Steven Rogers
Każdy wiedział, że
inwazja Hel w końcu musiała nadejść. Prędzej czy później. Nikt więc nie
był zdziwiony, gdy wieczorem we wtorek jeden z patroli odezwał się
przez słuchawkę: “Zaczęło się.”
Odłożyłem szkicownik na
biurko i przyjrzałem się grafitowemu Bucky’emu patrzącemu na mnie z
lekkim uśmiechem. Zapiekły mnie oczy.
– Tęsknię, stary druhu. Szlag, żebyś wiedział, jak bardzo!
Pozwoliłem
sobie na chwilę sentymentu, ale potem z bólem dotarło do mnie, że Buck
należy do przeszłości. Już nic nie mogłem z tym zrobić. Mogłem natomiast
pomóc przyjaciołom, którzy wciąż żyli, którzy potrzebowali mnie tu i
teraz. Jego uratować nie mogłem, ich wciąż mogę. Liczą na mnie.
Odłożyłem szkicownik z nową energią i motywacją do walki.
Przebrałem się w strój i już miałem wychodzić, ale mój wzrok padł na telefon stacjonarny leżący na szafce na buty.
Była jeszcze jedna osoba.
Długo mierzyłem się z telefonem wzrokiem, nim podjąłem decyzję.
Wyłączyłem słuchawkę w uchu. Minuta prywatności dla tej jednej, wyjątkowej osoby.
Podszedłem do telefonu.
Wykręciłem numer.
– Halo? – Głos Chris wlał się we mnie i rozszedł ciepłem po całym ciele.
Od
długiego czasu unikała mnie, a ja jej. Nie rozmawialiśmy, nie
patrzyliśmy na siebie wprost. Byłem zły, że pomogła uciec Lokiemu, a
jeszcze bardziej, że mnie okłamała. Przeraziło mnie, że nie była tym, za
kogo ją uważałem. Dotarło jednak do mnie, że przecież każdy ma wady.
Każdy popełnia błędy. Każdy ma swoja hierarchię wartości. Dla Christeen
Holly była ważniejsza niż cokolwiek. Gdy to do mnie dotarło, gniew
zmalał. A teraz, w obliczu tak ogromnego zagrożenia, całkiem zniknął.
– Hej, tu Steve. Ehm… jak się czujesz?
– Jesteśmy bezpieczne, jeśli to masz na myśli. Gram z Holly w chińczyka. Coś się stało?
Przełknąłem
ślinę. Być może były to ostatnie słowa, które do niej wypowiadałem. Być
może ta bitwa będzie moją ostatnią, już nigdy więcej nie zobaczę jej
roztargnionego wzroku, nie usłyszę słodkiego głosiku…
Jak mogłem się na nią złościć ten cały czas?
Moje
ręce zaczęły się lekko trząść, kiedy sobie to uświadomiłem. I kiedy
dotarło do mnie, że nie zbiorę się na to. Nie mogłem, po prostu nie
mogłem się z nią żegnać.
Zobaczymy się jeszcze, Chris.
Obiecuję na wszystkie dusze błąkające się po tej metropolii. Obiecuję na wszystkie cegły budujące te cholerne budynki. Obiecuję.
– Nie, wszystko w porządku. Chciałem tylko się upewnić.
–
Och, okej. – W jej głosie wyczuwałem całą niezręczność i napięcie, był
jak otwarta księga. – A jak tam sprawa u ciebie? Dalej cisza?
– Tak. – Nagle do moich uszu dotarł dźwięk dalekiej eksplozji. – Muszę kończyć, bo przegapię ulubiony fragment filmu.
– Oczywiście.
– Do zobaczenia, Chris. Pozdrów Holly. Do zobaczenia.
– Papa.
Odłożyłem słuchawkę, wziąłem głęboki wdech i wybiegłem z domu.
Tony Stark
Było
niemal tak, jak ostatnim razem, gdy zaatakowali nas tu kosmici. Tylko
że duchy zmarłych pojawiały się jakby znikąd. W określonych miejscach
nagle wyłaniały się z ziemi lub ściany, lub skądkolwiek. Całymi hordami,
trzymając w dłoniach mniej lub bardziej prymitywną broń. A potem paliły
i mordowały, wydając z siebie zwierzęce dźwięki. Nie obchodziło ich
nic, oprócz niszczenia. Nie czuły bólu, kiedy Thor miażdżył im kończyny
młotem, Natasha przestrzeliwała ich piersi na wylot, Kapitan zadawał
kolejne ciosy. Dopóki nie straciły wszystkich kończyn i nie mogły się
poruszyć, nic ich nie powstrzymywało.
Nawet bez kończyn potrafiły się jeszcze doczołgać i ugryźć.
Martwe przecież nie mogło umrzeć.
Pieprzone maszyny zagłady.
Czy to Tesseract je kontrolował? A może Hel miała po prostu taką moc?
Latałem
w zbroi z miejsca na miejsce, walcząc z tymi bestiami i ratując ludzi,
którzy nie zdążyli się ewakuować razem z policją. Odstawiałem ich w
bezpieczne miejsce.
Problemem jednak było, że kiedy
oczyściliśmy jedną dzielnicę, atak ustępował i przenosił się do innej,
pełnej przerażonych uciekinierów. Jak niekończąca się zabawa w kotka i
myszkę. Niekończąca się zabawa w przeżyj lub zgiń.
Ofiar było coraz więcej.
Rozkaz
o wypuszczeniu Hulka padł z ust Fury’ego, jednak to Banner zaproponował
najpierw, że w tej sytuacji on będzie najprzydatniejszy.
On będzie najlepiej niszczył. Tego teraz potrzebowaliśmy. Zniszczenia przeciwko zniszczeniu.
Tak więc już wkrótce w wir walki dołączył się nasz zielony przyjaciel i praca szła dwa razy lżej.
Walka
trwała i trwała, żadna ze stron nie mogła zdobyć znaczącej przewagi, za
to trupy cywili coraz gęściej leżały na ulicach. Strażacy, nawet
wspomagani nowoczesną technologią, nie nadążali za gaszeniem pożarów.
“Hel
jest na szczycie Trump Tower”, odezwał się Hawkeye. “Właśnie się
pojawiła. Ma przy sobie jakieś gigantyczne bydle. Wygląda jak… wilk?”
“Fenrir”, wyjaśnił Thor ze złością. “Pozwólcie, że ja się tym zajmę, przyjaciele. Już raz pokonałem tę bestię.”
– Zaczekaj – rozkazałem. – Jarvis, ile czasu do ukończenia broni?
– Siedemnaście minut dziewiętnaście sekund, sir.
Rozbroiłem dwóch kolejnych zombie, którzy wychodzili z zaułka niemal jeden po drugim.
–
Mamy jeszcze siedemnaście minut – kontynuowałem, próbując się skupić. –
Zaczekajmy. Jeśli dziewczyna zacznie rozrabiać, wkraczasz do akcji. Na
razie cywile są najważniejsi.
Kilka minut później Hawkeye znów odezwał się w słuchawce.
“Chłopcy… Mamy problem.”
Holly McCarter
– A ty tu po co, śmiertelniczko?
Stanęłam
naprzeciw Hel i zacisnęłam ręce w pięści, by dodać sobie choć trochę
odwagi. Chłodny wiatr napierał na mnie zza pleców jak bóg wojny pchający
mnie do walki. Nie ruszyłam się o milimetr. Powoli zapadała noc, jednak
wszystko oświetlały miliardy żarówek Nowego Jorku. Jak wielka latarnia.
Za
ukrytą w futrze sylwetką bogini warczał na mnie Fenrir, wyszczerzając
swoje wielkie kły. Bestia była niemal dwa razy wyższa niż ja, a ziemskie
otoczenie wcale nie odejmowało jej na straszności.
Wyraźnie była wściekła po naszym ostatnim spotkaniu, bo kłapnęła zębami i od razu ruszyła do ataku.
Wyjęłam zza pasa broń i nacisnęłam spust w ostatniej chwili, kiedy Fenrir wyskoczył, by mnie dopaść.
Kula
emanująca błękitną poświatą trafiła prosto w jego pysk. Wilk
zaskowyczał straszliwie, upadł tuż przed moimi nogami, a potem poruszył
się konwulsyjnie. Ciemne futro musnęło moje odsłonięte łydki. Okazało
się zaskakująco miękkie.
Podniosłam wzrok na Hel. Jej uroczą buźkę wykrzywił grymas złości. Wycelowałam w nią skradziony pistolet.
– A teraz, jeśli nie chcesz, żebym i do ciebie strzeliła, zatrzymaj atak.
Głos
mi się trząsł, więc może nie robiło to takiego wrażenia, jak chciałam.
Miałam jednak nadzieję, że przynajmniej wyglądałam groźnie.
Ha, na pewno, Holly!
Na
pewno wyglądasz groźnie w dresowej bluzie, spodenkach i w butach do
biegania, które na szybko założyłaś, uciekając od Chris “na krótki
jogging”. Nie zapominajmy też o kamizelce kuloodpornej oraz
usztywniaczach na przedramionach skradzionych w ostatniej chwili przy
okazji kradnięcia pistoletu.
Hel prychnęła rozbawiona.
– Myślisz, że możesz mi zagrozić tą zabaweczką? Sama? Gdzie twoi chłopcy do ochrony?
Nie
odpowiedziałam. Trzymałam broń wycelowaną prosto w serce bogini, a ona
zdawała sobie z tego nic nie robić. Położyłam palec na spuście.
– Daję ci ostatnią szansę, Hel!
– Myślisz, że nie zapewniłam sobie ochrony przed waszą ziemską bronią?
Trochę
zbiło mnie to z tropu. Nie trzymałam jednak w rękach ziemskiej broni.
To był jeden z prototypów stworzonych na podstawie Tesseractu. Na to Hel
nie mogła być przygotowana. Miałam szansę.
Z daleka usłyszałam potworny, bezkształtny ryk. Jakby ktoś mnie wołał.
Wzięłam głęboki wdech.
– Jak sobie życzysz.
Jednym szarpnięciem docisnęłam spust.
Potem
zobaczyłam tylko, że promień nie dosięga jej ciała, jakby trafił w
niewidzialną ścianę. Wielka ręka chwyciła mnie w pasie… poszybowałam
ponad budynkami, przyciśnięta do ciała Hulka. Lądowanie kilka budynków
dalej wstrząsnęło moim ciałem. Omal nie zwymiotowałam.
Dłoń puściła. Upadłam. Hulk także.
Wydał z siebie ryk, a potem na moich oczach potwór zmienił się z powrotem w Bruce’a Bannera.
– Bruce… Co do cholery…
Leżał
na plecach. Podniosłam się na kolana. Rozejrzałam się w poszukiwaniu
pistoletu, ale nigdzie go nie było. Musiał spaść podczas lotu.
Moją uwagę przykuł dopiero jęk Bruce’a.
Dostrzegłam na jego boku coś niby ogromny siniak, który miał jednak błękitnawy odcień.
– Bruce, czy ty…? Kurwa. No, kurwa, Banner! Idioto!
Przyczołgałam
się do niego. Rana powoli z błękitnej zmieniała się w fioletową, potem w
czerwoną. Po kilku sekundach wypłynęła stamtąd krew.
– Bruce, no co ty? Chyba sobie jaja robisz. Nie możesz mi teraz umrzeć, nie możesz!
Podniósł
rękę i dotknął delikatnie mojego policzka. Przytrzymałam go swoją ręką,
bo widziałam, jak opadał z sił. Jakby życie wypływało z niego przez
ranę.
– Holly. Nie zapomnij o mnie, proszę. Nie zapomnij…
Płakał. Uśmiechnął się jednak lekko.
Mi też łzy ciekły po policzkach. Uścisnęłam mocniej jego rękę.
– Nie, Bruce. Nie zapomnę, bo ty nie umierasz, jasne?! Słyszysz mnie?
Odetchnął lekko.
Po raz ostatni.
Nie
zauważyłam nawet, kiedy Stark tu przybył. Zapamiętałam tylko, jak
metalowa ręka zbroi odsuwa mnie od ciała, a potem podnosi je i odlatuje.
Bez słowa. Bez jednego, kurwa, słowa.
>Nowy rozdział!< wkrótce ;)
Okej, sorry, przepraszam, wybaczcie za zakończenie! Przyznaję się, to był mój pomysł i to ja mam krew na rękach. Pewnie odpokutuję za to w piekle. Jednakże na swoją obronę...! Nie mam nic xd No, przynajmniej poświęcił się dla ukochanej, co? Chyba lepiej tak, niż żyć całe życie, wiedząc, że nigdy się nie będzie z kobietą, którą się kocha? Nie wiem, sami oceńcie :)
Hulk... Umarł?! Ale jak to?! xD Nigdy nie sądziłam, że da się go uśmiercić, ale okej, Wasza wizja :'D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że głównej bohaterce wraz z resztą Avengersów uda się pokonać Hel!
Czekam na kolejny ;)