poniedziałek, 27 czerwca 2016

Cztery

Pod ostatnim rozdziałem znalazło się naprawdę dużo przemiłych komentarzy i, mimo że za wszystkie podziękowałyśmy osobiście, dziękujemy tu jeszcze raz, oficjalnie, za czytanie tego opowiadania, za komentowanie i za każdą krytykę – czy to pochwały, czy uwagi! Cieszymy się, że nasze opowiadanie umila komuś czas i chwilami rozbawia :) 
Mamy nadzieję, że ten rozdział także Wam się spodoba! Miłego czytania!

Anthony Stark
Dobrych kilka minut szamotałem się na podłodze, zanim Steve brutalnym szarpnięciem nie postawił mnie na nogi. W przypływie dobroci już miałem mu podziękować, ale mocno zacisnął palce na moim ramieniu i pociągnął do lady z siłą superżołnierza, więc darowałem sobie uprzejmości.
Na jego twarzy malowała się furia, jakiej jeszcze nigdy nie widziałem. Błękitne, zazwyczaj łagodne oczy teraz mogłyby zabijać samym spojrzeniem; zaciskał szczękę mocno, a między jego brwiami utworzyła się gruba zmarszczka.
Usadził mnie na krześle obok całej naszej grupy, która przyszła dziś na przyjęcie. Brakowało jedynie Thora. Rozejrzałem się po sali, ale jakoś nie mogłem skupić na niczym wzroku. Obraz był rozmazany jak na impresjonistycznym obrazie. Zauważyłem, że wiele osób uciekło, lecz sporo też zostało zszokowanych i osłupiałych. Dostrzegłem Thora, gdy jego szeroka sylwetka wyrosła nagle ponad wszystkie inne w miejscu podestu DJ-a.
– Midgardczycy! – ryknął, aż niektórzy podskoczyli. – W tej sytuacji przyjęcie jest zakończone! Proszę się skierować do wyjścia! No, już! Do widzenia!
Tłumek powoli i niechętnie opuścił salę, a wtedy Thor zamknął drzwi i wrócił do naszej grupy. Nie zauważyłem nawet, skupiając się na Asgardczyku, kiedy zniknął Steve. Zaraz jednak wszystko się wyjaśniło, kiedy czerwone światła zgasły, ustępując miejsca normalnym białym, a kilka sekund potem blondynek wyłonił się z miejsca, gdzie znajdował się panel sterowania, i wrócił do nas. Byliśmy w komplecie.
Pijany miliarder, wściekły superżołnierz, równie wkurzony Thor, roztrzęsiona przyjaciółka Hollywood oraz zszokowana Jane.
Steve obrócił się wokół własnej osi, rozglądając.
– Żadnych więcej szkód Loki nie narobił, tak? Widzieliście, czy kogoś nie skrzywdził? Ktoś może potrzebować pomocy.
Wszyscy pokręcili głowami. Blondynek westchnął.
W duchu też tak wzdychałem. Impreza na nic. Miałem świętować w spokoju śmierć największego wroga, ostateczne zwycięstwo, a tymczasem on sam tu zawitał, narobił zamieszania i porwał moją pracownicę. Nie musiałem sprawdzać telefonu, żeby wiedzieć, że Facebook jest już pełen zdjęć i relacji z tej porażki, a do jutra będzie huczał o tym świat. Co jednak najgorsze, Loki ma nas w garści. Nie możemy go zaatakować, dopóki ma Holly. A odbicie jej może być nie lada wyczynem.
– Jak się czujesz, Christeen? – spytał Steve. – Już lepiej?
Pokiwała głową, choć po jej policzkach wciąż regularnie spływały łzy zmieszane z tuszem.
– Odprowadzę cię do domu – zaoferował.
Nagle ktoś otworzył drzwi wejściowe, a wzrok wszystkich skierował się w tamtą stronę. Ja nie zawracałem sobie głowy odwracaniem się przodem do wyjścia, myśląc, że to tylko jakiś zagubiony imprezowicz, ale kiedy drzwi się otworzyły…
– Ech, cześć?
Ten głos.
Poczułem na plecach ciarki.
Nim odwróciłem się na krześle, zrobiła już kilka niepewnych kroków na swoich szpilkach. A potem zobaczyłem ją całą i zdrową, w świetnej formie.
– Pepper? So ty tu robisz? – wydusiłem z siebie jak najwyraźniej mogłem.
To chyba był jakiś pieprzony żart. Teraz?! Teraz przyszła?! Kiedy byłem pijany?! Ona chyba naprawdę chce zniszczyć nasz związek do reszty!
– Dostałam zaproszenie. Gdzie są wszyscy?
Zmarszczyła brwi. Tak bardzo pragnąłem wziąć ją teraz w ramiona, wycałować, a potem natychmiast wyjechać razem gdzieś daleko, gdzie nikt nas nie znajdzie. Nadrobić te dni rozłąki.
Czyiś telefon nagle zadzwonił, ale zignorowałem to, skupiony na chłonięciu widoku mojej ukochanej.
– Loki uciekł – wyjaśnił Thor, zanim otworzyłem usta. – Przybył tutaj i porwał Holly.
Pepper gwałtownie wciągnęła powietrze, zakrywając usta dłonią.
– O Boże! Jak to? Kiedy?
– Dosłownie kilkanaście minut temu.
– To czemu go nie gonicie?! – zdziwiła się.
– Powiedział, że jeśli czegoś spróbujemy, Holly stanie się krzywda – wyjaśnił Thor. – Musimy wymyślić jakiś plan.
Drugi telefon zadzwonił i Steve odszedł od naszej grupy, by odebrać. Pepper zamknęła wymalowane oczy i spróbowała się uspokoić. Pokiwała głową, a jej rude loki zafalowały.
– Tak, masz rację. Bez pochopnych ruchów. Holly nie może się stać krzywda. Boże...
Po chwili milczenia spojrzała na mnie. Znów poczułem ciarki na plecach i czułem, jak stają mi włoski na rękach.
– Jest kompletnie pijany – stwierdziła od razu. – Trzeba go odnieść do sypialni. Na nic nam się nie przyda w tym stanie.
– Pepper, chse s tobą porozmafiać.
– Ale ja nie chcę z tobą. Nie teraz.
Nie miałem zamiaru tak łatwo się poddać. Dostałem okazję na odzyskanie jej i zamierzałem to wykorzystać. Dość użalania się, koniec z piciem.
– Pepper! – powiedziałem, wstając chwiejnie. – Pszeprrzam cie zsa to wrzystko… pszeprszam, że zapomniałem o rocznicy, że nie zwoniłem, że…
– Przestań – przerwała mi ze stanowczym ruchem ręki, a w jej szarych oczach błysnęły łzy. – Porozmawiamy, kiedy wytrzeźwiejesz.
Zacisnąłem zęby.
Nie mogłem jej stracić.
– Pepper… Mozże i jessem pijany, ale to, so szuje, jes prawdziwe.
– Nie. Tony, wyglądasz fatalnie. Nie będę z tobą rozmawiała, dopóki jesteś w takim stanie. Thor, możesz go odprowadzić do jego sypialni?
– Oczywiście – odparł, a potem złapał mnie za ramię, pomagając wstać. Szarpałem się, ale byłem zbyt słaby, potykałem się o własne nogi. W końcu się poddałem i pozwoliłem wyprowadzić.
– Nie martw się – pocieszył Thor, kiedy weszliśmy do windy. – Jeśli chce rozmawiać, to znaczy, że nie jest tak źle. Musisz być cierpliwy… i przede wszystkim trzeźwy.
Holly McCarter
Obudziłam się w nieznanym mi miejscu. Po psychopacie chcącym zabić moją najlepszą przyjaciółkę, grożącym superbohaterom i siłą wywlekającym mnie z budynku spodziewałabym się raczej ciemnej, śmierdzącej wilgocią piwnicy. Jednak ku mojemu zaskoczeniu znajdowałam się w zwyczajnej, skromnej sypialni. Zamknięte okna przepuszczały promienie słoneczne. Ziewnęłam. Niechętnie musiałam przyznać, że łóżko było wygodne i pierwszy raz od dłuższego czasu wyspałam się. Jeśli tak mają wyglądać porwania, to z chęcią któregoś bardziej zapracowanego dnia u Starka ponownie zostanę zakładniczką.
Jednak wystarczyła chwila, by w mojej głowie pojawiły się wątpliwości i lęk. Mogłam się jedynie domyślać, co się ze mną stanie. Loki był bogiem. Przeklętym bogiem kłamstw i podstępu. Równie dobrze mógł bez mrugnięcia okiem przenieść nas na inny kontynent. Lub na inną planetę. Ta nagła myśl była dla mnie jak kubeł zimnej wody. Przeszedł mnie dreszcz.
Ignorując narastający ból głowy, odsunęłam kołdrę i podniosłam się. Wciąż miałam na sobie sobotnią rozkloszowaną spódnicę oraz bluzkę. Obcasy znalazłam dopiero po chwili porzucone przy drzwiach. Rozejrzałam się dookoła, poszukując więcej szczegółów, które pomogłyby mi określić, gdzie jestem. Niestety, był to zwyczajny pokój z błękitnymi ścianami, jedną szafą i lustrem. Osobiście nie lubiłam przepychu, a tym bardziej ton niepotrzebnych rzeczy, które walają się po kątach. Pokój ten mógłby mi się nawet spodobać, lecz w tej chwili czułam się tu niemal klaustrofobicznie. To moja cela. Więzienie.
Kątem oka dostrzegłam również mały stoliczek, na którym coś leżało. Czując wzbierającą ciekawość, podążyłam w tamtą stronę. Spodziewałabym się wszystkiego, jednak to, co zobaczyłam, sprawiło, że na chwilę zapomniałam, jak się oddycha. Mój brzuch przeraźliwie zaburczał.
Wpatrywałam się w srebrną tacę, na której najzwyczajniej w świecie leżał posiłek. Biały talerz z jajecznicą. Zapewne już zimną. Obok sok pomarańczowy. Tyle.
Prychnęłam pod nosem.
Co on sobie wyobrażał? Że kilkoma jajkami, które zapewne ukradł, sprawi, że nie będę chciała uciec? Że dzięki szklance soku zapomnę o moich przyjaciołach, którzy na pewno martwią się o mnie gdzieś poza tym pomieszczeniem; którzy zachodzą w głowię, jak mnie uwolnić, nie narażając na niebezpieczeństwo?
Westchnęłam i przetarłam twarz dłońmi. Musiałam wykombinować, jak się stąd wydostać. Samodzielnie. Zanim któryś z Avengers (albo co gorsza Chris) zrobi coś głupiego, żeby mnie uratować. Moja najlepsza przyjaciółka zapewne histeryzuje. Steve martwi się na zapas, a Stark... huh, z pewnością nawet nie zauważył mojej nieobecności.
Odwróciłam się i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę, wierząc, że nie drgnie ani o milimetr... Ale drzwi były otwarte.
Czy to pułapka? Sprawdzian? Czy Loki czeka na zewnątrz?
Najciszej, jak umiałam, otworzyłam je. Nie skrzypnęły. Na palcach wyszłam z pokoju. W niespełna kilka sekund znalazłam się na pustym korytarzu. Na jego końcu było okno, za którym rozciągała się panorama Nowego Jorku. Odetchnęłam z niewyobrażalną ulgą. Mimo że nie kojarzyłam okolicy, cieszyłam się, że jestem na Ziemi. Cóż… połowa roboty za mną. Teraz zostało tylko znaleźć wyjście i spierdzielać, gdzie pieprz rośnie. Czyli do Stark Tower lub po prostu jak najdalej od tego psychopaty.
Nerwowo zacisnęłam palce na obcasach, które trzymałam w prawej ręce, i ruszyłam przed siebie w stronę drzwi, które musiały, po prostu musiały prowadzić na zewnątrz. Czułam, jak mój oddech przyspiesza, a krew zaczyna buzować pod skórą. Tak blisko. Jeszcze kilka kroków. Uda ci się, Holly. Położyłam dłoń na zimnej klamce i…
– Już chcesz mnie opuścić, kochanie? – usłyszałam zimny głos za plecami.
CHOLERA!
Podskoczyłam, a pisk uwiązł mi w gardle. Przymknęłam oczy i wstrzymałam na chwilę oddech. Byłam zbyt przerażona, by się odwrócić. Bałam się, co zobaczę. Moje postanowienie, że będę wpatrywać się w te głupie drzwi tak długo, dopóki mężczyzna sobie nie pójdzie i nie da mi świętego spokoju, przerwał mocny uścisk na ramieniu.
Chwilę później stałam twarzą w twarz z Lokim Laufeysonem.
Poczułam gulę w gardle. Nie wiedziałam, gdzie podziać wzrok. Jakaś dziwna siła sprawiała, że za wszelką cenę nie chciałam patrzeć w te zimne, nieludzkie, zielone oczy. W miejscu, gdzie bóg zaciskał palce na moim ramieniu, czułam niewyobrażalny chłód od skóry aż do kości. Jakbym dotykała sopli lodu. Próbowałam się wyrwać, lecz uścisk przybrał na sile. Cicho jęknęłam, czując ból, jakby ktoś wsadził moje ramię do lodowatej wody.
– Wypuść mnie stąd – wycharczałam, wpatrując się w okno po drugiej stronie. Ciekawe, jak wysoko byliśmy od ziemi.
Jego drwiący śmiech sprawił, że poczułam gęsią skórkę na ciele.
– Plus minus dziesiąte piętro. Jeśli chcesz skakać, proszę bardzo. Nie będę musiał brudzić rąk, zabijając cię, dziewucho – warknął, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej i nie puszczając mojego ramienia.
Super. Do tego potrafił czytać w myślach. Thor chyba zapomniał mnie o tym powiadomić.
– Śniadanko smakowało? – wyszeptał mi do ucha.
Wstrzymałam oddech i zacisnęłam powieki. Czułam, jak powoli zbierają się łzy. Błagałam w myślach wszystkie pieprzone bóstwa, by ten cholerny psychopata mnie puścił. Miałam ochotę wydrapać mu oczy, choć bałam się nawet drgnąć. Strach mnie sparaliżował.
– Oby tak, bo następnym razem nie zamierzam być taki miły. Miałem nadzieję, że nie jesteś tak naiwna jak ci wszyscy śmieszni "bohaterowie" – zaśmiał się drwiąco na ostatnie słowo. – Jednak najwyraźniej się pomyliłem.
Z całej siły pociągnął mnie w stronę sypialni, z której niedawno wyszłam. Zaczęłam się wyrywać. Ignorowałam narastający ból. Zapewne będą po tym siniaki, lecz nie interesowało mnie to. Nie mogłam poddać się tak łatwo. Bez żadnej walki? Co by powiedzieli Steve i Bruce?
Jednak moje starania nic nie dały. Zaczęłam kląć pod nosem, obrażając przy tym bożka w każdy możliwy sposób. Jego twarz jednak nie zdradzała żadnych uczuć. Nic prócz chłodnego spokoju, który zaczął mi działać na nerwy. Miałam ochotę napluć mu w tą cholerną twarz. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, zostałam z powrotem wepchnięta do niewielkich rozmiarów pomieszczenia.
– Spróbuj tylko znów pomyśleć o ucieczce, a nie będę taki miły – warknął i wreszcie mnie puścił.
Odetchnęłam z ulgą, jednocześnie podnosząc dłoń, by dotknąć palące zimnem miejsce. Zdeterminowana wreszcie spojrzałam na Lokiego, który z drwiną wpatrywał się w moją twarz. Na imprezie niewiele widziałam., jednak teraz mogłam patrzeć na niego w pełnej okazałości. Wysoki, wyższy ode mnie przynajmniej o głowę, ubrany w ciemnozieloną koszulę i czarne jeansy. Był nieludzko blady, jego cera przypominała śnieg. Jego czarne włosy sięgały prawie ramion.
Bożek odwrócił się z zamiarem opuszczenia pomieszczenia i zapewne zamknięcia mnie na klucz.
Teraz albo nigdy, Holly. To może być twoja jedyna szansa, by dowiedzieć się, co planuje.
– Dlaczego? – spytałam cicho, niemal szeptem.
Wystarczająco, aby mężczyzna przystanął na chwilę.
– Sama wepchnęłaś mi się w ręce, ptaszyno.
– Ale na co to wszystko? Przecież masz już Tesseract. Po co ci ja? – Głos zaczynał mi się łamać.
Loki ponownie się zaśmiał. Miałam ochotę się rozpłakać.
– Czego się nie robi dla rodziny?
I wyszedł, zostawiając mnie w totalnej niewiedzy.
Steven Rogers
Kiedy wychodziliśmy ze Stark Tower i szliśmy przez bardziej zatłoczone ulice Nowego Jorku, ani na sekundę nie zdejmowałem dłoni z pleców Christeen. Podświadomie wiedziałem, że dzięki temu dotykowi czuła się pewniej i spokojniej. Byłem kimś, kto ją poprowadzi i pomoże, nawet gdyby z tego stresu i przerażenia zapomniała drogi do domu. Byłem kimś, kto weźmie ją w ramiona, jeśli znów zacznie się trząść i wylewać łzy.
A jednak na pewnej płaszczyźnie stresowałem ją. Nie wiem, dlaczego. Nie patrzyła na mnie jawnie, tylko ukradkiem i niewiele mówiła. Czymś ją wystraszyłem? Może to tylko szok spowodowany zagrożeniem życia? Nie miałem pojęcia. To nie była ta Christeen, którą widziałem wtedy w barze – wesoła, z błyskiem w oczach. To nie była ta Christeen, którą polubiłem na początku i byłem lekko zawiedziony.
Choć nie jestem pewien, czy to dobre określenie. Może nie spodziewałem się po prostu, że dziewczyna tak szybko będzie potrzebowała we mnie jakiegokolwiek oparcia. Liczyłem na to, że nawet jeśli coś między nami zaistnieje, to zacznie się wesoło. Skryte spojrzenia, niewinne uśmiechy, spalone żarty, dwuznaczne wypowiedzi… Ot, normalnie. Bez zbędnych problemów do dźwigania; bez wzajemnej odpowiedzialności i pocieszania. A przynajmniej nie tak szybko! Znam ją jedynie przelotnie, a poznawać się bliżej zaczęliśmy może od dwóch dni!
Mimo wszystko podjąłem się tego “wyzwania”. Nie mógłbym zostawić jej teraz, w tej dramatycznej sytuacji tylko przez moje widzimisię. Bo “inaczej to sobie wyobrażałem”. Jeśli tak się to miało potoczyć, niechaj będzie. Jeśli ona potrzebuje mnie teraz, to będę teraz.
– Steve?
Z nieco bolesnej gonitwy myśli wyrwał mnie jej cichy głos.
– Słucham.
– Też martwię się o Holly – powiedziała. – Masz już jakiś pomysł, jak ją odbić?
– Jakiś tam mam – odparłem niegłośno, żeby nie niszczyć perfekcyjnej ciszy panującej w tej wąskiej uliczce. – Nie przejmuj się. Znajdziemy jakieś wyjście z sytuacji.
Christeen pokiwała głową i wbiła wzrok w ziemię. Nasze buty powoli i miarowo wybijały rytm, który roznosił się cichym echem. Gdzieś w tle szumiało miasto. Zbliżaliśmy się już do spokojniejszych dzielnic Nowego Jorku.
Westchnąłem, czując się trochę głupio.
– Słuchaj, Christeen, wiem, że to tak banalnie brzmi – wyznałem. – Wiem, że to żadne konkrety. Że to nie zapewnienia na Boga albo na życie, że z Holly wszystko będzie dobrze. Ale nie jesteśmy cudotwórcami. Głęboko wierzę w to, że wszystko potoczy się dobrze, ale wiara to nie wszystko. Kiedy siedemdziesiąt lat temu postanowiłem rozbić samolot na Arktyce, też wierzyłem, że wszystko będzie dobrze; że wrócę do domu… i jak widzisz, spełniło się, tylko że niekoniecznie w takiej formie, w jakiej tego chciałem. Możesz być jednak spokojna, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby Holly wróciła cała i zdrowa i nikt nie ucierpiał.
Wziąłem głęboki wdech i zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio niż przedtem, gdy zobaczyłem, jak w jej oczach znowu pojawiają się łzy. Po co w ogóle jej to powiedziałem? Była w tak opłakanym stanie, a ja tylko to pogorszyłem? W takich chwilach zbiera ci się na szczerość, Rogers? W takich chwilach?!
– Wybacz – powiedziałem.
– To nic – odparła i pociągnęła nosem. – Cieszę się, że nie mydlisz mi oczu i nie zapewniasz nic nie znaczącymi słowami, bylebym była spokojna. Bo i tak nie będę.
– Powinienem uspokajać cię prawdą, a nie smucić prawdą lub uspokajać kłamstwami.
– Czasem to niemożliwe. Zresztą, i tak robisz już dla mnie za wiele. Nie musiałeś mnie odprowadzać, mój brat mógłby to zrobić.
Nie odpowiedziałem. Odprowadzałem ją, żeby jak najszybciej znalazła się w domu. Zanim jej brat tu dojedzie, minie co najmniej pół godziny. Do jej domu miał o wiele bliżej, a ja mogłem ją zaprowadzić od ręki… poza tym, z pijanym Starkiem i tak za wiele nie zdziałamy.
– Teraz w lewo – poprowadziła Chris, kiedy znaleźliśmy się na przecięciu uliczek.
Po kilku minutach dotarliśmy do niewielkiego bloku mieszkalnego. Wszystkie światła były zgaszone oprócz jednego na samej górze. Ktoś stał na balkonie, wychylając się przez barierkę.
– To Owen, mój brat – wyjaśniła Christeen, zadarłszy głowę do góry, i stanęła pod klatką. Przeniosła wzrok na mnie. Makijaż kompletnie jej się rozmazał, tworząc coś w podobie do oczu pandy. – Dzięki za to wszystko… Do zobaczenia.
Spodziewałem się, że mnie przytuli albo stanie na palcach, żeby pocałować w policzek.
Tak robi większość.
Ona jednak tylko uśmiechnęła się i weszła do budynku. Odprowadzałem ją wzrokiem, zanim nie zniknęła na schodach.
Może niepotrzebnie panikuję? Może nie podobam jej się? Może ona tylko mnie lubi, jak przyjaciela? A ja histeryzuję?
Odwróciłem się z zamiarem odejścia, jednak prawie wpadłem na siwego staruszka w dużych okularach.
– Przepraszam – mruknąłem i chciałem go wyminąć, ale stał, gapiąc się na mnie jak wryty.
– Steve Rogers? – zapytał, marszcząc brwi.
– Tak…?
– Jestem Alaric, dziadek Holly – wyjaśnił natychmiast, widząc moje zmieszanie.
Uśmiechnąłem się natychmiast.
– Ach! Miło mi pana poznać – oznajmiłem, ściskając jego rękę. – Co pan tu robi o tej porze?
– Przyszedłem odwiedzić wnuczkę. Mój znajomy akurat jechał tu, żeby załatwić jakieś sprawy. Postanowiłem wpaść na chwilę. – Po tych słowach zakaszlał w pięść.
O cholera.
Holly.
Jak mam mu o niej powiedzieć?


10 komentarzy:

  1. Jak miło dostać ładny rozdział na koniec sesji, po męczącym egzaminie <3
    I to z takim ślicznym zawieszeniem. Nie wiem co mam powiedzieć, oprócz tego, że dodatkowo macie plusa za Steve’a z brodą.
    Już chciałam się przyczepiać do reakcji Holly, ale jestem ukontentowana. Nie ujawnił się od razu syndrom sztokholmski i wypominanie sobie jak mogłam pomyśleć, że jest przystojny. Macie ode mnie brawa :P
    Kurcze, mam do czego się przyczepić. Przez opis poprzedniego spotkania Chris i Steve’a, byłam przekonana, że on ją zna już od jakiegoś czasu, przelotnie, ale jednak, a tu zdziwko! Od dwóch dni. Może po prostu nie wierzę w miłość czy zauroczenie od pierwszego wejrzenia, a już na pewno nie tak mocne, jak przedstawiłyście ze strony Rogersa.
    Ale krótki komentarz! Ale pochwalnych nie umiem pisać długich. To komplement!

    Oddana
    CeHa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może zacznę trochę od końca...
      Chris i Steve znali się wcześniej, ale naprawdę bardzo przelotnie :) W sumie to prawie wcale nie rozmawiali, pomijając jakieś wymiany uprzejmości, a to, co wiedzieli o sobie nawzajem, to tylko z opowieści Holly. Pisząc, że znali się dwa dni, chodziło raczej o to, że od dwóch dni zaczęli się bliżej poznawać. Dobrze, że zwróciłaś na to uwagę, bo to faktycznie spory skrót myślowy. Zaraz zmienię ;)

      Ja też nie lubię tego całego "jak mogłam pomyśleć, że jest przystojny" xd Przecież źli "ludzie" też mogą być przystojni. I też mogą pociągać. I też mogą uwodzić. Może nawet bardziej niż ci dobrzy ;)

      Hmm... to co mam na koniec powiedzieć? "Mam nadzieję, że każdy Twój komentarz będzie coraz krótszy?"
      hahaha

      Pozdrawiam!
      I do 30. na Twoim blogu ;)

      Usuń
  2. Rozdział jak zawsze ciekawy, zaskakujący, a nawet intrygujący... Jestem bardzo ciekawa co planuje Loki i jak sprawy potoczą się z Chris i Steve'm... Robi się naprawdę coraz ciekawiej :D Z niecierpliwością czekam na 11 lipca ;-)
    Pozdrawiam i miłego dnia ;-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękujemy za miłe słowa i również życzymy miłego dnia :)

      Usuń
  3. Fajny rozdział, ciekawa jestem co tam się dalej wydarzy :D
    "Może niepotrzebnie panikuję? Może nie podobam jej się? Może ona tylko mnie lubi, jak przyjaciela? A ja histeryzuję?" Ten fragment mnie rozbroił XD. Nie czepiam się jak w poprzednim poście, bo okej, sama nie umiem odwzorowywać męskich postaci i wiem że to trudne. Ale tutaj Steve jest jak taki zestresowany dzieciak który boi się rozmawiać z dziewczynami. To takie urocze. Serio, aż kojarzą mi się wszystkie takie chibi fan arty gdzie on jest takim małym, wiecznie zawstydzonym chłopczykiem :3
    To do następnego, pozdrawiam :D
    Porzeczkowy Sorbet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety mężczyźni nie są łatwi do zrozumienia, zwłaszcza gdy są superbohaterami XD wtedy w ogóle nie da się ich rozgryźć! ALe staramy się jak najbardziej i mamy nadzieję, że z każdym rozdziałem będzie nam wychodziło coraz lepiej^^ Steve jako mały chłopczyk... Rozczula mnie on za każdym razem gdy oglądam CA Pierwsze Starcie. Jeszcze jako Rogers przed przemianą ;u; Był taki uroczyy

      Usuń
    2. Oczywiście dziękujemy za komentarz i do następnego ;)

      Usuń
  4. Nawet nie zauważyłam, że pojawił się nowy rozdział. Genialny jak zawsze. W szczególności jesteście mistrzyniami kreowania dobrych opisów :D
    Zaczyna mnie coraz bardziej drażnić ten Loki. Chociaż przynajmniej nie trzyma zakładniczki w piwnicy. Zawsze coś xD Czekam z niecierpliwością na jakąś heroiczną akcję ratunkową dla Holly! 😁
    I to zakończenie... Masakra. Ciekawe jak teraz poradzi sobie Steve i jak wytłumaczy dziadkowi Holly, że jego wnuczka została porwana. Niezły rozdział się zapowiada :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Loki? Dlaczego akurat on :c dla mnie jest właśnie największą atrakcją! Nie wiem jak lapidarna, ale się cieszę, że dołączył do naszej gromadki ^^ gdzie Loki tam akcja!
      Dziekujemy za komentarz i do następnego :3

      Usuń
    2. Ja tam lubię Lokiego, oczywiście :D I mam nadzieję, że wraz z rozwojem postaci będę lubiła go coraz bardziej - i że dla Ciebie, Liseł, będzie też mniej drażniący ;)

      Usuń

Każdy komentarz jest tu mile widziany :)

.
.
.
.
.
.
template by oreuis