Pod ostatnim rozdziałem znalazło się naprawdę dużo przemiłych komentarzy i, mimo że za wszystkie podziękowałyśmy osobiście, dziękujemy tu jeszcze raz, oficjalnie, za czytanie tego opowiadania, za komentowanie i za każdą krytykę – czy to pochwały, czy uwagi! Cieszymy się, że nasze opowiadanie umila komuś czas i chwilami rozbawia :)Mamy nadzieję, że ten rozdział także Wam się spodoba! Miłego czytania!
Anthony Stark
Dobrych kilka minut szamotałem
się na podłodze, zanim Steve brutalnym szarpnięciem nie postawił mnie na
nogi. W przypływie dobroci już miałem mu podziękować, ale mocno
zacisnął palce na moim ramieniu i pociągnął do lady z siłą
superżołnierza, więc darowałem sobie uprzejmości.
Na
jego twarzy malowała się furia, jakiej jeszcze nigdy nie widziałem.
Błękitne, zazwyczaj łagodne oczy teraz mogłyby zabijać samym
spojrzeniem; zaciskał szczękę mocno, a między jego brwiami utworzyła się
gruba zmarszczka.
Usadził mnie na krześle obok całej
naszej grupy, która przyszła dziś na przyjęcie. Brakowało jedynie Thora.
Rozejrzałem się po sali, ale jakoś nie mogłem skupić na niczym wzroku.
Obraz był rozmazany jak na impresjonistycznym obrazie. Zauważyłem, że
wiele osób uciekło, lecz sporo też zostało zszokowanych i osłupiałych.
Dostrzegłem Thora, gdy jego szeroka sylwetka wyrosła nagle ponad
wszystkie inne w miejscu podestu DJ-a.
– Midgardczycy! –
ryknął, aż niektórzy podskoczyli. – W tej sytuacji przyjęcie jest
zakończone! Proszę się skierować do wyjścia! No, już! Do widzenia!
Tłumek
powoli i niechętnie opuścił salę, a wtedy Thor zamknął drzwi i wrócił
do naszej grupy. Nie zauważyłem nawet, skupiając się na Asgardczyku,
kiedy zniknął Steve. Zaraz jednak wszystko się wyjaśniło, kiedy czerwone
światła zgasły, ustępując miejsca normalnym białym, a kilka sekund
potem blondynek wyłonił się z miejsca, gdzie znajdował się panel
sterowania, i wrócił do nas. Byliśmy w komplecie.
Pijany miliarder, wściekły superżołnierz, równie wkurzony Thor, roztrzęsiona przyjaciółka Hollywood oraz zszokowana Jane.
Steve obrócił się wokół własnej osi, rozglądając.
– Żadnych więcej szkód Loki nie narobił, tak? Widzieliście, czy kogoś nie skrzywdził? Ktoś może potrzebować pomocy.
Wszyscy pokręcili głowami. Blondynek westchnął.
W
duchu też tak wzdychałem. Impreza na nic. Miałem świętować w spokoju
śmierć największego wroga, ostateczne zwycięstwo, a tymczasem on sam tu
zawitał, narobił zamieszania i porwał moją pracownicę. Nie musiałem
sprawdzać telefonu, żeby wiedzieć, że Facebook jest już pełen zdjęć i
relacji z tej porażki, a do jutra będzie huczał o tym świat. Co jednak
najgorsze, Loki ma nas w garści. Nie możemy go zaatakować, dopóki ma
Holly. A odbicie jej może być nie lada wyczynem.
– Jak się czujesz, Christeen? – spytał Steve. – Już lepiej?
Pokiwała głową, choć po jej policzkach wciąż regularnie spływały łzy zmieszane z tuszem.
– Odprowadzę cię do domu – zaoferował.
Nagle
ktoś otworzył drzwi wejściowe, a wzrok wszystkich skierował się w tamtą
stronę. Ja nie zawracałem sobie głowy odwracaniem się przodem do
wyjścia, myśląc, że to tylko jakiś zagubiony imprezowicz, ale kiedy
drzwi się otworzyły…
– Ech, cześć?
Ten głos.
Poczułem na plecach ciarki.
Nim
odwróciłem się na krześle, zrobiła już kilka niepewnych kroków na
swoich szpilkach. A potem zobaczyłem ją całą i zdrową, w świetnej
formie.
– Pepper? So ty tu robisz? – wydusiłem z siebie jak najwyraźniej mogłem.
To
chyba był jakiś pieprzony żart. Teraz?! Teraz przyszła?! Kiedy byłem
pijany?! Ona chyba naprawdę chce zniszczyć nasz związek do reszty!
– Dostałam zaproszenie. Gdzie są wszyscy?
Zmarszczyła
brwi. Tak bardzo pragnąłem wziąć ją teraz w ramiona, wycałować, a potem
natychmiast wyjechać razem gdzieś daleko, gdzie nikt nas nie znajdzie.
Nadrobić te dni rozłąki.
Czyiś telefon nagle zadzwonił, ale zignorowałem to, skupiony na chłonięciu widoku mojej ukochanej.
– Loki uciekł – wyjaśnił Thor, zanim otworzyłem usta. – Przybył tutaj i porwał Holly.
Pepper gwałtownie wciągnęła powietrze, zakrywając usta dłonią.
– O Boże! Jak to? Kiedy?
– Dosłownie kilkanaście minut temu.
– To czemu go nie gonicie?! – zdziwiła się.
– Powiedział, że jeśli czegoś spróbujemy, Holly stanie się krzywda – wyjaśnił Thor. – Musimy wymyślić jakiś plan.
Drugi
telefon zadzwonił i Steve odszedł od naszej grupy, by odebrać. Pepper
zamknęła wymalowane oczy i spróbowała się uspokoić. Pokiwała głową, a
jej rude loki zafalowały.
– Tak, masz rację. Bez pochopnych ruchów. Holly nie może się stać krzywda. Boże...
Po chwili milczenia spojrzała na mnie. Znów poczułem ciarki na plecach i czułem, jak stają mi włoski na rękach.
– Jest kompletnie pijany – stwierdziła od razu. – Trzeba go odnieść do sypialni. Na nic nam się nie przyda w tym stanie.
– Pepper, chse s tobą porozmafiać.
– Ale ja nie chcę z tobą. Nie teraz.
Nie
miałem zamiaru tak łatwo się poddać. Dostałem okazję na odzyskanie jej i
zamierzałem to wykorzystać. Dość użalania się, koniec z piciem.
–
Pepper! – powiedziałem, wstając chwiejnie. – Pszeprrzam cie zsa to
wrzystko… pszeprszam, że zapomniałem o rocznicy, że nie zwoniłem, że…
– Przestań – przerwała mi ze stanowczym ruchem ręki, a w jej szarych oczach błysnęły łzy. – Porozmawiamy, kiedy wytrzeźwiejesz.
Zacisnąłem zęby.
Nie mogłem jej stracić.
– Pepper… Mozże i jessem pijany, ale to, so szuje, jes prawdziwe.
–
Nie. Tony, wyglądasz fatalnie. Nie będę z tobą rozmawiała, dopóki
jesteś w takim stanie. Thor, możesz go odprowadzić do jego sypialni?
–
Oczywiście – odparł, a potem złapał mnie za ramię, pomagając wstać.
Szarpałem się, ale byłem zbyt słaby, potykałem się o własne nogi. W
końcu się poddałem i pozwoliłem wyprowadzić.
– Nie martw
się – pocieszył Thor, kiedy weszliśmy do windy. – Jeśli chce rozmawiać,
to znaczy, że nie jest tak źle. Musisz być cierpliwy… i przede
wszystkim trzeźwy.
Holly McCarter
Obudziłam
się w nieznanym mi miejscu. Po psychopacie chcącym zabić moją najlepszą
przyjaciółkę, grożącym superbohaterom i siłą wywlekającym mnie z
budynku spodziewałabym się raczej ciemnej, śmierdzącej wilgocią piwnicy.
Jednak ku mojemu zaskoczeniu znajdowałam się w zwyczajnej, skromnej
sypialni. Zamknięte okna przepuszczały promienie słoneczne. Ziewnęłam.
Niechętnie musiałam przyznać, że łóżko było wygodne i pierwszy raz od
dłuższego czasu wyspałam się. Jeśli tak mają wyglądać porwania, to z
chęcią któregoś bardziej zapracowanego dnia u Starka ponownie zostanę
zakładniczką.
Jednak wystarczyła chwila, by w mojej
głowie pojawiły się wątpliwości i lęk. Mogłam się jedynie domyślać, co
się ze mną stanie. Loki był bogiem. Przeklętym bogiem kłamstw i
podstępu. Równie dobrze mógł bez mrugnięcia okiem przenieść nas na inny
kontynent. Lub na inną planetę. Ta nagła myśl była dla mnie jak kubeł
zimnej wody. Przeszedł mnie dreszcz.
Ignorując
narastający ból głowy, odsunęłam kołdrę i podniosłam się. Wciąż miałam
na sobie sobotnią rozkloszowaną spódnicę oraz bluzkę. Obcasy znalazłam
dopiero po chwili porzucone przy drzwiach. Rozejrzałam się dookoła,
poszukując więcej szczegółów, które pomogłyby mi określić, gdzie jestem.
Niestety, był to zwyczajny pokój z błękitnymi ścianami, jedną szafą i
lustrem. Osobiście nie lubiłam przepychu, a tym bardziej ton
niepotrzebnych rzeczy, które walają się po kątach. Pokój ten mógłby mi
się nawet spodobać, lecz w tej chwili czułam się tu niemal
klaustrofobicznie. To moja cela. Więzienie.
Kątem oka
dostrzegłam również mały stoliczek, na którym coś leżało. Czując
wzbierającą ciekawość, podążyłam w tamtą stronę. Spodziewałabym się
wszystkiego, jednak to, co zobaczyłam, sprawiło, że na chwilę
zapomniałam, jak się oddycha. Mój brzuch przeraźliwie zaburczał.
Wpatrywałam
się w srebrną tacę, na której najzwyczajniej w świecie leżał posiłek.
Biały talerz z jajecznicą. Zapewne już zimną. Obok sok pomarańczowy.
Tyle.
Prychnęłam pod nosem.
Co on sobie
wyobrażał? Że kilkoma jajkami, które zapewne ukradł, sprawi, że nie
będę chciała uciec? Że dzięki szklance soku zapomnę o moich
przyjaciołach, którzy na pewno martwią się o mnie gdzieś poza tym
pomieszczeniem; którzy zachodzą w głowię, jak mnie uwolnić, nie
narażając na niebezpieczeństwo?
Westchnęłam i przetarłam
twarz dłońmi. Musiałam wykombinować, jak się stąd wydostać.
Samodzielnie. Zanim któryś z Avengers (albo co gorsza Chris) zrobi coś
głupiego, żeby mnie uratować. Moja najlepsza przyjaciółka zapewne
histeryzuje. Steve martwi się na zapas, a Stark... huh, z pewnością
nawet nie zauważył mojej nieobecności.
Odwróciłam się i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę, wierząc, że nie drgnie ani o milimetr... Ale drzwi były otwarte.
Czy to pułapka? Sprawdzian? Czy Loki czeka na zewnątrz?
Najciszej,
jak umiałam, otworzyłam je. Nie skrzypnęły. Na palcach wyszłam z
pokoju. W niespełna kilka sekund znalazłam się na pustym korytarzu. Na
jego końcu było okno, za którym rozciągała się panorama Nowego Jorku.
Odetchnęłam z niewyobrażalną ulgą. Mimo że nie kojarzyłam okolicy,
cieszyłam się, że jestem na Ziemi. Cóż… połowa roboty za mną. Teraz
zostało tylko znaleźć wyjście i spierdzielać, gdzie pieprz rośnie. Czyli
do Stark Tower lub po prostu jak najdalej od tego psychopaty.
Nerwowo zacisnęłam palce na obcasach, które trzymałam w prawej ręce, i ruszyłam przed siebie w stronę drzwi, które musiały,
po prostu musiały prowadzić na zewnątrz. Czułam, jak mój oddech
przyspiesza, a krew zaczyna buzować pod skórą. Tak blisko. Jeszcze kilka
kroków. Uda ci się, Holly. Położyłam dłoń na zimnej klamce i…
– Już chcesz mnie opuścić, kochanie? – usłyszałam zimny głos za plecami.
CHOLERA!
Podskoczyłam,
a pisk uwiązł mi w gardle. Przymknęłam oczy i wstrzymałam na chwilę
oddech. Byłam zbyt przerażona, by się odwrócić. Bałam się, co zobaczę.
Moje postanowienie, że będę wpatrywać się w te głupie drzwi tak długo,
dopóki mężczyzna sobie nie pójdzie i nie da mi świętego spokoju,
przerwał mocny uścisk na ramieniu.
Chwilę później stałam twarzą w twarz z Lokim Laufeysonem.
Poczułam
gulę w gardle. Nie wiedziałam, gdzie podziać wzrok. Jakaś dziwna siła
sprawiała, że za wszelką cenę nie chciałam patrzeć w te zimne,
nieludzkie, zielone oczy. W miejscu, gdzie bóg zaciskał palce na moim
ramieniu, czułam niewyobrażalny chłód od skóry aż do kości. Jakbym
dotykała sopli lodu. Próbowałam się wyrwać, lecz uścisk przybrał na
sile. Cicho jęknęłam, czując ból, jakby ktoś wsadził moje ramię do
lodowatej wody.
– Wypuść mnie stąd – wycharczałam, wpatrując się w okno po drugiej stronie. Ciekawe, jak wysoko byliśmy od ziemi.
Jego drwiący śmiech sprawił, że poczułam gęsią skórkę na ciele.
–
Plus minus dziesiąte piętro. Jeśli chcesz skakać, proszę bardzo. Nie
będę musiał brudzić rąk, zabijając cię, dziewucho – warknął,
przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej i nie puszczając mojego
ramienia.
Super. Do tego potrafił czytać w myślach. Thor chyba zapomniał mnie o tym powiadomić.
– Śniadanko smakowało? – wyszeptał mi do ucha.
Wstrzymałam
oddech i zacisnęłam powieki. Czułam, jak powoli zbierają się łzy.
Błagałam w myślach wszystkie pieprzone bóstwa, by ten cholerny
psychopata mnie puścił. Miałam ochotę wydrapać mu oczy, choć bałam się
nawet drgnąć. Strach mnie sparaliżował.
– Oby tak, bo
następnym razem nie zamierzam być taki miły. Miałem nadzieję, że nie
jesteś tak naiwna jak ci wszyscy śmieszni "bohaterowie" – zaśmiał się
drwiąco na ostatnie słowo. – Jednak najwyraźniej się pomyliłem.
Z
całej siły pociągnął mnie w stronę sypialni, z której niedawno wyszłam.
Zaczęłam się wyrywać. Ignorowałam narastający ból. Zapewne będą po tym
siniaki, lecz nie interesowało mnie to. Nie mogłam poddać się tak łatwo.
Bez żadnej walki? Co by powiedzieli Steve i Bruce?
Jednak
moje starania nic nie dały. Zaczęłam kląć pod nosem, obrażając przy tym
bożka w każdy możliwy sposób. Jego twarz jednak nie zdradzała żadnych
uczuć. Nic prócz chłodnego spokoju, który zaczął mi działać na nerwy.
Miałam ochotę napluć mu w tą cholerną twarz. Nim zdążyłam jakkolwiek
zareagować, zostałam z powrotem wepchnięta do niewielkich rozmiarów
pomieszczenia.
– Spróbuj tylko znów pomyśleć o ucieczce, a nie będę taki miły – warknął i wreszcie mnie puścił.
Odetchnęłam
z ulgą, jednocześnie podnosząc dłoń, by dotknąć palące zimnem miejsce.
Zdeterminowana wreszcie spojrzałam na Lokiego, który z drwiną wpatrywał
się w moją twarz. Na imprezie niewiele widziałam., jednak teraz mogłam
patrzeć na niego w pełnej okazałości. Wysoki, wyższy ode mnie
przynajmniej o głowę, ubrany w ciemnozieloną koszulę i czarne jeansy.
Był nieludzko blady, jego cera przypominała śnieg. Jego czarne włosy
sięgały prawie ramion.
Bożek odwrócił się z zamiarem opuszczenia pomieszczenia i zapewne zamknięcia mnie na klucz.
Teraz albo nigdy, Holly. To może być twoja jedyna szansa, by dowiedzieć się, co planuje.
– Dlaczego? – spytałam cicho, niemal szeptem.
Wystarczająco, aby mężczyzna przystanął na chwilę.
– Sama wepchnęłaś mi się w ręce, ptaszyno.
– Ale na co to wszystko? Przecież masz już Tesseract. Po co ci ja? – Głos zaczynał mi się łamać.
Loki ponownie się zaśmiał. Miałam ochotę się rozpłakać.
– Czego się nie robi dla rodziny?
I wyszedł, zostawiając mnie w totalnej niewiedzy.
Steven Rogers
Kiedy
wychodziliśmy ze Stark Tower i szliśmy przez bardziej zatłoczone ulice
Nowego Jorku, ani na sekundę nie zdejmowałem dłoni z pleców Christeen.
Podświadomie wiedziałem, że dzięki temu dotykowi czuła się pewniej i
spokojniej. Byłem kimś, kto ją poprowadzi i pomoże, nawet gdyby z tego
stresu i przerażenia zapomniała drogi do domu. Byłem kimś, kto weźmie ją
w ramiona, jeśli znów zacznie się trząść i wylewać łzy.
A
jednak na pewnej płaszczyźnie stresowałem ją. Nie wiem, dlaczego. Nie
patrzyła na mnie jawnie, tylko ukradkiem i niewiele mówiła. Czymś ją
wystraszyłem? Może to tylko szok spowodowany zagrożeniem życia? Nie
miałem pojęcia. To nie była ta Christeen, którą widziałem wtedy w barze –
wesoła, z błyskiem w oczach. To nie była ta Christeen, którą polubiłem
na początku i byłem lekko zawiedziony.
Choć nie jestem
pewien, czy to dobre określenie. Może nie spodziewałem się po prostu, że
dziewczyna tak szybko będzie potrzebowała we mnie jakiegokolwiek
oparcia. Liczyłem na to, że nawet jeśli coś między nami zaistnieje, to
zacznie się wesoło. Skryte spojrzenia, niewinne uśmiechy, spalone żarty,
dwuznaczne wypowiedzi… Ot, normalnie. Bez zbędnych problemów do
dźwigania; bez wzajemnej odpowiedzialności i pocieszania. A przynajmniej
nie tak szybko! Znam ją jedynie przelotnie, a poznawać się bliżej zaczęliśmy może od dwóch dni!
Mimo
wszystko podjąłem się tego “wyzwania”. Nie mógłbym zostawić jej teraz, w
tej dramatycznej sytuacji tylko przez moje widzimisię. Bo “inaczej to
sobie wyobrażałem”. Jeśli tak się to miało potoczyć, niechaj będzie.
Jeśli ona potrzebuje mnie teraz, to będę teraz.
– Steve?
Z nieco bolesnej gonitwy myśli wyrwał mnie jej cichy głos.
– Słucham.
– Też martwię się o Holly – powiedziała. – Masz już jakiś pomysł, jak ją odbić?
–
Jakiś tam mam – odparłem niegłośno, żeby nie niszczyć perfekcyjnej
ciszy panującej w tej wąskiej uliczce. – Nie przejmuj się. Znajdziemy
jakieś wyjście z sytuacji.
Christeen pokiwała głową i
wbiła wzrok w ziemię. Nasze buty powoli i miarowo wybijały rytm, który
roznosił się cichym echem. Gdzieś w tle szumiało miasto. Zbliżaliśmy się
już do spokojniejszych dzielnic Nowego Jorku.
Westchnąłem, czując się trochę głupio.
–
Słuchaj, Christeen, wiem, że to tak banalnie brzmi – wyznałem. – Wiem,
że to żadne konkrety. Że to nie zapewnienia na Boga albo na życie, że z
Holly wszystko będzie dobrze. Ale nie jesteśmy cudotwórcami. Głęboko
wierzę w to, że wszystko potoczy się dobrze, ale wiara to nie wszystko.
Kiedy siedemdziesiąt lat temu postanowiłem rozbić samolot na Arktyce,
też wierzyłem, że wszystko będzie dobrze; że wrócę do domu… i jak
widzisz, spełniło się, tylko że niekoniecznie w takiej formie, w jakiej
tego chciałem. Możesz być jednak spokojna, że zrobimy wszystko, co w
naszej mocy, żeby Holly wróciła cała i zdrowa i nikt nie ucierpiał.
Wziąłem
głęboki wdech i zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio niż przedtem,
gdy zobaczyłem, jak w jej oczach znowu pojawiają się łzy. Po co w ogóle
jej to powiedziałem? Była w tak opłakanym stanie, a ja tylko to
pogorszyłem? W takich chwilach zbiera ci się na szczerość, Rogers? W
takich chwilach?!
– Wybacz – powiedziałem.
–
To nic – odparła i pociągnęła nosem. – Cieszę się, że nie mydlisz mi
oczu i nie zapewniasz nic nie znaczącymi słowami, bylebym była spokojna.
Bo i tak nie będę.
– Powinienem uspokajać cię prawdą, a nie smucić prawdą lub uspokajać kłamstwami.
– Czasem to niemożliwe. Zresztą, i tak robisz już dla mnie za wiele. Nie musiałeś mnie odprowadzać, mój brat mógłby to zrobić.
Nie
odpowiedziałem. Odprowadzałem ją, żeby jak najszybciej znalazła się w
domu. Zanim jej brat tu dojedzie, minie co najmniej pół godziny. Do jej
domu miał o wiele bliżej, a ja mogłem ją zaprowadzić od ręki… poza tym, z
pijanym Starkiem i tak za wiele nie zdziałamy.
– Teraz w lewo – poprowadziła Chris, kiedy znaleźliśmy się na przecięciu uliczek.
Po
kilku minutach dotarliśmy do niewielkiego bloku mieszkalnego. Wszystkie
światła były zgaszone oprócz jednego na samej górze. Ktoś stał na
balkonie, wychylając się przez barierkę.
– To Owen, mój
brat – wyjaśniła Christeen, zadarłszy głowę do góry, i stanęła pod
klatką. Przeniosła wzrok na mnie. Makijaż kompletnie jej się rozmazał,
tworząc coś w podobie do oczu pandy. – Dzięki za to wszystko… Do
zobaczenia.
Spodziewałem się, że mnie przytuli albo stanie na palcach, żeby pocałować w policzek.
Tak robi większość.
Ona jednak tylko uśmiechnęła się i weszła do budynku. Odprowadzałem ją wzrokiem, zanim nie zniknęła na schodach.
Może niepotrzebnie panikuję? Może nie podobam jej się? Może ona tylko mnie lubi, jak przyjaciela? A ja histeryzuję?
Odwróciłem się z zamiarem odejścia, jednak prawie wpadłem na siwego staruszka w dużych okularach.
– Przepraszam – mruknąłem i chciałem go wyminąć, ale stał, gapiąc się na mnie jak wryty.
– Steve Rogers? – zapytał, marszcząc brwi.
– Tak…?
– Jestem Alaric, dziadek Holly – wyjaśnił natychmiast, widząc moje zmieszanie.
Uśmiechnąłem się natychmiast.
– Ach! Miło mi pana poznać – oznajmiłem, ściskając jego rękę. – Co pan tu robi o tej porze?
–
Przyszedłem odwiedzić wnuczkę. Mój znajomy akurat jechał tu, żeby
załatwić jakieś sprawy. Postanowiłem wpaść na chwilę. – Po tych słowach
zakaszlał w pięść.
O cholera.
Holly.
Jak mam mu o niej powiedzieć?
Jak miło dostać ładny rozdział na koniec sesji, po męczącym egzaminie <3
OdpowiedzUsuńI to z takim ślicznym zawieszeniem. Nie wiem co mam powiedzieć, oprócz tego, że dodatkowo macie plusa za Steve’a z brodą.
Już chciałam się przyczepiać do reakcji Holly, ale jestem ukontentowana. Nie ujawnił się od razu syndrom sztokholmski i wypominanie sobie jak mogłam pomyśleć, że jest przystojny. Macie ode mnie brawa :P
Kurcze, mam do czego się przyczepić. Przez opis poprzedniego spotkania Chris i Steve’a, byłam przekonana, że on ją zna już od jakiegoś czasu, przelotnie, ale jednak, a tu zdziwko! Od dwóch dni. Może po prostu nie wierzę w miłość czy zauroczenie od pierwszego wejrzenia, a już na pewno nie tak mocne, jak przedstawiłyście ze strony Rogersa.
Ale krótki komentarz! Ale pochwalnych nie umiem pisać długich. To komplement!
Oddana
CeHa
To może zacznę trochę od końca...
UsuńChris i Steve znali się wcześniej, ale naprawdę bardzo przelotnie :) W sumie to prawie wcale nie rozmawiali, pomijając jakieś wymiany uprzejmości, a to, co wiedzieli o sobie nawzajem, to tylko z opowieści Holly. Pisząc, że znali się dwa dni, chodziło raczej o to, że od dwóch dni zaczęli się bliżej poznawać. Dobrze, że zwróciłaś na to uwagę, bo to faktycznie spory skrót myślowy. Zaraz zmienię ;)
Ja też nie lubię tego całego "jak mogłam pomyśleć, że jest przystojny" xd Przecież źli "ludzie" też mogą być przystojni. I też mogą pociągać. I też mogą uwodzić. Może nawet bardziej niż ci dobrzy ;)
Hmm... to co mam na koniec powiedzieć? "Mam nadzieję, że każdy Twój komentarz będzie coraz krótszy?"
hahaha
Pozdrawiam!
I do 30. na Twoim blogu ;)
Rozdział jak zawsze ciekawy, zaskakujący, a nawet intrygujący... Jestem bardzo ciekawa co planuje Loki i jak sprawy potoczą się z Chris i Steve'm... Robi się naprawdę coraz ciekawiej :D Z niecierpliwością czekam na 11 lipca ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i miłego dnia ;-)
***Niki***
Serdecznie dziękujemy za miłe słowa i również życzymy miłego dnia :)
UsuńFajny rozdział, ciekawa jestem co tam się dalej wydarzy :D
OdpowiedzUsuń"Może niepotrzebnie panikuję? Może nie podobam jej się? Może ona tylko mnie lubi, jak przyjaciela? A ja histeryzuję?" Ten fragment mnie rozbroił XD. Nie czepiam się jak w poprzednim poście, bo okej, sama nie umiem odwzorowywać męskich postaci i wiem że to trudne. Ale tutaj Steve jest jak taki zestresowany dzieciak który boi się rozmawiać z dziewczynami. To takie urocze. Serio, aż kojarzą mi się wszystkie takie chibi fan arty gdzie on jest takim małym, wiecznie zawstydzonym chłopczykiem :3
To do następnego, pozdrawiam :D
Porzeczkowy Sorbet
Niestety mężczyźni nie są łatwi do zrozumienia, zwłaszcza gdy są superbohaterami XD wtedy w ogóle nie da się ich rozgryźć! ALe staramy się jak najbardziej i mamy nadzieję, że z każdym rozdziałem będzie nam wychodziło coraz lepiej^^ Steve jako mały chłopczyk... Rozczula mnie on za każdym razem gdy oglądam CA Pierwsze Starcie. Jeszcze jako Rogers przed przemianą ;u; Był taki uroczyy
UsuńOczywiście dziękujemy za komentarz i do następnego ;)
UsuńNawet nie zauważyłam, że pojawił się nowy rozdział. Genialny jak zawsze. W szczególności jesteście mistrzyniami kreowania dobrych opisów :D
OdpowiedzUsuńZaczyna mnie coraz bardziej drażnić ten Loki. Chociaż przynajmniej nie trzyma zakładniczki w piwnicy. Zawsze coś xD Czekam z niecierpliwością na jakąś heroiczną akcję ratunkową dla Holly! 😁
I to zakończenie... Masakra. Ciekawe jak teraz poradzi sobie Steve i jak wytłumaczy dziadkowi Holly, że jego wnuczka została porwana. Niezły rozdział się zapowiada :D
Pozdrawiam!
Loki? Dlaczego akurat on :c dla mnie jest właśnie największą atrakcją! Nie wiem jak lapidarna, ale się cieszę, że dołączył do naszej gromadki ^^ gdzie Loki tam akcja!
UsuńDziekujemy za komentarz i do następnego :3
Ja tam lubię Lokiego, oczywiście :D I mam nadzieję, że wraz z rozwojem postaci będę lubiła go coraz bardziej - i że dla Ciebie, Liseł, będzie też mniej drażniący ;)
Usuń