głośników popłynęły dźwięki AC DC, na mojej twarzy pojawił się lekki uśmieszek. Wszystkie oczy skierowały się na mnie w zdziwieniu, złości albo zirytowaniu.
– Stark – powiedział Steve, unosząc brwi. Schylił się po pilot na stoliku i ściszył muzykę. – Nie słyszałem, jak wszedłeś.
– Macie już coś? – zapytałem.
– Czekamy na telefon od dyrektora Fury’ego – odparł blondynek, odkładając karty na stół. – Namierza Lokiego. Ustaliliśmy też, że ja, Natasha i Thor przeprowadzimy akcję; ty i Bruce będziecie osłaniali tyły… a Jane i Pepper będą mogły pomagać stąd albo z innego bezpiecznego miejsca. W wiadomościach pojawiły się już jakieś wzmianki o wczorajszej feralnej imprezie, ale z tego co wiem, część osób myśli, że po prostu miało jakieś grupowe halucynacje. Nie ma jeszcze paniki. Agenci Fury’ego zajęli się też usuwaniem filmów i zdjęć. Wszystko pod kontrolą.
Kiwnąłem głową, choć nie wszystkie informacje stuprocentowo do mnie dotarły. Namierzają Lokiego. W telewizji cisza… i ja będę na tyłach. W pierwszej chwili na tę wieść wezbrał we mnie gniew. Miałem nad nimi przewagę, nawet w starciu z Lokim i Tesseractem. Moja zbroja mogła wiele wytrzymać. A oni dawali mnie na tyły? Szybko jednak zrozumiałem, że nie jestem teraz zdolny do walki i pilnowanie tyłów to i tak dość odpowiedzialna robota jak dla mnie. Byłem skacowany, moje myśli rozpraszały się i krążyły wokół Pepper, a na dodatek… moja relacja z Holly nie była najlepsza. Lepiej jeśli uratuje ją ktoś, kto nie groził jej w ciągu minionego tygodnia i nie wykorzystywał, jak tylko mógł, do odwalania czarnej roboty. Nie żebym miał wyrzuty sumienia. Gdyby miała dość rozumu, nie dałaby mi się pomiatać. Była jednak na to zbyt uległa. Jak dają, to bierz, jak nie dają, to bierz i uciekaj.
Postanowiłem nie stać dłużej w korytarzu jak ciołek i przeszedłem do części kuchennej, kiwając głową w rytm zdecydowanie zbyt cichej muzyki “Highway to Hell”. W zlewie zauważyłem brudne kubki po kawie. Trochę cukru rozsypało się na blacie. Normalnie by mnie to drażniło, ale teraz miałem wywalone. Podszedłem do lodówki i wyjąłem z niej karton jakiegoś soku. Nie zamykając drzwiczek, wypiłem do dna, po czym schowałem puste opakowanie z powrotem. Potem przeszedłem do miejsca, gdzie siedzieli wszyscy. Zająłem miejsce obok Pepper, obejmując oparcie za jej plecami. Kątem oka posłała mi spojrzenie. Najpewniej chciała, żeby było piorunujące, ale coś po prostu nie wypaliło. Znałem to jej spojrzenie. Miała je za każdym razem, kiedy proponowałem jej wspólny wieczór, a ona niechętnie odpowiadała, że musi pracować. Dość łatwo dawała się wtedy namówić.
Nagle zadzwonił czyiś telefon. Steve wyjął komórkę z kieszeni i odebrał, wstając natychmiast. Kiedy przechadzał się w tę i z powrotem (mrucząc: “tak”, “dobrze”, “oczywiście”, “wiem” i inne takie), nikt nie spuszczał z niego ani na sekundę wzroku, nadstawiając uszu. W końcu po kilku minutach rozłączył się, stojąc tyłem do nas. Oparł ręce o biodra, zwieszając głowę.
– I co? – zachęciła Natasha.
Steve wypuścił powietrze z sykiem i odwrócił się do nas. Pepper pochyliła się do przodu.
– Są w hotelu “Hollywood”.
Zachichotałem.
– Świetna nazwa.
Steve nawet nie zaszczycił mnie dezaprobującym spojrzeniem.
– Na jedenastym albo dwunastym piętrze – dodał. – Musimy to zrobić możliwie po cichu i bez ofiar. Stark, będziesz pilnował dachu... a Bruce... schodów i windy. Resztę już wiadomo. Jak ktoś chce na siusiu, to ma trzy minuty. A potem jedziemy.
Christeen Evans
W moich uszach rozbrzmiewały pierwsze nuty jednej ze znanych na całych świecie piosenek, która leciała akurat w radiu. Nie dałabym sobie ręki uciąć, ale momentami potrafiłam odgadnąć, które słowa będą następne i które pasują do utworu Coldplay. Choć miałam ochotę wyrzucić to idiotyczne radio przez okno, wiedziałam, że nie zniosłabym ciszy, która by nastała. Owen praktycznie od razu wyszedł do supermarketu, za co byłam mu wdzięczna. W lodówce znajdowało się jedynie zepsute mleko, stara limonka, dwa piwa i kawałek masła. Do tego śmierdziało kiełbasą, przez co przeszły mnie dreszcze obrzydzenia.
W takich chwilach zazwyczaj dzwoniłam do Holly i ochrzaniałam ją, że nie zrobiła zakupów, choć wypadała jej kolej.
Poczułam, jak w kącikach oczu zebrały mi się łzy. Bardzo się bałam o moją najlepszą i jedyną przyjaciółkę. Bez niej nie byłam sobą. Nie licząc mojej rodziny, tylko przy niej mogłam być sobą. Wiedziałam, że może nie tyle byłam trudna do zniesienia, co nie dawałam się nikomu dobrze poznać. Byłam zbyt zamknięta w sobie, nie lubiłam mówić na głos o swoich emocjach. Nie potrafiłam. Uwalniałam je dopiero podczas malowania, lecz w tej chwili nawet na to nie miałam ochoty.
Z mojego gardła chciał wyrwać się krzyk bezsilności. Miałam ochotę opieprzyć wszystkich o to, co się stało. A zwłaszcza Avengers o to, że nic nie robią, że nie działają. Choć Steve zapewniał mnie, że robią wszystko co w ich mocy, by nikomu podczas tej akcji nie stała się krzywda. Ale przecież nie mieli na to wpływu. Choćby nie wiadomo jak doskonały plan mieli, coś może nie wypalić i następny raz, gdy zobaczę Holly, będzie na jej pogrzebie.
Drgnęłam, gdy usłyszałam krótki dźwięk telefonu. Niechętnie sięgnęłam po niego, by przeczytać sms'a. Nie spodziewałam się dobrych wiadomości… w ogóle nie spodziewałam się jakichkolwiek wiadomości. Przecież od razu na starcie zostałam wykluczona z tej akcji, skoro nie mam żadnego wyszkolenia ani supermocy. Zwykła dziewczyna, która nie może nic zdziałać.
Spojrzałam na wyświetlacz komórki. “Steven Rogers”. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Polubiłam go. Był prawdziwym dżentelmenem i do tego nie można było odmówić mu tytułu superprzystojniaka. Nic dziwnego, że gdy rozmawiam z Holly o Avengers, temat najczęściej schodzi właśnie na niego. Wychwala go na każdym kroku. Co robi, jak się zachowuje, co lubi. Na początku wydawało mi się to dziwne. Myślałam nawet, że jest nim zauroczona i tylko go idealizuje, jednak szybko odrzuciłam tę myśl. Gdyby tak było, powiedziałaby mi, a poza tym Holly nie należała do dziewczyn, które kiedy się zakochują to na zabój. Kiedy poznałam Steve’a, okazało się, że faktycznie było go za co wychwalać.
No ale koniec tych rozmyślań!
Otworzyłam wiadomość.
“Dziadek Holly przyjdzie do ciebie za minutę. Holly wyjechała w sprawach biznesowych. Nic nie mów o porwaniu.”
Boże, jak chciałabym, żeby tak było!
Ale Alaric? Co on tu robił? I czemu nie zadzwonił, żeby powiedzieć, że… a no tak. Może dzwonił, tylko nikt nie odebrał...
No ale naprawdę musiał wybrać akurat ten moment?!
Nie miałam zbyt wiele czasu na wymyślenie jakichś szczegółów, które uwiarygodniłyby historyjkę o Holly na wyjeździe, bo chwilę później usłyszałam puknie do drzwi. Westchnęłam głęboko i wyłączyłam radio.
– Już idę!
W myślach policzyłam do dziesięciu, co mnie jednak nie uspokoiło. Napisałam szybkiego sms'a do Owena, by wracał jak najszybciej. Nie chciałam brać sama udziału w tym chorym przedstawieniu.
Z kiepskim wymuszonym uśmiechem podeszłam do drzwi i chwilę później ukazała mi się znana twarz staruszka. Uśmiechnięty od ucha do ucha zawsze sprawiał, że robiło mi się ciepło na sercu. Jednak tym razem efekt był odwrotny. Na widok jego nieświadomości i wiary w to, że Holly siedzi sobie teraz poza miastem – bezpieczna i spokojna – w moich oczach zebrały się łzy. Wciąż się uśmiechałam, choć podbródek niebezpiecznie drżał.
– Nasza młoda da Vinci! Jak miło cię widzieć!
Zaśmiałam się delikatnie pod nosem, słysząc jak mnie nazwał. Chciałam go uścisnąć na powitanie, żeby mieć czas na uspokojenie, ale za późno. Dziadek złapał mnie za ramiona i spoważniał.
– Holly nie ma w domu – powiedziałam szybko. – Wyjechała w sprawach służbowych.
– Wiem, kochanie. Ale coś się stało? Czemu płaczesz?
– Ja wcale nie… – Nie dokończyłam zdania, bo rozkleiłam się na dobre. Łzy popłynęły strumieniem i zachłysnęłam się oddechem. – Prze-epraszam… – jęknęłam.
– Och, kochanie! – Alaric bez pytania wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Przyjeżdżał tu do Holly tak często, że czuł się praktycznie jak u siebie. – Nic nie mów. To pewnie jakieś sprawy sercowe, a ja jestem na to zbyt staroświecki... teraz to wszystko inaczej wygląda! Ten cały internet i komórki, i... A tam, co ja ci będę mówił. Sama dobrze wiesz. Siadaj, a ja zrobię nam herbaty, co ty na to?
Pokiwałam głową, wycierając policzki.

>Następny rozdział!<
Witam, kochani :)
Jak się miewacie? Jak mijają wakacje? U mnie na szczęście pogoda się poprawiła. W piątek wyjeżdżam i nie będzie mnie przez trzy tygodnie. Polskie morze, a potem Chorwacja. Zapowiada się cudownie c; Co do rozdziału... Jest dość krótki i niestety nie ma jeszcze akcji ratunkowej Holly, ale nie będziecie musieli na nią długo czekać :) Mam nadzieję, że dzisiejsza notka się spodobała. Do zobaczenia w komentarzach!

3 komentarze:

  1. Genialny rozdział! :D Jeju, jak ja współczuję Chris, ponieważ w tej sytuacji doskonale ją rozumiem - również nie potrafię kłamać. Dziadek Holly najlepszy haha XD
    Nie wiem czy już to mówiłam, ale kocham wasze opisy. Tak ładnie napisane, a zarazem humorystyczne. W szczególności to: " Chwilami zachowywał się, jakby miał szczura biegającego w kółku zamiast mózgu.". Kocham <3

    Pozdrawiam i udanych wakacji życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tych opisów to się bardzo bardzo baaardzo zgadzam :D są genialne!

      Usuń
    2. Co do opisów to już chyba mówiłaś ... a raczej pisałaś, ale miło jest nam to czytać jeszcze raz :D Dziadka tez uwielbiam! Jedna z moich ulubionych postaci w tym opowiadaniu XD
      Dziękujemy pięknie za komentarze ^^

      Usuń

Każdy komentarz jest tu mile widziany :)

.
.
.
.
.
.
template by oreuis