Anthony Stark
Obudziłem się z piekielnym
bólem głowy. Powieki nie chciały się otworzyć, a w gardle miałem
pierdoloną Saharę. Niby powinienem się do tego przyzwyczaić, ale
ostatnio traciłem nad tym kontrolę. Zalewałem się w trupa, bo czułem, że
tylko to mi pomoże jakoś odciąć się od bólu i poczucia winy. Ale to był
tylko chwilowe. Kiedy tylko znów choć trochę wytrzeźwiałem, poczucie
winy wracało ze zdwojoną siłą i w towarzystwie wstydu.
Nie
miałem odwagi, by podnieść ten pierdolony telefon i zadzwonić do
Pepper. Na początku zamierzałem, ale znając kobiety... W sumie chyba
nikt ich nie zna. Prędzej Hollywood znajdzie mnie martwego w rowie, niż
zrozumiem, co tak właściwie zrobiłem źle. Wiele razy zapominałem o
rocznicach, urodzinach i przeklętych imprezach rodzinnych. A Pepper zna
mnie nie od dziś. I nigdy się o to nie złościła aż tak poważnie.
Gdy
bóle głowy na chwilę ustały, otworzyłem oczy. Znajdowałem się w jednej
ze swoich sypialni w Stark Tower, choć nie miałem pojęcia dlaczego i
jak. Podniosłem się do pozycji pol leżącej i skręciłem tułów w lewo,
gdzie powinna się znajdować szafka a na niej szklanka wody i tabletki na
kaca. Dzięki Bogu, była tam! Połknąwszy lekarstwo, wodę wypiłem
duszkiem. Nawet jeżeli nie zadziała naprawdę, może przynajmniej na
zasadzie placebo. Odetchnąłem z ulgą, gdy skończyłem.
–
Jarvis, który mamy dzień... i rok? – spytałem swojego cyfrowego lokaja,
którego sam stworzyłem. W głowie miałem czarną dziurę i nie zdziwiłbym
się, gdybym przespał dekadę.
– 7 października 2016 roku, godzina 21.16 i 32 sekundy, sir.
Znów odetchnąłem z ulgą. Przespałem tylko pół dnia.
– Jak znalazłem się w hotelu?
–
Panienka McCarter zadbała o to, by wrócił pan bezpiecznie. Przekupiła
barmana pobliskiego baru, w którym znalazł się pan o godzinie 10.
– To ten bar jest otwarty rano? – zdziwiłem się, podnosząc powoli z łóżka. Ból głowy nasilił się.
– Właściwie to nie, sir, ale…
Zaśmiałem się pod nosem. No ładnie.
– Czy ubolał na tym mój budżet? – przerwałem sztucznej inteligencji.
Wspomnienia
powoli do mnie wracały. Alkohol na blacie przede mną, skrzywiona twarz
Dave’a, gdy podawał mi kolejne szklanki, niewyraźne wspomnienie mojej
rozmowy z Holly i to, jak jej groziłem.
– Nie. Nadal jest pan w pierwszej piątce najbogatszych ludzi na świecie.
– Dobrze. To wystarczy – oznajmiłem, kończąc tym samym rozmowę. Z ciężkim
westchnieniem podszedłem do wielkiej, białej szafy, na której drzwiach
wisiało lustro. Nie wyglądałem najgorzej, choć miewałem lepsze dni… kogo
ja próbowałem oszukać?! Wyglądałem fatalnie. Brudny, w pogniecionej,
bordowej marynarce i czarnej koszuli, z tłustymi włosami i nieopanowanym
zarostem. Przebrałem się jak najprędzej, byle tylko pozbyć się już tych
śmierdzących ciuchów. Był weekend, późna godzina i zapewne nikogo nie
było w Stark Tower.
No może oprócz Hollywood. Często
brała nadgodziny, żeby dokończyć pracę, co bardzo mnie dziwiło. Żadna z
moich poprzednich asystentek nie brała tak poważnie tej pracy. Zazwyczaj
ważniejsze było dla nich życie prywatne, pół godziny przed zakończeniem
pracy już były praktycznie gotowe do wyjścia. Co prawda nie denerwowały
mnie też aż tak bardzo jak Holly, ale ona się stara… i może to mnie w
niej drażni. Tak bardzo przypomina mi Pepper – zacięta i wytrzymała.
Przebrałem
się w szare dresy. Zanim wezmę prysznic, postanowiłem przejść się do
kuchni po kolejną porcję wody i coś do zjedzenia. Wyszedłem z sypialni
na korytarz. Z każdym kolejnym krokiem przebłyski wspomnień wracały do
mnie. Głównie picie i bezsensowne rozmowy z tym barmanem.
– Stark?
Odwróciłem
się i przede mną stanęła Hollywood. Ubrana w zwykła bluzę i jeansy,
stanowiła dla mnie rzadki widok, choć musiałem przyznać, że w tym
wydaniu nie wyglądała najgorzej. Jednak o wiele bardziej wolałem ją w
obcisłej sukience i szpilkach, które skutecznie wydłużały jej szczupłe
nogi.
– O! Hollywood! Tak myślałem że Cię zastanę. Co powiesz na kieliszek wina i pizzę?
Brunetka spojrzała na mnie najpierw zaskoczonym spojrzeniem, a później w jej oczach znalazł się chłód.
– Wracam do domu. Nie będę z tobą jadła.
–
Nie, nie kochanie. Miałem na myśli: “co powiesz na zamówienie mi pizzy i
przyniesienie wina?”. No ale trudno. Jarvis, zamów mi hawajską.
– Dobrze, sir. Panienka coś sobie życzy?
– Nie, dziękuję.
Dziewczyna
zamrugała kilka razy i potarła kącik oka, przez co zauważyłem, że ma
czerwone i opuchnięte powieki, a białka przekrwione. Musiała się
naprawdę katować.
– Do widzenia – pożegnała się i ze
spuszczoną głową chciała mnie wyminąć, ale przystanęła, gdy po korytarzu
poniósł się donośny, męski głos.
– Moi drodzy, midgardcy przyjaciele!!
Zaskoczona Hollywood podniosła głowię, a na jej twarzy wykwitł radosny uśmiech.
–
Wreszcie coś miłego – mruknęła do siebie, ale usłyszałem to. Podążyła w
stronę Thora, którego poznałem po głosie nawet bez odwracania się.
– Thorze, jak miło cię widzieć!
Zakląłem,
zastanawiając się, po co on tu przychodzi. Znudziło mu się już w
Asgardzie? Naprawdę nie miał co robić jako przyszły król, tylko musiał
mi tu zawracać dupę?
Odwróciłem się na pięcie. Wtedy
puścił Hollywood z uścisku i podążył do mnie dumnym, długim krokiem,
który zawsze mnie irytował. Uśmiechnięty od ucha do ucha, oczywiście.
Jakbyśmy byli jakimiś przyjaciółmi. Moja współpracownica przyszła zaraz
za nim.
– Jak miło was widzieć – powiedział, klepiąc mnie w ramię. Odepchnąłem jego rękę, ale Thor to zignorował.
– Choć muszę przyznać – dodał – że oboje wyglądacie nie najlepiej. Czy coś złego się stało w Midgardzie? Płakałaś?
–
Co? Niee… – zaprzeczyła Hollywood natychmiast, choć bez przekonania. –
Sporo pracy, wiesz, jak to jest. Dopiero wróciłam z urlopu, muszę się z
powrotem przyzwyczaić do zarwanych nocy.
Thor pokiwał głową, nieprzekonany.
– Co ty tu robisz? – usłyszałem ciche pytanie brunetki.
Przyszły władca Asgardu zwiesił głowę na chwilę, przybierając poważny wyraz twarzy.
–
Niestety, nie przynoszę dobrych nowin, przyjaciele. Przybyłem do
Nicolasa. Na Lokiego spadła kara śmierci – powiedział załamany głosem.
– O Boże – szepnęła Hollywood ze współczuciem. – I to już ostateczne?
Thor pokiwał głową.
Thor pokiwał głową.
Wywróciłem
oczami. Nareszcie pozbędziemy się choć jednego problemu raz na zawsze, a
im było przykro! Powinniśmy świętować; myśleć o tym, ile żyć przez to
uratujemy.
– Egzekucja odbędzie się jutro – dodał bóg. – A wkrótce po niej moja koronacja.
– Jestem geniuszem! – krzyknąłem tak, by wszyscy w tym budynku mogli mnie usłyszeć.
Hollywood wywróciła oczami, a Thor spojrzał na mnie zaciekawiony. Uśmiechnąłem się zwycięsko.
–
Jutro jest sobota. Jesteśmy prawie w komplecie i mamy dwa powody do
świętowania. Jarvis! – zwróciłem się do mojego lokaja – powiadom
wszystkich ludzi, których mam na fejsie, że widzimy się jutro na
imprezie. Tylko nie pirata. Jego nie chcę.
– Jakiej imprezie?! – Hollywood zrobiła wielkie oczy i złapała się za głowę.
– Tej, którą jutro zorganizuję, kotku.
Jęknęła przeciągle, a ja uśmiechnąłem się zadowolony z siebie.
Holly McCarter
Na
początku, kiedy dowiedziałam się o przyjęciu organizowanym w Stark
Tower, nie zamierzałam się na nie wybierać. Nawet nie brałam tej opcji
pod uwagę.
Co więc się stało, że teraz snułam się jak
duch z kieliszkiem w ręku po sali z DJ-em, obserwując tańczących i
pijących ludzi? No cóż, nic, czego nie można by się spodziewać. Chris
tak bardzo chciała tu przyjść, ale bała się sama; Steve i Thor też
nalegali, żebym pojawiła się choć na godzinkę, więc nie mogłam ich
zawieść. A w szczególności Christeen. Tak rzadko wychodziła na
jakiekolwiek imprezy, że nie mogłam jej tego odebrać.
Sala
nie była specjalnie duża – idealna, żeby pomieścić nas wszystkich,
średni tłumek. Parkiet taneczny znajdował się o poziom niżej od
normalnej podłogi, gdzie stał podest DJ-a, barek i fotele. Kiedy tylko
zobaczyłam, że Stark siedzi na jednym z nich samotnie, nawet bez
kieliszka ani butelki, aż przystanęłam, przez co Chris na mnie wpadła.
Odwróciła głowę w stronę, w którą ja patrzyłam, i zmrużyła oczy.
Nachyliła się do mojego ucha.
– Czy to nie jest…? – zaczęła podniesionym głosem, żeby przekrzyczeć hałas pląsającej muzyki.
– ...największy imprezowicz i buc, jakiego znam? Taaa…
– Na pewno nie ma ponurego brata bliźniaka?
Uśmiechnęłam się półgębkiem z kiepskiego żartu.
Dziwne,
że siedział sam i to bez alkoholu, wpatrując się z rezygnacją w bawiący
się tłum. Sam wyprawił tę imprezę i zwołał wszystkich. A teraz nawet w
niej nie uczestniczył? Coś było nie tak.
Na przykład to,
że zrobiło mi się przykro. Nie powinno. W pewnym stopniu go
nienawidziłam. Zachowywał się wobec mnie naprawdę podle, ale teraz
niespodziewanie pojawiły się wątpliwości. Bez Pepper na pewno czuł się
samotny, więc tylko na mnie odreagowywał… na wszystkich, którzy byli w
pobliżu. Może potrzebował tylko trochę towarzystwa i rozmowy?
–
Zaczekaj, sprawdzę, o co chodzi – powiedziałam do Chris i ruszyłam w
stronę sofy, na której spoczywał Tony. Gdy tylko podeszłam do jego
zasięgu głosu, nie patrząc na mnie, oznajmił:
– Jeśli przyszłaś mnie denerwować, to lepiej wracaj, gdzie stałaś.
Mimo
wszystko podeszłam i przysiadłam na skraju mebla. Najgorsze było to, że
nie wiedziałam, jak w ogóle mogę go pocieszyć. Nagle podniósł rękę i
wyjął mi kieliszek z dłoni. Wypił do dna i wystawił puste naczynie w
moją stronę.
– Przydaj się na coś i dolej, tylko czegoś lepszego.
– Nie jestem twoją służącą, Tony – odparłam spokojnie.
Cóż, przynajmniej wiedziałam, że nie miał alkoholowstrętu, tylko był zbyt leniwy, żeby wstać i wziąć jakiegoś drinka.
– Przyszłam zapytać, czy dobrze się czujesz… nie wyglądasz, jakbyś miał ochotę na zabawę.
Posłał mi takie spojrzenie spod uniesionych brwi, że tylko czerwone światło i półmrok tu panujące zdołały zakryć mój rumieniec.
– Czy dobrze się czuję? A wyglądam? Nie pieprz głupot. Czego chcesz?
Otworzyłam usta i zawahałam się.
– Nie widzisz, że próbuję ci pomóc? W końcu stanie ci się krzywda, a Pepper sobie tego nie wybaczy.
– Pepper ma w dupie, co się ze mną dzieje.
Przewróciłam
oczami. Stark zachowywał się i mówił jak małe dziecko. Oczywiście, on
też był tu częściowo pokrzywdzony, ale mógłby się przestać zachowywać
jak męczennik albo jakby robił światu łaskę, że w ogóle jeszcze żyje.
Zamiast tego powinien wziąć się w garść i zawalczyć o miłość swego
życia! Jak mężczyzna!
– Tak, na pewno nie obchodzi ją mężczyzna, z którym tak wiele przeżyła.
– Odeszła. To dość jednoznaczne. Ma mnie dość.
Skrzywiłam się z irytacją.
–
Wiesz, mam dziwne wrażenie, że nawet mówiąc o Pepper, myślisz tylko o
sobie. Nie jesteś pępkiem świata. Inni też mają uczucia. Odeszła, bo
miała powód. A ty zamiast przepraszać, chlejesz od świtu do zmierzchu.
Powiedziawszy
to, wstałam z godnością i odeszłam, jednak ku mojemu zdziwieniu
Christeen zniknęła. Obróciłam się kilkukrotnie, szukając w tłumie choćby
skrawka białej sukienki, w którą ubrana była moja przyjaciółka, choćby
mignięcia jej kasztanowych włosów upiętych w kok. Po chwili ją
znalazłam, siedzącą przy barze i gawędzącą z Jane, dziewczyną Thora.
Tak
naprawdę nigdy wcześniej nie miałam okazji poznać Jane Foster
osobiście. Wiedziałam o niej jedynie z opowieści Thora, oczywiście
trochę podkoloryzowanych, oraz z kilku artykułów w gazetach. Była jakimś
naukowcem czy czymś...
Stwierdziłam, że nie będę im
przeszkadzała i skorzystam ze świeżego powietrza, ponieważ zmęczenie i
migrena dały mi się we znaki. Wygładziłam granatową, rozkloszowaną
spódnicę i wyszłam z sali. Skierowałam się jasnym korytarzem prosto na
ciemny balkon, o którym niewiele osób miało pojęcie. Podeszłam do
krawędzi i oparłam się o lodowatą barierkę, przymykając oczy z ulgą.
Chłodny wiatr wywołał gęsią skórkę, ale i przyjemnie otrzeźwił mój
umysł. Westchnęłam.
Minęło dopiero pół godziny, od kiedy
tu jestem, a ja już mam dosyć. Jak długo jeszcze będę musiała marnie
udawać, że dobrze się bawię? Ignorować narastający ból głowy i powieki
opadające ze zmęczenia, obciążone makijażem smoky eye? To nie miało
żadnego sensu. Nawet nie widziałam tutaj Steve’a, jedynie Thor mignął mi
kilka razy u boku Jane. Natasha też nie wróciła jeszcze z misji, Bruce
odmówił przyjścia, a Clint… nawet nie wiedziałam, czy tu był. Równie
dobrze mógł siedzieć teraz w domu z dzieciakami.
Ponownie westchnęłam, zwieszając głowę.
– Nie przeszkadza pani moja obecność?
Na
niespodziewany dźwięk obcego, męskiego głosu aż podskoczyłam.
Odwróciłam się w poszukiwaniu jego źródła i w cieniu dopatrzyłam się
siedzącego na ławce mężczyznę. Jego sylwetka była ledwo widoczna, więc
nic dziwnego, że wcześniej go nie dostrzegłam.
– O mój Boże, przepraszam, nie sądziłam, że ktoś tu jest. Jeśli pan chce, to sobie pójdę. Nie chcę przeszkadzać.
Wskazałam niepewnie na drzwi, ale mężczyzna machnął ręką.
– To żaden problem. Nie przeszkadza pani.
Wstał niespiesznie i płynnie, a potem podszedł do mnie, pokazując się w pełnej okazałości.
Był
szczupły i dużo wyższy, niż na pierwszy rzut oka. Miał czarne, stojące
dzięki żelowi włosy i smukłą twarz o prostym nosie. Sprawiał wrażenie
kogoś ważnego, ale też przyjaznego. Oparł się o barierkę obok mnie i
zagaił:
– Nie wie pani, gdzie jest w tym budynku wejście
do podziemnych pięter? Tylko nie windą, ale schodami? Umówiłem się tam z
pewną znajomą, która tu pracuje, ale tyle tutaj korytarzy i drzwi, że
wie pani… ciężko trafić. – Zaśmiał się krótko.
Uśmiechnęłam się.
– To jest… wie pan, ciężko to wyjaśnić. Lepiej pana zaprowadzę. Znam ten budynek bardzo dobrze.
Ruszyłam do wyjścia, a mężczyzna za mną.
– Nie chcę sprawiać kłopotu – zawahał się.
– Nie ma problemu!
Wyszliśmy na korytarz i ruszyliśmy do windy.
– Pracuje pani tutaj? – pół stwierdził, pół zapytał, nawiązując chyba do tego, co powiedziałam wcześniej.
– Niestety – zaśmiałam się.
Dotarliśmy
do windy w milczeniu. Kliknęłam przycisk na parter i kątem oka
sprawdziłam w lustrze, jak wyglądam. Mężczyzna splótł ręce o smukłych
palcach za plecami.
– Może i nieźle płacą, ale wie pan
chyba, jaki jest Tony Stark – stwierdziłam, byle przerwać niezręczną
ciszę. – Gazety nie kłamią co do wszystkiego. Trudno z nim
współpracować. Jest bardzo uparty i… lubi sobie wypić.
– Rozumiem. Mój brat też taki był.
– I co się stało?
Mężczyzna zawahał się.
– Przepraszam – zreflektowałam się. – Może nie powinnam pytać.
– Nasze drogi po prostu się rozeszły. Nie miałem zamiaru żyć w jego cieniu, zapomniany.
Pokiwałam
głową, a winda dalej sunęła w dół. Po drodze wsiadła do niej jedynie
jedna kobieta, która wysiadła kilka pięter niżej. Gdy wreszcie
dotarliśmy na parter, wyszłam z windy jako pierwsza.
–
Dalej trzeba iść prosto do końca korytarza, a potem w lewo. Na końcu są
dwuskrzydłowe drzwi, przy których stoi jeden ochroniarz, pewnie Peter.
Powiesz mu, że przyszedłeś do tej znajomej i powinien cię wpuścić. A jak
nie, to powiedz, że jesteś ode mnie. Holly McCarter.
– Holly McCarter. Zapamiętam. – Mężczyzna pokiwał głową. – Dziękuję ci bardzo.
Mrugnął
do mnie nonszalancko i odszedł. Chciałam z powrotem wejść do windy, ale
ta zamknęła się tuż przed moim nosem. Uśmiechnęłam się do siebie,
przycisnąwszy guzik na ścianie. Ten facet wydawał się naprawdę
sympatyczny i dobrze wychowany, a przy tym był wyjątkowo przystojny… w
duchu zaczęłam żałować, że to nie ja byłam tą “znajomą”, z którą
spotykał się w tak ustronnym miejscu. Ale nie ma tego złego! Na górze na
pewno czekała na mnie już Christeen. Pewnie czuła się beze mnie trochę
nieswojo wśród tych wszystkich ludzi i hałasu…
Nagle mój telefon zadzwonił krótko, więc wyjęłam go z torebki na ramię. Wyświetliłam sms’a od Chris.
“gdzie jestes? omija cie najlepsza zabawa! Thor uczy sie lamancow jezykowych! hahahaha xddd”
To by było na tyle z jej samotności i zagubienia.
Schowałam
telefon do torebki, a po kilku minutach z powrotem byłam na górze.
Weszłam w pląsający tłum spoconych ludzi i odszukałam wzrokiem moją
przyjaciółkę, która siedziała na blacie baru w tym samym miejscu co
wcześniej, zwijając się ze śmiechu. Obok niej zauważyłam Jane oraz
szerokie bary Thora, na które falami opadały blond włosy. Przecisnęłam
się do nich, prawie się śmiejąc od samego widoku wykrzywionej Chris
szczerzącej zęby, po której policzkach płynęły łzy.
– Cześć – przywitałam się.
Na mój widok okrągła twarz Thora pojaśniała.
– Ach, Holly! Moja druga ulubiona Midgardga!
Rozłożył szeroko umięśnione ramiona, po czym zamknął mnie w mocnym choć ostrożnym uścisku, unosząc nad ziemię.
– No wiesz? Druga? – prychnęłam, klepiąc go po plecach.
Postawił mnie i wskazał niedbale na Jane.
– Przy niej nie mogę przyznać, że pierwsza, bo strzeli focha. – Odwrócił się do niej. – Tak? Focha?
Jane pokiwała głową.
–
Tak. Ale nie odwracaj kota ogonem! – Trzepnęła go lekko w tył głowy
(musiała unieść się na krześle, żeby go dosięgnąć). Thor zaśmiał się.
– Tak źle i tak niedobrze.
– Powinieneś jeszcze ode mnie dostać, że nie jestem pierwsza – wtrąciła Chris. – Masz szczęście, że nie gustuję w sadyzmie.
Zaśmialiśmy się.
Jane
jak zwykle miała na sobie nieznaczny makijaż, jedynie lekko podkreślone
oczy, za to grube loki na jej głowie nie były dla niej typowe. Choć
trzeba przyznać, że wyglądała w nich zniewalająco. Do tego jeszcze
czerwona sukienka z dekoltem w kształcie serca, która podkreślała jej
biust i talię. Zdecydowanie nie wyglądała w niej na grzecznego
naukowca-kujona.
***
Dochodziła północ, kiedy to się stało.
Koszmar.
I to jeden z gorszych.
Chris
stała właśnie obok DJ-a, prosząc go o puszczenie jej ulubionej
piosenki, a ja siedziałam na kanapie obok, zastanawiając się, czy nie
wracać do domu. Thor i Jane tańczyli po drugiej stronie pomieszczenia, a
Steve zamawiał sobie, mi i Christeen drinki.
Nagle wszystko ucichło.
Pierwszą
moją myślą było, że jakimś cudem straciłam słuch. Przeraziłam się nie
na żarty, ale po chwili wszyscy na parkiecie stanęli nieruchomo i
skierowali wzrok na DJ-a. Uspokoiłam się, lecz nie na krótko.
Za
całym tym DJ-owym sprzętem nie stał młody chłopak w słuchawkach… tylko
czarnowłosy mężczyzna… ten sam, którego zaprowadziłam do schodów
Wypinał
pierś dumnie, w dłoni trzymając berło ze świecącym błękitnym blaskiem
kamieniem na jego czubku. Drugie ramię owinął wokół szyi Chris,
przyciskając ją do swojej klatki. Widziałam, jak po jej policzkach razem
z tuszem spływają wielkie łzy. Widziałam, jak próbuje się uwolnić i
zaczerpnąć wdech. Widziałam niemal dziecięce przerażenie w jej wielkich
oczach.
– Wpadłem się przywitać, braciszku. – Uśmiechnął
się, aż przeszedł mnie dreszcz. – Nie musiałeś się tak starać, żeby
jeszcze wyprawiać dla mnie przyjęcie powitalne.
Od razu stało się dla mnie jasne, że tym mężczyzną był Loki.
Gdzieś
z boku usłyszałam ciężkie uderzenie i kątem oka zauważyłam, że to Stark
spadł z podwyższenia, chyba biegnąc Christeen na ratunek.
Nie miałam zamiaru czekać aż wytrzeźwieje.
Pieprzony bóg-psychopata miał moją najlepszą przyjaciółkę.
NAJLEPSZĄ.
PSIÓŁKĘ.
Złapałam pusty kieliszek stojący na stoliczku obok i bez wahania cisnęłam nim w boga.
Spudłowałam,
oczywiście, ale udało mi się odwrócić na siebie jego uwagę. Nasz wzrok
spotkał się; w jego lodowato błękitnych oczach błysnęło zaskoczenie.
– Puść ją, idioto.
Zanim zdążył odpowiedzieć, rzuciłam się na niego z pazurami. Zdążyłam tylko usłyszeć krzyk Thora:
– Holly, nie!!!
...zanim
Loki puścił moją przyjaciółkę, z dziecinną łatwością i gracją uniknął
mojego natarcia, po czym złapał mnie od tyłu w pasie i przyłożył ostry
czubek berła do gardła. Chris upadła na ziemię, szlochając
niekontrolowanie i zwinęła się w kłębek.
– Ach… moja
przyjaciółka Holly. Nie spodziewałem się po tobie takiej odwagi,
naprawdę. Ale to nawet lepiej… nawet lepiej. Thorze! Daję ci tylko jedno
ostrzeżenie. Jeśli zaczniesz jakiekolwiek gierki albo będziesz próbował
mnie odnaleźć, ona zginie. Boleśnie. Zanim w ogóle zdążysz mrugnąć. –
Odwrócił się razem ze mną w bok. – Ty też, Kapitanie. To dotyczy całej
waszej śmiesznej grupki.
A potem tak po prostu wyszedł, ciągnąc mnie za sobą niczym żywą tarczę.
Najważniejsze, że Chris była bezpieczna.
Oby Steve dobrze się nią zaopiekował.
> Następny rozdział! <
W tym rozdziale wreszcie coś zaczęło się dziać! Chyba aż tak długo czekać nie musieliście, co? Tylko trzy części... xd
Możecie pisać, jak się podobało i czy opłacało się czekać. A może macie jakieś uwagi? Któraś scena jak dotąd wyróżniła się na tyle, że jest Waszą ulubioną? Co sądzicie o zachowaniu Starka i o tym, że nie podjął żadnej próby odzyskania Pepper? Winicie go czy raczej bronicie?
Zapraszamy do komentowania :)
O kurczę, ale się rozkręciło! Zanim jednak przejdę do właściwej części komentarza, muszę wspomnieć, że wyłapałam literówkę "Podniosłem się do pozycji pol leżącej" - chyba miałaś na myśli "półleżącej", autokorektę wyczuwam xD Wracając do rozdziału, zaskoczyłaś mnie tą końcówką. Niby normalna impreza, a tu BUM i jest akcja! Oprócz tego genialnie tą część przed akcją napisałaś, mało co się dzieje, zwyczajne rozmowy... ja nie mam zdolności odbiegania od akcji, dlatego bardzo cenię takie umiejętności.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam do 27 czerwca!
Huh faktycznie ta scena pisana była w telefonie i mogłyśmy przeoczyć to ^^ Loki zawsze musi zrobić dobre wejście prawda? Bez tego ani rusz xd dziękujemy za miłe słowa ^*^
Usuń„– Och, Thorze… – szepnęła Hollywood ze współczuciem.” - Wszystko było naturalnie i cacy do tego momentu. Przeczytajcie to na głos z taką intonacją jak wg. Was wypowiedziała to Holly. Brzmi jak stalkerski fangirling, nie wyrażenie współczucia wobec drugiego bohatera, tyle w temacie.
OdpowiedzUsuń„Wywróciłem oczami. Nareszcie pozbędziemy się choć jednego problemu raz na zawsze, a im było przykro! Powinniśmy świętować; myśleć o tym, ile żyć przez to uratujemy.” – Może zabrzmię jak suka, ale tutaj przyznaję Tonemu całkowitą rację.
„Tylko nie pirata.” – Kwikłam ze śmiechu.
Oł jeah, mieszasz filmy i w końcu mamy odpowiedni świat Avengersow! SAME PLUSY ZA JANE!
„Ignorować narastający ból głowy” – jako osoba chorująca na migrenę, podpowiem, że to nie to samo co ból głowy i migrena nie narasta, a ból jest finalnym efektem. Wcześniej Holly powinna mieć kłopoty z widzeniem, możliwe z błędnikiem, a ból przypomina raczej miarowe, pulsujące uderzenia, a nie narastanie.
AAAAAAAAAAAAA, akcja!!!! Znaczy, od początku rozkminiłam, że to był Loki na balkonie, więc tylko chciało mi się płakać nad jej głupotą. Nie wiem, nie pokazali jej zdjęcia brata Thora? Loczek Blond z młotkiem nie nosi go w portfelu? *żartuję*
Jestem mega ciekawa jak to się rozkręci, zwłaszcza, że nam porwano główną bohaterkę, a Loki chyba zapomniał już jaki łomot dostał do Hulka. A teraz pewnie dostanie jeszcze większy, bo Hulk kocha Holly. Cóż za zbieg okoliczności <3
Mega mi się podobało, czekam na nexta, reakcję Avengers Assemble oraz podszeptuję, że u mnie też jest nowy rozdział :*
Całusy
Czarna Herbata
Jeśli chodzi o "Och, Thorze...", to może rzeczywiście nie brzmi to jakoś naturalnie (choć stalkerski fangirling to lekka przesada xd). Poprawię, jak tylko będę mogła.
UsuńJa sama na bóle głowy nie cierpię, więc się nie znam. Trochę inaczej klasyfikowałam sobie ból głowy i migrenę, stąd może ta pomyłka. Też poprawię!
Nie no, wiesz. Holly widziała jakieś tam zdjęcia z nim (chociażby w wiadomościach), ale nie przyglądała się nigdy za specjalnie. Myślała, że będą już mieli z nim spokój, skoro wrócił do Asgardu, a poza tym nigdy nie sądziła, że będzie tak blisko Avengers, żeby Loki stanowił dla niej zagrożenie. Do tego jeszcze ból głowy, zmęczenie, rozkojarzenie... na balkonie ciemno, a nawet jeśli w holu było jasno, to zazwyczaj nikt normalny nie gapi się przystojnemu nieznajomemu prosto w twarz :D Stąd jej pomyłka.
Ale ja i Lora niezmiernie się cieszymy, że Ci się podobało i dziękujemy za krytykę! :D
Pozdrawiamy!
PS. Co do drugiego komentarza... łał! Nawet ja nie zrobiłam tak dogłębnej analizy jego sytuacji xd Ale wydaje mi się, że jest w tym wiele racji. Faktycznie nikt nie pomagał mu w tych jego atakach. Na koniec to w ogóle ten problem zniknął, więc może dlatego nie zwróciłam na to aż tak uwagi.
"to zazwyczaj nikt normalny nie gapi się przystojnemu nieznajomemu prosto w twarz" - yyy, to ja nie jestem normalna.
UsuńNo właśnie PTSD tak szybko nie znika więc uznaję to za ogromne niedociągnięcie, zwłaszcza, że to był główny wątek całego filmu. Właściwie całość zmniejszono do sceny po napisach, gdzie Tony żali się tylko doktorkowi-Hulkowi, a ten przy tym przysypia, co może jest zabawne dopóki nie zgłębi się tej choroby. Dobra, koniec moich wypocin. Zrobiłam po prostu ogromny reaserch na potrzeby mojego opka i jakoś tak wyszło, że to pytanie mi się spasowało.
A właśnie, miałam napisać, zapomniałam. Dla mnie Tony jest przykładem postaci ze stresem pourazowym, który chowa swoje demony za maską dawnego siebie. Dla mnie Tony w Iron Man 3 nie otrzymał żadnego wsparcia od Pepper, choć ta doskonale widziała co się dzieje, jakie ataki paniki ma Tony. Nawet jego przyjaciel do końca nie zareagował, bo powinien siłą wysłać go na terapię. A na koniec oczywiście całkowicie zignorowano chorobę Tonego. Happy się obudził, wszyscy się cieszą i zapominają, że Stark też potrzebuje ochrony, że też cierpi.
OdpowiedzUsuńDlatego uważam, że Tony powinien przeprosić o tym, że zapomniał, ale nie błagać o wybaczenie, bo Pepper też nie jest święta. Też porzuciła go w potrzebie i to nie była rocznica, a mocno postępujący uraz psychiczny. Uf, dobra, koniec.
W każdym razie, czeekam do 27...
Bardzo ciekawy, pełen akcji rozdział :D Odwaga Holly jest oszałamiająca ;-) Już nie mogę się doczekać nexta ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i miłego dnia :-)
***Niki***
Również życzymy miłego dnia! ;)
UsuńWitam witam!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam sobie wasz FF. Podeszłam do niego strasznie sceptycznie, szczególnie kiedy zobaczyłam że narracja pierwszoosobowa (w której trudno jest odwzorować charaktery postaci) prowadzona jest z kilku perspektyw. Ale całkiem fajnie się to czyta. Mogłabym przyczepić się że niektóre kwestie są nienaturalne, że Steve w poprzednim rozdziale jest trochę zniewieściały we fragmencie ze swojej perspektywy. Generalnie męskie postacie w swoich perspektywach wydają mi się mało męskie. Mam na myśli to fragmenty z perspektywy mężczyzn mimo wszystko są pisane we właściwy dla kobiet sposób. Przynajmniej mi się tak wydaje.
Ale jakbym miała tylko narzekać, to wyłączyłabym tego bloga i nie zawracałabym sobie czasu komentowaniem.
Mimo że nie wiemy zbyt wiele o głównej bohaterce, to podoba mi się jej podejście do pracy i generalnie fragmenty z jej perspektywy, oraz to jak w tym rozdziale miała okazję wykazać się odwagą. Coś czuję że ją polubię :)
Zainteresował mnie wątek (jeszcze w poprzednim rozdziale) Bruce'a który czuje coś do naszej Holly... strasznie lubię jego postać i mam nadzieję że to rozwinie się jakoś ciekawie. (I plus za to że mieli oglądać Sherlocka, wiedzą co dobre).
Także ten. Rozpisałam się. Obserwuję, będę czytać dalej i pozdrawiam :)
Porzeczkowy Sorbet
No tak. Pisanie z perspektywy mężczyzny, kiedy jest się kobietą, może się skończyć takim zniewieściałym stylem ;P Niemniej w tym wypadku ominąć pisania z tej perspektywy nie możemy.
UsuńCieszymy się też niezmiernie, że polubiłaś główną bohaterkę. I mamy nadzieję, że nie zawiedziesz się na kolejnych rozdziałach!
Pozdrawiamy serdecznie i życzymy miłego dnia!
Uwielbiam świat marvela dlatego postanowiłam tu zajrzeć.
OdpowiedzUsuńWspaniale pokazałyście moich ulubieńców.
Starka, Thora i wielu innych
Zawsze czułam pewien niedostatek po obejrzeniu filmów i cieszę się, że widze takie historie u was
Podoba mi się Twój styl.
Lubię gdy jest lekko napisane i przyjemnie.
Jedyne na co mogę narzekać na długość rozdziałów ale ja na tym punkcie mam obsesje i zawsze mi mało.
I Holly.
Tak zdecydowanie polubiłam ją od początku!
pozdrawiam mocno!
[www.autorska-strefa.blogspot.com]
Dzięki wielkie za miłe słowa :) pozdrawiamy również!
Usuń