tag:blogger.com,1999:blog-80469074289725508692024-03-13T11:57:14.974+01:00☆ Nic nie jest takie, jak się wydaje ☆Lorahttp://www.blogger.com/profile/15629766120177068468noreply@blogger.comBlogger22125tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-9120542786838595182017-08-12T18:02:00.001+02:002017-08-12T18:08:17.359+02:00Dwadzieścia<div style="text-align: center;">
<u>Holly McCarter</u></div>
Gdy w filmie bohater umiera, nagle ni stąd ni zowąd pojawiają się ciemne chmury, a z nieba zaczyna padać deszcz, który jest jak uzewnętrznienie burzy żalu i tęsknoty w sercu bohatera. Jednak gdy Bruce umarł, niebo dalej było w spokojnym kolorze nocnego granatu, a księżyc przypominał milczącego, srebrnego rycerza, którego potęgi nawet Hel nie mogła pokonać. Jego promienie przebijały się przez kłęby dymu i powlekały trupy na ulicach mleczną poświatą.<br />
Policja, jednostki specjalne oraz Avengersi ewakuowali już tysiące mieszkańców Manhattanu, a ulice ucichły. Była to cisza przerażająca, mrożąca krew w żyłach. Miasto, zazwyczaj głośne, tętniące życiem, nagle umilkło… tak jak Bruce umilkł na dachu tamtego wieżowca, gdy wydał ostatnie tchnienie.<br />
Wszyscy tęskniliśmy. I za Brucem i za Manhattanem. To wszystko było zbyt wiele do ogarnięcia jak na jeden dzień.<br />
Nawet Avenegers, bez wsparcia Hulka, nie mogli długo bronić miasta, w końcu byli tylko ludźmi. Zaraz po ewakuacji znacznej grupy mieszkańców wrócili do bazy w chronionych podziemiach Stark Tower, gdzie mnie przeniesiono i zamknięto jak więźnia już na długo wcześniej. Walką zajęli się inni żołnierze - jak zapewniały wiadomości, specjalnie wyszkoleni do takich sytuacji. Sam prezydent USA pojawił się tu i tam, przemowami podnosząc Nowy Jork na duchu. W końcu zaraz po Manhattanie upadnie całe miasto. A po nim rozpocznie się powolna destrukcja całego kraju.<br />
Wszystko jednak leżało teraz w rękach naukowców na Alasce i w ogóle w każdej jednostce, jaką udało się Starkowi pośrednio czy bezpośrednio zmobilizować do pracy nad bronią.<br />
Moje życie po raz kolejny mnie zawiodło. Poraz kolejny straciłam osobę, na której mi zależało. Kolejnego członka rodziny. Straciłam przyjaciela, z którym mogłam o wszystkim pogadać, kompana, który nigdy nie narzekał przy maratonach filmowych, na którego mogłam zrzucać swoje negatywne emocje po godzinach spędzonych ze Starkiem, a on zawsze rozumiał. Osobę, która z radością słuchała moich uwag na temat seriali i z ochotą zawsze wdawała się w konwersacje. Zdawałam sobie sprawę, że robił to w głównej mierze z powodu uczuć do mnie. To, że mnie kochał…<br />
Dlaczego to wszystko przytrafia się akurat mi?<br />
Dlaczego, do cholery, gdy tak bardzo potrzebowałam mojej mocy, to jej zabrakło?<br />
Czy nie mogłam dostać jednej głupiej wizji, gdy uciekałam jak najdalej od Christeen, od bezpiecznego schronienia?<br />
Dlaczego zawsze musiałam być taka głupia i narażać innych bez powodu?!<br />
Po moich policzkach pociekły łzy i starałam się jak najbardziej zakryć twarz, czy to włosami, czy udając, że drapię swoją brew, czy odwracając głowę. Nikt jednak nie był głupi. Widziałam krótkie spojrzenia wszystkich zebranych posyłane w moim kierunku. Tylko że jakiś nikt nie podniósł się i nie postanowił mnie pocieszyć.<br />
Jakby uważali, że zasłużyłam na cierpienie i byłam winna całej tej sytuacji.<br />
I wiem, że mieli absolutną rację.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
Nagle, ni stąd ni zowąd, poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Chwilę później świat niespodziewanie zniknął, owiał mnie lekki wiatr, a żołądek wywrócił fikołka. Chłód palców trzymających delikatnie mój kark wywołał ciarki na całym ciele.<br />
Potem palce puściły i upadłam na tyłek, co na szczęście zamortyzowała miękka sofa. Znalazłam się… w domu mojego dziadka, przy zgaszonym kominku. Na stoliku leżał jeszcze porozrzucany zestaw do gry w chińczyka i resztki zdrowych przekąsek, które sobie razem przygotowaliśmy.<br />
— Ty… Ty chodząca…! — Gdy odwróciłam się, żeby zdzielić Lokiego, moja ręka trafiła tylko w błękitną chmurkę, która po nim pozostała.<br />
— Lepiej nie kończ, wnusiu — usłyszałam głos dziadka z kuchni. Zaraz potem jego sylwetka pokazała się w całej okazałości w salonie. — Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Uciekać tak nagle w sam środek walki?! Bez broni! Bez szkolenia! Bez planu! Co ty myślisz, że walka to takie, o! — Pstryknął palcami.<br />
Czułam, jak zbiera się w sobie, żeby dać mi cały wykład na temat bezpieczeństwa, ale w tamtej chwili w salonie zmaterializowała się Chris trzymana pod rękę przez Lokiego. Była cała spocona i zapłakana. Gdy mnie zobaczyła, podbiegła, przez chwilę szarpała moją koszulkę, a potem przytuliła mnie mocno. Oddałam uścisk z ulgą.<br />
— Czy ty postradałaś zmysły, zdradziecka szmiro?! — jęknęła. — Uciekać tak beze mnie?! Bez jednego słowa?! I się tak narażać?!<br />
— Ja też cię kocham, Chris!<br />
— Szukała cię — oznajmił Loki ze swoim typowym znudzeniem. — Była już pod Nowym Jorkiem. Brawo, Holly, twoja zdolność przewidywania konsekwencji swoich czynów jest wspaniała.<br />
Wtuliłam się mocniej w Christeen.<br />
— Dziękuję — zwróciłam się do boga.<br />
Machnął ręką.<br />
— Jakoś trzeba sobie zarobić na wolność, jak ta cała inwazja się skończy. — A potem zniknął.<br />
Zakłuło mnie w sercu, jak chłodno mnie potraktował. Szybko jednak chłód rozczarowania zastąpiło ciepło troski i opieki, jaką otoczyła mnie przyjaciółka oraz dziadek.<br />
Nie miałam już najmniejszego zamiaru zostawiać ich chociaż na chwilę.<br />
<div style="text-align: center;">
<u><br /></u></div>
<div style="text-align: center;">
<u>Loki Laufeyson</u></div>
Ze znudzeniem obserwowałem burzę mózgów Avengersów, która trwała już od dobrej godziny. Jak dotąd nie padła żadna dobra propozycja odparcia inwazji. Z coraz większym rozbawieniem obserwowałem, jak Jednooki Pirat dostaje tiku nerwowego, a żyła nad zdrowym okiem niebezpiecznie pulsuje. No cóż. Ta cała ich nieporadność była zabawna. To było coś, na co kochałem patrzeć od wielu lat — moi wrogowie nie dający sobie rady. Teraz już jednak ten czas dobiegał końca. Dzisiaj, patrząc na przerażenie tych wszystkich ludzi, którzy — chcąc nie chcąc — byli mi nawet bliscy, patrząc na przerażenie Holly oraz Thora, a także ich przyjaciół… miałem ochotę wypróbować na Hel całą listę najgorszych tortur na świecie i patrzeć, jak wije się z bólu. Z drugiej jednak strony… wiedziałem, że nie dałbym rady. Hel, mimo wszystko, była moją córką. Krwią z krwi. Potrafiłem też zrozumieć jej gniew i żądzę zemsty. Sam jeszcze nie tak dawno taki byłem.<br />
Sam w pewnym stopniu wciąż taki jestem.<br />
Teraz jednak musiałem odłożyć panowanie nad światem na później i uratować ten świat przed zagładą… bo gdyby został zniszczony… czym bym władał?<br />
Ugh. Czyż to nie wspaniałe zrządzenie losu?<br />
— Bracie, pomimo marnego skutku twoich starań, jesteśmy ci wdzięczni za twą dobrą wolę — oznajmił niespodziewanie Thor swoim typowym, zbyt głośnym tonem, posyłając tym samym znaczące spojrzenie reszcie.<br />
Podniosłem jedną brew w geście zdziwienia, gdyż nie spodziewałem się żadnej wdzięczności w tym towarzystwie.<br />
— Mój brat odwiedził samego Wszechojca — wyjaśnił z dumą — zaryzykował swoją wolność i poświęcił dumę, ażeby poprosić go o pomoc.<br />
Widziałem, jak przez chwilę w ich oczach pojawiły się iskierki nadziei, które szybko zgasiłem:<br />
— Tak jak powiedział: pomimo marnego skutku...<br />
— Ojciec twierdzi, że nie będzie się mieszał w nasze Midgardzkie wojny — kontynuował Thor.<br />
— Akurat. Wielki i Wspaniały Bóg Czegoś Tam trzęsie portkami przed Hel i tyle — burknął wzburzony Stark. — Sam przecież chciał ją ukryć i zamknąć w tej krainie rozpaczy, a teraz nawet nie ruszy tyłka, żeby pomóc ją tam z powrotem odesłać. Bez urazy, Thorze.<br />
Uśmiechnąłem się pod nosem.<br />
— Co prawda ująłbym to innymi słowami, ale Tony ma rację.<br />
— No, wreszcie się w czymś zgadzamy.<br />
Na chwilę zapadła cisza pełna porozumiewawczych spojrzeń. Przerwał ją Łucznik:<br />
— Czyli zwyczajnie musimy połączyć siły. Z Asgardem czy bez pokonamy Hel i pomścimy Bruce’a. Nie ma innego wyjścia. Może jak zepniemy tyłki, to zdążymy nawet przed obiadem! Jestem chooooleeeernie głodny.<br />
Kapitan posłał Clintowi ponure, karcące spojrzenie.<br />
— Jak możesz sobie żartować o jedzeniu, kiedy tam na dole ulice są zaściełane trupami niewinnych?<br />
Clinta zamurowało na chwilę. Uśmiech mu zrzedł.<br />
— Próbuję tylko rozluźnić atmosferę. Wszyscy mają tu tak grobowe miny…<br />
— I powinni mieć! — Rogers wstał gwałtownie, przewracając krzesło. — Giną niewinni ludzie! Powinniśmy jak najszybciej znaleźć sposób na dojście do Hel i uratować resztę! Nie możemy tracić czasu na żarty, Clint!<br />
— Tak samo na kłótnie, Steve — wcięła się Natasha ostro. — Nerwy na wodzy. Dla nas wszystkich to jest trudne.<br />
— Posłuchajcie — zmienił temat Thor — jest też dobra wiadomość. Tak naprawdę mamy pomoc z Asgardu.<br />
— O czym ty mówisz? — zapytałem.<br />
— Nie jest to co prawda armia, ale czworo najlepszych wojowników, jakich możecie znaleźć w mojej ojczyźnie.<br />
Westchnąłem ostentacyjnie.<br />
— Twoi durni przyjaciele będą tylko zatruwać tu powietrze. Nie są nic warci na takiej wojnie.<br />
— Jeszcze niedawno myślałeś tak o nas samych, Jelonku — zadrwiła Romanoff. Spiorunowałem ją wzrokiem.<br />
— Kto powiedział, że przestałem? Popatrzcie na siebie. Zero planu, zero przygotowania...<br />
— Daj spokój, bracie. Będzie jak dawniej. Ty i ja w środku bitwy wraz z naszymi kompanami.<br />
— Daj spokój, Thorze. Loki nigdy się nie przyzna, że potrzebuje naszej pomocy.<br />
— Ale muszę przyznać, że widok płaszczącego się przed Odynem Lokiego sprawia, że dzień staje się piękniejszy — wtrącił nagle ktoś, zaraz po odgłosie otwieranych drzwi.<br />
Odwróciłem się.<br />
W sali głównej pojawiły się nowe osoby. Sif i Fandral, który przed chwilą zabrał głos, a za nimi Hogun i o zgrozo, największy kretyn, jakiego znam, Volstagg.<br />
Przywitały ich uśmiechy ulgi.<br />
Wstałem i odsunąłem się w cień. Tam, gdzie czułem się najlepiej.<br />
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: center;">
<br />
>Następny rozdział! IDK, mamy nadzieję, że wkrótce!<</blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<br />
<blockquote class="tr_bq">
Więc tak...po brutalnym i w sumie (nie)spodziewanym morderstwie Bruca (ekhem, ekhem, to nie był mój pomysł, ekhem, ekhem) nadszedł czas na wymyślanie planu, który ma zgładzić Hel i powolne kończenie ff. Jest to dla nas ogromny szok, gdyż ostatnio zdałyśmy sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy z tym blogiem zżyte. Serio, ja nadal przeżywam śmierć Bannera, zwłaszcza, gdy na fb pojawiają się miliony mem'ów w związku z nowym filmem Thora ;-; RIP Hulk, srlsy. Ale na pocieszenie pojawiają się ludki z Asgardu. Jesteśmy tym faktem tak samo zaskoczone jak Loki. XD Ogólnie to przepraszamy, że mimo wakacji rozdziały pojawiają się dość rzadko. Miało być co dwa tygodnie, a wychodzi jak wychodzi. No cóż...staramy się by przygoda z PDSL trwała jak najdłużej, gdyż planujemy jeszcze dwa, max trzy rozdziały i epilog. Także tego...mamy nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Do "zobaczenia" wkrótce!</blockquote>
</blockquote>
<br />Lorahttp://www.blogger.com/profile/15629766120177068468noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-88329528453997751052017-07-19T23:10:00.002+02:002017-07-19T23:10:25.316+02:00Dziewiętnaście<div style="text-align: center;">
<u>Steven Rogers</u></div>
<div dir="ltr">
Każdy wiedział, że
inwazja Hel w końcu musiała nadejść. Prędzej czy później. Nikt więc nie
był zdziwiony, gdy wieczorem we wtorek jeden z patroli odezwał się
przez słuchawkę: “Zaczęło się.”</div>
<div dir="ltr">
Odłożyłem szkicownik na
biurko i przyjrzałem się grafitowemu Bucky’emu patrzącemu na mnie z
lekkim uśmiechem. Zapiekły mnie oczy.</div>
<div dir="ltr">
– Tęsknię, stary druhu. Szlag, żebyś wiedział, jak bardzo!</div>
<div dir="ltr">
Pozwoliłem
sobie na chwilę sentymentu, ale potem z bólem dotarło do mnie, że Buck
należy do przeszłości. Już nic nie mogłem z tym zrobić. Mogłem natomiast
pomóc przyjaciołom, którzy wciąż żyli, którzy potrzebowali mnie tu i
teraz. Jego uratować nie mogłem, ich wciąż mogę. Liczą na mnie.</div>
<div dir="ltr">
Odłożyłem szkicownik z nową energią i motywacją do walki.</div>
<div dir="ltr">
Przebrałem się w strój i już miałem wychodzić, ale mój wzrok padł na telefon stacjonarny leżący na szafce na buty. </div>
<div dir="ltr">
Była jeszcze jedna osoba.</div>
<div dir="ltr">
Długo mierzyłem się z telefonem wzrokiem, nim podjąłem decyzję.</div>
<div dir="ltr">
Wyłączyłem słuchawkę w uchu. Minuta prywatności dla tej jednej, wyjątkowej osoby.</div>
<div dir="ltr">
Podszedłem do telefonu.</div>
<div dir="ltr">
Wykręciłem numer.</div>
<div dir="ltr">
– Halo? – Głos Chris wlał się we mnie i rozszedł ciepłem po całym ciele.</div>
<div dir="ltr">
Od
długiego czasu unikała mnie, a ja jej. Nie rozmawialiśmy, nie
patrzyliśmy na siebie wprost. Byłem zły, że pomogła uciec Lokiemu, a
jeszcze bardziej, że mnie okłamała. Przeraziło mnie, że nie była tym, za
kogo ją uważałem. Dotarło jednak do mnie, że przecież każdy ma wady.
Każdy popełnia błędy. Każdy ma swoja hierarchię wartości. Dla Christeen
Holly była ważniejsza niż cokolwiek. Gdy to do mnie dotarło, gniew
zmalał. A teraz, w obliczu tak ogromnego zagrożenia, całkiem zniknął.</div>
<div dir="ltr">
– Hej, tu Steve. Ehm… jak się czujesz?</div>
<div dir="ltr">
– Jesteśmy bezpieczne, jeśli to masz na myśli. Gram z Holly w chińczyka. Coś się stało?</div>
<div dir="ltr">
Przełknąłem
ślinę. Być może były to ostatnie słowa, które do niej wypowiadałem. Być
może ta bitwa będzie moją ostatnią, już nigdy więcej nie zobaczę jej
roztargnionego wzroku, nie usłyszę słodkiego głosiku… </div>
<div dir="ltr">
Jak mogłem się na nią złościć ten cały czas?</div>
<div dir="ltr">
Moje
ręce zaczęły się lekko trząść, kiedy sobie to uświadomiłem. I kiedy
dotarło do mnie, że nie zbiorę się na to. Nie mogłem, po prostu nie
mogłem się z nią żegnać.</div>
<div dir="ltr">
Zobaczymy się jeszcze, Chris.</div>
<div dir="ltr">
Obiecuję na wszystkie dusze błąkające się po tej metropolii. Obiecuję na wszystkie cegły budujące te cholerne budynki. Obiecuję.</div>
<div dir="ltr">
– Nie, wszystko w porządku. Chciałem tylko się upewnić.</div>
<div dir="ltr">
–
Och, okej. – W jej głosie wyczuwałem całą niezręczność i napięcie, był
jak otwarta księga. – A jak tam sprawa u ciebie? Dalej cisza?</div>
<div dir="ltr">
– Tak. – Nagle do moich uszu dotarł dźwięk dalekiej eksplozji. – Muszę kończyć, bo przegapię ulubiony fragment filmu.</div>
<div dir="ltr">
– Oczywiście.</div>
<div dir="ltr">
– Do zobaczenia, Chris. Pozdrów Holly. Do zobaczenia.</div>
<div dir="ltr">
– Papa.</div>
<div dir="ltr">
Odłożyłem słuchawkę, wziąłem głęboki wdech i wybiegłem z domu.</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<u>Tony Stark</u></div>
<div dir="ltr">
Było
niemal tak, jak ostatnim razem, gdy zaatakowali nas tu kosmici. Tylko
że duchy zmarłych pojawiały się jakby znikąd. W określonych miejscach
nagle wyłaniały się z ziemi lub ściany, lub skądkolwiek. Całymi hordami,
trzymając w dłoniach mniej lub bardziej prymitywną broń. A potem paliły
i mordowały, wydając z siebie zwierzęce dźwięki. Nie obchodziło ich
nic, oprócz niszczenia. Nie czuły bólu, kiedy Thor miażdżył im kończyny
młotem, Natasha przestrzeliwała ich piersi na wylot, Kapitan zadawał
kolejne ciosy. Dopóki nie straciły wszystkich kończyn i nie mogły się
poruszyć, nic ich nie powstrzymywało. </div>
<div dir="ltr">
Nawet bez kończyn potrafiły się jeszcze doczołgać i ugryźć.</div>
<div dir="ltr">
Martwe przecież nie mogło umrzeć.</div>
<div dir="ltr">
Pieprzone maszyny zagłady.</div>
<div dir="ltr">
Czy to Tesseract je kontrolował? A może Hel miała po prostu taką moc?</div>
<div dir="ltr">
Latałem
w zbroi z miejsca na miejsce, walcząc z tymi bestiami i ratując ludzi,
którzy nie zdążyli się ewakuować razem z policją. Odstawiałem ich w
bezpieczne miejsce.</div>
<div dir="ltr">
Problemem jednak było, że kiedy
oczyściliśmy jedną dzielnicę, atak ustępował i przenosił się do innej,
pełnej przerażonych uciekinierów. Jak niekończąca się zabawa w kotka i
myszkę. Niekończąca się zabawa w przeżyj lub zgiń.</div>
<div dir="ltr">
Ofiar było coraz więcej.</div>
<div dir="ltr">
Rozkaz
o wypuszczeniu Hulka padł z ust Fury’ego, jednak to Banner zaproponował
najpierw, że w tej sytuacji on będzie najprzydatniejszy. </div>
<div dir="ltr">
On będzie najlepiej niszczył. Tego teraz potrzebowaliśmy. Zniszczenia przeciwko zniszczeniu.</div>
<div dir="ltr">
Tak więc już wkrótce w wir walki dołączył się nasz zielony przyjaciel i praca szła dwa razy lżej.</div>
<div dir="ltr">
Walka
trwała i trwała, żadna ze stron nie mogła zdobyć znaczącej przewagi, za
to trupy cywili coraz gęściej leżały na ulicach. Strażacy, nawet
wspomagani nowoczesną technologią, nie nadążali za gaszeniem pożarów.</div>
<div dir="ltr">
“Hel
jest na szczycie Trump Tower”, odezwał się Hawkeye. “Właśnie się
pojawiła. Ma przy sobie jakieś gigantyczne bydle. Wygląda jak… wilk?”</div>
<div dir="ltr">
“Fenrir”, wyjaśnił Thor ze złością. “Pozwólcie, że ja się tym zajmę, przyjaciele. Już raz pokonałem tę bestię.”</div>
<div dir="ltr">
– Zaczekaj – rozkazałem. – Jarvis, ile czasu do ukończenia broni?</div>
<div dir="ltr">
– Siedemnaście minut dziewiętnaście sekund, sir.</div>
<div dir="ltr">
Rozbroiłem dwóch kolejnych zombie, którzy wychodzili z zaułka niemal jeden po drugim.</div>
<div dir="ltr">
–
Mamy jeszcze siedemnaście minut – kontynuowałem, próbując się skupić. –
Zaczekajmy. Jeśli dziewczyna zacznie rozrabiać, wkraczasz do akcji. Na
razie cywile są najważniejsi.</div>
<div dir="ltr">
Kilka minut później Hawkeye znów odezwał się w słuchawce.</div>
<div dir="ltr">
“Chłopcy… Mamy problem.”</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<u>Holly McCarter</u></div>
<div dir="ltr">
– A ty tu po co, śmiertelniczko?</div>
<div dir="ltr">
Stanęłam
naprzeciw Hel i zacisnęłam ręce w pięści, by dodać sobie choć trochę
odwagi. Chłodny wiatr napierał na mnie zza pleców jak bóg wojny pchający
mnie do walki. Nie ruszyłam się o milimetr. Powoli zapadała noc, jednak
wszystko oświetlały miliardy żarówek Nowego Jorku. Jak wielka latarnia.</div>
<div dir="ltr">
Za
ukrytą w futrze sylwetką bogini warczał na mnie Fenrir, wyszczerzając
swoje wielkie kły. Bestia była niemal dwa razy wyższa niż ja, a ziemskie
otoczenie wcale nie odejmowało jej na straszności.</div>
<div dir="ltr">
Wyraźnie była wściekła po naszym ostatnim spotkaniu, bo kłapnęła zębami i od razu ruszyła do ataku.</div>
<div dir="ltr">
Wyjęłam zza pasa broń i nacisnęłam spust w ostatniej chwili, kiedy Fenrir wyskoczył, by mnie dopaść.</div>
<div dir="ltr">
Kula
emanująca błękitną poświatą trafiła prosto w jego pysk. Wilk
zaskowyczał straszliwie, upadł tuż przed moimi nogami, a potem poruszył
się konwulsyjnie. Ciemne futro musnęło moje odsłonięte łydki. Okazało
się zaskakująco miękkie.</div>
<div dir="ltr">
Podniosłam wzrok na Hel. Jej uroczą buźkę wykrzywił grymas złości. Wycelowałam w nią skradziony pistolet.</div>
<div dir="ltr">
– A teraz, jeśli nie chcesz, żebym i do ciebie strzeliła, zatrzymaj atak.</div>
<div dir="ltr">
Głos
mi się trząsł, więc może nie robiło to takiego wrażenia, jak chciałam.
Miałam jednak nadzieję, że przynajmniej wyglądałam groźnie.</div>
<div dir="ltr">
Ha, na pewno, Holly!</div>
<div dir="ltr">
Na
pewno wyglądasz groźnie w dresowej bluzie, spodenkach i w butach do
biegania, które na szybko założyłaś, uciekając od Chris “na krótki
jogging”. Nie zapominajmy też o kamizelce kuloodpornej oraz
usztywniaczach na przedramionach skradzionych w ostatniej chwili przy
okazji kradnięcia pistoletu.</div>
<div dir="ltr">
Hel prychnęła rozbawiona.</div>
<div dir="ltr">
– Myślisz, że możesz mi zagrozić tą zabaweczką? Sama? Gdzie twoi chłopcy do ochrony?</div>
<div dir="ltr">
Nie
odpowiedziałam. Trzymałam broń wycelowaną prosto w serce bogini, a ona
zdawała sobie z tego nic nie robić. Położyłam palec na spuście.</div>
<div dir="ltr">
– Daję ci ostatnią szansę, Hel! </div>
<div dir="ltr">
– Myślisz, że nie zapewniłam sobie ochrony przed waszą ziemską bronią?</div>
<div dir="ltr">
Trochę
zbiło mnie to z tropu. Nie trzymałam jednak w rękach ziemskiej broni.
To był jeden z prototypów stworzonych na podstawie Tesseractu. Na to Hel
nie mogła być przygotowana. Miałam szansę.</div>
<div dir="ltr">
Z daleka usłyszałam potworny, bezkształtny ryk. Jakby ktoś mnie wołał.</div>
<div dir="ltr">
Wzięłam głęboki wdech.</div>
<div dir="ltr">
– Jak sobie życzysz.</div>
<div dir="ltr">
Jednym szarpnięciem docisnęłam spust.</div>
<div dir="ltr">
Potem
zobaczyłam tylko, że promień nie dosięga jej ciała, jakby trafił w
niewidzialną ścianę. Wielka ręka chwyciła mnie w pasie… poszybowałam
ponad budynkami, przyciśnięta do ciała Hulka. Lądowanie kilka budynków
dalej wstrząsnęło moim ciałem. Omal nie zwymiotowałam.</div>
<div dir="ltr">
Dłoń puściła. Upadłam. Hulk także.</div>
<div dir="ltr">
Wydał z siebie ryk, a potem na moich oczach potwór zmienił się z powrotem w Bruce’a Bannera.</div>
<div dir="ltr">
– Bruce… Co do cholery…</div>
<div dir="ltr">
Leżał
na plecach. Podniosłam się na kolana. Rozejrzałam się w poszukiwaniu
pistoletu, ale nigdzie go nie było. Musiał spaść podczas lotu.</div>
<div dir="ltr">
Moją uwagę przykuł dopiero jęk Bruce’a.</div>
<div dir="ltr">
Dostrzegłam na jego boku coś niby ogromny siniak, który miał jednak błękitnawy odcień.</div>
<div dir="ltr">
– Bruce, czy ty…? Kurwa. No, kurwa, Banner! Idioto!</div>
<div dir="ltr">
Przyczołgałam
się do niego. Rana powoli z błękitnej zmieniała się w fioletową, potem w
czerwoną. Po kilku sekundach wypłynęła stamtąd krew.</div>
<div dir="ltr">
– Bruce, no co ty? Chyba sobie jaja robisz. Nie możesz mi teraz umrzeć, nie możesz!</div>
<div dir="ltr">
Podniósł
rękę i dotknął delikatnie mojego policzka. Przytrzymałam go swoją ręką,
bo widziałam, jak opadał z sił. Jakby życie wypływało z niego przez
ranę.</div>
<div dir="ltr">
– Holly. Nie zapomnij o mnie, proszę. Nie zapomnij…</div>
<div dir="ltr">
Płakał. Uśmiechnął się jednak lekko.</div>
<div dir="ltr">
Mi też łzy ciekły po policzkach. Uścisnęłam mocniej jego rękę.</div>
<div dir="ltr">
– Nie, Bruce. Nie zapomnę, bo ty nie umierasz, jasne?! Słyszysz mnie?</div>
<div dir="ltr">
Odetchnął lekko. </div>
<div dir="ltr">
Po raz ostatni.</div>
<div dir="ltr">
Nie
zauważyłam nawet, kiedy Stark tu przybył. Zapamiętałam tylko, jak
metalowa ręka zbroi odsuwa mnie od ciała, a potem podnosi je i odlatuje.
Bez słowa. Bez jednego, kurwa, słowa.</div>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
>Nowy rozdział!< wkrótce ;)</div>
</blockquote>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
Okej, sorry, przepraszam, wybaczcie za zakończenie! Przyznaję się, to był mój pomysł i to ja mam krew na rękach. Pewnie odpokutuję za to w piekle. Jednakże na swoją obronę...! Nie mam nic xd No, przynajmniej poświęcił się dla ukochanej, co? Chyba lepiej tak, niż żyć całe życie, wiedząc, że nigdy się nie będzie z kobietą, którą się kocha? Nie wiem, sami oceńcie :)</blockquote>
lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-20831174447609931292017-06-13T19:25:00.002+02:002017-07-19T23:11:00.493+02:00Osiemnaście<div style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
— Popadasz w paranoję — mruknęłam do komórki zaraz po odebraniu połączenia przychodzącego od Chris. Dziewczyna westchnęła niecierpliwie, ale wyczułam, że przyjęła to z ulgą.<br />
— Po prostu chcę sprawdzić, czy wszystko jest ok. Tony odrzuca moje połączenia.<br />
— Chyba też zacznę tak robić.<br />
— Bardzo śmieszne.<br />
Zaśmiałam się serdecznie. Złość spowodowana przez jej nadopiekuńczą naturę minęła. Fochanie się na Christeen nic by nie dało, gdyż dziewczyna i tak znalazłaby jakiś sposób na kontrolowanie mojego stanu. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby nagle Natasha zaczęła nagle “bez powodu” wpadać do mnie z domowym ciastem.<br />
— Wszystko jest w porządku. Za dwie godziny kończę pracę.<br />
— Zrobisz zakupy? — poprosiła Christeen błagalnym tonem. — W lodówce nic nie ma, a ja już jestem głodna. Chyba skoczę po drodzę do McDonalda.<br />
— Jasne. Zaraz po kawie ze Stevem.<br />
— O…<br />
Wywróciłam oczami. To było takie do przewidzenia. Od czasu pamiętnego dnia, gdy uwolniłam Lokiego, między tą dwójką zrodziło się okropne nieporozumienie.<br />
— Zachowujecie się jak dzieci — wygarnęłam. Usłyszałam prychnięcie po drugiej stronie linii.<br />
— Odezwała się ta, co nikogo nie unika.<br />
Mimowolnie zagryzłam dolną wargę na myśl o Lokim. Poczułam jak na moich policzkach pojawia się palący rumieniec.<br />
Nie to, że go zaraz unikałam… po prostu nie biegałam za nim jak pies za swoim ogonem i nie dopraszałam się o pieszczoty. Od tamtego wieczoru na plaży tydzień temu czułam się jakoś dziwnie. I nie, to nie ciąża! Chodzi raczej o to, że… to, co robiłam z nim wtedy… to mnie zmieniło. Loki mnie zmienił; wyzwolił we mnie ciemniejszą stronę. Musiałam się z tym wszystkim oswoić i pogodzić jakoś ze swoją dotychczasową naturą.<br />
— Pozdrowię Steva od ciebie.<br />
— Wypchaj się.<br />
Odetchnęłam z ulgą, gdy Christeen zakończyła połączenie.<br />
Inną sprawą, choć nierozerwalnie związaną z Lokim, była Hel, która co prawda nie dawała żadnego znaku istnienia, ale to tylko potęgowało napięcie wśród Avengers. Zaczęli już układać się z rządem i organizować dodatkowe siły do walki z napastnikiem. Naukowcy pracujący nad bronią uwijają się niczym mrówki, przedstawiając coraz to nowsze, doskonalsze projekty. Żadne z nich jednak nie wystarczały. A ten najważniejszy, najpotężniejszy projekt wymagał czasu i środków na dopracowanie.<br />
W pracy pomagał nawet Loki.<br />
Pod czujnym okiem, oczywiście.<br />
Niestety, trochę zbyt czujnym. Wszyscy kwestionowali i analizowali każde jego słowo i ruch. Nikt chyba prawdziwie nie wierzył, że Hel miała Tesserract, a nawet jeśli, to uważał, że spiskuje ze swoim ojcem, żeby razem zniszczyć Ziemię.<br />
Moje słowo w dyskusji się nie liczyło, jako że — jak mi przekazała Chris — uchodziłam za dziewczynę jakimś dziwnym sposobem zaczarowaną przez Lokaska. No tak, bo przecież nikt normalny nie zakochałby się w takim potwornym, bezdusznym człowieku.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
— Planujesz zamknąć się w bunkrze na miesiąc?<br />
Spojrzałam pytającym wzrokiem na Steva, który towarzyszył mi w zakupach w jednym z supermarketów. Darowaliśmy sobie kawę. Nikt z nas nie miał nastroju, by udawać, że wszystko jest dobrze.<br />
Blondyn zaśmiał się ze swojego żartu, po czym wskazał na produkty znajduąjce się na taśmie sklepowej. Wywróciłam oczami, jednak przyznałam mu rację.<br />
— Od tych wszystkich problemów ani ja, ani Chris nie miałyśmy czasu na zakupy… a coś jeść musimy — wytłumaczyłam po czym spojrzałam na niego uważnie.<br />
Celowo wspomniałam jej imię. Chciałam zobaczyć jego reakcję, a ta wcale mnie nie zdziwiła. Zaciśnięta szczęka, odwrócenie wzroku.<br />
— Co u niej?<br />
Uśmiechnęłam się pod nosem.<br />
— Tęskni — odparłam miękko.<br />
— Podpuszczasz mnie?<br />
— A czy kiedykolwiek to zrobiłam? — uśmiechnęłam się niewinnie.<br />
Nie odpowiedział. Resztę zakupów zrobiliśmy w ciszy. Co chwilę spoglądałam na niego, jednak był tak bardzo skupiony na kasjerce kasującej produkty, że nic nie zauważył.<br />
Westchnęłam ciężko.<br />
A ja uważałam, że to Stark jest najbardziej upartym człowiekiem na świecie.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
— Będę się zbierał — mruknął Steve, gdy weszliśmy do mojego mieszkania i odłożyliśmy siatki na blat kuchenny, który o dziwo był czysty. Brudne naczynia magicznie zniknęły.<br />
— Może kawy? Zrobię popcorn, obejrzymy film?<br />
— Holly…<br />
Kiwnęłam głową, choć przyznam, że nie podobało mi się to.<br />
— Zachowujecie się jak dzieci. Już drugi raz to mówię dzisiejszego dnia.<br />
— Jesteś niesprawiedliwa.<br />
— To moja wina, że się nie dogadujecie, wiem, ale…<br />
— Nie o to mi chodziło — przerwał mi blondyn. Patrzył na mnie, a w jego oczach widziałam ból. — Przecież wiesz, że o nic cię nie oskarżam.<br />
— A powinieneś.<br />
— Przestań. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką.<br />
— To nic nie zmienia. Okłamałam cię — przypomniałam mu to. <br />
Posłał mi smutny uśmiech.<br />
— Miałaś swój powód. Wybaczyłem ci od razu.<br />
— To wybacz też Christeen. Ona mi pomagała.<br />
— To zupełnie inna sprawa…<br />
— Stevie…<br />
— Myślałem, że to ta…<br />
Nic więcej nie musiał mówić. Wiele go kosztowały moje kłamstwa, ale Chris znaczy dla niego więcej niż ja.<br />
— Bo to jest ta jedyna. Musicie po prostu pogadać. Wyjaśnić sobie wszystko<br />
Steve westchnął ciężko. Przejechał dłonią po twarzy. Była dopiero szesnasta, ale był już zmęczony. Nie dziwiło mnie to. Nawet superżołnierz musi kiedyś odpocząć.<br />
— Muszę się z tym przespać — odezwał się, jakby czytając mi w myślach.<br />
— Kolejne siedemdziesiąt lat? — zadrwiłam. Rogers się zaśmiał, po czym przytulił mnie.<br />
Chwilę później zostałam sama w mieszkaniu i zabrałam się za rozpakowywanie siatek. Christeen jeszcze była w pracy i znając ją, zapewne po drodze skoczy na wystawę sztuki, poszukując inspiracji. Nie było sensu czekać z tym na nią.<br />
Właśnie przesypywałam makaron do pojemnika, gdy poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu. Pisnęłam przerażona i zamachnęłam się butelką soku. Czyjeś palce zwinnie mi ją zabrały, nim trafiłam w cokolwiek.<br />
— Hej, spokojnie, to tylko ja. — Usłyszałam przy uchu śmiech. <br />
Odwróciłam się do mojego napastnika. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, poczułam jak zimne wargi dotykają moich. Bez zastanowienia oddałam się pieszczocie.<br />
— Zaczynam się zastanawiać, czy nie wolisz towarzystwa żołnierzyka — zadrwił Loki, przerywając pocałunek.<br />
Potrzebowałam chwili, by złapać oddech, by cokolwiek powiedzieć.<br />
Nadal nie rozumiałam sposobu, jakim w tak krótkim czasie doprowadzał mnie do szaleństwa.<br />
— Zazdrosny? — tyle dałam radę wysapać. Gdy tylko słowa wybrzmiały, zrozumiałam, jak głupi tekst rzuciłam. Typowo midgardzki i infantylny. Ugh, skup się Holly, to nie jest zwązek licealistów!<br />
— Mnie jeszcze nie zaproponowałaś tego całego popcornu.<br />
Loki przyciągnął mnie do siebie bliżej, na co wybuchnęłam nerwowym śmiechem. Cały czas miałam wrażenie, że to tylko moja absurdalna wyobraźnia. W końcu jeszcze kilka tygodni temu Loki był naszym wrogiem, a teraz jakby nigdy nic obściskiwałam się w nim w kuchni…<br />
Absurd.<br />
— Z tego, co zdążyłam zauważyć, wolisz w inny sposób spędzać czas — wytknęłam mu to, niewinnie się uśmiechając. Dłonią przejechałam po jego klatce piersiowej, która zasłonięta była zieloną koszulą (skąd on ją w ogóle wytrzasnął?!).<br />
Stale siebie zaskakiwałam. Nigdy nie pomyślałabym, że to właśnie przy nim nie będę czuć żadnych skrępowań. A pewność siebie pojawiała się zawsze, gdy pojawiał się czarnowłosy, przystojny bóg.<br />
Loki się zaśmiał, po czym, jakby dla potwierdzenia moich słów, złapał mnie za uda i posadził na blacie. Makaron rozsypał się na podłogę. Nie przejęliśmy się tym.<br />
— Spostrzegawcza jesteś — mruknął, po czym znów wpił się w moje wargi.<br />
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2017/07/dziewietnascie.html">Nowy rozdział!</a><</div>
<div>
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq">
Dobra. Jak zobaczyłam, że poprzedni rozdział wstawiony został na Wielkanoc, to trochę mnie przytkało. Oj, dawno nas nie było... a wiadomo, po długiej przerwie ciężko z powrotem spiąć tyłek do robienia czegokolwiek. Dlatego jestem mega pod wrażeniem i uważam, że czapki z głów należą się Lorze, która mimo wszystko sama samiusieńka bez mojej pomocy (pomijając końcowe poprawki) napisała ten rozdział i nawet nie musiałam jej gonić xd<br />
Także mam nadzieję, że rozdział się podobał!<br />
Miłego dnia życzę ;*</blockquote>
lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-18669217811843673912017-04-15T10:05:00.001+02:002017-04-15T10:09:04.485+02:00Siedemnaście<div style="text-align: center;">
<b>Loki Laufeyson</b></div>
<div dir="ltr">
Gigantyczna grota wykuta na
kształt pokoju była czymś w rodzaju bogatej sypialni oświetlanej
błękitnymi pochodniami i świecami. Po prawej stronie bliżej wejścia stał
niewielki stolik ozdobiony jakimś zwierzęciem wyrzeźbionym w kości, jak
mniemam, ludzkiej. Dalej stało wielkie łoże, a na nim leżała… Holly.</div>
<div dir="ltr">
W
pierwszym odruchu już chciałem do niej pobiec, lecz powstrzymałem się.
Wolałem, by Hel nie myślała, że może mnie złamać przez troskę o jakąś
Midgardkę.</div>
<div dir="ltr">
Nie zdążyłem skończyć się napawać swoją
przebiegłością, gdy do pokoju innymi drzwiami weszła młoda dziewczyna o
azjatyckich rysach twarzy. Była naprawdę śliczna, niczym lalka z
porcelany, lecz trudno mi było doszukać się podobieństwa do mnie. Może
co najwyżej w lodowatym wyrazie twarzy i pogardliwym wzroku. Od szyi w
dół zakrywało ją śnieżnobiałe futro kontrastujące z mrokiem tej krainy.</div>
<div dir="ltr">
Wiedziałem,
że była to Hel. Widywałem ją już kilka razy, nigdy jednak nie
rozmawialiśmy. Nie miałem też pojęcia o jej pokrewieństwie.</div>
<div dir="ltr">
− Ojcze − powiedziała z lekkim uśmiechem. − Miło, że wreszcie postanowiłeś mnie odwiedzić.</div>
<div dir="ltr">
−
Hel… − Zastanawiałem się chwilę, co jej odpowiedzieć. Nie chciałem jej
rozwścieczyć, w końcu była moją córką. Choć porwała Holly, ale… koniec
końców ja też od tego zacząłem. − Cieszę się, że wreszcie mogę cię
poznać. Porywanie jakiejś Midgardki nie było konieczne.</div>
<div dir="ltr">
− Wolałam się upewnić, że przyjdziesz.</div>
<div dir="ltr">
− W takim razie możesz ją już uwolnić.</div>
<div dir="ltr">
Uśmiechnęła się.</div>
<div dir="ltr">
− Wszystko w swoim czasie. Może usiądziesz? Służba!</div>
<div dir="ltr">
Zaklaskała
w dłonie i do pomieszczenia weszły dwie kobiety. Postawiły na stoliku
dwie tace z jedzeniem oraz po kielichu wina, a potem wyszły, posłusznie
się ukłoniwszy.</div>
<div dir="ltr">
Tak właściwie byłem całkiem głodny.</div>
<div dir="ltr">
Równo
z moją córką podszedłem do stolika i usiadłem. Zawartość talerza nie
wyglądała podejrzanie, a i płyn w kielichu pachniał winem. Nie wyczułem
zapachu żadnej trucizny.</div>
<div dir="ltr">
− A więc… jak ci się tu żyje? − zadałem najgłupsze pytanie z możliwych.</div>
<div dir="ltr">
Kątem
oka próbowałem wybadać, co się dzieje z Holly. Była przytomna; co jakiś
czas wykonywała konwulsyjny ruch, jakby próbowała odzyskać władzę w
kończynach, ale udawało jej się to tylko przez ułamek sekundy. Musiała
być pod wpływem jakiegoś znieczulenia, lecz niezbyt słabego. Takiego,
które ograniczy jej ruch, ale nie zaćmi ewentualnego bólu.</div>
<div dir="ltr">
Hel roześmiała się.</div>
<div dir="ltr">
−
Jak mi się żyje? W tym ciemnym, zimnym miejscu? − Zamilkła na chwilę,
żeby zaraz dokończyć już w kompletnie innym tonie. − Wbrew pozorom
lepiej, niż tego chcieliście, zsyłając mnie tu na wieczność. Niewiele mi
brakuje.</div>
<div dir="ltr">
Przełknąłem kawałek mięsa.</div>
<div dir="ltr">
− Nie miałem pojęcia o tym, jak cię traktują, Hel − wyznałem. − Twoja matka... </div>
<div dir="ltr">
− Wiem, jedna noc i to wszystko. Nawet nie wiedziałeś, że była w ciąży.</div>
<div dir="ltr">
−
To prawda. Rozumiem, jeżeli jesteś na mnie wściekła. Rozumiem, jeżeli
nienawidzisz mnie z całego serca. Ale zapewniam cię, że gdybym tylko
wiedział, pomógłbym ci. Wydostałbym cię… schronił przed Odynem.</div>
<div dir="ltr">
Nie
byłem pewien, czy mówię prawdę. Być może nic by się nie zmieniło poza
tym, że bym wiedział. Być może nawet pomógłbym ją uwięzić. W końcu mam
gdzieś, jak wielu bękartów zostawiłem samotnie w Midgardzie przez te
setki lat. Ale bogini… bogini to coś więcej niż jakiś człowiek.
Zasługuje na godne życie.</div>
<div dir="ltr">
− Odyn nie jest niczemu winien
− zaprzeczyła Hel. − Robił to, co musiał dla dobra swojego dziecka. Ty
nie zrobiłeś nic. − Westchnęła i wzięła kielich w dłoń. − No ale trudno.
Radujmy się, że teraz wreszcie możemy zacząć od nowa. Poznać się
lepiej. Za odnowione więzy krwi.</div>
<div dir="ltr">
− Za odnowione więzy krwi − powtórzyłem i przyłożyłem puchar do ust, doskonale wiedząc, że będzie tam to samo, co dostała Holly.</div>
<div dir="ltr">
Gdy
tylko wino niemal dosięgnęło moich warg… w jednej sekundzie wyrzuciłem
puchar i przywołałem berło z Tesseractem. Hel skoczyła na równe nogi,
odrzucając poły płaszcza i wyjmując długi, lśniący miecz.</div>
<div dir="ltr">
Bronie spotkały się nad stołem, a my zamarliśmy w oczekiwaniu.</div>
<div dir="ltr">
− To się nie musi tak skończyć − powiedziałem. − Wypuść mnie i Holly, a nic ci się nie stanie.</div>
<div dir="ltr">
− To się musi skończyć dokładnie tak. Będziesz cierpiał, ojcze.
Będziesz cierpiał tak bardzo jak ja cierpiałam przez te lata.</div>
<div dir="ltr">
Uniosła wolną rękę i powoli zacisnęła ją w pięść. Kiedy tylko
skończyła, McCarter wygięła się z przeciągłym jękiem bólu. W tej samej
chwili czyjeś mocne ręce złapały mnie od tyłu za ramiona. Posłałem
promień energii w stronę Hel, ale chybiłem, szarpany za ręce. </div>
<div dir="ltr">
Skumulowałem w sobie energię Tesseractu, a następnie pozwoliłem jej
się uwolnić. Implozja odrzuciła postacie stojące za mną do tyłu i
posłała stolik z jedzeniem na Hel. Całe pomieszczenie się zatrzęsło.
Nawet Holly znalazła się nagle na skraju łóżka, wciąż jęcząc. Pobiegłem w
jej stronę, lecz zatrzymałem się, słysząc bojowy okrzyk Hel za plecami.
W ostatniej chwili sparowałem cios mieczem. Nasze bronie skrzyżowały
się kilka razy, gdy próbowaliśmy sięgnąć swoich ciał lub obronić je
przed ranami. </div>
<div dir="ltr">
Hel, mimo drobnej postury, była
naprawdę silna i dobrze wyszkolona w walce. Byłem pewien, że
wykorzystywała także magię, by się wzmocnić.</div>
<div dir="ltr">
Z
transu walki wyrwał mnie krzyk Holly, która najwyraźniej coraz bardziej
cierpiała, kontrolowana przez magię Hel. Połączyłem się z nią mentalnie,
chcąc wziąć trochę bólu na siebie i to był mój błąd. Nagły, rwący ogień
rozlał się po moim ciele. Kolana ugięły się pode mną, a bogini
wytrąciła berło z moich osłabionych dłoni. </div>
<div dir="ltr">
Zamknąłem połączenie z Holly. </div>
<div dir="ltr">
Musiałem się spieszyć.</div>
<div dir="ltr">
Hel zamachnęła się, jakby chciała skrócić mnie o głowę, a potem
przechyliła miecz, niemal uderzając mnie płazem w skroń. W ostatniej
chwili odchyliłem się w tył.</div>
<div dir="ltr">
Postawiłem wszystko na jedną kartę.</div>
<div dir="ltr">
Rzuciłem się na łóżko stojące już metr ode mnie. Wyciągnąłem rękę.
Chwyciłem kostkę Holly. Ból rozszedł się po mojej skórze w poprzek
pleców…</div>
<div dir="ltr">
A potem wszystko ucichło.</div>
<div dir="ltr">
Opadłem na podłogę wyczerpany, puszczając nogę McCarter.</div>
<div dir="ltr">
− Do kurwy nędzy, co się stało?! − usłyszałem głos Starka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
***</div>
<div dir="ltr">
Sprawozdanie
z wycieczki do Helheimu zdałem Fury’emu, gdy jakaś pielęgniarka
opatrywała moją ranę na plecach. Siedziałem w tym samym pokoju, z
którego wyruszyłem po Holly, a Fury wpadał w furię (hehe), że zostawiłem
Tesseract w rękach Hel. Kiedy tylko kobieta w fartuszku skończyła
robotę, wyszedłem stamtąd za własnym pozwoleniem.</div>
<div dir="ltr">
Chciałem
zobaczyć Holly, którą wynieśli zaraz po tym, jak tu wróciliśmy.
Wiedziałem, że Christeen była przy niej cały czas, ale ona nie mogła jej
pomóc. Ja mogłem.</div>
<div dir="ltr">
Niedługo włóczyłem się po
korytarzach, szukając jej pokoju. Zapukałem do drzwi i wszedłem po
usłyszeniu pozwolenia. Holly siedziała na łóżku, oplatając rękoma nogi i
popijając jakiś napar, a jej przyjaciółka obejmowała ją.</div>
<div dir="ltr">
− Och… Loki… Chris… możesz… no wiesz… zostawić nas na chwilę? − wyjąkała Holly, wyraźnie nie chcąc urazić przyjaciółki.</div>
<div dir="ltr">
− Oczywiście.</div>
<div dir="ltr">
Evans wstała i wyszła, uśmiechając się do mnie lekko.</div>
<div dir="ltr">
Gdy
drzwi się za nią zamknęły, powoli podszedłem do McCarter. Nie wyglądała
najlepiej, ale jakoś mnie to nie dziwiło. Dobrze, że w ogóle władza nad
ciałem już jej wróciła.</div>
<div dir="ltr">
− Ziółka? − zakpiłem. − To ci raczej nie pomoże.</div>
<div dir="ltr">
Holly wzruszyła ramionami.</div>
<div dir="ltr">
− Może jako placebo.</div>
<div dir="ltr">
− Jak się czujesz? − podjąłem po chwili ciszy.</div>
<div dir="ltr">
−
Dobrze? Hel w gruncie rzeczy nie zdążyła mi jeszcze za wiele zrobić…
wolała raczej, żebyś patrzył na to, ja cierpię. Chciała, żebyś ty też
cierpiał.</div>
<div dir="ltr">
Po tych słowach zapadła cisza. Holly wypiła
trochę naparu, wyraźnie unikając mojego wzroku. Gdy wreszcie spojrzała,
zadała pytanie:</div>
<div dir="ltr">
− Miała rację? Ukarałaby cię moim bólem? Zależy ci, Loki?</div>
<div dir="ltr">
Wyprostowała nogi, pochylając się w moim kierunku.</div>
<div dir="ltr">
− Chciałabym to wiedzieć. Czy ten pocałunek na plaży coś dla ciebie znaczył? </div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr">
Cisza się przedłużała, aż zaczęłam żałować, że spytałam. Teraz już jednak nie było odwrotu. </div>
<div dir="ltr">
−
Znam całą twoją przeszłość, Loki. Wiem, co robiłeś. Wszystkie dobre,
złe wybory, ich motywy i cele… ale nie czytam ci w myślach. Proszę,
wystarczy mi jedno słowo.</div>
<div dir="ltr">
Patrzył na mnie, a w jego
oczach szalała prawdziwa burza. W końcu zrezygnowałam z czekania na
odpowiedź. Odstawiłam kubek z westchnieniem.</div>
<div dir="ltr">
− Zależy mi, Holly.</div>
<div dir="ltr">
Zamarłam w połowie ruchu. Serce wywinęło kozła, a dreszcz wystąpił na skórę, gdy podszedł i usiadł obok mnie.</div>
<div dir="ltr">
Wziął
moją twarz w dłonie i zaczął całować moje usta powoli, leciutko…
sekundy zaczęły jakby spowalniać i rozciągać się, wydłużając w minuty.
Każdy jego najdrobniejszy ruch działał na mnie ze zdwojoną siłą.</div>
<div dir="ltr">
Nagle
miękkie prześcieradło pode mną zniknęło, zastąpione przez rozgrzany,
szorstki piach. Nozdrza podrażnił zapach oceanu. Gdy otworzyłam oczy,
ujrzałam to samo wybrzeże, na którym wcześniej się całowaliśmy.</div>
<div dir="ltr">
Uśmiechnęłam się.</div>
<div dir="ltr">
Loki także.</div>
<div dir="ltr">
− Wypadałoby skończyć, co zaczęliśmy − mruknął.</div>
− Zaiste − odparłam, gdy zaczął podciągać moją bluzkę.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYS0Z_4cdOEAAGDBAWduamvYJZscqZU4elpGATAiL0Rt_HuES2Sypd165nO8PrTZa0qWgCHFf6uEyRDhFHRb2neJde4FKZfykXK1QhJ005EkaWztD78_bfKEFs8FmjIOz5tm_1Bk9FTcwK/s1600/thor-ragnarok-14.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="163" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYS0Z_4cdOEAAGDBAWduamvYJZscqZU4elpGATAiL0Rt_HuES2Sypd165nO8PrTZa0qWgCHFf6uEyRDhFHRb2neJde4FKZfykXK1QhJ005EkaWztD78_bfKEFs8FmjIOz5tm_1Bk9FTcwK/s400/thor-ragnarok-14.jpg" width="400" /></a></div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
>Nowy rozdział!< 30 kwietnia <span style="font-size: x-small;">o ile dobrze pójdzie</span></div>
</blockquote>
<div style="text-align: center;">
<blockquote class="tr_bq">
No, to dzisiaj rozdział pod znakiem Lokaska :P Raczej nieplanowany, ale Lora ma trochę roboty w związku z maturą, a nie chciałam znowu zaprzepaszczać terminu... więc napisałam to, co kocham najbardziej − wątek romansu Lolly (trochę jak Sherlolly xd ale nie. Nie shipuję Sherlolly) :)<br />
Poza tym, OMG, nowy trailer Thora przyprawił mnie o istny nerdgazm w
momencie, kiedy pojawił się Loki <3 Nie miałam nawet pojęcia, że tak
się za nim stęskniłam, dopóki go nie zobaczyłam. Moja dusza fangirl
krzyczy i piszczy ;-;<br />
I na koniec <b>ogromne</b> dzięki i milion całusów dla autorek komentarzy pod szesnastką <3333<br />
Pozdrawiam i życzę miłych świąt! <br />
(Powodzenia dla tych, co tak samo jak ja są na diecie i będą musieli zrezygnować z połowy dań xd)</blockquote>
</div>
lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-38045781277432808822017-04-06T19:15:00.000+02:002017-04-15T10:06:31.662+02:00Szesnaście<div data-p-id="0edfe778149eb0abb21a774961280ba2" style="text-align: center;">
<b>Steven Rogers</b></div>
<div data-p-id="d3d7d539fc3e25425d4a86440bed3c42">
Cały zespół znajdował
się w głównej sali. Przeleciałem wzrokiem po każdej osobie, próbując
ocenić sytuację, jaka panowała w tej chwili. Nie było kolorowo, ale
niczego innego się nie spodziewałem. </div>
<div data-p-id="e24f214b163e1d1612e955b71722e8eb">
Z westchnieniem
odchyliłem się na kręconym fotelu. Czarna Wdowa ze znudzeniem oglądała
swoje czerwone paznokcie, Hawkeye bawił się długopisem, doktor Banner
przeglądał jakieś kartki, Thor bez wyrazu wpatrywał się w okno, a Loki,
którego chcąc nie chcąc musieliśmy tymczasowo zwolnić z aresztu, żeby
nie zwiał z Tesseractem, podpierał się o ścianę i tak jak ja badał
każdego z osobna ze znudzeniem. Moim oczom nie umknął fakt, że uśmiechał
się kpiąco. Zapewne czuł, że w tej chwili jest na wygranej pozycji,
gdyż był jedną z niewielkiej garstki osób, która wiedziała wszystko o
całej sytuacji ze Starkiem.</div>
<div data-p-id="f62666c6aa2d907e99272278f5dcc873">
Oczywiście, oprócz niego
był jeszcze Alaric, który po sprowadzeniu prawdziwego Tony’ego z
powrotem na naszą Ziemię wrócił do siebie pod ochroną żołnierzy.
Wiedział również Thor, jednak on znał tylko czubek góry lodowej, oraz
Christeen, która w tej chwili siedziała skulona przy stole cała w
nerwach.</div>
<div data-p-id="9f57a59be2f0f3411d71c25f873b0fa5">
Poczułem nieprzyjemne
ukłucie gdy dziewczyna, w tym samym czasie gdy się jej przyglądałem,
spojrzała na mnie. Przez ułamek sekundy patrzyliśmy sobie w oczy.
Widziałem w nich smutek. W moich pewnie widziała jedynie zawód.</div>
<div data-p-id="59f04c5ea12f78ee4e826157de08cf31">
W końcu myślałem, że
znalazłem tę dziewczynę, która zawsze będzie ze mną szczera. A nie
powiedziała mi o tym, co potrafi Holly, moja przyjaciółka. Przez tą
tajemnicę zrobił się niezły bałagan. Pewnie nie mogłem jej winić −
McCarter była jej przyjaciółką od lat − jednak jakimś cudem… i tak mnie
zawiodła.</div>
<div data-p-id="d3c058b873799127f1c6a243679d9e72">
W pewnym momencie
szklane drzwi się rozsunęły, a w nich pojawili się Fury, który nie mógł
pozwolić, żebyśmy sami decydowali o tak ważnych sprawach, oraz Stark.
Wyglądał już o niebo lepiej. Nadal był blady, ale dzięki whisky, którą
trzymał w dłoni, jego policzki przybrały różowy odcień. Pokręciłem głową
z rezygnacją.</div>
<div data-p-id="e6dbd369128aced69aa372c2ae146dd3">
Najwyraźniej nawet śmierć nie rozdzieli go od alkoholu.</div>
<div data-p-id="a7977d0e82ac30bbb1094f32a45cf36d">
− Ugh, on tu nadal jest − bardziej stwierdził niż spytał Tony, widząc Lokiego, który odwzajemnił drwiący uśmiech.</div>
<div data-p-id="bd3334ec7fecab845b10cfeeaf1ee6f6">
− Sam się tu prosił, ratując ci tyłek.</div>
<div data-p-id="1e37b4562b78cf1eefbb146dadc58bd1">
Loki nie zaszczycił Natashy nawet spojrzeniem.</div>
<div data-p-id="85577d42166a66c2c21f7ddec4ba9814">
− Miałem wszystko pod
kontrolą − mruknął miliarder, upijając potężny łyk, po czym usiadł na
wolnym fotelu, który znajdował się obok Christeen.</div>
<div data-p-id="4facc1806c73473bf7a7750eccb6ca2a">
− Gdyby nie Holly, już dawno byś nie żył − rzuciła.</div>
<div data-p-id="5e140e8c52992f84b54d0ef6032152f6">
− Tak, tak. Wynagrodzę jej to… − przerwał brunetce, machając niedbale ręką.</div>
<div data-p-id="310103675f69ab5eeaa718a411d95d36">
− Nawet nie wiesz, do czego musiała się poświęcić! Rok na Hawajach nie starczy, byś jej to wynagrodził.</div>
<div data-p-id="33487aa638480cbc4178ef29f21bbcc2">
Tony wywrócił oczami. Natomiast nie umknęło mojej uwadze, jak Loki niespokojnie się poruszył.</div>
<div data-p-id="36005cce52d83d8fc6f044c7e1601a11">
− Nikt do niczego jej nie zmuszał…</div>
<div data-p-id="f0b275d4f6312f3f293fb2507d52c5de">
− Ty… ty…</div>
<div data-p-id="2281dc20fea1680031f4fb817b4b9272">
− Wystarczy. Nie mamy na
to czasu − warknął Fury, łypiąc groźnie swoim zdrowym okiem na kłócącą
się dwójkę. Drugie z nich jak zawsze znajdowało się pod czarną opaską.−
Jaka jest obecnie sytuacja, Rogers? Na czym stoimy? − zwrócił się do
mnie mężczyzna. Zmarszczyłem brwi i oderwałem się od oparcia fotela.</div>
<div data-p-id="9ed38b3043626e75ca7e5521619dd7c5">
− Jak na razie nie wiemy
za wiele. Holly posiada moce, o których nam nie powiedziała. Stark, jak
widać, jest bezpieczny i zdążył się ogarnąć. Jedyne, co wiemy, to to,
że córka Lokiego chce go zabić i zniszczyć przy okazji Ziemię…</div>
<div data-p-id="e9436937a217033868a71ece1f726920">
− Powtórka z rozrywki − mruknął Clint. Kiwnąłem głową i spojrzałem na bożka.</div>
<div data-p-id="b1137877cb2ebe05c4f992c9ed027fc2">
− Nie wiemy, jaką
dziewczyna ma armię. Wiemy jedynie o sobowtórze Starka, który podszywał
się pod niego, by wydobyć o nas informacje…</div>
<div data-p-id="e4af0df2ebabcb9ca5acf528b1cb89c1">
− Nie zdziwię się, jak
wszystkie informacje o broni przekazywał Hel − odezwał się doktor
Banner.− Miał w tym duży udział i naprawdę zależało mu, by skończyć to
jak najszybciej. Wie praktycznie o każdym prototypie… zna słabe i mocne
punkty, będzie mógł ostrzec boginię.</div>
<div data-p-id="3f1df35edbd2add761999e8ee31d4b6e">
Fury westchnął głęboko.</div>
<div data-p-id="d381874f432d6e7ffa772cc3dbd28c47">
− Ciekawe, czy
odziedziczyła po tobie jedynie chęć mordu i zawładnięcia na światem… −
zakpił Tony, na co cała reszta spojrzała na Lokiego, który przez cały
czas o dziwo siedział cicho. Bożek, widząc nasze spojrzenia, podniósł
ręce do góry w geście obronnym, po czym wzruszył ramionami.</div>
<div data-p-id="449a13eae724e017543c6d4536942ca4">
− Tydzień temu dowiedziałem się o jej istnieniu…</div>
<div data-p-id="c6404117d4cd42ea4098e08558c646dd">
− Powiedziała ci o tym Holly, prawda? − odezwał się doktor Banner. Loki niechętnie zgodził się z nim.</div>
<div data-p-id="b9f0b9378f95db6e0d40b9119db4b974">
− To wtedy dowiedziałeś
się o jej mocy? − Wpatrywałem się uważnie w Laufeysona, śledząc każdy
jego ruch oraz mimikę. On, jakby czekając na to pytanie, uśmiechnął się
szeroko, a w jego zielonych oczach zobaczyłem niebezpieczny blask.</div>
<div data-p-id="c20f7dc4d8700ef4d3e5fb53cc8322cc">
− O jej mocy wiedziałem jeszcze długo, zanim porwali Starka.</div>
<div data-p-id="fd4db006ea156ad20d1896b520b123ab">
− Jak? − spytał Fury. Loki westchnął teatralnie.</div>
<div data-p-id="8657f4d4c5e81e5043762d67e7586453">
− Potrafię o wiele
więcej, niż możesz sobie wyobrazić. Wasze ludzkie umysły są tak słabe,
że bez przeszkód dowiedziałem się tego, czego miałem się dowiedzieć. Moc
Holly mi to tylko ułatwiła.</div>
<div data-p-id="94fb3ca6e0c11c5836bd28d73c59da55">
− Ale to tobie zaufała i powiedziała wszystko… − szepnęła smutno Christeen.</div>
<div data-p-id="ee54b9060587cf18da1602e3118d343f">
− A to już zasługa mojej bezsprzecznej charyzmy.</div>
<div data-p-id="d6a6abb01eb889d1ca818e0ab5ef669e">
W sali zapanowała cisza.
Myślałem o Holly, zapewne tak samo jak większość. W tej chwili
zastanawiałem się, czy w ogóle ją znałem. Czy była tym, za kogo się
podawała. I dlaczego zaufała właśnie Lokiemu?</div>
<div data-p-id="7c68b069eb431efe9054c16b3d83e296">
− Właściwie to gdzie jest Holly? Nie powinna być tu z nami i nam wszystko wytłumaczyć? − ciszę przerwał Thor. </div>
<div data-p-id="1f7f562831660db4981f192c5b8788c8">
− Powinna być w domu. Odpoczywać po ciężkim dniu. Lepiej jej nie przeszkadzać − wyjaśnił Loki.</div>
<div data-p-id="f950c57e4cd11d6fabfefa8d6be6b850">
Chris jakby ocknęła się z
jakiegoś transu i szybko sięgnęła po torebkę w kwiatki, która leżała na
podłodze. Wszyscy wpatrywali się w nią zdziwieni. Po chwili w jej dłoni
znalazł się telefon. </div>
<div data-p-id="9c8e4ecbd0b055839cf7ff130ece3c84">
− Sprawdzę chociaż, jak
się czuje… jeśli zemdlała albo coś… lepiej wiedzieć − powiedziała z
troską. Ukradkiem spojrzała na mnie, po czym szybkim ruchem zaczęła
stukać po klawiaturze.</div>
<div data-p-id="26a2185520eeb3e938fdce74946cedee">
Połączyła się raz.</div>
<div data-p-id="1c6ae059f7cc2c590ce52eb9fa2e86f6">
Potem drugi.</div>
<div data-p-id="5f37de7664031d336e2c48416abe0a93">
Za trzecim razem zaczęła przeklinać i obgryzać paznokcie.</div>
<div data-p-id="28523a55dd1bcfa5e6cf141744a0d64b">
− Musiała zgubić telefon. Albo go wyciszyła − zastanowiła się Natasha. Christeen gwałtownie pokręciła głową. </div>
<div data-p-id="3b303c07f0a8a8ceefbae4dbc5f2debc">
Chris wyraźnie nie wiedziała, co w tej sytuacji zrobić.</div>
<div data-p-id="62a7027d35cc296e0d8e83fa8e76678f">
− Może pojadę do waszego
mieszkania i sprawdzę, czy wszystko jest w porządku − zaproponowałem.
Dziewczyna spojrzała na mnie z wdzięcznością.</div>
<div data-p-id="91a2e60997324452e7a7bd83fe2be5c3">
Podniosłem się z siedzenia, lecz w tym samym czasie Loki się wyprostował:</div>
<div data-p-id="69fe41f50e9d2e25126c1a8417bbe128">
− Ja pójdę.</div>
<div data-p-id="4076b283c82be4ea1eb67dc348e4a26f">
Po sali rozbrzmiał dziwny dźwięk i już go nie było.</div>
<div data-p-id="ce6b11536d78fbdaf03f2adc9ba5177b">
− Nie podoba mi się jego zainteresowanie Holly − stwierdził Fury. − Czy nadal możemy namierzać jego położenie?</div>
<div data-p-id="6669623e7dd6d56c4f6ac0dd327b824a">
− Przykro mi, ale czip przestał działać po kradzieży Tesseractu.</div>
<div data-p-id="b34e8ffc08c4a9aa117d226987d389d3" style="text-align: center;">
<b>Loki Laufeyson</b></div>
<div data-p-id="2a6979a58daa6afbec1b06b7cbc2e259">
Pierwszy raz miałem
okazję przyjrzeć się dokładniej mieszkaniu Holly. Musiałem przyznać, że
było na swój sposób urocze i przytulne. Przyzwyczajony byłem do
ogromnych pomieszczeń, zdobionych złotem i urzekających przepychem. Mimo
to nie zniesmaczył mnie bałagan, który panował tutaj. Najwyraźniej
Holly nie należała do osób, która utrzymywała porządki, ale to nawet do
niej pasowało. Na podłodze walały się ubrania, na stoliku w salonie
leżały brudne naczynia, na kanapie wygnieciony koc. W tym mieszkaniu nie
było niczego nadzwyczajnego.</div>
<div data-p-id="7cd1a79eb65798b19a43fdeeece732f6">
− Holly? − odezwałem się raczej cicho, jednak nikt mi nie odpowiedział.</div>
<div data-p-id="46eda5dcc8ef605a8dbeff9c0ed98c7f">
Ruszyłem w stronę
najbliższych drzwi, które były uchylone. Przez szparę widziałem błękitne
ściany i kawałek łóżka. Tak jak w salonie, panował tu bałagan, więc
domyśliłem się, że to sypialnia McCarter. Na łóżku leżał włączony
laptop. Usiadłem, wziąłem go na kolana i przejrzałem. Nic nie znalazłem.</div>
<div data-p-id="a2cb81d22da0fb1de56ae9fd25c03e8b">
Obszedłem resztę pokoi,
lecz nic dziwnego nie przykuło mojej uwagi. Może poza przerażającą
ilością portretów Steve’a walających się po pokoju Christeen.</div>
<div data-p-id="0e968e65f3e01316d022d611c9e91f95">
Połączyłem się więc z Holly mentalnie i natychmiast zalała mnie fala ciepła, gdy poczułem, że jest cała i zdrowa.</div>
<div data-p-id="475b5058be33a58fd997b410c64da3d4">
“Holly? Gdzie jesteś? Wszystko w porządku?”</div>
<div data-p-id="a2e958c1f950a7598a5f535db3d3235d">
Czułem jej strach i
zagubienie, jej samotność, wyczerpanie. Jej świadomość była słaba, jakby
niewyraźna. Wiedziałem już, że była w Helheimie.</div>
<div data-p-id="720f3d0a625c95513549d3e1d354df03">
Nagle rozległ się za mną głos Starka.</div>
<div data-p-id="a0e4f061106a33ad9b50b1ac1d5722e6">
− Tak szybko uciekłeś z imprezy. Nawet nie zdążyła się rozkręcić. Jesteś pewien, że nie chcesz wrócić jeszcze na moment?</div>
<div data-p-id="9b8809c1fb116bf71db75b9cbbf8fb0c">
Odwróciłem się powoli i zmierzyłem tego nieprawdziwego Tony’ego wzrokiem. Przywołałem włócznię, gotów do walki.</div>
<div data-p-id="2b620fc6cebcdd6131611055b7933042">
− A chcesz stracić ten parszywy łeb? Nie mam nastroju na gierki.</div>
<div data-p-id="29cba3c5d6f4e7403668d62ffbdb3cd6">
− Nieładnie tak zostawiać swoją partnerkę samą na imprezie. Jakiś inny mężczyzna mógłby się zacząć do niej dobierać.</div>
<div data-p-id="6230613dafab72369c7bbfd31e747efa">
Zalała mnie gwałtowna i
nieoczekiwana fala gniewu, gdy pomyślałem o tym, że ktoś mógłby
skrzywdzić Holly. Poczułem też furię na to, że McCarter nie potrafiła
zadbać sama o siebie nawet przez godzinę. Choć przecież to nie jej wina.
Jej moc była niczym, nie dawała jej praktycznie żadnej przewagi, jeśli
jej nie używała. A nie używała.</div>
<div data-p-id="0707b1b8e56ca917c2e15f180e852989">
Naprawdę chciałbym już,
żeby była bezpieczna, najlepiej pod kołdrą, obok mnie. Żebym już nie
musiał myśleć o jej bezpieczeństwie. Żebym nie musiał myśleć o swoim
bezpieczeństwie.</div>
<div data-p-id="cd8b28e07a78dc8f646657d67da51171">
− Czego chcesz? Miejmy to za sobą.</div>
<div data-p-id="121549dfcffcb4bc4ae764bc650724c0">
Stark wzruszył ramionami z uśmieszkiem. Był gładko ogolony, przez co widoczne były delikatne zmarszczki na jego twarzy.</div>
<div data-p-id="3d560fbd920abcc1a75bc9fe8f8d1c77">
− Ja nie chcę niczego. To twoja córka, Hel, chce się z tobą widzieć.</div>
<div data-p-id="50dddeeaf33551ccec8b06134ad2ec7c">
− Doskonale. Więc daruj sobie groźby i mnie do niej zabierz.</div>
<div data-p-id="3c130d3c0fbbd7d143571c192d9fbe83">
− Z chęcią.</div>
<div data-p-id="cd073e1afef90e41b5fff9fd0f51a693">
Złapał mnie za ramię mocno i kilka chwil później znów byliśmy w Helheimie.</div>
<div data-p-id="dbf006161583b91f88e5b77b92db124c">
Kurwa.<br />
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2017/04/siedemnascie.html">Następny rozdział!</a>< </div>
</blockquote>
</div>
<br />Lorahttp://www.blogger.com/profile/15629766120177068468noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-15546742199669246342017-03-19T20:39:00.004+01:002017-04-15T10:07:44.073+02:00Piętnaście<div style="text-align: center;">
<b>Loki Laufeyson</b></div>
<div dir="ltr">
Bestia, nie zwracając na mnie
najmniejszej uwagi, podchodziła coraz bliżej do Holly, szykując się do
skoku. Z daleka widziałem strach błyszczący w oczach dziewczyny, gdy
patrzyła prosto w obnażone kły gigantycznego wilka. Nawet mnie przeszedł
dreszcz niepokoju. Oto stanąłem twarzą w twarz z potworem, którego sam
przed wiekami powołałem do życia.</div>
<div dir="ltr">
Nie czekałem ani chwili.</div>
<div dir="ltr">
Chwyciłem berło mocniej w ręce i posłałem w zwierzę promień energii
skumulowanej w błękitną smugę, akurat gdy odrywało się od ziemi. Z
impetem odleciało kilka metrów dalej i uderzyło w tę samą ścianę, która
zagradzała Holly drogę ucieczki.</div>
<div dir="ltr">
− Holly, kurwa, uciekaj! − wydarłem się, biegnąc w jej stronę.</div>
<div dir="ltr">
Dopiero mój głos wyrwał ją z całkowitego szoku i − najpierw powoli
odsunęła się od skalistej ściany − a potem dopiero ruszyła w moim
kierunku, potykając się o nierówny teren.</div>
<div dir="ltr">
Fenrir
pozbierał się już z ziemi i w kilku susach znalazł się przy nas. Mijając
Holly, jedną ręką pchnąłem ją do tyłu, a drugą zamachnąłem się berłem,
wślizgując się pod czarne, włochate ciało bestii. Ostrze nie dosięgnęło
serca, lecz wbiło się gdzieś w okolicy żołądka, lecz to wystarczyło.
Zwierzę siłą rozpędu przeskoczyło nade mną, a berło stworzyło długą
wyrwę w jego brzuchu, z której wysypała się część wnętrzności. Ciało
plasnęło zaraz przed Holly, która potknęła się upadła.</div>
<div dir="ltr">
Zwierzę zawyło przeraźliwie, że dziewczyna aż się skuliła.</div>
<div dir="ltr">
Nie było czasu. </div>
<div dir="ltr">
Rana bestii natychmiast zaczęła się zrastać.</div>
<div dir="ltr">
Wiedziałem, co robić. </div>
<div dir="ltr">
Podbiegłem do głowy bestii i prosto w jej ogromne, przekrwione oko
wbiłem berło. Jednocześnie na jego czubku skumulowałem energię. W jednej
chwili, nim Fenrir machnął łapą czy kłapnął zębami, jego czaszka
rozprysnęła się na miliardy kawałeczków. Mózg i odłamki kości
rozproszyły się wszędzie w promieniu kilkunastu metrów. Odesłałem broń i
starłem krwawe szczątki z twarzy.</div>
<div dir="ltr">
No, to zyskaliśmy parę minut.</div>
<div dir="ltr">
Kiedy zaczerpnąłem oddechu, mogłem zająć się Holly. Podszedłem do niej i złapałem za ramię.</div>
<div dir="ltr">
− Musimy uciekać. Fenrir sam się leczy. Nie mamy wiele czasu. No dalej, kochana, wstawaj.</div>
<div dir="ltr">
Ze stęknięciem podniosłem ją do pionu, a ona z nieodgadnionym
wyrazem twarzy popatrzyła na mnie. Słyszałem szaleńcze bicie jej serca.
Gdy jej wzrok zsunął się na poturbowane ciało wilka oraz leżące wszędzie
zakrwawione wnętrzności, zacisnęła powieki. A potem odwróciła się i
zwymiotowała.</div>
<div dir="ltr">
Spodziewałem się takiej reakcji.</div>
<div dir="ltr">
Pozwoliłem jej w spokoju zwrócić treść żołądka, jednak kątem oka z
niepokojem obserwowałem, jak głowa Fenrira powoli wraca do poprzedniej
formy. Rana na brzuchu całkowicie się już zagoiła i w tej chwili
zarastała czarnym jak smoła futrem.</div>
<div dir="ltr">
− Wygląda na to, że nie musimy się już martwić o teleportację. Gotowa? − zapytałem, gdy McCarter już się wyprostowała.</div>
<div dir="ltr">
Nie zdążyła mi odpowiedzieć, gdy nagle coś śmignęło, rozległ się huk, a obok Fenrira jakby zmaterializował się Thor.</div>
<div dir="ltr">
Holly znów się skuliła. Zakląłem. Tylko tego tu brakowało. </div>
<div dir="ltr">
− Holly? − Pierwszym, na co zwrócił uwagę mój brat, była oczywiście ta Midgardka. </div>
<div dir="ltr">
− Co tu robisz? − spytałem, mierząc go pogardliwym spojrzeniem.</div>
<div dir="ltr">
Nie podobało mi się, że tutaj był.</div>
<div dir="ltr">
Holly wreszcie ochłonęła i odwróciła się w stronę boga, unikając patrzenia na truchło Fenrira.</div>
<div dir="ltr">
− Nikt nie przybył ze mną, jeśli o to pytasz − odparł Thor. − Jestem tu dla mojej przyjaciółki. Oraz dla Starka.</div>
<div dir="ltr">
− Była ze mną bezpieczna − wycedziłem.</div>
<div dir="ltr">
− Byłam.</div>
<div dir="ltr">
Blondyn spojrzał po nas dwojgu nieufnie. Zbliżył się, ściskając w
ręku swój młot i omijając kałużę wymiocin. Nie zwrócił nawet uwagi na
to, że stąpał po resztkach mózgu gigantycznego wilka. W ogóle wydawał
się niewzruszony okrutnym widokiem.</div>
<div dir="ltr">
− Nic ci nie
jest, Holly? Coś ci zrobił? − Przyjrzał się jej uważnie. Ja także
zawiesiłem na niej wzrok. Oprócz tego, że brudziła ją krew Fenrira, nie
miała żadnych poważnych ran.</div>
<div dir="ltr">
Powiedziała prawdę:</div>
<div dir="ltr">
− Wszystko w porządku. </div>
<div dir="ltr">
− Nie powinno cię tu być.</div>
<div dir="ltr">
Przynajmniej w tym się z nim zgadzałem.</div>
<div dir="ltr">
Nie powinna patrzeć, jak zabijam Thora, gdy już zajdzie takowa potrzeba. </div>
<div dir="ltr">
− Zabiorę cię na ziemię − kontynuował Thor. − Resztę załatwię już sam z Lokim.</div>
<div dir="ltr">
Spodziewałem
się gorących protestów z jej strony, ale najwyraźniej walka z Fenrirem
była dla niej wystarczająco dobrym powodem, by odpuścić. Nawet jej się
nie dziwiłem. Była zwykłą Midgardką, nieprzyzwyczajoną do przemocy i
zła. </div>
<div dir="ltr">
− Ja ją wezmę. Będzie szybciej. Nie ruszaj się stąd.</div>
<div dir="ltr">
Chwyciłem
Holly za łokieć i natychmiast teleportowałem ją do jej mieszkania. Gdy
tylko wpadliśmy w ciepłe powietrze salonu, dziewczyna wyrwała mi się i
odbiegła. Zwymiotowała do zlewu.</div>
<div dir="ltr">
To zdecydowanie nie był jej najlepszy dzień.</div>
<div dir="ltr">
− No, to do zobaczenia za niedługo. Stark wróci tu… może cały i zdrowy. Obiecuję.</div>
<div dir="ltr">
Przeniosłem się z powrotem do Helheimu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr">
Nie za długo dane mi było nacieszyć się spokojem oraz ciepłem mieszkania.</div>
<div dir="ltr">
Gdy tylko Loki zniknął, a ja poczułam się na siłach, by puścić
kuchenny blat, owinęłam się w pierwszy lepszy koc i nastawiłam herbatę.
Wyciągnęłam ręce nad ciepłą parę czajnika, napawając się przyjemnym
uczuciem. </div>
<div dir="ltr">
Wiedziałam, że byłam padnięta, ale dopiero
tutaj dotarło do mnie, jak bardzo. Helheim oddziaływał na mnie w
zaskakująco negatywny sposób. Miałam tylko nadzieję, że Loki nie miał
tego samego odczucia. Choć nie wyglądał, jakby miał. Był tak samo blady i
zimny jak zawsze… może pomijając tę chwilę nad oceanem. Wtedy − jak
absurdalnie by to nie zabrzmiało − jego skóra zrobiła się jakby
cieplejsza, kątem oka zauważyłam nawet delikatne rumieńce na jego
twarzy.</div>
<div dir="ltr">
W tym samym momencie, gdy czajnik pstryknął, ktoś zapukał do drzwi. Zalałam herbatę i otworzyłam… mojemu szefowi.</div>
<div dir="ltr">
Nie
zdążyłam jakkolwiek zareagować, bo natychmiast złapał mnie za ramię.
Odskoczyłam, a mój żołądek wywinął kozła, gdy teleportowaliśmy się z
powrotem do Helheimu.</div>
<div dir="ltr">
Upadłam prosto pod stopy postaci
odzianej w długie, jedwabiste, białe futro. Uniosłam wzrok na buzię
jakby z porcelany − gładką, delikatną, lekko dziecięcą, choć kobieta
miała już przynajmniej kilkaset lat.</div>
<div dir="ltr">
Hel miała ten sam znudzony wyraz twarzy, co jej ojciec.</div>
<div dir="ltr">
Ojciec. Dziwnie było tak pomyśleć o Lokim.</div>
<div dir="ltr">
Jednym
szarpnięciem sobowtór Starka postawił mnie na nogi. Hel omiotła mnie
groźnym spojrzeniem, a ja zaczęłam się zastanawiać, skąd się wzięły te
jej lekko azjatyckie rysy. Przecież nordyccy bogowie nie mieli wśród
swoich żadnych azjatów… prawda?</div>
<div dir="ltr">
− Holly McCarter, jak prosiłaś − oznajmił mężczyzna, puszczając moje ramię.</div>
<div dir="ltr">
Bogini uśmiechnęła się do mnie.</div>
<div dir="ltr">
− Rozgość się. Loki powinien się tu wkrótce zjawić…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Thor Odinson</b></div>
<div dir="ltr">
Rachubę
czasu straciłem już dawno temu. Jedyny dźwięk w tym smutnym otoczeniu −
nasze kroki − zmieniły się w dziwny, przytłumiony, groteskowo brzmiący
dźwięk łamanych kości. Cisza panująca między mną i moim bratem jeszcze
bardziej dłużyła mi czas.</div>
<div dir="ltr">
Szczerze mówiąc, powietrze
między nami było tak gęste, że można by było stłuc je Mjolnirem,
upakować do formy i upiec trujące ciasto. Nie dziwiło mnie to. Nasze
relacje od dawna były napięte, a teraz jeszcze w jakiś sposób czułem, że
to Loki jest winny całej tej sytuacji. Na zebraniu, które zorganizowano
po jego ucieczce, niemal jednogłośnie stwierdzono, że to mój brat
otumanił Holly i porwał ją, żeby znów kupić za nią swoją wolność. Może
tylko Steve siedział wtedy przybity i zmęczony, nie odzywając się.
Wiedział coś. Spytałem go o to. I dowiedziałem się, że to Holly chciała
zostać bohaterką i jakimś sposobem wymusiła na Lokim pomoc. Tylko
dlaczego nie przyszła do nas? Byliśmy jej przyjaciółmi. Coś mi się w tym
nie zgadzało. Poszedłem do Christeen, która nie zdążyła wtedy jeszcze
wrócić do Nowego Jorku. I jak się okazało, moja kochana McCarter miała
moc widzenia różnych rzeczy. Widziała, jak porwano Starka i podmieniono
go na jakiegoś mężczyznę. Niestety, Chris nie wiedziała wiele więcej.</div>
<div dir="ltr">
Miałem
nadzieję, że gdy tylko uwolnię Starka, porozmawiam z nią na spokojnie
na ten temat. Bądź co bądź, jej moc może okazać się przydatna dla naszej
załogi.</div>
<div dir="ltr">
Nie rozumiałem, dlaczego ukrywała ten dar przez cały czas?</div>
<div dir="ltr">
I dlaczego o jej mocy wiedział Loki, który nie cieszy się najlepszym zaufaniem?</div>
<div dir="ltr">
W
pewnym momencie moim oczom ukazała wnęka w skale, z której docierało
błękitne światło. Tam musiał znajdować się Tony. Loki przystanął.
Spojrzał na mnie pierwszy raz, odkąd razem ruszyliśmy w drogę, a ja
zauważyłem w jego oczach dobrze mi znane iskierki. Brakowało mu walki.
Nie mógł się już doczekać.</div>
<div dir="ltr">
Po kilku minutach wpatrywania się w otwór jaskini, nagle zabrał głos:</div>
<div dir="ltr">
−
Zrobimy tak. Szukamy celi Starka. Na pewno będzie w podziemiach i
dobrze pilnowana, dlatego musimy się spieszyć. Żadnych jeńców. Nie mogą
zdążyć wezwać posiłków. Wchodzimy cicho i niezauważalnie. Daruj sobie
pioruny i wielkie show, jeśli cenisz życie swojego przyjaciela. Jeśli
Hel nie zjawi się, to chwytamy Starka, wybiegamy z jaskini i
teleportujemy na Midgard...</div>
<div dir="ltr">
− A jeśli Hel będzie? −
spytałem, patrząc uważnie na Lokiego. W końcu to jego córka. Miałem
nadzieję, że nie okaże się potworem i nie zabije swojego własnego
dziecka.</div>
<div dir="ltr">
− Wtedy ty bierzesz Starka, a ja zajmę się rodzinnymi sprawami.</div>
<div dir="ltr">
Nie miałem pojęcia, co przez to rozumiał.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
***</div>
<div dir="ltr">
−
To przerażające, że na nikogo się jeszcze nie napotkaliśmy. Nie licząc
tych wojowników przy wejściu − mruknąłem. Loki nic się jednak nie
odezwał i dalej szedł korytarzem jaskini, cicho stawiając kroki.
Panowała doskonała ciemność, której nie mogliśmy zagłuszyć żadnym
światłem, żeby nikt nas nie zauważył. </div>
<div dir="ltr">
Miałem dosyć tej
groty i tego świata. Chciałem jak najszybciej znaleźć się na Midgardzie,
przy ukochanej Jane i reszcie moich przyjaciół z towarzystwem zdrowego i
bezpiecznego Tony’ego. Czułem, jak ta kraina wysysa ze mnie energię
oraz wszelką chęć do życia. Jakimś cudem Loki nic się nie zmienił.</div>
<div dir="ltr">
Może po prostu nigdy nie miał chęci do życia.</div>
<div dir="ltr">
Nagle jednak zatrzymał się w pół kroku, a ja omal na niego nie wpadłem.</div>
<div dir="ltr">
− Jesteśmy na miejscu.</div>
<div dir="ltr">
Przywołał berło z Tesseractem, a w jej błękitnym blasku pojawił się leżący za kratami Stark. Całkowicie blady i nieruchomy.</div>
<div dir="ltr">
− Czy on…</div>
<div dir="ltr">
Podszedłem bliżej i złapałem za lodowate pręty.</div>
<div dir="ltr">
Nagle
Stark otworzył oczy i uśmiechnął się niemal niezauważalnie. Gdy jego
wzrok przeniósł się na Lokiego, wymruczał ostatkami sił:</div>
<div dir="ltr">
− O, Jelonek! Dostałem halucynacji czy naprawdę zgubiłeś drogę do Zaczarowanego Lasu?</div>
<div dir="ltr">
Zaśmiałem się szczerze. Jak dobrze było widzieć go żywego.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2017/04/szesnascie_6.html">Następny rozdział</a><</div>
</blockquote>
<div style="text-align: center;">
Ufff... te dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił, naprawdę. Kiedy Lora wczoraj napisała do mnie, czy skończyłam poprawiać rozdział, byłam pewna, że termin jest dopiero na za tydzień. Nie, był na dzisiaj xd No cóż. Na szczęście się wyrobiłam. </div>
<div style="text-align: center;">
Mam nadzieję, że miło się czytało, bo ten rozdział był wyjątkowo problematyczny w pisaniu :)</div>
<div style="text-align: center;">
Pozdrawiamy i życzymy miłego dnia!</div>
lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-90606826374528992142017-03-05T12:47:00.000+01:002017-04-15T10:07:52.517+02:00Czternaście<div style="text-align: center;">
<b>Steven Rogers</b></div>
<div dir="ltr">
Kiedy dotarłem do centrum sterowania, było już za późno. Zatrzymałem się w wejściu, a grobowa cisza, jaka panowała na sali, zmroziła mi krew w żyłach. Światła na korytarzach dalej mrugały na czerwono, jednak wszystko ucichło, jakby się zatrzymało. W tym także ja.</div>
<div dir="ltr">
Widziałem wiele sytuacji, byłem gotów walczyć z niemałymi niebezpieczeństwami, ale na to nie byłem gotów mimo szkoleń i przygotowań.</div>
<div dir="ltr">
Po kilku sekundach operatorzy, generałowie i żołnierze wewnątrz pomieszczenia mnie zauważyli, wszyscy skierowali na mnie wzrok.</div>
<div dir="ltr">
− Nadzorca Aplin? − przywołałem go.</div>
<div dir="ltr">
Wkrótce z tłumu wyłonił się łysy, niski mężczyzna o ogromnych, niebieskich oczach schowanych za grubymi okularami.</div>
<div dir="ltr">
− Kapitanie. − Poprawił okulary i odchrząknął. Widziałem, jak z całej siły próbował zachować rezon. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydał żadnego dźwięku.</div>
<div dir="ltr">
− Czemu nikt nic nie robi? − zapytałem, ukrywając złość.</div>
<div dir="ltr">
− Już po wszystkim, Kapitanie. Obiekt uciekł. Porwał tę diabelską dziewczynę, McCarter.</div>
<div dir="ltr">
Steve przemilczał fakt nazywania Lokiego obiektem. Zdążył się do tego przyzwyczaić, choć nie podobało mu się, że uprzedmiotawiali kogoś, kto − chcąc nie chcąc − był żywą, myślącą istotą. Bo raczej nie człowiekiem.</div>
<div dir="ltr">
− Jak to możliwe?</div>
<div dir="ltr">
− Nie jestem do końca pewien. Byliśmy przekonani, że moce obiektu pochodzą od Tesseractu i nawet w przypadku wyłączenia zabezpieczeń nie będzie zdolny do teleportacji… jak widać… nie do końca. Musi być jakieś alternatywne źródło, z którego czerpie...</div>
<div dir="ltr">
− Ranni?</div>
<div dir="ltr">
Profesor pokręcił głową.</div>
<div dir="ltr">
− Jeden zabity. Żadnych innych strat, oprócz popsutego sprzętu, oczywiście.</div>
<div dir="ltr">
Steve westchnął. Nie miał pojęcia, co robić ani co myśleć. Ale był Kapitanem Ameryką i ludzie oczekiwali, że zacznie dowodzić. Więc musiał dowodzić.</div>
<div dir="ltr">
− Czy możemy jakoś… namierzyć Lokiego?</div>
<div dir="ltr">
Profesor zawołał kogoś z sali. Po chwili zza któregoś monitora rozległ się damski głos.</div>
<div dir="ltr">
− Loki jest… tutaj. Przy Tesserakcie.</div>
<div dir="ltr">
Momentalnie pobiegłem, zapominając o całej reszcie. Biegłem korytarzami tak szybko, jak mogłem. Niewystarczająco. Kiedy dobiegłem, Tesseractu już nie było. Cały oddział wojskowy leżał na ziemi, rozbrojony i pokonany.</div>
<div dir="ltr">
***</div>
<div dir="ltr">
Nie miałem za wiele czasu dla siebie. Po długich godzinach przywracania sytuacji do porządku i opanowywaniu chaosu, kiedy wreszcie wróciłem do pokoju, licząc na odpoczynek, rozległo się pukanie do drzwi.</div>
<div dir="ltr">
− Steve?</div>
<div dir="ltr">
Cichy głosik Christeen wyrwał mnie z zaćmienia.</div>
<div dir="ltr">
− Możesz wejść.</div>
<div dir="ltr">
Weszła. Usiadła obok mnie na łóżku i złapała za ramię delikatnie.</div>
<div dir="ltr">
Nie miałem jednak teraz ochoty na żadne czułości ani słowa otuchy. Zawaliłem. Na całej linii. Loki uciekł razem z Tesseractem. Porwał Holly.</div>
<div dir="ltr">
Tylko że coś w podświadomości mówiło mi, że o Holly najmniej powinienem się martwić. Zalała urządzenie sterujące kawą niby przypadkowo, ale wiedziałem, że takie rzeczy po prostu nie dzieją się przypadkowo. Mogła zalać każdy inny panel. Ten odpowiadający za ogrzewanie albo nawet prąd. Ale nie akurat ten trzymający boga na uwięzi.</div>
<div dir="ltr">
− To nie twoja wina − powiedziała Chris. − Nie martw się. Loki… Loki jest potrzebny na wolności, rozumiesz?</div>
<div dir="ltr">
I wiedziałem już, że miałem rację. Najbardziej zabolało to, że nie byłem zaskoczony.</div>
<div dir="ltr">
− Maczałaś w tym palce?</div>
<div dir="ltr">
Christeen wzmocniła uścisk</div>
<div dir="ltr">
− Nie bezpośrednio… przyleciałam wspierać Holly psychicznie.</div>
<div dir="ltr">
Oblizałem usta. Nie byłem nawet zły. Tylko zmęczony.</div>
<div dir="ltr">
− Zgaduję, że zrobiłbym to samo dla Bucky’ego.</div>
<div dir="ltr">
− Czyli nie złościsz się? − spytała dziewczyna z nadzieją.</div>
<div dir="ltr">
Pokręciłem głową.</div>
<div dir="ltr">
− Odeślę cię do domu − powiedziałem, wstając. − Póki nikt nie próbuje cię przesłuchiwać i wypytywać.</div>
<div dir="ltr">
− Tak chyba… będzie bezpieczniej − zgodziła się.</div>
<div dir="ltr">
Odprowadziłem ją na lotnisko, a potem wydałem rozkaz jedynemu pilotowi, który był teraz w gotowości. Pożegnałem się z Chis. Wróciłem do pokoju i zasnąłem.</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<div style="text-align: center;">
<b>Loki Laufeyson</b></div>
</div>
<div dir="ltr">
Gdy tylko w moje ręce ponownie dostał się Tesseract, przeteleportowałem się z mojego niedoszłego więzienia, nim żołnierzyk wpadł do laboratorium na czas.</div>
<div dir="ltr">
Musiałem przyznać, że zawiodłem się na nich. Myślałem, że zdążyli się już czegoś nauczyć. Liczyłem na drobną walkę lub chociażby minimum zagrożenia z ich strony.</div>
<div dir="ltr">
Choć może to i dobrze, że tak łatwo poszło. Mimo że te tygodnie bezczynnego siedzenia w celi dały mi się we znaki i najzwyczajniej w świecie brakowało mi adrenaliny, nie mogłem marnować czasu. Jeśli miałem spełnić obietnicę uwolnienia Starka (póki i o ile jest jeszcze żywy), musiałem się spieszyć.</div>
<div dir="ltr">
Nie minęła chwila, jak ponownie znalazłem się na piaszczystej plaży. McCarter skończyła już pływać i wylegiwała się na ciepłym piasku. Wokół panował już półmrok, słońce schowało się na horyzoncie.</div>
<div dir="ltr">
W mojej głowie pojawiło się wspomnienie pocałunku, gorące i wyraźne. Zajrzałem wtedy w jej myśli, nie mogąc się powstrzymać. Panował tam chaos, ale pożądanie wybijało się wyraźnie na jego tle. Wiedziałem, czego pragnęła, i pragnąłem tego samego. Chciałem ją dotykać, chciałem w niej być, chciałem doprowadzić ją do szaleństwa z rozkoszy. Musiałem walczyć ze sobą, żeby w końcu odepchnąć Holly i teleportować się.</div>
<div dir="ltr">
Ale zamierzam wrócić do tego momentu.</div>
<div dir="ltr">
Podszedłem do Holly, ściskając berło z Tesseractem</div>
<div dir="ltr">
− Tęskniłaś? − spytałem z lekką drwiną, pochylając się nad jej drobną sylwetką. Otworzyła oczy, a potem wstała.</div>
<div dir="ltr">
− Trzęsłam się z przerażenia, że nie wrócisz − powiedziała ironicznie.</div>
<div dir="ltr">
− Jesteś pewna, że tylko z przerażenia, skarbie?</div>
<div dir="ltr">
Uśmiechnąłem się zadowolony, gdy na jej policzki wpłynął rumieniec, a jej wzrok powędrował na jej bose stopy.</div>
<div dir="ltr">
− Ruszamy? − spytała.</div>
<div dir="ltr">
Kiwnąłem głową i bez słowa chwyciłem ją pod rękę, po czym teleportowaliśmy się.</div>
<div dir="ltr">
Czas zacząć rodzinne spotkanie po latach.</div>
<div dir="ltr">
***</div>
<div dir="ltr">
Pojawiliśmy się w Helheimie, krainie cienia, mroku i śmierci. Wszędzie panował ponury, szary półmrok, a kamienny, jaskiniowy krajobraz, który widzieliśmy z grzbietu dość sporego wzgórza, był przykryty delikatną mgłą. Poczułem gęsią skórkę, gdy Holly, stając na nogach, z dziwnym prychnięciem odsunęła się ode mnie. Moja skóra nadal paliła od ciepła dziewczyny, a chłód panujący tutaj dał się we znaki nawet mnie.</div>
<div dir="ltr">
− Dlaczego zawsze w takich miejscach musi być tak cholernie zimno?</div>
<div dir="ltr">
Holly cała się trzęsła, a jej cera stała się szarawa, jak pustka rozciągająca się nad nami. Westchnąłem przeciągle.</div>
<div dir="ltr">
− Ten lekki wiaterek to nic w porównaniu z twoim narzekaniem − mruknąłem. − Oddałbym ci płaszcz, ale sama rozumiesz…</div>
<div dir="ltr">
Wskazałem na mój zakrwawiony T-shirt. Nie miałem płaszcza.</div>
<div dir="ltr">
− Mamy jakiś plan? Czy będziemy się błąkać po krainie umarłych, licząc na szczęście? − spytała Holly, rozglądając się dookoła.</div>
<div dir="ltr">
Tak. Uratować Starka, a potem zakwaterować się w jakimś hotelu i spędzić razem noc albo trzy.</div>
<div dir="ltr">
− Widzisz tę jaskinię po drugiej stronie, tam na północ? − wskazałem włócznią mały, iskrzący się punkcik, znajdujący się wiele kilometrów od nas. Holly kiwnęła głową. − Tam znajdziemy Starka. Tak mi się wydaje.</div>
<div dir="ltr">
− Wydaje?</div>
<div dir="ltr">
Wzruszyłem ramionami.</div>
<div dir="ltr">
− Z tego, co mówiłaś, jest w lochach. Tam, o ile pamiętam, są lochy. Wątpię, że robili jakiś remont.</div>
<div dir="ltr">
Holly przestała wpatrywać się w iskrzący się na niebiesko punkcik, po czym pierwszy raz, odkąd pojawiłem się z Tesseractem, spojrzała mi w oczy. Znów poczułem tę falę gorąca i pragnienie, by wpić się w jej usta, tak samo je zagryzając.</div>
<div dir="ltr">
− Właściwie, dlaczego nie mogłeś nas przeteleportować od razu do celi?</div>
<div dir="ltr">
− Po pierwsze, Starka mogą pilnować strażnicy. Po drugie, lochy są chronione przed magią. Można tam znaleźć się tylko naturalnym sposobem.</div>
<div dir="ltr">
− No to chociaż trochę bliżej.</div>
<div dir="ltr">
− Nie chciałem tego robić, póki nie rozeznamy się w sytuacji. Teraz możemy przenieść się trochę bliżej.</div>
<div dir="ltr">
Miałem tylko nadzieję, że nie czekają na nas żadne niespodzianki.</div>
<div dir="ltr">
Chociaż patrząc na warunki, w jakich żyła moja domniemana córka, nie zdziwiłbym się, gdyby naprawdę rzuciło jej się na mózg i wymyśliła sobie, że się na mnie zemści. Każdy ześwirowałby, żyjąc w takim miejscu przez tysiące lat. Tym bardziej, że miała moje geny.</div>
<div dir="ltr">
A przecież zemsta to moje drugie imię.</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<div style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
</div>
<div dir="ltr">
Mimo że szliśmy co najwyżej od kilkunastu minut, miałam wrażenie, jakbyśmy podróżowali od wieków. Cała energia uleciała ze mnie, teraz już nogi poruszały się z automatu, w ogóle nie poruszane przeze mnie. Skóra szczypała boleśnie. Obraz już rozmazywał mi się przed oczami − wszędzie tylko skały, mgła i ciemność.</div>
<div dir="ltr">
Ciekawe, czy w Helheimie w ogóle istnieje czas?</div>
<div dir="ltr">
Otworzyłam usta, by zadać owo pytanie Lokiemu, jednak w moim gardle pojawiła się nieprzyjemna gula i jedynie, co wydobyło się z ust, to biała para. Mężczyzna szedł przed siebie, nie zatrzymując się nawet na chwilę, a ja z trudem dotrzymywałam mu kroku.</div>
<div dir="ltr">
Co jakiś czas teleportował nas parę metrów dalej, gdy tylko znalazł dobre miejsce do tego, ale głównie szliśmy. Lecz za każdym razem, gdy dotykał mnie, by to zrobić, przechodził mnie dreszcz.</div>
<div dir="ltr">
To było złe.</div>
<div dir="ltr">
To było potworne.</div>
<div dir="ltr">
Bo w końcu, do cholery, pocałowałam Lokiego! Największego wroga Avengers. Faceta, który mnie porwał i niegdyś zniszczył pół Nowego Jorku. Rozpętał wojnę bogów i lodowych olbrzymów!</div>
<div dir="ltr">
Z drugiej jednak strony… miał swoje powody. Nie znam nikogo, kto cierpiałby tak wiele jak on, kto przeżyłby tyle bólu i nie zwariował. Loki też zwariował; uzależnił się od bólu i ranienia, bo niewiele więcej znał. Bo do tego się przyzwyczaił. Miłość była dla niego czymś złym. Kogokolwiek w swoim życiu nie pokochał, był odrzucany. Pomijając Friggę. Thor co prawda kochał Lokiego, ale widział w nim więcej zła niż dobra i nie potrafiłby zawierzyć mu życia.</div>
<div dir="ltr">
Nagle Loki przystanął, a ja o mało na niego nie wpadłam. Odwrócił się i zerknął na mnie szmaragdowymi oczami.</div>
<div dir="ltr">
Fuck. Czyżby wszystko słyszał?</div>
<div dir="ltr">
Miałam już dość.</div>
<div dir="ltr">
− Muszę odpocząć − sapnęłam cicho. Loki wywrócił oczami.</div>
<div dir="ltr">
− Nie mamy na to czasu.</div>
<div dir="ltr">
− Jakbyś nie zauważył, jestem tylko człowiekiem, w dodatku o zerowej kondycji. Muszę odpocząć.</div>
<div dir="ltr">
Czarnowłosy zacisnął swoje blade usta w wąską linię i przymrużył oczy.</div>
<div dir="ltr">
− Możesz się przestać tak zachowywać?</div>
<div dir="ltr">
Jęknęłam. Nie miałam sił się kłócić.</div>
<div dir="ltr">
− Tak czyli jak? − Teraz we mnie wzbierała się złość. Bogowie, jak się nie pozabijamy, to będzie cud.</div>
<div dir="ltr">
− Jak obrażone dziecko. Nie mam czasu na twoje humorki. Mam dość tego miejsca tak samo jak ty. Im szybciej uwolnimy Starka, tym szybciej wrócimy na Ziemię.</div>
<div dir="ltr">
− Ale ja już nie daję rady, Loki… nie mam siły. Nie jestem niezniszczalna, rozumiesz?! Nie jestem tobą! Marznę. Dotknij moich palcy. Są lodowate.</div>
<div dir="ltr">
Nie zrobił tego. I tak by nie poczuł. Ale byłam pewna, że widział, jak z pewnością blada byłam. Jego wzrok odrobinę złagodniał. Nagle jednak spojrzał w coś za mną i znów przybrał groźny wyraz twarzy.</div>
<div dir="ltr">
− Kurwa.</div>
<div dir="ltr">
Jednym ruchem sprawił, że stanęłam za jego plecami.</div>
<div dir="ltr">
− Co się s…</div>
<div dir="ltr">
− Cicho.</div>
<div dir="ltr">
Wyjrzałam zza jego pleców i rozejrzałam się, ale nic nie widziałam.</div>
<div dir="ltr">
− Loki, nie rób sobie żartów.</div>
<div dir="ltr">
Nie odpowiedział. Jeszcze przez chwilę stał nieruchomo, jak wilk nasłuchujący zwierzyny, a potem powoli odwrócił się w moją stronę.</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<div style="text-align: center;">
<b>Loki Laufeyson</b></div>
</div>
<div dir="ltr">
Poleciłem Holly, żeby − skoro tak bardzo potrzebowała odpoczynku − schowała się i nie mówiła ani słowa, a ja w tym czasie rozejrzałem się po okolicy.</div>
<div dir="ltr">
Ktoś nas śledził. Byłem pewien, że słyszałem za nami jakieś kroki.</div>
<div dir="ltr">
Dlatego odszedłem w kierunku, z którego przyszliśmy, trzymając włócznię w gotowości. Nie wyczuwałem jednak żadnych myśli, żadnej obecności, oprócz tej Holly, która w dziwny sposób słabła z każdą minutą. Dziewczyna miała rację. Traciła energię. Tym bardziej musieliśmy jak najszybciej odbić Starka i wrócić. Helheim to nie miejsce dla żywych.</div>
<div dir="ltr">
Po kilku minutach bezowocnego wypatrywania i nasłuchiwania ruszyłem z powrotem do Holly. Nie było sensu czaić się na coś, co nie było realnym zagrożeniem. Nawet jeśli coś nas śledziło, prędzej dojdziemy do groty, niż to coś nas zaatakuje.</div>
<div dir="ltr">
Opuściłem włócznię i w chwili, gdy wyszedłem zza zakrętu, usłyszałem krzyk.</div>
<div dir="ltr">
Holly, przyklejona do ściany groty, próbowała odsunąć się od bestii czarnej jak noc. Ogromnego, krwiożerczego wilka, który szczerząc wielkie jak sztylety kły powoli szykował się do ataku.</div>
<div dir="ltr">
We wszechświecie był tylko jeden tak obrzydliwy i wielki bydlak.</div>
<div dir="ltr">
Fenrir.</div>
<div dir="ltr">
Mieliśmy niemałe kłopoty.<br />
<br />
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: center;">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2017/03/pietnascie_19.html">Następny rozdział</a>< </blockquote>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: center;">
<br />
Witam w ten piękny, wiosenny dzień.<br />
A przynajmniej u mnie jest takowy :)<br />
Rozdział planowany był na wczoraj, ale mamy nadzieję, że nie obrazicie się przez tą maleńką obsuwę.<br />
Parę ogłoszeń:<br />
* II cz. miniaturki "50 pierwszych randek" pojawi się jak napiszę XD Nie wiem kiedy, jestem aktualnie zawalona nauką. Momentami sama nie wiem gdzie włożyć ręce. Na (nie)szczęście matura kończy się za trzy miesiące więc gdzieś w okolicach maja postaram się ją opublikować.<br />
*Za miesiąc z dniami zbliża się rocznica bloga (jak ten czas szybko leci ♥ )<br />
Wraz z Lapidarną chciałybyśmy gorąco podziękować za, ponad, 10000 WYŚWIETLEŃ na Avengers PDSL. To dla nas ogromny sukces! Bardzo dziękujemy :')</blockquote>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: center;">
To chyba tyle co miałam do napisania. "Widzimy" się za dwa tygodnie i mam nadzieję, że w komentarzach :)</blockquote>
</div>
Lorahttp://www.blogger.com/profile/15629766120177068468noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-64354230319597484772017-02-18T13:11:00.002+01:002017-03-19T11:38:48.676+01:00Trzynaście<div style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Powrót na Alaskę nie był czymś
przyjemnym. Nie był też czymś nieprzyjemnym. Wizja spotkania Lokiego po
raz kolejny napawała mnie dziwną mieszaniną ekscytacji, niepokoju i
niecierpliwości, ale na pewno nie paraliżującym strachem. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Prawdopodobnie było coś ze mną nie tak.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dostanie
się tu nie było trudne − wystarczyło przekonać pilota jednego z
samolotów Starka, że dostałam zadanie polecenia tam i sprawdzenia paru
rzeczy. A że jako jego sekretarka cieszyłam się zaufaniem, nikt nie
pytał. Ani o szczegóły, ani o dowody, ani o to, czemu leci ze mną
podekscytowana wszystkim dziewczyna nie wiadomo skąd. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kiedy
przybyłyśmy na miejsce, nie czekałyśmy ani chwili. Nie było czasu do
stracenia. Stark gnił gdzieś tam zdany na łaskę i niełaskę Złej
Królowej, która mogła go zabić w każdej chwili pod wpływem kaprysu. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pobiegłam
prosto do celi Lokiego, pozostawiając przyjaciółkę samą, aby zagadywała
Steve’a, gdy ja będę pertraktowała. Rogersowi na pewno nie umknąłby
jakiś nieplanowany samolot, który przyleciał do tajnej bazy. I nie
miałam zamiaru specjalnie tego ukrywać. Potrzebowałam tylko trochę
czasu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
W wejściu do celi Lokiego stało oczywiście dwóch
strażników. Gdy zażądałam od nich wpuszczenia, zaczęli mnie wypytywać,
czy mam taki rozkaz i od kogo. I kim do cholery jestem. Pokazałam
przepustkę, którą dostałam na wejściu. Zeskanowali też moje odciski
palców i siatkówkę oka. Potem mnie wpuścili.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
W pokoju
nie zmieniło się absolutnie nic. Te same meble, ta sama czystość, ta
sama chuda, czarnowłosa sylwetka leżąca na łóżku. Śpiąca. Drzwi zamknęły
się za mną bezgłośnie. Podeszłam dwa kroki, niepewna co robić, gdy
nagle Loki wydał z siebie głos.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Witam cię, Holly. Stęskniłęm się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Bóg otworzył oczy i usiadł po turecku, jak jakieś dziecko. Uśmiechnął się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nie sądziłem, że jeszcze mnie odwiedzisz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Oparłam się o biurko stojące za mną.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Też nie sądziłam, że jeszcze cię odwiedzę. A tym bardziej, że odwiedzę cię po to, żeby cię uwolnić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zielone oczy Lokiego na chwilę zabłysły, ale zaraz potem zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Oczywiście. Nie dam się nabrać, kochana. Nie wiem, co chcesz w zamian
za wolność, ale nie dam ci tego. A wiesz czemu? Bo wątpię, że możesz
mnie uwolnić. − Wstał i podszedł. − Takie drobne, kruchutkie dziewczę… −
wyszeptał, pochylając się i łapiąc delikatnie moją żuchwę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wyprostowałam
się. Jego oddech ogrzewał mój policzek. Czułam od niego jedynie zapach
mydła, ale i tak miałam wrażenie, jakby był to najpiękniejszy zapach,
jaki kiedykolwiek…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Cholera, weź się w garść.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie daj się uwieść.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zebrałam się w sobie. Chwyciłam jego rękę i odsunęłam od mojej twarzy, a potem pochyliłam się nad jego uchem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− A jednak. Mogę to zrobić. A przysługa jest niewielka. Musisz tylko pomóc mi ratować Starka z rąk swojej córki.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Córki? − Zaśmiał się. − Zmień informatora. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Widziałam ją w wizji. A jej matką jest Angerboda, z którą przecież miałeś kiedyś krótki romans.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Loki znieruchomiał, a jego wzrok na chwilę się rozmazał.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Ja i Angerboda? Córka? Nie wkręcaj mnie, mała ziemianko. Takie żarty mogą się dla ciebie skończyć…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Nie żartuję. Nie widziałeś przecież już nigdy Anerbody po tamtej nocy.
Odyn był wściekły i zaraz po urodzeniu kazał twoją córkę uwięzić w
Helhaimie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jego wzrok się wyostrzył i żałowałam, że nie mogę zobaczyć teraz, o czym myśli.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Hel moją córką? − zapytał beznamiętnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pokiwałam głową.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Przykro mi, że tak wyszło. Ale ona myśli, że ją opu…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Szszsz. − Uciszył mnie gestem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Odwrócił
się i przez chwilę stał tak do mnie plecami. Było mi naprawdę przykro.
Hel myślała, że Loki ją opuścił, a tymczasem on nawet o niej nie
wiedział. Czy gdyby było inaczej, bóg kłamstwa nie pozwoliłby na taki
los? Przygarnąłby ją i wychował?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Loki odwrócił się niespodziewanie, a mnie serce podskoczyło, gdy wyciągnął ręce.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie zaatakował mnie jednak.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Musisz ze mnie tylko zdjąć te bransolety. Potem mogę się teleportować i załatwić sprawę Starka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pokręciłam głową.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Muszę iść z tobą. Chcę mieć pewność.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Loki uśmiechnął się blado.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− I… nie obraź się, ale będę udawała, że mnie uprowadziłeś.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Bóg westchnął ostentacyjnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Znowu?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Obiecuję, że następnym razem to ja uprowadzę i zwiążę na krześle ciebie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Czarnowłosy
zmrużył powieki w uśmiechu. Zrozumiał tę wiadomość dokładnie tak, jak
powinien. Także się uśmiechnęłam, a potem powoli wyszłam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Loki uwiedziony, teraz czas uwolnić go tak, by podejrzenia nie padły na mnie.</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Bruce Banner</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Jeśli przyciśniemy Laufeysona, praca pójdzie nam o wiele szybciej.<br />
Westchnąłem ciężko i, marszcząc czoło, zdjąłem okulary, by położyć
je na metalowy, stole zapełnionym papierami. Męczyliśmy się nad tą
sprawą już od piętnastu godzin i czułem, że moje ciało odmawia mi
posłuszeństwa. Potrzebowałem kofeiny. Dużej ilości kofeiny.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Masz na myśli szantaż? − spytałem, patrząc na Starka, który uważnie
wpatrywał się w trójwymiarowy hologram. Mrucząc coś pod nosem, kiwnął
głową, po czym machnął ręką, a szkic prototypu broni zasilanej
Tesseractem zniknął. Zamiast cyfrowego, bladoniebieskiego swiatła
zapaliły się przyczepione do sufitu lampy. Syknąłem, przyzwyczajony do
delikatnego mroku, który panował do tej pory w pomieszczeniu. Tony
westchnął, po czym usiadł z głośnym plaskiem na obrotowym krześle.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Może zagrozimy szybszym powrotem do Asgardu?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Czy w ogóle można czymś zaszantażować bożka? Widziałeś, by kiedykolwiek
Thor się czegoś bał? − zapytałem. Przyłożyłem dłoń do ust, gdy wyrwało
się z nich ziewnięcie. Bogowie, zaraz usnę. − Tony, pomyślmy nad tym
jutro…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nie − przerwał stanowczo, podnosząc się z
krzesła. Szybkim ruchem zdjął ciemną marynarkę. − Mamy coraz mniej
czasu, a broń nie jest nawet w fazie drugiej.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Ale mamy
już jakieś realne pomysły. To już coś. Do tej pory tylko Schmidtowi w
1943 udało się stworzyć broń o tak niewyobrażalnej mocy − zauważyłem,
przypominając sobie opowieści Steva za czasów wojny. − Nie możesz
wymagać od siebie za wiele.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Stark mruknął coś pod nosem.
Brak snu działałał na nas dwóch. Ja byłem coraz bardziej leniwy, a
Tony... wystarczyło powiedzieć coś źle, a zaraz wybuchał wściekły, po
czym strzelał focha i nie odzywał się do mnie pół godziny. Ciężko było
pracować w takich warunkach. A to z Holly śmiali się kilka dni temu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Jak ten skurczybyk to zrobił…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Daj spokój, Tony. Idź spać. Niewielka ilość odpoczynku dobrze nam
zrobi. Może wtedy wpadniemy na jakiś pomysł − zaproponowałem, wstając od
stołu. Przeciągnąłem się. Coś pstryknęło mi w kręgosłupie. Oj, Bruce, z
każdym dniem coraz bardziej się starzejesz…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Ty idź ja jeszcze chwilę…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Witajcie, moi drodzy!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wraz
z Tonym, który umilkł zaskoczony, spojrzeliśmy na drzwi. Otworzyły się
automatycznie, wpuszczając nieproszonego gościa. Tony momentalnie cały
się spiął, a ja uśmiechnąłem się, gdy tylko rozpoznałem jego twarz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Witaj, Ric − powiedziałem, gdy staruszek, podpierając się na drewnianej
lasce, stanął przed nasza dwójką. − Co cię tu sprowadza o tak późnej
porze?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− A, wiesz, jak to jest.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Machnął ręką, zdejmując przeciwsłoneczne okulary.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Przyjechałem do Holly, ale ona gdzieś wyjechała z Chris i umieram z
nudów w tych czterech ścianach. W dodatku ten pies sąsiadów tak mi
działa na nerwy. Ugh. − Zatrząsł się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Holly wyjechała? − spytał zdziwiony Stark. − Nic mi nie mówiła…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Och, powiedziałem "wyjechała"? − Ric zaśmiał się nerwowo, poprawiając
jasną koszulę w kratkę. − Miałem na myśli, że poszły na zakupy. I
podejrzewam, że prędko z nich nie wrócą.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wymieniliśmy z Tonym podejrzliwe spojrzenia. Coś mi się w tym wszystkim nie zgadzało i Starkowi najwyraźniej też.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Wybaczy pan, ale…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Przestań mi tu panować, młodzieńcze. Nie jestem aż taki stary − przerwał Ric.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zaśmiałem
się cicho, gdy przypomniałem sobie, ile ma lat. Alaric, podpierając się
na lasce, podszedł do biurka, na którym znajdowały się pliki
dokumentów.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Mam nadzieję, że uda mi się was przekupić
Starbucksem i pozwolicie zostać staruszkowi na dłużej − zażartował,
machając dłonią w kierunku stołu, na którym faktycznie leżały dwie
papierowe torby. Tony, nie czekając dłużej, rzucił się w stronę
"łapówki".</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Czuj się jak u siebie Ric − powiedział,
przykładając kubek z kawą do ust. Do moich nozdrzy momentalnie doszedł
najpiękniejszy zapach na ziemi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− To nad czym pracujecie? Holly mówiła, że to jakaś broń…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− To tajne − odparł Stark oschle, przełknąwszy płyn.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Daj spokój, Tony. To dziadek Holly. Wątpię, że po godzinach dorabia
jako jakiś szpieg czy coś. − Odpowiedziałem na pytanie staruszka mimo
groźnego wzroku miliardera. − Pracujemy nad bronią o globalnym natężeniu
zasilaną Tesseractem. Jest to…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Spokojnie, Bruce. Nie zapędzaj się tak − przerwał mi Tony. − Tyle wystarczy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wywróciłem oczami i jednym machnięciem ręki sprawiłem, że broń ponownie ukazała się naszym oczom. Stark westchnął ostentacyjnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Spokojnie, panie Stark. Holly mówiła mi już co nieco na ten temat.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Zdziwiłbym się gdyby było inaczej − mruknął niewyraźnie brunet.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Więc jak to ma działać?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Jak pewnie słyszałeś o włóczni Lokiego, ta broń może zniszczyć każde
stworzenie i zapanować nad jej umysłem. Dlatego musimy odrobinę
zminimalizować tę moc, by trafiając w niepowołane ręce nie narobiła zbyt
dużych szkód.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Jakich na przykład?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Po kilku ulepszeniach? Mogłaby, nie bezpośrednio, doprowadzić do zagłady Ziemi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ric gwizdnął przeciągle.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
No to ładnie. − W pewnym momencie klasnął w dłonie. − No to mam
nadzieję, że carmel machiato smakowała, panie Stark. Zabieramy się do
roboty.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Wybacz Ric, ale nie sądzę…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Niech mi pan wierzy, doktorze Banner, potrafię połączyć parę kabelków i
używać klucza francuskiego. − Zachichotał pod nosem. Uśmiechnąłem się
blado, opadając na krzesło, które delikatnie zaskrzypiło pode mna. − W
młodości służyłem w Afganistanie. Byłem snajperem. Rozbroiło się parę
bomb w swoim życiu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Tak, ale Teserract…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Broń to broń. Nie ważne jaka, zawsze ma jakieś słabości.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Po
raz kolejny tego wieczoru wymieniliśmy się zdziwionymi spojrzeniami z
Tonym. Holly mi o tym nie wspominała i wątpiłem, by mojemu
współpracownikowi również. A to była na pewno bardzo przydatna
informacja.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Stark przyjrzał się uważnie staruszkowi. Już
nie był tak spięty, jak na początku jego obecności, ale zachował
nieufność. Choć dałbym sobie rękę uciąć, że się już wcześniej poznali i
nie było powodów do nieufności.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Tylko pamiętaj, Ric.
My mamy złożyć tę broń. Nie rozbroić. − Zaśmiałem się, sięgając po parę
kartek. Założyłem okulary na nos, a Tony zaczął klikać po trójwymiarowej
klawiaturze.<br />
− Spokojnie. − Alaric ponownie zachichotał. − To będzie jak masło z bułką.</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Loki Laufeyson</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Już
po kilku godzinach świat wypełnił się czerwonym blaskiem. A
przynajmniej mój pokój. Zatrzymałem się, kończąc rozgrzewkę, która miała
mnie pobudzić i przygotować na walkę. Nie minęło kilka sekund, jak
drzwi pokoju otworzyły się, a strażnicy wpadli do środka, celując do
mnie ze swojej broni. W tej samej chwili bransolety blokujące moją moc
otworzyły się i spadły na dywan bezgłośnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nim dotarło do mnie, co się stało, rozległy się strzały.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Teleportowałem się, jednak nie wystarczająco szybko. Poczułem gęste ciepło spływające po mojej szyi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
W
następnej chwili byłem już kompletnie gdzieś indziej. W centrum
sterowania − pierwszym miejscu, które przyszło mi na myśl, że mogła tam
być Holly. Cały sztab ludzi biegał w panice od ekranu do ekranu, od
panelu do panelu. Dowódcy krzyczeli, wydawali rozkazy, pracownicy
podawali sobie jakieś dane. Na zewnątrz słychać było uporządkowany krok
biegnących jednostek wojskowych. Łup, łup, łup, łup. Lewa, prawa, lewa,
prawa.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nikt nawet nie zauważył, jak materializuję się w jakimś ciemnym kącie. Doskonale.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie musiałem szukać Holly przez długi czas. Natychmiast wychwyciłem wśród tłumu jej krzyk:</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− To był wypadek! Wypadek! Puśćcie mnie! Mój szef się o tym dowie! Cholera!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jacyś
dwaj ochroniarze prowadzili do wyjścia, zmuszając do pochylania się do
przodu. W ułamku sekundy znalazłem się za jednym z nich, tym, który
wolną ręką trzymał kajdanki. Wyciągnąłem pistolet zza jego pasa i
strzeliłem mu w tył głowy. Rozległ się huk, krew i mózg trysnęły na
sukienkę i włosy Holly. Ta pisnęła. Ciało upadło na podłogę z głuchym
łupnięciem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kiedy do drugiego mężczyzny dotarło, co się
stało, znieruchomiał. Spojrzał mi prosto w oczy, a potem uniósł ręce i
zaczął uciekać. Szybko złapałem Holly za ramię i przeniosłem nas.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wszystko
stało się tak szybko, że kiedy poczułem zimny powiew wiatru, z
zaskoczenia i ulgi aż zakręciło mi się w głowie. Holly upadła na śnieg,
próbując złapać oddech. Wydawało mi się, że mogłem usłyszeć szalone
bicie jej serca.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Byliśmy już bezpieczni.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Chris − wysapała. − Trzeba stamtąd jeszcze zabrać Chris.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Poradzi sobie. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wziąłem
porządny wdech, napawając się zimnem wypełniającym płuca i oplatającym
skórę. Poczułem wolność, jakiej nie zaznałem od tygodni. Nareszcie. Z
łatwością podniosłem McCarter do pionu i wytarłem krew z jej policzka.
Nie stawiała się. W jej oczach widziałem niedowierzanie, ale i
bezgraniczną ekscytację.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Złapią ją… wiedziała o planie, jeśli ją wypytają…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
...powie, że nie miała z tym nic wspólnego i będzie to prawda. Nie mogę
ryzykować i po nią wracać. Chyba jestem ci bardziej potrzebny niż ona,
prawda? − Nie odpowiedziała, więc powtórzyłem: − Prawda?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Niechętnie pokiwała głową.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Gdzie my właściwie jesteśmy? − zapytała.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dookoła
panowała ciemność. Jedynym źródłem światła był srebrny księżyc na
niebie i delikatna, zielonkawa poświata − zorza polarna. Po niewidoczny
horyzont ciągnęły się lodowe pustkowia.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Północna Rosja, jak sądzę − stwierdziłem. Wzruszyłem ramionami.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Holly zaczęła się trząść, jakby dopiero po tym stwierdzeniu zrobiło się jej zimno.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Jakbyś nie mógł wybrać Hawajów − burknęła.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wywróciłem
oczami z westchnieniem, złapałem ją za łokieć i… W następnej chwili
byliśmy już na złotym brzegu, a za lazurowym oceanem rozlewał się blask
zachodzącego słońca. Ciepłe, wilgotne powietrze otuliło nas jak koc.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Cholera, Loki! − krzyknęła Holly i zachwiała się na nogach. Oparła się o mnie, lecz natychmiast odskoczyła.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem − oznajmiłem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Holly
zasłoniła twarz dłońmi, ponownie próbując się uspokoić. Niezbyt dobrze
znosiła teleportację, zresztą tak samo jak większość ludzi. Dopiero po
kilku sekundach odetchnęła i rozejrzała się. Niewątpliwie spodobało jej
się to miejsce.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Szkoda, że wcześniej cię nie poznałam. Nie musiałabym tyle przepłacać za samoloty i autobusy na wakacjach.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Uśmiechnąłem się, ona również. Kiedy jednak na mnie spojrzała, spoważniała. Zająknęła się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Twoje… twoje ucho.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Uniosłem
lekko brwi, ale szybko mi się przypomniało. Jedna kula mnie dosięgnęła.
To nie było nic wielkiego. Ledwo drasnęła moje ucho. Nie czułem wcale
bólu. Takie coś było niczym w porównaniu do tortur, które niegdyś
musiałem przechodzić za swoje występki. Było niczym w porównaniu z
bólem, który czułem, tyle razy raniąc Thora.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pokręciłem głową.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nic takiego. Co teraz? − zapytałem. − To całkiem miłe miejsce, moglibyśmy skorzystać z samotności, trochę się odprężyć…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spojrzałem na nią wymownie i zapraszająco rozłożyłem ramiona.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Holly
prychnęła, ale widziałem w jej oczach zmieszanie. Policzki lekko się
zaróżowiły, choć widać to było tylko po jednej stronie twarzy, ponieważ
drugą znaczyły smugi krwi tamtego strażnika.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
W tej
chwili uderzyło mnie, że była taka… ludzka. Tak pełna sprzeczności. W
jednej chwili niemal mi groziła i sama bawiła się w tę grę flirtu, a w
następnej peszyła się na jakiekolwiek aluzje do seksu. To było takie
typowe. Typowe, a jednak w pewien sposób wyjątkowe. Działało na mnie w
sposób, w jaki nie chciałem, by działało.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Przyszło mi na
myśl, że może dlatego mój brat tak upodobał sobie ludzi. Bo byli do nas
tak podobni. Te same pragnienia, emocje, plany, marzenia i nadzieje,
tylko że w dużo kruchszym i słabszym ciele.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Taki romans
musiał być znacznie bardziej ekscytujący. Nad człowiekiem tak łatwo
można było zapanować. Jednocześnie tak łatwo i tak trudno było go
posiąść. Ich ciała były tak słabe, ale wola walki niemal nie do
złamania.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Holly zagryzła wargę, patrząc w stronę morza i
zachodzącego słońca, a ja zacząłem się zastanawiać, czy potrafiłbym ją
złamać. Czy umiałbym doprowadzić ją do szaleństwa, kompletne poddać
mojej woli, omamić. Wydawała się tak bezbronna, a jednak w tych dwóch
sytuacjach, kiedy przyszła do mojej celi, pokazała swoją odwagę.
Drzemała w niej ogromna siła. Dotarło do mnie, że pragnąłem się
przekonać. Przekonać na własnej skórze, jak by to było zapanować nad
taką siłą i zniewolić ją za pomocą słów oraz dotyku.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jakby
słysząc moje myśli, Holly nagle zaczęła się rozbierać. Serce mi
podskoczyło. Przeraziłem się, że może naprawdę słyszała moje myśli i
marzenia, ale ona powiedziała tylko niewinne:</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nie wiem, jak ty, ale ja MUSZĘ się wykąpać w tej wodzie. Masz rację, przydałoby się trochę relaksu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Uśmiechnąłem się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Naprawdę jej nie rozumiałem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Ja załatwię Tesseract. Bez niego ani rusz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Powinien być na najniższym piętrze kompleksu − stwierdziła Holly,
zsuwając sukienkę. Jej szczupłe ciało niemal jaśniało w ciepłym blasku
słońca. Wydawało się idealne. Miękkie, rozpalone i gładkie. − Pewnie za
jakimiś superstrzeżonymi drzwiami. Tylko uważaj, podobno powstały już
pierwsze prototypy broni opartej na tym kamyku.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Wygląda na to, że mogę nie przeżyć − zażartowałem. − Może buziak na pożegnanie?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Żebyś już przestał o tym gadać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
I
ku mojemu zdziwieniu McCarter podeszła, wzięła moją twarz w dłonie i
pocałowała w usta. Po dwóch sekundach chciała już się odsunąć, wyczułem
jej niepewność. Chwyciłem więc jej biodra i przyciągnąłem tak blisko, że
stykaliśmy się ciałami. Wpiłem się w jej usta z całym żarem, jaki
trzymałem w sobie od kiedy zobaczyłem w niej to coś, od kiedy zaczęła
pogrywać ze mną jak równy z równym. Dziewczyna już trochę bardziej się
odważyła i oddała pocałunek. Czułem pod palcami jej ciepłą skórę,
czułem, jak niemal drży. Ledwo łapała oddech.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Och, jak ja kochałem doprowadzać kobiety do takiego stanu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Naparłem na nią trochę bardziej, przechodząc z pocałunkami na jej żuchwę, a potem na szyję.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
A potem zmusiłem się do teleportowania. Ciepło ciała Holly zniknęło, zastąpione przez chłód i pustkę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Musiałem. Musiałem odzyskać Tesseract. Dopiero potem mogłem wrócić do niej.</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCN_uS8qgyh1WGUetS-SuI638S53VmEaZl2I5y7L0_-PP-veWxnrc7_6EaAIr9izPrVw9vIaJiUqPW9Lum_S4KihLnZJHMDa7al6zG_daMMTrEwPjUInh0OYXMH812PakVt5mx-9MgpDiq/s1600/Hawaii_Hotels_beach.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="112" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCN_uS8qgyh1WGUetS-SuI638S53VmEaZl2I5y7L0_-PP-veWxnrc7_6EaAIr9izPrVw9vIaJiUqPW9Lum_S4KihLnZJHMDa7al6zG_daMMTrEwPjUInh0OYXMH812PakVt5mx-9MgpDiq/s400/Hawaii_Hotels_beach.jpg" width="400" /></a></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq">
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2017/03/czternascie.html" target="_blank">Następny rozdział!</a><</div>
</blockquote>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
No. Wakacje od pisania się skończyły, koniec z obijaniem. Robota ruszyła :D </div>
<div dir="ltr">
Kolejne rozdziały, tak jak wcześniej, będą się pojawiały co dwa tygodnie w soboty (ewentualnie niedziele). Postaramy się nie zawalać terminów, tylko wziąć tyłek w troki i pisać jak małe robociki xd </div>
<div dir="ltr">
Więcej do powiedzenia chyba już nie ma, no bo co jeszcze? <br />
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :)</div>
<div dir="ltr">
Życzę miłego dnia!</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
Dodatkowo kilka spraw organizacyjnych, jakby kogoś obchodziły: </div>
<div dir="ltr">
1. Zbliża się pierwszy roczek tego bloga i pomyślałyśmy z Lorą, że z tej okazji zamówimy nowy szablon. Tak tylko mówię. </div>
<div dir="ltr">
2. Nie wiem, jak będzie wyglądała sprawa z "50 pierwszych randek", jako że pisze to tylko Lora, więc nie mam na to wpływu. Ale z tego, co pamiętam, to miała się za to niedługo zabrać :) Jakby co, będziemy dawały znać.</div>
lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-65858480356287340372016-11-11T21:52:00.001+01:002016-11-11T21:52:17.501+01:0050 pierwszych randek cz.1<div style="text-align: center;">
<blockquote class="tr_bq">
Witam :)<br />Oto obiecana niespodzianka w postaci miniaturki. Wzorowana jest na filmie "50 pierwszych randek".<br />Druga część miniaturki pojawi się za dwa tygodnie.<br />*Nie ma żadnego związku z naszym opowiadaniem.<br />*To moja pierwsza miniaturka. Całość betowała oczywiście Lapidarna ❤<br />Nie przedłużając, zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że się spodoba :)</blockquote>
</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Steve Rogers</b></div>
– Rogers, nie wygłupiaj się i wracaj do StarkTower.<br />
Wywróciłem oczami, słysząc groźny ton Tony'ego po drugiej stronie linii. Zagłuszała go głośna muzyka i śmiech innych ludzi. Jednocześnie przyglądając się karcie menu, co chwilę wyglądałem przez okno. Wyczekiwałem Bucky'ego, który powinien pojawić się tu lada chwila. Pociągnąłem łyk kawy. Skrzywiłem się delikatnie i sięgnąłem po cukier.<br />
– Rogers, możemy pójść na rozejm. Ty wrócisz na imprezę, a ja po raz kolejny wygram z tobą w pokera.<br />
– I gdzie w tym jest dogodność dla mnie? – zadrwiłem, wywracając oczami.<br />
– Słuchaj. Jest tu taka jedna Bettany. Całkiem ładna. Może ci się spodobać…<br />
– Nie.<br />
– Rogers, nie bądź takim świętoszkiem...<br />
– Miłej zabawy, Stark – powiedziałem i rozłączyłem się, ignorując jego protesty. Westchnąłem, kładąc swoją głowę na stół.<br />
– Ciężki dzień? – usłyszałem po kilku minutach siedzenia w takiej pozycji.<br />
– Ciężcy ludzie – mruknąłem pod nosem.<br />
Usłyszałem głośny śmiech. Bycie dżentelmenem zmusiło mnie, bym odpowiedział na ten gest tym samym i spojrzał w kierunku kobiety, która stała nade mną, skrobiąc coś w notatniku. Kasztanowe, lekko poplątane włosy zasłaniały jej twarz.<br />
– Coś podać?<br />
– Czekam jeszcze na kogoś. Może pani przyjść za chwilkę?<br />
Dziewczyna podniosła wzrok i dopiero w tej chwili zobaczyłem jej czekoladowe, błyszczące oczy.<br />
– Randka?<br />
– Przyjaciel.<br />
To dziwne, ale nie przeszkadzała mi jej lekka wścibskość. Wręcz przeciwnie. Ta rozmowa poprawiła mój humor.<br />
– Oczywiscie. Jak już się pojawi, proszę mnie zawołać. Jestem Christeen.<br />
– Steve. – Uśmiechnąłem się, wyciągając dłoń w jej kierunku.<br />
Uścisnęła ją bez wahania. Chwilę później zniknęła za ladą, a ja znowu zostałem sam.<br />
Nie musiałem jednak długo czekać. Usłyszałem na zewnątrz warkot silnika motoru, a parę sekund później w drzwiach pojawił się przemoknięty do suchej nitki Bucky. Jego usta poruszały się nieznacznie, więc zapewne klął na mnie, że wyciągnąłem go z domu w taką pogodę. Pomachałem w jego stronę, by łatwiej mu było mnie znaleźć. Gdy usiadł naprzeciwko mnie, nie mogłem się powstrzymać, by nie wyśmiać jego wyglądu.<br />
– Bardzo śmieszne, Rogers. Mam nadzieję, że masz kasę, bo nie mam zamiaru stawiać. Nie tym razem.<br />
Ponownie tego wieczoru wywróciłem oczami, ale wyjąłem wypełniony banknotami portfel i pomachałem nim przed twarzą przyjaciela. Ten prychnął, zakładając ręce na piersi.<br />
– Jakaś specjalna okazja?<br />
– Miałem dość Stark Tower. Musiałem się gdzieś wyrwać. Gdzieś, gdzie jest cicho.<br />
– I wybrałeś bar, gdzie jest pełno facetów oglądających mecz baseballa?<br />
– Widzę, że twój przyjaciel już przyszedł.<br />
Jak na zawołanie wraz z Buckym spojrzeliśmy na Christeen, która pojawiła się obok nas, ponownie obdarzając mnie pięknym uśmiechem. Nie mogłem się powstrzymać i odwzajemniłem go.<br />
Bucky spojrzał na mnie znacząco, podnosząc brwi, przez co wywróciłem oczami (przez Starka najwyraźniej weszło mi to w nawyk) i spróbowałem kopnąć go pod stołem, lecz udało mu się zrobić unik.<br />
Zamówiliśmy kolację i piwo. Oczywiście, Bucky nie omieszkał zapytać, czy dziewczyna do nas dołączy. Ta ochoczo się zgodziła. Musiała obsłużyć tylko ostatnich klientów.<br />
Bucky cieszył się jak dziecko, gdy odeszła z zapisanym zamówieniem. Po całym wieczorze spędzonym z tą dwójką zdałem sobie sprawę, że Bucky nie da mi spokoju z Christeen do końca życia.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
Następnego dnia obudziło mnie pukanie do drzwi. Zamrugałem i potarlem twarz dłońmi.<br />
Wstałem z łóżka z ciężkim westchnieniem i podszedłem do drzwi.<br />
– Ubieraj się, Steve, i jedziemy.<br />
– Gdzie? – spytałem zdziwiony.<br />
Bucky jak gdyby nigdy nic wparował do mojego mieszkania i rzucił się na czerwoną kanapę, która nie pasowała do niczego w tym salonie. Zatarł dłonie szczęśliwy.<br />
– Jedziemy odwiedzić przyszłą panią Rogers.<br />
– Daj spokój, Buck – mruknąłem zrezygnowany. Chyba już wolę pokera ze Starkiem.<br />
– Stary, ona cię niemal pożerała wzrokiem!<br />
– Wydaje ci się.<br />
– Dobra, trochę przesadziłem. Ale wpadłeś jej w oko i ona tobie też!<br />
Westchnąłem, czując delikatny rumieniec na policzkach. To, że mi się podoba, to była gruba przesada. Była miła, ale to z kolei na pewno przez pracę.<br />
– Jesteś głupi, Steve. Ubieraj się.<br />
Czując, że nie wygram tej bitwy, zrezygnowany wróciłem do sypialni. Rozsunąłem rolety i otworzyłem szafę, wyciągając pierwsze lepsze dżinsy i granatową koszulkę. Nie minęło dziesięć minut, jak byłem gotowy i wyszliśmy z domu.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
Pół godziny później znajdowaliśmy się w barze, w którym pracowała Christeen. Mimo pory śniadaniowej, ludzi nie było dużo. Bez problemu znaleźliśmy wolne miejsca.<br />
– Masz ją oczarować – zaczął Bucky, gdy tylko usiedliśmy. – Jak nie zaprosisz jej dzisiaj na randkę, więcej się do ciebie nie odezwę i możesz zapomnieć o…<br />
– Bucky?<br />
Zerknąłem na mężczyznę, który nagle przestał mnie szantażować. Jego wzrok nie był skierowany w moją stronę, tylko za mnie. Zdekoncentrowany odwróciłem się, ale nie znalazłem tam nikogo, ani niczego ciekawego oprócz pewnej samotnie siedzącej brunetki, której całą uwagę pochłania jakaś książka. Poczułem, jakby coś walnęło mnie w twarz.<br />
NIE WIERZĘ.<br />
– Stary!<br />
Bucky oderwał od nieznajomej wzrok i spojrzał na mnie. Pokręcił głową, jakby chciał zapomnieć o tym, co przed chwilą się stało i ponownie zaczął rozmowę o Christeen. Jednak zauważyłem, że jego oczy ciagle spoglądały na dziewczynę siedzącą za nami.<br />
Nagle wstał niczym poparzony.<br />
– Sorry Steve. Musimy dzisiaj zrezygnować z akcji "poderwać Christeen".<br />
I wyszedł z baru. Dopiero teraz do mnie dotarło, że i nieznajoma brunetka opuściła budynek.<br />
Pokręciłem zażenowany głową, starając się przestać uśmiechać jak głupek.<br />
– Witaj ponownie, Steve.<br />
– Witaj, Christeen.<br />
Teraz musiałem wyglądać jak wariat.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
– Co to było? – spytałem, gdy tylko wszedłem do sali głównej StarkTower, w której znajdował się mój przyjaciel.<br />
– O co ci chodzi?<br />
Spojrzałem drwiąco na Bucky'ego, który unikał mojego wzroku i ponownie zaczął coś majstrować przy metalowym ramieniu. Westchnąłem ciężko, zdając sobie sprawę, że będzie trudno wyciągnąć coś z niego, bo to nie jest ten sam Bucky co kiedyś. Może i przez tych parę lat, od momentu zostania Avengersem znów stał się człowiekiem. Czasami było jak przed wojną, ale wiele jeszcze brakowało do normalności.<br />
Możliwe, że zainteresowanie się jakąś dziewczyna sprawiło, że znowu czułem jak gdybyśmy ponownie byli nastolatkami i mieszkali w Brooklynie i dlatego tak bardzo zależało mi na tym, by coś… poczuł.<br />
– Bucky. Wyglądałeś, jakbyś dostał szoku termicznego, gdy zobaczyłeś tę dziewczynę. Dogoniłeś ja?<br />
– Nie – mruknął, odkładając śrubokręt. – I pewnie już nigdy więcej jej nie spotkam, więc możesz darować sobie te kazania i zająć się Chris.<br />
– Chris? – spytałem głupio. Szatyn wywrócił oczami.<br />
– Skrót od Christeen.<br />
Ładnie.<br />
– A.<br />
– Jesteś idiotą, Steve.<br />
– Czyżby jakieś problemy miłosne?<br />
Bucky zaklął pod nosem, gdy w sali pojawili się nagle Avengersi.<br />
– Mówiłem ci, Rogers. Bettany była chętna i otwarta na nowe znajomości.<br />
– Stark, daj spokój dzieciom.<br />
– Dzięki, Nat. Jak zawsze można na ciebie liczyć – zadrwił brunet, wstając z krzesła. Zdrową dłonią poprawił troszkę przydługie włosy, które wpadły mu do oczu.<br />
– Nie macie nic innego do roboty? – spytałem, mając cichą nadzieję, że mają. Jednak ta dwójka była najbardziej upartym duetem, jaki znałem.<br />
– Nie. I rusz swój gwiaździsty tyłek. Ty też Rycerzyku. Fury zwołał zebranie – mruknęła znudzona agentka.<br />
Kiwnąłem głową mając nadzieję, że nie jest to nic poważnego.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
W sobotę rano nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Pisząc szybkiego smsa do Bucky'ego, wyszedłem z domu i wsiadłem na swój motor. Pierwsze miejsce, które przyszło mi do głowy, to bar, w którym pracowała Chris. Modliłem się w duchu, by i nieznajoma, która wpadła w oko mojemu przyjacielowi, tam była.<br />
Zaparkowałem i wszedłem do budynku. Odetchnąłem, czując zapach kawy i naleśników. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem Christeen, która ubrana jak zwykle w granatową sukienkę i biały fartuszek stała za ladą i rozmawiała z jakimś wysokim, wytatuowanym facetem. Nagle spojrzała na mnie i pomachała do mnie. Zdziwiłem się trochę jej reakcją, ale skinąłem jej głową. Facet, który stał obok niej, spojrzał na mnie groźnie, wyciągając coś na kształt tasaka. Drgnąłem, czując gęsią skórkę.<br />
Podążyłem do stolika, przy którym ostatnio siedzieliśmy. Mile zaskoczony zauważyłem, że nieznajoma brunetka również siedzi w tym samym miejscu. Ponownie czytała tę samą książkę, co ostatnio. Wyciągnąłem telefon.<br />
– Bucky, pospiesz się. Ona tu jest – szepnąłem, gdy odebrał połączenie.<br />
– Steve. To nie jest śmieszne.<br />
– Mówię serio. Rusz tyłek i masz tu być za minutę – powiedziałem tonem nie znoszącym sprzeciwu i rozłączyłem się.<br />
Usiadłem na miejscu Bucky'ego i chowając się za menu, zacząłem przyglądać się dziewczynie. Chciałem wiedzieć, co przyciągnęło uwagę Bucky'ego.<br />
Zwykła brunetka, włosy spięte w kucyk, niezbyt wysoka. Chyba miała niebieskie oczy, ale zasłaniała je książka. Ubrana w sukienkę w kwiatki i dżinsową kurtkę.<br />
Nie rozumiałem Bucky'ego. To nie był typ dziewczyn, za którymi szalał w młodości.<br />
Była inna.<br />
– Jestem – wysapał mój przyjaciel, pojawiając się nagle obok mnie. Prychnąłem śmiechem, widząc w jakim był stanie. Dyszał, jakby był po maratonie.<br />
– Spójrz.<br />
Powiedziałem, kiwając głową w stronę dziewczyny. Chłopak zrobił to, co kazałem i jego reakcja była identyczna jak dwa dni temu. Blada cera, wybałuszone oczy... Z ust niemalże leciała ślinka.<br />
Musiałem się mocno starać, by nie parsknąć śmiechem.<br />
Nagle Chris podeszła do niej z zamówieniem, zasłaniając tym samym dziewczynę.<br />
– Prosze. Oto twoje gofry.<br />
– Dziękuję Chris. Nowa fryzura? Wyglądasz w niej świetnie - powiedziała brunetka odkładając książkę. Chwyciła za sos klonowy. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.<br />
– Dziękuję, Holly. Smacznego.<br />
Gdy tylko Christeen odeszła, spojrzałem znacząco na Bucky'ego.<br />
– Nie, nie mogę. – powiedział wstając ze swojego miejsca. Nim się zorientowałem znalazł się przy drzwiach z zamiarem opuszczenia baru. Złapałem go za łokieć.<br />
– Jeśli chcesz, mogę sobie pójść. Ale porozmawiaj z nią. Proszę.<br />
Barnes westchnął ponownie spoglądając na brunetkę.<br />
Chwilę później znalazłem się w swoim mieszkaniu z nadzieją, że Bucky dotrzyma obietnicy.<br />
<div style="text-align: center;">
<b>Bucky Barnes</b></div>
Siedziałem w tym barze, czując się niczym ostatni debil i zastanawiałem się, jak do niej zagadać. Z tego, co opowiadał mi Steve o moim dawnym życiu, nie miałem problemu z dziewczynami. Zwykła gadka, uśmieszek i była moja. Ale gdzieś w podświadomości czułem, że to nie wypali tym razem. Nie byłem tym samym Jamesem, co kiedyś. Ten świat, w którym się znajduję, też jest inny. Nawet nie pamiętam, jak to się robiło. Jedyną dziewczyną, z którą gadałem normalnie od 1943 roku, jeśli wieczne docinki można uznać za rozmowę, jest Natasha. Również patrząc na zachowanie Starka, można stwierdzić, że podryw to łatwa sprawa.<br />
Jednak za każdym razem, gdy miałem podejść do Holly, czułem, jak paraliżuje mnie strach, a moja metalowa ręka jest jak zardzewiała. A to ja nazywałem Steve’a idiotą.<br />
Ponownie przyjrzałem się brunetce, która żyła w swoim własnym świecie. Ignorowała wszystkich i to, co się dzieje wokół niej. Parsknąłem cichym śmiechem, gdy zorientowałem się, co robi ze swoim śniadaniem. Gofry, które wcześniej przyniosła jej Christeen, były pokrojone w paseczki różnych wielkości. Ułożone jedno na drugim miały chyba przedstawiać domek. Syrop klonowy, który prawie wylewał się z jej talerza, zapewne służył jej jako klej. Musiałem przyznać, że był to dość niespotykany widok, ale równocześnie uroczy.<br />
W pewnym momencie westchnęła zirytowana, gdy po raz kolejny kawałek gofra opadł na talerz. Poprawiła rękawy kurtki i ponownie spróbowała "przykleić" fragment jej małego dzieła, który miał pełnić funkcję drzwi. Gdy jej starania nie odniosły sukcesu, odsunęła od siebie talerz i położyła głowę na stół.<br />
W pewnym momencie wpadłem na pewien pomysł. Chwyciłem za wykałaczkę, która leżała w kubeczku. Siląc się na jakąkolwiek pewność siebie, wstałem od swojego stolika i podszedłem do Holly.<br />
– Wiesz co... Spróbuj tak – szepnąłem, nie chcąc wystraszyć dziewczyny, która i tak słysząc mój głos podniosła gwałtownie głowę. Starając się zignorować jej nieufne spojrzenie, chwyciłem kawałek gofra i wetknąłem patyczek. – Działa jak zawiasy. – Uśmiechnąłem się zadowolony z siebie. Brunetka wykrzywiła głowę, oceniając mój wkład pracy.<br />
– Dlaczego na to nie wpadłam?<br />
Jej ciepły głos sprawił, że poczułem dreszcze na całym ciele. Gdy spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem, jej błękitne oczy zabłysły radością.<br />
– Za bardzo byłaś skupiona na zadaniu.<br />
Kiwnęła głową, po czym ponownie skupiła się na talerzu. Zrezygnowany brakiem dalszej rozmowy wsadziłem metalową dłoń do kieszeni bluzy i odwróciłem się do wyjścia. Nim jednak zdążyłem zrobić krok, dziewczyna chwyciła mnie za ramię. Spojrzałem na nią zaskoczony.<br />
– Ja… bo ty... ugh – westchnęła zażenowana swoim ledwo zrozumiałym bełkotem. Wciągnęła powietrze. – Może chciałbyś się dosiąść? Zauważyłam, że siedzisz sam.<br />
Musiałem się mocno postarać, by nie zacząć skakać z radości.<br />
– Z przyjemnością.Lorahttp://www.blogger.com/profile/15629766120177068468noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-29990721497367083782016-11-05T16:34:00.000+01:002017-02-18T13:12:37.931+01:00Dwanaście<div style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kątem oka przyglądałam się Starkowi,
który – ignorując mnie całkowicie – wpatrywał się uważnie w przednią
szybę swojego Lamborghini. Dłonie miał pewnie zaciśnięte na skórzanej
kierownicy, a w jego oczach odbijały się uliczne latarnie i neonowe
światła bilbordów. Siedział wyprostowany, zupełnie nie przypominając
człowieka, którym był jeszcze miesiąc temu... zupełnie wyluzowanym,
niedbającym o konsekwencje swoich czynów (również na drodze). </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Po
dzisiejszej wizji wreszcie zrozumiałam przyczynę dziwnego zachowania
Starka. Znałam ten sekret. Byłam przerażona i nie miałam bladego
pojęcia, co zrobić. Serce biło jak oszalałe, a w uszach dudniła krew. I
tylko jedno odbijało się wyraźnie na tle całego tego zamętu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Loki, Loki, Loki, Loki...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jesteśmy na miejscu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Drgnęłam, słysząc znajomy głos. Burza myśli wciąż kotłowała się w mojej głowie. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Holly? Dobrze się czujesz?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tak – wydusiłam ledwie. – Powinnam odpocząć</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spojrzałam
w boczną szybę. Moje mieszkanie znajdowało się kilka metrów dalej, ale
czułam, że gdy tylko wstanę z siedzenia, moje nogi zrobią się niczym z
ołowiu i nie dotrę nawet do klatki schodowej.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Przepraszam, może nie powinienem cię tak zapracowywać. Jedna sekretarka
do tylu zadań to chyba nienajlepszy pomysł. Powinnaś mieć kogoś do
pomocy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Sens tych słów nawet do mnie nie dotarł.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dzięki za podwózkę – odparłam i wysiadłam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wolałam bliskie spotkanie z asfaltem, niż siedzenie obok Tony’ego w aucie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie! To nie był Tony!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Cicho
się pożegnałam. Mężczyzna życzył mi dobrej nocy i odjechał, powoli
wykręcając. Listopadowy, zimny deszcz sprawił, że momentalnie moje
ubrania przesiąkły wodą.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Westchnęłam i udałam się do mieszkania. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Musiałam porozmawiać z Thorem. Był bratem Lokiego, musiał coś wiedzieć.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Najgorsze w tym wszystkim było to, że przyjaciele mieli wkrótce dowiedzieć się, że przez cały ten czas ich okłamywałam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Oraz to, że sama czułam się podle oszukana.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
***</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nerwowym
krokiem przemierzałam Stark Tower, modląc się w duchu by nie trafić na
NieTony’ego. Całą noc nie zmrużyłam oka, rozmyślając nad tym, co
powinnam zrobić. Jak powiedzieć blondynowi o mojej mocy i o całej tej
wizji. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie wiedziałam co jest najgorsze w tej sytuacji.
To, że moje życie legło w gruzach, że Stark nie był Starkiem czy to, że
najwyraźniej się pomyliłam i Loki jest podłym potworem, którego
znienawidziło własne dziecko.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zdenerwowana brakiem efektów poszukiwawczych spytałam JARVISA, gdzie znajduje się Thor oraz NieStark.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Na
szczęście bóg znajdował się na końcu korytarza na tym piętrze,
najwyraźniej miał tu coś do załatwienia, a właściciela budynku nie było.
No tak, przecież on zaczynał pracę dopiero za godzinę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kazałam
cyfrowemu lokajowi powiadomić mnie, gdy tylko miliarder wróci, a potem
prawie biegiem wpadłam do gabinetu, w którym znajdował się blondyn. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Thor, mogę cię prosić na chwilę? – zapytałam, patrząc na niego znacząco.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jakaś dziewczyna, która siedziała po drugiej stronie biurka natychmiast wstała.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Zostawię was samych. I tak musiałam iść skserować te dokumenty – zaoferowała, machając plikiem kartek i niemal wybiegła.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Gdybym nie była tak przerażona i zaaferowana, zapewne zapytałabym, co on jej takiego zrobił, że tak szybko uciekła.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Thor wstał, marszcząc brwi</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– W czym mogę ci pomóc, droga przyjaciółko?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wyjrzałam na korytarz, ale dziewczyna już docierała do windy. Zamknęłam za sobą drzwi. Odetchnęłam głęboko.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Wiem, że to zabrzmi dziwnie i w ogóle to nie jest moja sprawa…
Teoretycznie – wtrąciłam ciszej. – Ale czy jest możliwe, by Loki miał
córkę?– spytałam na jednym wydechu. Thor słysząc to, zamarł na chwilę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Skąd to pytanie?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Cholera.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
I co teraz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Myśl Holly, myśl…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ostatnio przeglądałam nordyckie mity i była tam wzmianka o dziecku twojego brata… Chciałam tylko zapytać, to możliwe?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Thor uśmiechnął się lekko.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Następnym razem przygotuj lepszą wymówkę. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Moje serce przez chwilę chyba stanęło, a mnie zrobiło się słabo. Thor szybko dodał:</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie ważne. Nie chcesz mówić, to nie. W każdym razie, dlaczego uważasz, że nie?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie wiem… tak się zastanawiałam. Nigdy nie myślałam o tym, że on… mógł kiedyś z jakąś kobietą… no wiesz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nerwowo założyłam włosy za ucho.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Loki...cóż. Zapewne słyszałaś, jakim ja byłem bogiem, nim poznałem
Jane. Arogancki, bez wyrzutów sumienia. To nie był mój najchwalebniejszy
okres. Gdy pewnego dnia Loki dowiedział się, że nie jest synem
Wszechojca... stał się taki sam. Choć problemem było to, że był cwanym,
brutalnym oszustem. Zawsze drwiącym i wywyższającym się ponad wszystkim…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wiele się nie zmieniło, pomyślałam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Pewnego wieczoru spił się prawie do nieprzytomności. Mijała rocznica od
momentu, gdy dowiedział się o swoim pochodzeniu. Do tej pory pamiętam
jego trupiobladą twarz, sine usta i oczy przepełnione żądzą krwi, mokre
od łez oczy. Na jednej z uczt znajdowała się piękna aczkolwiek
bezwzględna bogini przepełniona mrokiem, Angerboda. Bogini smutku. Na
pierwszy rzut oka była podobna do Lokiego. Nigdy nie widziałem, by
cokolwiek sprawiało jej radość. Nigdy nie widziałem uśmiechu na jej
twarzy. Ubrana w czarną pelerynę przypominała…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Śmierć? – podsunęłam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Bo
to właśnie przypominała z wyglądu bogini. Pamiętałam to wspomnienie,
jakby należało do mnie. Pamiętałam tę noc, jakbym sama ją przeżyła. Było
to co prawda bardzo zatarte wspomnienie, jakby nieważne i zapomniane,
ale jednak gdzieś tam było. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tak. Chociaż to absurdalne, bo bogowie nie umierają.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kiwnęłam głową.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Czy Loki... się w niej zakochał?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Thor westchnął smutno.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Wierz mi. Chciałbym, by się okazało, że ma serce. Ale Angerboda była tylko kolejną kobietą na nocną przygodę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ale skoro wiedziała, jaki jest Loki, dlaczego…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Bogowie mają swoje przeznaczenie. Prawie tak samo jak ludzie, tylko że
każdy bóg jest za coś odpowiedzialny. Ja jestem bogiem burzy, Loki
bogiem kłamstw. Jesteśmy w swoich zadaniach najlepsi. To nasze życie. A
Angerboda... Loki pociągał ją tylko przez swój smutek, który wypełnia
jego serce. I tak, tego wieczoru powstała Hel. Oczywiście Odyn
dowiedział się o ich romansie. Lokiemu odebrał prawo do tronu, a
Angerbode zamknął w lochach. Gdy tylko Hel się urodziła, żołnierze z
rozkazu Odyna zabrali jej córę i wysłali do Helheimu i ochrzcili jako
bogini śmierci.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie próbowała wrócić? – spytałam, czując potworną gulę w gardle i łzy w oczach.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Z Helheimu nie da się uciec. Dusze nie mają prawa opuścić krainy umarłych.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– A Loki? Czy on…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Loki nawet nie wie, że jest ojcem. Nigdy więcej nie spotkał Angerbody.
Pewnie jej nawet nie pamięta. Odyn się o wszystko postarał. Nie chciał
mieć bękarta w rodzinie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
W tej chwili czułam nienawiść do ojca Thora. Wiedziałam, że bogowie są okrutni, ale to przekroczyło wszelkie granice.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Myślisz, że gdyby Loki wiedział, zmieniłoby to coś?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Drzwi za mną się otworzyły, zalękając mnie tak, że dostałam chyba palpitacji serca.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Czy już mogę?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tak, oczywiście. Dzięki, naprawdę wielkie dzięki – powiedziałam do Thora, który skinął mi na pożegnanie, i wyszłam. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wiedziałam
już wszystko, co chciałam, ale czułam się potwornie. Chyba nie byłam
lepsza od Lokiego. Byłam kłamcą przez całe swoje życie i najgorsze w tym
wszystkim było to, że nie umiałam przestać. Ale musiałam to zmienić.
Dla dobra wszystkich.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wysłałam szybkiego sms'a do
NieStarka, że wracam do domu. Musiałam
porozmawiać w końcu z Christeen i uratować swoich przyjaciół.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
***</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zamknęłam drzwi od mieszkania i rzuciłam gdzieś w kąt czerwone szpilki oraz torebkę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chris
dopiero godzinę temu wyszła do pracy, więc do piętnastej miałam czas
dla siebie. Natychmiast wskoczyłam w wygodny dresik i zmyłam zrobiony na
szybko makijaż. Zaległam na kanapie. Wbiłam wzrok w czarny ekran
telewizora, który odbijał moją sylwetkę. Po długich minutach rozmyślań
sięgnęłam po telefon. Kolejne chwile minęły, nim wykręciłam odpowiedni
numer i rozpoczęłam połączenie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Na bogów! Któż to do mnie dzwoni? Holly! Wieki chyba nie słyszałem twojego głosu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się smutno, słysząc głos dziadka po drugiej stronie telefonu. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Stęskniłam
się za nim, i to bardzo. Tak dawno go nie widziałam. Przez to
zamieszanie w moim życiu nie miałam ostatnio w ogóle czasu go odwiedzić;
musieliśmy się zadowolić jedynie kilkoma rozmowami przez telefon. A
przecież tyle było rzeczy, które powinnam mu opowiedzieć twarzą w twarz.
Ile bym dała, żeby znów go przytulić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dziadku. Potrzebuję pomocy...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
***</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Następnego poranka nie czułam się najlepiej. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Rozmowa
z dziadkiem zajęła mi pół dnia. Wyrzuciłam z siebie wszystko. Dziadek
od razu mnie zrozumiał i miał dla mnie milion rad, które musiałam w
spokoju przemyśleć.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kolejne pół dnia i całą noc
oglądałam głupie filmy w internecie i czytałam kiepskie fanfiction, bo
nie mogłam ani spać, ani normalnie funkcjonować.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chris
zaczęła się o mnie poważnie martwić i kazała zostać dziś w domu.
Towarzyszyła mi nawet przez część nocy, ale potem zasnęła obok, nie
mogąc dłużej wytrzymać bez zmrużenia oka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nawet nie
fatygowałam się, by powiadomić Starka ze nie będzie mnie dzisiaj w
firmie. Niech się wypcha. Na dobrą sprawę to nie jest nawet moim szefem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dopiłam rumianek leżący na stoliku nocnym i zamknęłam laptop, czując migrenę. Byłam wykończona.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Niespodziewanie
usłyszałam dzwonek do drzwi. Niestety Chris jeszce spała po wczorajszej pracy,
więc nie mogłam jej wykorzystać, by wpuściła gościa. Westchnęłam,
podnosząc się z łóżka. Owinęłam się puchowym szlafrokiem i założyłam
kapcie w kształcie kaczek, które dostałam od Christeen jakiś tydzień
temu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spojrzałam na zegarek znajdujący się na moim nadgarstku. 7:36. Kto o tej porze dobija się do mojego domu?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Holly!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Stanęłam
jak wryta, widząc starszego mężczyznę w moich drzwiach. Zadowolony z
niespodzianki, jaką mi zrobił, zdjął przeciwsłoneczne okulary i podszedł bliżej, by pocałować mnie w policzek. Dopiero gdy wszedł do mieszkania,
zauważyłam, że targał ze sobą ogromnych rozmiarów czerwoną walizkę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Emm... dziadku… po co ci ta walizka? – spytałam głupio, zamykając za
nim drzwi. Na moje słowa uśmiech mężczyzny jeszcze bardziej się
powiększył. Wyglądał prawie jak szaleniec.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jak to po
co? Myślisz, że do Alaski puszczę cię samą? O nie, moja młoda panno.
Jadę z tobą. Nie wytrzymam dłużej w samotności. Nie mam zamiaru umrzeć z
nudów! Jest tyle innych ciekawych sposobów, by zakończyć życie!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Poczułam, jak zalewa mnie fala gorąca. Dziadek zawsze był szalony… ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dziadku, ale ty...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Nic mi nie będzie. Poza tym, tylko ja wiem, co się wyrabia na tym
świecie. Musisz mieć jakieś oparcie. Nie pozwolę, byś wyjechała sama.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Wyjeżdżasz? – usłyszałam Chris za moimi plecami.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie, nie, nie, nie...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zszokowana
nagłym pojawieniem się zaspanej Christeen, którą zapewne obudził
radosny głos dziadka, poczułam na skórze gęsią skórkę oraz łzy w oczach.
Nie tak to miało wyglądać. Wiedziałam, że teraz nie ma odwrotu i
musiała się dowiedzieć.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wciągnęłam powietrze, próbując się uspokoić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dobra, Holly, dasz radę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Skończ z tymi kłamstwami, do cholery!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Holly? – ponownie usłyszałam jej niepewny głos.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Zostawię was samych. Umieram z głodu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kiwnęłam głową. Sens słów dziadka ledwo do mnie dochodził.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Całe ciało pociło się z nerwów.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Em... bo widzisz, Chris, muszę wrócić na Alaskę...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Po co?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Christeen całkowicie się wybudziła i teraz patrzyła na mnie uważnym wzrokiem, śledząc każdy mój ruch. Przełknęłam ślinę. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ona mnie znienawidzi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Może usiądziemy? To trochę długa historia.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
I
tak się zaczęło. Mój słowotok trwał przez dobre pół godziny, zanim
powiedziałam Christeen… cale swoje życie. Od nowa. Dziewczyna nie
przerwała mi ani razu, choć w jej oczach widziałam zawód, że nic jej nie
powiedziałam wcześniej o mocy, którą odkryłam, gdy po raz ostatni
żegnałam się z rodzicami. Że przewidziałam ich wypadek. Wyjaśniłam jej,
na czym polegała moja moc. Dlaczego zrezygnowałam z niej, czemu chciałam
o niej zapomnieć. Miała swoje plusy, ale chyba lepiej było nie wiedzieć
o tym, co się wydarzy w przyszłości czy czasem co się wydarzyło w
przeszłości.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Gdy najtrudniejsze było za mną,
opowiedziałam jej o wspomnieniach Lokiego i o tym, co zobaczyłam w Stark
Tower. Spodziewałam się każdej reakcji. Mogła krzyczeć, płakać, wyśmiać
mnie, ale Christeen dalej wpatrywała się we mnie bez wyrazu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Głos mi się łamał, gdy patrzyłam jej w oczy. Czułam się okropnie, poczucie winy zżerało mnie od środka, byłam podła.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jak mogłam nazywać się jej przyjaciółką?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wreszcie
doszłam do sedna historii, w której główną rolę grał Loki. Przekazałam
jej to, czego dowiedziałam się od Thora. O jego córce, która
współpracowała z klonem Starka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Z jednej strony
cieszyłam się, że w końcu jej to powiedziałam. Było mi lżej na sercu. W końcu przerwałam ten łańcuszek
kłamstw.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Z drugiej strony... bałam się, że Christeen
więcej się do mnie nie odezwie, a jedyne, co będę mogła zobaczyć, to
drwina w jej oczach.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– To koniec… – szepnęłam ledwo słyszalnie. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chris kiwnęła głową. Następnie zapadła cisza przerywana pojedynczymi hałasami dobiegającymi z kuchni.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie wiem, ile tak siedziałyśmy. Sekundy, minuty, godzinę?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Już miałam się poddać. Powoli wstałam z kanapy, nawet nie wiem po co, gdy Chris zerwała się i wzięła mnie w ramiona.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Och, Holly… Pojadę z wami.<br />
<br />
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: center;">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2017/02/trzynascie.html" target="_blank">Następny rozdział!</a>< </blockquote>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: center;">
Dzień dobry/wieczór :)<br />
Mimo ogromnej ilości nauki i obowiązków pozaszkolnych, wreszcie przybywamy do Was z nowym rozdziałem po krótkiej, niezaplanowanej przerwie. Jak widzicie dużo akcji i wyjaśnień. A przed nami jeszcze więcej akcji!<br />
Dalsze rozdziały mam nadzieję, że dalej będą co dwa tygodnie. Jeśli nie, na pewno damy znać.<br />
A i jeszcze jedno...<br />
<b>Mamy dla Was małą niespodziankę!</b>Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, pierwsza jej część pojawi się za tydzień,<br />
Niech moc będzie z Wami ^^</blockquote>
</div>
lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-59812109907328263542016-10-08T14:55:00.003+02:002017-02-18T13:14:23.240+01:00Jedenaście<div style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Za każdym razem, kiedy
myślałam o Brusie, mimowolnie robiło mi się żal, a serce wypełniało
współczucie. Co prawda głupio mi było myśleć o tym dojrzałym, dorosłym
mężczyźnie jak o zagubionym w świecie nastolatku, który nie może znaleźć
swojego cichego kąta, ale nie zależało to ode mnie. Tak go po prostu
postrzegałam. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wiedziałam o uczuciu, jakie do mnie
żywił. Ciężko je było przeoczyć. A to tylko jeszcze wzmagało moje
współczucie. Widziałam w jego oczach smutek za każdym razem, gdy patrząc
na mnie, uświadamiał sobie, że nigdy nie będę jego. Widziałam dystans i
spokój z jakim był we mnie zakochany; cichą akceptację tego stanu. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nigdy tak na prawdę niczego mi nie wyznał, a i ja nie poruszałam
tematu jego uczuć do mnie. W końcu to była jego sprawa. Jeśli nie chciał
mi o nich mówić − trudno. Poza tym tak było lepiej. Dopóki nie wiedział
oficjalnie, że nie odwzajemniam jego uczucia, zapewne mniej bolało. W
końcu zawsze pozostawała mu nadzieja, prawda? Nadzieja.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Żałowałam, że miał jedynie nadzieję.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ale nie mogłam na siłę zmienić swoich uczuć.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chrupałam serowe chipsy, siedząc na niewielkim stoliczku i zerkając
na Bruce’a. Ten z kolei rozłożył się na obrotowym krześle z wymiętą
koszulą i wpatrywał się tępo w ekrany na ścianie pokazujące Lokiego w
jego pokoju. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Siedzenie na Alasce było nudne. Mijał
już dopiero tydzień, czyli połowa czasu wyznaczonego do pilnowania
Lokiego, a ja już nie miałam co robić. Jak się okazało, oglądanie
seriali to rozrywka na najwyżej trzy dni. Potem i to robi się męczące.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Podzieliłabyś się chrupkami − zagaił Bruce, odwracając się na
krześle. Głowę oparł na ręce, leżąc w pozornie niewygodnej pozycji.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Będziesz gruby − odparłam, wystawiając w jego stronę paczkę. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wziął garść chipsów i odwrócił się z powrotem do ekranu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Ja już jestem gruby.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− No to będziesz jeszcze grubszy. W takim wieku trzeba o siebie dbać, staruszku.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się, ale on nie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Jak myślisz, o czym on tam tak myśli? − spytał zamiast tego po jakimś czasie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Przyjrzałam się sylwetce Lokiego, który właśnie przechadzał się po swoim pokoju w kółko, czytając książkę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Pewnie zastanawia się, o czym my tak myślimy, obserwując go. −
Zachichotałam. − Albo wymyśla plan ucieczki, nie wiem. Albo po prostu
czyta dobrą książkę i nie myśli o niczym.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Meh. Tacy jak oni zawsze o czymś myślą.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Znów zapadła cisza, ale po raz kolejny Bruce odezwał się dopiero po kilku minutach:</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nie wiem, czy powinienem pytać… − Odwrócił się w moją stronę. − Ale co robiłaś przedwczoraj u Lokiego?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zawahałam
się, a chipsy nagle utworzyły w moim gardle gulę, którą z trudnością
przełknęłam. Byłam pewna, że w tamtym czasie nikogo nie było w tym
pokoju, że nikt nie obserwował Lokiego. Sama o to zadbałam. Jak to się
niby stało, że Bruce się dowiedział?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Musiałam się czegoś dowiedzieć − odparłam powoli, strzepując okruszki z palców. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Musiałam
się dowiedzieć, jak dużą więź utworzył między nami fakt, że poznałam
przeszłość Lokiego. Jak dużą przewagę mi to dało. Jak bardzo zmieniło to
jego stosunek do mnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Cóż, jego stosunek nie zmienił
się od samego poznania jego przeszłości. Ale na pewno to, jak wiele
odwagi w sobie wtedy znalazłam − żeby stanąć z nim prawie jak równy z
równym; jakbym nie mierzyła się z bogiem kłamstw, z mordercą… to już na
pewno na niego wpłynęło. Myślę, że zarobiłam sobie u niego trochę
punktów.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− To miało związek z tamtym porwaniem? − zapytał Bruce.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pokiwałam głową, a on wyprostował się na krześle.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Słuchaj, tak na prawdę aż tak mnie to nie interesuje. Chciałem tylko
powiedzieć, że to było skrajnie niebezpieczne. Nie mogłaś poprosić, żeby
ktoś cię przypilnował? Żebym <i>ja </i>cię przypilnował? Mogła ci się stać krzywda!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spuściłam wzrok niby skruszona.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Wątpię. Mamy takie środki bezpieczeństwa, że nie mógłby nawet krzywo na mnie spojrzeć.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Co nie zmienia faktu, że lepiej dmuchać na zimne. Nie mówimy tu o
jakimś tam zwykłym mordercy. Tylko o chyba najbardziej niebezpiecznej
istocie na świecie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wywróciłam oczami.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Ale nic się nie stało, okej? Możemy o tym nie mówić? Wiem, że to było
nieodpowiedzialne, ale nie jestem dzieckiem. Koniec, kropka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Bruce spojrzał na mnie spod uniesionej brwi, a potem powoli odwrócił się do ekranów.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Jakby co, to pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Zawsze.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Wiem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
***</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kiedy
Pepper przyleciała na Alaskę ze Stevem, przez chwilę zastanawiałam się,
czy to na pewno ona. Nie chciałam jednak dać niczego po sobie poznać,
więc natychmiast uśmiechnęłam się szeroko, przytuliłam ją na powitanie.
Potem równie wesoło powitałam Kapitana, który również nie wyglądał
najlepiej. On jednak raczej z powodu tego, że od czasu tamtego wypadku
latanie samolotem (a tym bardziej w zimniejszych rejonach Ziemi) nie
było dla niego przyjemne.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Temat kiepskiego wyglądu Pep −
podkrążone oczy, łupież i szara cera − wypłynął przy śniadaniu, które
zjadłyśmy razem w moim pokoju, który teraz miała przejąć kobieta. Potts
wydawała się rozkojarzona i nawet nie zauważyła, kiedy włożyła do buzi
widelec bez jedzenia. Obudziła się dopiero, gdy ugryzła widelec. Wyjęła
go z jękiem bólu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Cholera.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spojrzałam na nią spod ściągniętych brwi. Normalnie pewnie zaczęłabym się śmiać, ale teraz poważnie się o nią martwiłam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nic ci nie jest?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nie. Nie, jest okej. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Coś się stało? Nie chciałam ci tego mówić, ale, no, wyglądasz, jakby cię coś trapiło.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pepper westchnęła.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
To tylko Stark. − Schowała twarz w dłoniach; być może, żeby zasłonić
łzy. − Mam przez niego tylko coraz więcej problemów. Zachowuje się,
jakbym w ogóle go nie obchodziła, jakby nic nas nie łączyło, nawet
przeszłość. Poza tym robi jakieś dziwne rzeczy. Przestał pić, zrobił się
miły… tylko ma jakby napady gniewu… nie wiem, jak to nazwać. Jak robi
się zły, to lepiej koło niego nie stać. No i znika na całe godziny, nie
wiadomo gdzie. I wiesz, nie do baru, jak zazwyczaj. Po prostu wychodzi i
już nigdzie nie można go znaleźć. Nawet się nie dodzwonisz. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Milczałam, nie wiedząc co powiedzieć. Mogłam ją jakoś pocieszyć? Złagodzić ból?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Może… no nie wiem, może powinnaś z nim o tym porozmawiać?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pepper opuściła ręce i zobaczyłam, że jej oczy były suche. No cóż, zawsze była silną kobietą.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Myślisz, że nie próbowałam? Stwierdził, że może nasz związek nie ma
dalej sensu. Rozumiesz? Nie ma sensu! Po tym wszystkim… Nie mogę, po
prostu nie mogę w to uwierzyć. Niby skoro nie chce dalej tego ciągnąć to
okej, nie zatrzymam go na siłę. Ale nie daje mi to spokoju, że od
złapania Lokiego tak nagle się zmienił. Wiem, że powinnam zapomnieć, ale
nie potrafię.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nie mam pojęcia, jak ci pomóc − wyznałam. − Chcesz, żebym tu z tobą została? To żaden pro…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Nie, nie musisz. Dam radę. Nie chcę, żebyś musiała siedzieć przy Lokim
choćby dzień dłużej. Wiem, że dla ciebie też to musi być trudne. Po
prostu mówię ci o tym, żebyś się nie zdziwiła po powrocie. Naprawdę
powinnaś na niego uważać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
***</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pepper nie
znikała z moich myśli aż do lądowania w Nowym Jorku. Tam pożegnałam się
z Brucem, a potem taksówką wróciłam do domu, gdzie z obiadem czekała
już Chris. W wejściu zobaczyłam, jak tańczy w kuchni, mieszając coś na
patelni i śpiewając na całe gardło. Kiedy odwróciła się i mnie
zobaczyła, nagle zastygła.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Holly! Wreszcie jesteś!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Nie, nie ma mnie − odparłam ze śmiechem. Zamknęłam drzwi i porzuciłam
walizkę na podłodze. Podeszłam do kuchni i usiadłam przy stole,
zaciągając się zapachem. W laboratoriach nie było takich domowych
obiadków. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Co tam dobrego gotujesz?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Spaghetti.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Piosenka, którą słuchała Chris ucichła, a potem włączyła się od nowa. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Mam dwa nowe obrazy − pochwaliła się dziewczyna. − Są na górze, jeśli chcesz zobaczyć.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Uuu, idę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jak
łatwo mogłam się domyślić, jeden (niewielki) był portretem Steve’a, a
drugi ładną, romantyczną, górską scenerią z kwitnącymi kwiatami na
pierwszym planie. Chris była zabujana po uszy…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
***</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kolejnego
dnia musiałam już niestety iść do pracy − nie ma lekko. Obawiałam się
spotkania ze Starkiem, lecz kiedy już się z nim przywitałam, wszystko
wróciło do normy. Był miły, w tym Pepper się nie myliła, ale z jej opisu
wynikało, że to nic dobrego, że był niepokojąco miły. Ale tak naprawdę
nie zmienił się wiele od Tony’ego z kilku dni przed moim wylotem na
Alaskę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
A ten Stark naprawdę mi się podobał. Dawał mi
akurat tyle pracy, żebym nie zostawała po godzinach i jeszcze mogłam
sobie zrobić przerwę. I nie musiałam odwoływać nic na ostatnią chwilę.
Jego budżet też jakby wyglądał coraz lepiej, choć i tak liczby, które
tam widniały, od zawsze były dla mnie czymś kosmicznym. Jak można było
mieć tyle kasy?!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Po ośmiu godzinach chciałam już wyjść ze Stark Tower, ale Stark zatrzymał mnie w drzwiach.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Holly? Mogę mieć do ciebie jeszcze ostatnią prośbę przed wyjściem?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Chyba tak. Co mam zrobić?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− U ciebie w biurze leży na wierzchu niebieski segregator. Podasz mi go? Jestem przywalony papierami, niezbyt nawet mogę wstać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zgodziłam się z ulgą, że to nic wielkiego.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kiedyś pewnie kazałabym mu się wypchać, a dopiero potem podała, żeby nie stracić roboty.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wzięłam
segregator z biurka i podałam mu go. Nasze koniuszki palców na chwilę
się złączyły, a mi nagle obraz przed oczami się zamazał.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie poczułam nawet jak upadam na ziemię, bo już znajdowałam się w wizji.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Byłam w dziwnym miejscu. Cichym, zimnym, szarym… Przede mną − przed Starkiem − stała wyniosła Azjatka w długim futrze.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Tak, Stark siedzi w celi. − Uśmiechnęła się lekko. − Jest naprawdę przerażony, że umarł. Nie wie, co się dzieje.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Śmieję się z satysfakcją.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Teraz zostaje już tylko znaleźć Lokiego − mówię. − Trzymają go w Stark
Tower… trzeba to tylko załatwić tak, żeby pomyśleli, że uciekł albo
zdechł.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− A po co? − zdziwiła się kobieta, a potem roześmiała. − Ta planeta i tak zaraz zniknie! Nikt nie będzie pamiętał o moim ojcu!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Nie lepiej jednak zachować ostrożność? Gdyby Avengers się dowiedzieli,
mogliby pokrzyżować nasze plany zanim zniszczysz Ziemię. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Nie, nie wydaje mi się − zaprzeczyła kobieta, podchodząc do mnie, co
wyraźnie mnie podnieciło. Dalsze słowa przestały mieć znaczenie. − To
byłaby tylko strata sił. A ty chyba jak najszybciej chcesz wrócić na
swoją Ziemię, prawda?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wizja nagle zniknęła, a ja zobaczyłam przed sobą twarz Starka…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
CO TO, KURWA, MIAŁO ZNACZYĆ?!</div>
<br />
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: center;">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2016/11/dwanascie.html" target="_blank">Następny rozdział!</a><</blockquote>
lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-16606517376622822522016-09-17T17:12:00.000+02:002016-10-11T13:56:57.486+02:00Dziesięć<div style="text-align: center;">
<b>Pepper Potts</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Peeeeeep! Wychodź wreszcie; zaraz się posikaaaam!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wywróciłam
oczami, słysząc po raz kolejny jęki Jane. Przed spełnieniem jej prośby
po raz ostatni zerknęłam w lustro i przygładziłam włosy. Z krytyką
wpatrywałam się w mój ubiór. Zwykła biała bluzka z nadrukiem, o rozmiar
za duże, szare dresy. To nie był mój styl. Czułam się dziwnie i obco,
ale Christeen uparła się, że w babski wieczór ma być luźno i wygodnie.
Zero eleganckiego ubioru. Najzwyklejszy dres.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wychodząc z
łazienki, westchnęłam głęboko. Oczekiwałam jakiejś reakcji Jane, ale ta
tylko przepchnęła się obok mnie i wbiegła do toalety.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Szybko
wyjęłam z torebki leżącej na łóżku telefon, odruchowo sprawdzając
skrzynkę pocztową. Jeszcze zanim Jane wróciła wyciągnęłam spod łóżka
kartonowe pudło po butach, w którym schowałam przed Tonym dwie butelki
najlepszego wina kupionego specjalnie na ten wieczór.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Miałam
wrażenie, że to i tak będzie o wiele za mało. Nie zapowiadała się
świetna zabawa. Holly − od kiedy zgłosiła się do pilnowania razem z
Brucem Lokiego na Alasce − była jak tykająca bomba. Dużo się
denerwowała, chodziła zamyślona i rozkojarzona. Nigdy nie było wiadomo,
kiedy nakrzyczy na ciebie za jakąś głupotę albo strzeli bezpodstawnego
focha.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie dziwiłam jej się, ale z drugiej strony… czemu
tak wyrwała się do przodu, kiedy padło pytanie, kto pojedzie z Bannerem
pilnować Lokiego? Nie mogła zaczekać, aż przyjdzie kolej na Steve’a i
pojechać z nim?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Idziemy? − spytała nagle zza moich pleców Jane. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kiwnęłam głową, wzięłam pudło pod pachę i wyszłyśmy z mojego pokoju.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dość szybko przeszłyśmy do kuchni, gdzie Tony i Holly jedli jedną z chyba pięciu zamówionych pizz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jane widząc to, klasnęła z radości w dłonie i pobiegła, by przysiąść się do kalorycznej uczty.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Już jest! Świetnie! Umieram z głodu!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zaśmiałam
się nerwowo próbując zignorować dziwne uczucie, które pojawiło się, gdy
tylko zobaczyłam Tony’ego. Nagle zrobiło mi się gorąco. W gardle
pojawiła się gula, gdy usłyszałam radosny śmiech Holly na puentę
jakiegoś żartu Starka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Naprawdę cieszyłam się, że
wydoroślał ostatnimi czasy. Że przestał być... Starkiem. Przestał
traktować swój zespół jak śmieci. Że ograniczył picie. Holly codziennie
liczyła butelki whisky w jego barze i ostatnio znikało coraz mniej. To
było to, czego chciałam. By Tony wydoroślał i się ogarnął. Z drugiej
strony jednak coraz mniej się mną interesował, udawał wręcz, że mnie nie
zna. Nie wiem, co w niego wstąpiło. Jeszcze parę tygodni temu błagał
mnie, bym mu wybaczyła, a teraz zachowywał się, jakbym znów była dla
niego pewnikiem. Stuprocentowym pewnikiem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Z tęsknotą przyjrzałam się jego eleganckiemu ubraniu i ułożonych w "artystyczny" nieład włosach. Zmusiłam się do uśmiechu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− No już, Tony, spadaj stąd. To babski wieczór, nie jesteś mile widziany − odgoniła go Jane, dopadając do pizzy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Już, już. − Wstał z pełnymi ustami, pożegnał się kilkoma słowami, a potem wyszedł, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zerknęłam na dziewczyny. Jane już na dobre zajęła się jedzeniem. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Drgnęłam,
gdy zauważyłam świdrujące spojrzenie Holly, a mój uśmiech mimowolnie
zszedł z twarzy. Usiadłam na wygrzanym krześle Tony’ego.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Wszystko w porządku? − spytała Holly. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zawahałam się i pokręciłam głową. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Po co miałam udawać? </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nie wiem… Tony trochę… no, sama widzisz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
McCarter
zaczęła mamrotać coś pod nosem. Chwilę później po kuchni rozniósł się
dźwięk telefonu. Dziewczyna sięgnęła po sprzęt, po czym uśmiechnęła się.
Szybko wystukała odpowiedź. Jane zerknęła jej przez ramię. Ja natomiast
sięgnęłam po butelkę wina z pudełka. Musiałam się porządnie napić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Możemy już jechać do mnie − powiedziała Holly. − Chris wróciła. Taksówka czy Porshe?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Porshe − stwierdziłyśmy chórem i wybuchnęłyśmy śmiechem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
O cholera − zaklęła Christeen, która nagle pojawiła się w drzwiach.
Oderwałam wzrok od kolejnego odcinka "Plotkary", by spojrzeć na swoją
przyjaciółkę, która wyglądała jakby przebiegła maraton w myjni
samochodowej. Parsknęłam śmiechem i wyłączyłam telewizor, i tak
zagłuszany przez resztę dziewczyn. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
"Impreza" już dawno
zdążyła się rozkręcić. Pepper, tańcząc i fałszując na cały Manhattan,
kończyła już butelkę wina. Pomijam fakt, że pomiędzy mimi znalazło się
jeszcze miejsce na wódkę. Panna Pots może i miała mocną głowę, ale nawet
po takiej ilości alkoholu coś musiało ją tknąć. Zwłaszcza, że nie miała
najlepszego humoru. Na zmianę śmiała się i płakała. Jane natomiast
leżała na kanapie, narzekając na wszystko z przerwami na wymioty. Na
szczęście na dywanie leżała miska. Zmarszczyłam nos, czując po raz
kolejny obrzydliwy smród. Podeszłam do niej zabierając jej ciemne włosy z
miski.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Zostało coś dla mnie? − zaśmiała się Chris po
pierwszym szoku. Rozejrzałam się po pokoju. Widząc leżące na podłodze
puste butelki, wzruszyłam ramionami.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Sprawdź w lodówce. Powinno coś być.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nic nie piłaś?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Pięć tysięcy kilometrów w samolocie z kacem? Podziękuję.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dziewczyna zaśmiała się i zerknęła na telefon, który miała w dłoni.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Steve pyta się, czy dotarłam do mieszkania − powiedziała, widząc moje pytające spojrzenie. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Uśmiechnęłam
się. Już miałam wypytywać o szczegóły ich randki, lecz przerwał mi huk.
Zaskoczone spojrzałyśmy na Pepper, która jak długa poleciała na
podłogę, potykając się o swoje nogi. Podniosła kciuk w górę, dając nam
przy tym niewyraźnie znać, że nic jej nie jest.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Westchnęłam i razem z Chris podeszłyśmy do rudej, by pomóc jej wstać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Ty, ona śpi! − szepnęła z niedowierzaniem moja przyjaciółka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Parsknęłam
śmiechem, a zaraz potem odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na zegarek na
lewym nadgarstku. Była trzecia w nocy. Wróciłam do kanapy, na której
leżała Jane. Wzięłam wolną poduszkę i koc, po czym przykryłam nim
Pepper.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Loki Laufeyson</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Moim nowym
domem na najbliższy czas została Alaska. Nie mogłem jednak podziwiać
pięknych, zimowych krajobrazów, bo prosto z samolotu zostałem
przeprowadzony do podziemnego laboratorium. Nie ma jednak tego złego − w
końcu miałem aż <i>rok</i> na wydostanie się z tego sterylnego
więzienia. Jestem pewien, że wystarczyłby miesiąc. Z taką ilością czasu
mogę przekupić kilku strażników i obmyślić plan idealny!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zostałem
zaprowadzony do swojego nowego pokoju, gdzie zdjęto ze mnie kajdanki z
obrożą, a w zamian założono dziwną bransoletkę, która małymi igiełkami
wbiła się w moją skórę i idealnie dopasowała do nadgarstka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ugh. Ohydna technologia.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Potem panowie, którzy mnie eskortowali, wyszli, zamykając za mną drzwi na klucz. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Moja
sypialnia była naprawdę minimalistyczna. Granatowe ściany, jednolita
podłoga bez żadnych łączeń, która imitowała drewno. Pod hologramowym
oknem z widoczkiem na góry stało łóżko z kremową pościelą. Obok drzwi
blat jakby wyrastający ze ściany oraz krzesło przytwierdzone do podłogi
na stałe. Prawdopodobnie tak samo jak łóżko. Na półce wyżej kilka
książek, jakieś rzeczy do pisania, radio… </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Przytulnie, nie powiem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Za zamkniętymi drzwiami odnalazłem łazienkę, która miała nawet lustro i ciepłą wodę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
W całym pokoju nie było jednak szafy, więc domyśliłem się, że ubrania będą mi dostarczane codziennie, tak jak jedzenie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Położyłem się na łóżku, wbijając wzrok w sufit.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
***</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Masz gościa − odezwał się zza drzwi Mike, jeden z moich prywatnych strażników.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Podniosłem
wzrok znad książki, zdziwiony. Oczy niemal wyszły mi z orbit, kiedy
przez drzwi przeszedł nie kto inny jak dziewczyna, którą porwałem. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Dziękuję panu bardzo − powiedziała Mike’owi, zamykając drzwi. Nim zdjęła rękę z klamki, zmierzyła mnie wzrokiem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Witam, moja droga. − Uśmiech zagościł na mojej twarzy. − Co cię sprowadza w te zimne rejony?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ciekawe czy załapała, że miałem na myśli nie tylko Alaskę, ale i mnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Przyszłam po odpowiedzi. <i>Szczere</i> odpowiedzi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Tak, to było dość oczywiste. Odłożyłem książkę na parapet i usiadłem w poprzek łóżka, opierając się o ścianę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Zapraszam. Jestem otwartą księgą.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dziewczyna
przełknęła ślinę i podeszła kilka kroków, ale tylko do biurka.
Spojrzała na notatki, które zostawiłem rozsypane na blacie, ale szybko
odwróciła od nich wzrok.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Przede wszystkim: dlaczego mnie uwolniłeś?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nie widziałaś tego w moich wspomnieniach?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pokręciła głową, siadając na krześle. Założyła nogę na nogę, jej zgrabne łydki ukrywały się pod grubymi rajstopami.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Widziałam tylko daleką przeszłość, nie ostatnie tygodnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ucieszyła mnie ta wieść. To oznaczało, że nie wiedziała o moim planie dotyczącym jej mocy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Nie potrzebowałem ofiar z ludzi. − Wzruszyłem ramionami. − Chciałem
tylko uciec. Zostawiając braciszkowi ciebie miałem pewność, że zamiast
mnie szukać zajmie się ratowaniem ciebie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dziewczyna uniosła lekko brodę, zamyślając się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− To brzmi rozsądnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zaśmiałem się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Co ty nie powiesz… to teraz ty mi odpowiedz na pytanie: przyjaciele nie wiedzą o twojej mocy, prawda?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spojrzała na mnie ostro.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− To ja zadaję pytania − odparła. − Nie będę odpowiadała na twoje.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Chyba nie myślałaś, że dam ci cokolwiek za darmo? Też chcę wiedzieć, moja droga. Informacja to cenna rzecz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wiedziała, że mam rację i długo nie musiałem czekać na odpowiedź.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Nie wiedzą. Nie chwalę się tym. Jak już powiedziałeś, informacja to
cenna rzecz. Kolejne pytanie… − Tu lekko się zawahała. − Mógłbyś zrobić
mi krzywdę?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Parsknąłem śmiechem, myśląc, że to żart, ale ona była całkiem poważna.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− A co, kochanie, liczysz na gorącą noc, ale boisz się poprosić?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nie. Na drugie twoje pytanie już odpowiedziałam, teraz ty odpowiedz na moje.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Uśmiechnęła
się nieznacznie, ciesząc się, że mnie “przechytrzyła”. Posłałem jej
przeciągłe spojrzenie, które z łatwością wytrzymała.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Coś
się w niej zmieniło. Nie wiem kiedy i jak, ale nabrała odwagi i
pewności. Jak bardzo chciałbym teraz wejść w jej umysł i zobaczyć, o
czym myśli! Skąd ta zmiana. I dowiedzieć się, po co jej te odpowiedzi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wstałem
i powoli do niej podszedłem. Schyliłem się i przysunąłem tak blisko, że
niemal stykaliśmy się nosami, a ona nie ważyła się nawet drgnąć.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Tak. Skrzywdziłbym cię i nawet nie poczuł wyrzutów sumienia − wyszeptałem. − Choćby tu i teraz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Delikatnie
przesunąłem ręką po jej szyi, obejmując ją palcami. Bez przerwy
patrzyłem w jej niebieskie oczy, a ona patrzyła w moje. Jej pewność
siebie słabła, choć dziwiło mnie, że jeszcze nie wołała o pomoc.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nakryła moją dłoń swoją i przybliżyła się tak, że byłem zmuszony przycisnąć rękę mocniej do jej szyi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− A ja myślę, że nie zabiłbyś mnie. Nawet, gdyby nie powstrzymywała cię ta bransoleta.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, aż wreszcie wyprostowałem się i odsunąłem. Ona również wstała.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Miłego dnia − życzyła i wyszła.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Cóż… </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chyba zaczynała mi imponować.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr">
Chyba właśnie zrobiłam najgłupszą rzecz w moim życiu.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis5EDziEunQfFu_w8OVg4m2xSwC3mx3k4XCaD2WQgSr3V2rgDh0hoZqegbE8pNAaZHvPrfKKCK5CYbglftJmb8mpcuAl5ASYjfkjq3NOCvR1UccWh_6g0LODvj9Krqfx2YmUv5QignNCeR/s1600/Kathryn_Prescott_7.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis5EDziEunQfFu_w8OVg4m2xSwC3mx3k4XCaD2WQgSr3V2rgDh0hoZqegbE8pNAaZHvPrfKKCK5CYbglftJmb8mpcuAl5ASYjfkjq3NOCvR1UccWh_6g0LODvj9Krqfx2YmUv5QignNCeR/s400/Kathryn_Prescott_7.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2016/10/jedenascie.html" target="_blank">Następny rozdział!</a><</div>
</blockquote>
Lorahttp://www.blogger.com/profile/15629766120177068468noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-2934254533463826192016-09-03T18:55:00.000+02:002016-09-18T12:04:25.299+02:00Dziewięć<div style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wszyscy zebraliśmy się wokół
długiego, szklanego stołu w jednej z sal obrad. Kiedy przeszłam przez
drzwi, oznajmiając, że Tony wkrótce się zjawi, po sali przeszedł
zadowolony pomruk. A kiedy pan Stark przekroczył drzwi, zajęliśmy
miejsca. Jako jego sekretarka usiadłam po jego lewej, a on sam stał w
górze stołu, spokojnie przeglądając dokumenty.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Ech… No więc witam wszystkich zebranych. Jak wiecie, ale muszę to
powiedzieć, bo wymaga tego idiotyczna procedura, zebraliśmy się, żeby
zadecydować o dalszym losie Lokiego Laufeysona, przestępcy zarówno tu,
na ziemi, jak i w Asgardzie. Jeśli ktoś musi jeszcze siku, to ma
ostatnią szansę − zażartował, ale odpowiedziały mu znudzone spojrzenia
Avengers. Odchrząknął. − To może zaczniemy od przedstawienia opcji?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Po krótkim przejrzeniu innych stron dokumentów powiedział, że
pojawiły się tylko dwie propozycje. Po pierwsze wysłanie boga do
Asgardu, gdzie zostanie ukarany według tamtego prawa − po prostu
śmiercią. Po drugie pozostawienie go na Ziemi, aby następnie wykorzystać
do badań nad Tesseractem lub po prostu nad magią “i innymi bzdetami”. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Stark nie zdążył dokończyć mówić, bo przerwał mu Thor:</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Wydaje mi się to oczywiste, że skoro mój brat miał już od dawna być
osądzony w Asgardzie, to teraz sytuacja nie ulega zmianie. To, że
uciekł, nic nie zmienia. Po co w ogóle te obrady?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Ponieważ jak widać nie wszyscy zgadzają się z tobą, kochaniutki − odparł złośliwie Tony.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Kto się nie zgadza? Jedna osoba? Przecież to nie ma znaczenia, jeśli cała reszta chce go oddać Odynowi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Tak, jedna osoba. Ale tą osobą jestem ja − stwierdził Stark.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wzięłam głęboki wdech i zdecydowałam się na wejście w tej chwili.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Tak właściwie… to ja też jestem za tym, żeby go zostawić − oznajmiłam,
wstając z miejsca. Mój wzrok skrzyżował się z zaskoczonym wzrokiem
Thora. Inni zebrani − Steve, Clint, Natasha, Pepper i Bruce − także
wydawali się zdziwieni moją decyzją.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ja sama byłam
zdziwiona! Jeszcze dwa tygodnie temu bez mrugnięcia okiem oddałabym
Lokiego Thorowi, byle tylko pozbyć się go z Ziemi i nie musieć więcej
oglądać… jednak po tym, jak zobaczyłam jego przeszłość i zrozumiałam,
dotarło do mnie, że ten mężczyzna nie zasłużył na śmierć. Na cierpienie −
może, na okrutną karę − może. Ale nie na śmierć. Loki był pięknym
przykładem tego, jak to sami tworzymy sobie wrogów. Przez setki lat
ignorowany, na uboczu, “ten gorszy” chciał teraz nareszcie poczuć się
wartościowy. Niezależnie od ceny próbował pokazać, że on też się liczy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Może się przydać do badań − wyjaśniłam. Ten argument był najlepszy. Na
pewno nie przekonałabym nikogo tym, że ufam w dobro Lokiego, tym
bardziej, że nie powiedziałam im o wizjach. − Moglibyśmy dzięki niemu
wynaleźć więcej wynalazków, które pomogłyby uzyskać przewagę nad
Asgardczykami, może nawet nad lodowymi olbrzymami, gdyby kiedyś
postanowiły nas najechać. Thor, jak wiemy, ma swoje obowiązki i nie może
być zawsze dyspozycyjny, a do tego… no cóż, nie wszystkie eksperymenty i
badania możemy na nim wykonać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Po części też się tu
zgadzam − oznajmił Bruce spokojnie, a ja usiadłam, dając mu się
wypowiedzieć. − Jego obecność mogłaby być dla nas bardzo pomocna. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Rozumiem to − zgodził się Thor. − Ale mimo wszystko Loki był naszym
więźniem. Wcześniej dobrowolnie oddaliście go w nasze ręce, kara powinna
zostać dokonana. Naprawdę przykro mi to mówić, ale mój brat zasłużył na
śmierć. Poza tym, Holly − spojrzał mi prosto w oczy − naprawdę nie
bałabyś się, gdyby pozostał tu, w Nowym Jorku? Gdyby dalej miał szansę
na wydostanie się i szerzenie zła? Mógłby się na tobie zemścić… a tego
nikt by nie chciał.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spuściłam na chwilę wzrok.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Szczerze?
Niewiele się o to martwiłam. Jego porwanie mnie nie było niczym
osobistym. Czyżby już zapomnieli, jak sama wbiegłam mu w ramiona, chcąc
ratować Chris? Wątpię, by próbował zrobić mi krzywdę jeszcze raz. A jego
późniejsze śledzenie mnie… Loki do niczego się nie przyznał. Może po
prostu znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, a Stark
i reszta sami dopisali sobie jakieś złe pobudki?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Wiem, że będę bezpieczna − skłamałam. − Z zabezpieczeniami
antymagicznymi, które dziś posiadamy, jesteśmy zdolni unieszkodliwić
Lokiego niemal całkowicie. Nie ma opcji, że kogokolwiek jeszcze
skrzywdzi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Dodatkowo − przerwał mi Tony
niespodziewanie − zamieniłem z nim kilka słów zaraz po wsadzeniu do
więzienia. Jest gotów nam pomóc pod warunkiem, że zapewnimy mu nie
wysłanie do Asgardu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− I co? Chyba nie myślicie, że robi to z dobroci serca? − zdziwił się Thor.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Oczywiście że nie! − zaśmiał się Stark. − Pewnie chce zyskać trochę
czasu na ucieczkę. Ale do tej i tak nie dojdzie; mogę to zagwarantować. A
korzyści, jakie nam przyniesie, przerastają koszty. Mówimy przecież o
bezpieczeństwie milionów istnień. Jedyne, czego chcemy, to jednego
przestępcę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Thor westchnął, przecierając twarz ręką.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nie podoba mi się to.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Ktoś chciałby jeszcze coś dodać? − zapytał Tony. Odpowiedziało
milczenie. − Więc głosujmy. Kto jest za przetrzymaniem Lokiego na Ziemi?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Rękę podniósł on, ja i Bruce. Natasha, Pepper, Steve, Clint i Thor ani drgnęli, choć po Stevie widać było, że się waha.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wstrzymałam oddech.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Ktoś się wstrzymuje?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Clint, Pepper i Steve podnieśli ręce.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Wolałbym jednak nie trzymać Lokiego tak blisko moich dzieci − powiedział Clint z troską. − Mimo wszystko <i>nigdy</i> nie ma pewności, czy znów się nie uwolni. Cieszyłaby mnie odległość przynajmniej stąd do Alaski.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Tony pokiwał głową w zamyśleniu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− A ty, Steve? Pepper? I Natasha? − zapytałam. − Wasza opinia mogłaby pomóc.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spojrzeli po sobie i w końcu była sekretarka Starka zabrała głos:</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Dla mnie nie ma to większego znaczenia. Choć broń byłaby przydatna, to
jednak Thor ma wiele racji. Loki powinien zostać osądzony według ich
prawa, tak jak to miało być przed ich ucieczką.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zapadła krótka cisza, którą przerwał Steve.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
A czy nie możemy pójść na kompromis? Loki zostanie rok, wywieziemy go
na Alaskę, a po tym czasie oddamy w ręce Asgardczyków i niech robią z
nim, co chcą.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Rok spokojnie wystarczy na przeprowadzenie testów − zgodził się Bruce.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− No więc dobrze. Kto jest za pozostawieniem Lokiego na Ziemi przez rok, a potem oddaniu go do Asgardu?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ręce podnieśli wszyscy, nawet Thor, choć wyjątkowo niechętnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Świetnie − ucieszył się Stark, zatrzaskując plik dokumentów. − Czyli sprawa zamknięta.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Steven Rogers</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wyrwałem
ze szkicownika kolejna kartkę i zwinąłem ją w kulkę. Rzuciłem do kosza,
trafiając bez problemu. Byłem załamany i jednocześnie zirytowany.
Kiedyś byłem całkiem niezły w szkicowaniu, szło mi to gładko, jakby
rysunki same wychodziły spod ołówka. Dziś nie potrafiłem się otworzyć i
bez zastanowienia odpłynąć w ten papierowo-grafitowy świat; bałem się
stawiać kreski na pustej kartce, żeby nie zniszczyć jej idealnej
powierzchni swoimi bazgrołami. Pomysły niby tłoczyły się w mojej głowie,
ale na papierze traciły na pięknie... Może powinienem sobie dać spokój?
Gdyby Christeen zobaczyła, jakie brzydactwa popełniłem, już nigdy by
się do mnie nie odezwała, klnąc na mnie w najgorsze możliwe sposoby.
Prawdopodobnie potrzebowałaby też pieniędzy na terapię, bo doznałaby
jakiegoś szoku.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Przypomniał mi się ostatni wieczór w
towarzystwie dziewczyny, przez co uśmiechnąłem się głupkowato. Nie
mogłem nawet na chwilę odpędzić jej od swych myśli, lecz szczerze? − nie
przeszkadzało mi to. Dzięki niej mój szary świat wreszcie nabierał
kolorów. Czułem się szczęśliwy jak nigdy i wreszcie miałem szansę na
pokochanie kogoś innego niż Peggy. Od ponad siedemdziesięciu lat moje
serce nie zabiło tak mocno jak przy tej osóbce. No może oprócz Holly.
Gdy pierwszy raz ją poznałem, poczułem między nami pewną więź. Jednak
szybko przekonałem się, że zawsze będzie dla mnie jak siostra. Przeklęta
młodsza siostra, która stara się zeswatać staruszka. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Cieszyłem
się, że próbuje nas zeswatać. Była dobrym “zapalnikiem”, pchała nas do
działania. Christeen jest zbyt nieśmiała i niepewna, boi się angażować w
tego typu relację. Wciąż nie mam pojęcia dlaczego. Ja natomiast lubię
ją na tyle, że nie chciałbym jej do niczego przymuszać. Znam ją zbyt
krótko, żeby wiedzieć, kiedy nie robi kroku naprzód, bo nie chce, a
kiedy chce, ale do pokonania jakiejś wewnętrznej blokady potrzebuje
pomocy. Holly była dla niej taką pomocą.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Bo ja już byłem pewien, że gdyby Chris dała mi szansę, skorzystałbym bez chwili zastanowienia.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Westchnąłem nad kolejnym rysunkiem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Tak
zamyśliłem się o Chris, że nim spostrzegłem, kilka łagodnych kresek
postawionych na kartce stworzyło jej twarz, z grzywką zakrywającą lekko
lewe oko. Jej ciemne oczy patrzyły na mnie z papieru przyjaźnie, choć
trochę nieobecnie. Usta lekko wygięte w uśmiechu…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Drzwi otworzyły się z hukiem, na co szybko zatrzasnąłem notes.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spojrzałem
na Holly, która uśmiechała się szeroko. Ubrana była w szare leginsy i
zwykłą, biała bokserkę. Włosy upięła w zwykłego kucyka, który skakał,
gdy ona tanecznym krokiem podeszła do stolika, przy którym siedziałem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Jestem gotowa na rozkazy, Kapitanie. − Stanęła na baczność, salutując.
Starała się być poważna, choć uśmiech, który błąkał się na jej
malinowych ustach, zdradzał ją. Westchnąłem, kręcąc głową.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Miałaś tak do mnie nie mówić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Tak jest, Kapitanie!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Parsknęła śmiechem. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wstałem
z krzesła, odkładając ołówek na blat obok butelki wody. Holly chyba
odruchowo sięgnęła po zgnieciony kawałek papieru i rozwinęła go z
ciekawością. Nie zdążyłem jej go wyrwać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Ty szkicujesz? − spytała zdziwiona. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Poczułem, jak na moje policzki wpływał rumieniec.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Jakoś tak. Coś mnie natchnęło.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− <i>Coś</i>? </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wywróciłem oczami, słysząc jej zadowolony ton i widząc jej sugestywne spojrzenie. Jednak zignorowałem to i wzruszyłem ramionami.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nuda − odpowiedziałem, nie patrząc na nią. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nie wydaje mi się, żebyśmy ostatnimi czasy cierpieli na nudę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− To co, zaczynamy trening? − spytałem, chcąc zmienić temat. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Holly przytaknęła i pobiegła w głąb sali treningowej, gdzie znajdowały się materace i przeróżne urządzenia. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wciąż
nie mogłem się nadziwić, z jaką radością i energią przyjęła pomysł
Clinta z nauką samoobrony. Wydawało mi się, że nawet mimo początkowego
entuzjazmu, gdy przyjdzie co do czego zacznie się wykręcać, a tu proszę…
ale! Nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Dziś jej pierwszy trening i
pewnie jej nastawienie zdąży się zmienić, kiedy wycisnę z niej siódme
poty. Zanim pokażę jej jak walczyć, muszę zwiększyć jej siłę i
wytrzymałość. Po pierwsze dlatego, żebym przypadkowo nie zrobił jej
krzywdy. Po drugie, żeby przyzwyczajała serce i mięśnie do wysiłku.
Niestety ale jej siedzący tryb życia nie ułatwia sprawy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dogoniłem Holly.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Od czego zaczynamy? − zapytała.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Błagam... już dość… Steve… − wysapałam, łapiąc się za brzuch, gdzie
właśnie dostałam kolki. Mijała druga godzina mojego pierwszego treningu.
I jeśli jutro za sprawą zakwasów nie wstanę z łóżka, będzie to ostatni
raz jak Rogers zobaczył mnie w sali treningowej. Pot spływający po moim
ciele nieprzyjemnie łaskotał. Śmierdziałam okropnie i tak samo się
czułam. Z ciężkim westchnieniem położyłam się na brzuchu na materacu i
spojrzałam na Steve’a, który wciąż biegł na najszybszych obrotach na
bieżni. Nie wydawał się zmęczony. Ledwo oddech mu przyspieszył! Podczas
gdy ja umierałam w przeraźliwych męczarniach. To niesprawiedliwe...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Blondyn nagle zszedł z bieżni i ze śmiechem podszedł do mnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Poddajesz się? − spytał. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jęknęłam i schowałam twarz, uderzając czołem o materac.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nienawidzę cię, Rogers. Właściwie skoro Stark pozwala mi wychodzić na miasto bez ochrony…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Nic takiego nie powiedział. To był jeden raz − przerwał mi. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wywróciłam oczami, nie mając siły się kłócić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie
potrzebowałam tej ochrony. Loki był już schwytany i pewnie szykował się
na Alaskę, gdzie będzie siedział pod czujnym okiem Avengersów i setek
gadżetów Starka gotowych na jego jeden fałszywy ruch. Łażące ciągle za
mną goryle były zbędne i tylko wzmagały we mnie strach, ciągle
przypominając o tym, że gdzieś tam może czyhać na mnie
niebezpieczeństwo… No proszę! Pierwsza lepsza prostytutka jest bardziej
zagrożona ode mnie!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ale ochrony pozbędą się dopiero, gdy samolot wyląduje u celu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
W
pewnym sensie czułam też, że Loki by mnie nie skrzywdził. Porwał mnie,
żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Gdyby chciał mnie zabić, zrobiłby to
zaraz po ucieczce… lub po mojej próbie kradzieży Tesseractu. A on nie
dość, że darował mi życie, to wypuścił na wolność, co świadczy o tym, że
nie jest taki zły, jak o nim mówią… choć może po prostu miał w tym
swoje korzyści? Próbował coś osiągnąć?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chciałam iść do niego i się przekonać. Zapytać, czemu mnie nie zabił. Pewnie i tak by nie odpowiedział, ale warto próbować!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Usłyszałam
dzwonienie komórki. Z jękiem zdałam sobie sprawę, że przedmiot leży w
torbie na ławce, co oznaczało, że musiałam zmusić swoje mięśnie do
wstania i przejść aż dziesięć metrów! Szczęśliwie Steve mnie wyręczył.
Nie miałam nawet siły ostrzec go przed bałaganem w torebce.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dostałam telefon dopiero, kiedy po raz drugi zaczął nawiązywać połączenie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Cześć! Słyszę, że Steve nieźle cię przycisnął − usłyszałam głos Chris. −
No chyba że właśnie skończyłaś z nim uprawiać dziki seks, ale wtedy nie
dożyłabyś jutra.− Słodki głos, jakim to powiedziała, rozbawił mnie do
łez… to znaczy rozbawiłby, gdybym miała jeszcze w sobie choć trochę
energii.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Weź… w porównaniu do tego przetrzymywanie u
Lokiego było jak świetne wakacje. To był ostatni raz. Wolę się pomęczyć,
oglądając Mel-B z paczką chipsów na kanapie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Czyli pewnie nie wyjdziesz ze mną na wystawę sztuki w Central Parku? − bardziej stwierdziła niż spytała.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
−
Nie. Wybiorę się pod prysznic. − Przerwałam na chwilę, słysząc po
drugiej stronie jęk zawodu. Spojrzałam z poziomu podłogi na Steve’a i
uśmiechnęłam się chytrze. − Może Steve się z tobą wybierze?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− McCarter…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Masz jakieś plany na wieczór? − spytałam go, ignorując groźny ton przyjaciółki. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Rogers nie zdążył odpowiedzieć, bo wyczytałam odpowiedź z jego twarzy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− O której się zaczyna?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− Holly, błagam… o 19:00, ale to...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
− O 19? Super. Przekażę wszystko Rogersowi. Buźka. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
I rozłączyłam się. Jeszcze raz spojrzałam na Steve’a, który próbował zachowywać opanowanie.</div>
− No, Kapitanie. Masz randkę i jeśli ją spieprzysz, to ci nie daruję.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbl_Rnb7_89q7DjezmxFPgcU9wszoXdyu17BCuyP9jdaqDC1VJtguq0PwDx_4QC13aQjdtiTQlpsqy3FspbkWBXOGsLwCi-oVTfU4boG8qNNUBDrbLEYf1lmSM7B3HGRUq6KNWR-L4VBt1/s1600/tumblr_inline_oc57nulPUd1unih1s_500.jpg.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbl_Rnb7_89q7DjezmxFPgcU9wszoXdyu17BCuyP9jdaqDC1VJtguq0PwDx_4QC13aQjdtiTQlpsqy3FspbkWBXOGsLwCi-oVTfU4boG8qNNUBDrbLEYf1lmSM7B3HGRUq6KNWR-L4VBt1/s400/tumblr_inline_oc57nulPUd1unih1s_500.jpg.gif" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<blockquote class="tr_bq">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2016/09/dziesiec.html" target="_blank">Następny rozdział!</a><</blockquote>
</div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
Dzień dobry! Dobry wieczór! Witamy! :)</div>
<div style="text-align: center;">
Tak, tak, wakacje się już skończyły; kto musiał, wrócił do szkoły... ale nie ma się co smucić i szykować pętli na strychu! Nowe rozdziały wciąż będą publikowane ;) Jest niestety możliwość, że już nie tak często − ja zaczynam naukę w technikum, a Lora przygotowuje się do matury − ale dalej powinny się pojawiać co dwa-trzy tygodnie.</div>
<div style="text-align: center;">
Ciężko mi uwierzyć, że dotrwałyśmy już do dziewiątego rozdziału... To już prawie połowa zaplanowanej fabuły. Z tego powodu mnie i Lorę wzięło ostatnio na marzenia i od słowa do słowa doszłyśmy do wniosku, że fajnie by było po skończeniu tego fanfika napisać coś nowego. Też wspólnie, tym razem jednak jakieś autorskie opowiadanie z perspektywy dwóch głównych bohaterów (po jednym dla nas obu :D). To jeszcze oczywiście nic pewnego, a nawet gdybyśmy zdecydowały się to napisać, to przygotowania też trochę by potrwały, ale ciekawi mnie, czy byłby ktoś z tutejszych czytelników, który może chciałby to czytać :) Hm?</div>
<div style="text-align: center;">
W tym poście to chyba już wszystko. Mam nadzieję, że jesienno-szkolna chandra Was nie złapie :) <br />
Do kolejnego rozdziału!</div>
</blockquote>
<br />lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-84708863352787733512016-08-22T11:33:00.002+02:002016-09-03T18:55:53.304+02:00Osiem<div data-p-id="8ae7083ce67a7056cda8b2a3b52135c2" style="text-align: center;">
<b>Anthony Stark*</b></div>
<div data-p-id="233e8b21002a09a000aae577f3a68179">
Poczułem, jak z siłą
uderzam o ziemię. Przez chwilę miałem trudność z oddychaniem, a ból w
klatce piersiowej był nie do zniesienia. Ostatkami sił przewróciłem się z
pleców na brzuch, a moim ciałem wstrząsnęło kilka spazmów.</div>
<div data-p-id="cebc0e2533e72e0005e48b303d16dcfe">
Przymknąłem oczy,
próbując wyrównać oddech. Chwilę później dotarło do mnie, co się stało.
Moja dłoń ruszyła w kierunku ust, które jeszcze kilka minut temu
dotykały zimnych niczym lód warg Hel. Zakląłem pod nosem, zastanawiając
się, jak mogłem być takim idiotą. I choć z jednej strony czułem
niewyobrażalne szczęście, że w końcu udało mi się ją pocałować, z
drugiej... w jednej sekundzie znalazłem się na przeklętej Ziemi, na
której byłem torturowany. Podniosłem się na nogi i otrzepałem garnitur.
Rozprostowałem kości, czując ból pleców. </div>
<div data-p-id="129f43cf7b2fa377d50a81a57d08a378">
Otoczył mnie szum drzew i
powiew powietrza. Odetchnąłem. Tego mi brakowało. Powietrza na skórze,
chłodu wiatru, szumu drzew i hałasu pochodzącego z miasta. Rozmów i
śmiechu innych ludzi. </div>
<div data-p-id="d5b082232143b31eebeb885786b64ffb">
Bogini śmierci nie
posiada za wiele humoru. W Helheimie było cały czas ciemno i cicho
niczym na pierdolonej stypie. Na moją cześć zresztą.</div>
<div data-p-id="0f82f0b3542bb0b4ac2959f752721bc6">
Wziąłem się w garść i
rozejrzałem po okolicy. Nowy Jork stąd nie różnił się prawie niczym od
tego z mojej Ziemi. Jednak... była jedna różnica. Spojrzałem w ciemne
już niebo. Zamiast totalnej pustki na niebie dało się zauważyć
błyszczące błękitnym światłem gwiazdy. Moc Tesseractu, która była
odpowiedzialna za energię miasta. Nieznana tutejszym mieszkańcom.</div>
<div data-p-id="f5c96b5cad11362f57435a71ae015322">
Ruszyłem do przodu,
mając nadzieję, że również lokalizacja Stark Tower w tym mieście jest
taka sama. Pierwsze, co zrobiłem po drodze, to zamówienie białej kawy i
pączka w czekoladzie w pobliskiej kawiarni. Moje kubki smakowe wręcz
skakały z euforii, kiedy smakowałem tych rarytasów. Nie tylko nie jadłem
takich pyszności w Helheimie, ale i tu, na ziemi odkąd byłem
torturowany.</div>
<div data-p-id="5f82432854f7f8fa7bd79657a391033c">
Po kilku minutach
wyrzuciłem kubek i brązowy papier. Ręce lepiły się od lukru, więc
wytarłem je w koszulę pod marynarką. Później się przebiorę.</div>
<div data-p-id="b6daa8d5434084566b5f3f49f52dbefd">
Musiałem jak najszybciej
znaleźć się w Stark Tower. Według Hel mój sobowtór powinien niedługo
wrócić do Nowego Jorku, o ile już tego nie zrobił. Nie byłem pewien, czy
czas tutaj płynie tak samo jak u mnie. Byłem tu tylko raz i całkiem
szybko straciłem poczucie czasu wśród bieli laboratoriów, zapachu
chemikaliów i bólu. Tak naprawdę to dzięki tym ludziom znalazłem się w
Helheimie. Miałem ogromną nadzieję, że Hel uda się zemścić na ojcu i
dotrzyma umowy. Tak bardzo pragnąłem znów wrócić do siebie, do mojego
domu, do alkoholu... </div>
<div data-p-id="5afdbc9e6655d12bd619df044bd9743f">
Musiałem w tej chwili tylko znaleźć zbroję Iron Mana. Reszta pójdzie łatwo.</div>
<div data-p-id="8a7ab20ec0ab3262ce329c7dcb399a4e" style="text-align: center;">
***</div>
<div data-p-id="4b03b6e6d18036031ad21d0a0631d464">
Czekałem z niecierpliwością, aż Hel da mi jakikolwiek sygnał, że akcja się udała. </div>
<div data-p-id="08153a795e4369a34d16982ef677304b">
Stark zniknął. Rozpłynął
się w powietrzu, gdy tylko go ogłuszyłem. I choć byłem prawie w stu
procentach pewny, że to robota Hel, na magii znał się również Loki. Mógł
maczać w tym palce. Musiałem być gotowy na wszystko, lecz nie
wiedziałem niczego. Byłem zdany na boginię śmierci. I choć dla niej
mógłbym zrobić wszystko, świadomość bycia jej chłopcem na posyłki
sprawiała, że czułem się jak wykluczone z zabawy dziecko. Miałem ochotę
zabić Lokiego gołymi rękami, by pokazać bogini, że może mnie traktować
jak równego sobie. Wiedziałem jednak, że Hel ukarałaby mnie czymś o
wiele gorszym niż piekło.</div>
<div data-p-id="3181781a2c764452a25bc3fa0e7da44d">
Leciałem w zbroi Iron
Mana nad Nowym Jorkiem, kierując się z powrotem w stronę "mojej" firmy.
Nie minęło kilka minut, jak znalazłem się na dachu. Nim zdążyłem wejść
do budynku, drzwi automatycznie otworzyły się. Weszła przez nie jakaś
brunetka, a za nią Rogers ubrany w rajtuzy w gwiazdki. Wywróciłem
oczami, czując wzbierającą irytację. Najwidoczniej w tym świecie Kapitan
i Stark są dobrymi przyjaciółmi, skoro tak bezkarnie pałęta się po
budynku.</div>
<div data-p-id="5f65382b83621cb9ecc46e8dd5a86e51">
− Stark, jasna cholera, szukałam cię wszędzie!</div>
<div data-p-id="c27795b13bee08bc2e405ef01a075fd8">
Zmarszczyłem brwi. Niezbyt wiedziałem, co zrobić. Nie znałem tej kobiety, nic mi o niej nie było wiadomo.</div>
<div data-p-id="621630e41b0404d0fee27d45f846f87c">
Maska otworzyła się,
ukazując moja twarz. Kobieta z wściekłym wyrazem twarzy podeszła do mnie
i zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem. Poczułem, jak robi mi się gorąco,
więc otworzyłem resztę zbroi i wyszedłem z niej. Poprawiłem marynarkę.</div>
<div data-p-id="0716821c8b3439abb62a3f280fdadc83">
− A ty gdzie się szlajałeś? − spytała. − Miałeś być tu już kwadrans temu. Nie możemy ruszyć bez ciebie.</div>
<div data-p-id="311d807fb11315e3849d23514ab2ce4c">
W jej ciemnych oczach
błyszczał gniew i zdziwienie. Powinienem był się jej tłumaczyć? A może
to moja partnerka? Zmierzyłem ją od góry do dołu. Ubrana była w czerwoną
sukienkę z rękawem 3/4 i niedużym dekoltem. Na stopach miała czarne
baleriny. Jej brązowe włosy splecione w niedbałego warkocza sprawiały,
że wyglądała nawet uroczo. Uroczo, czyli niezbyt w moim guście.
Wątpiłem, czy tamten Tony wybrałby sobie taką laleczkę na dziewczynę...</div>
<div data-p-id="035e6b000b4be06e786eb52768e0a761">
"Stark jest w celi" − odezwał się kobiecy głos w mojej głowie.</div>
<div data-p-id="daa7c2f5190a41b622e5887cd57ef2e5">
Poczułem, jakby wylano na mnie kubeł lodowatej wody. Zachwiałem się na nogach, a dziewczyna momentalnie złapała mnie za ramię.</div>
<div data-p-id="1b844c60dd637fb6ec13da93175ca63b">
− Stark? Wszystko w porządku?</div>
<div data-p-id="fde203e1d0670d65113972f284372eb5">
"Hel?" − spytałem w myślach, nie będąc pewien, czy to zadziała. Nawet nie sądziłem, jak bardzo brakowało mi jej głosu.</div>
<div data-p-id="97952ddf396caa8b2754030bfa148970">
"Rób, co masz zrobić".</div>
<div data-p-id="9352b4e92fecb0206f13a181bc8b5245">
I cisza. Spojrzałem
ponownie na dwójkę stojącą przede mną i przyglądającą mi się ze
zdziwieniem. W jednej sekundzie otrzeźwiałem.</div>
<div data-p-id="f63d9b2a473239fea03ab3790a292e08">
− Oczywiście. A wy nie
macie nic do roboty? − zapytałem. Wystarczająco chłodno, by dorzucić
oliwy do ognia i sprawić, że nieznajoma kobieta wręcz zagotowała się w
środku.</div>
<div data-p-id="e8bff3e813a0e80842641fd73047ee44">
− Udław się nimi. −
syknęła, rzucając na moją klatkę piersiową plik zapewne z dokumentami. −
Skoro tak pogrywasz, to ty poprowadzisz dyskusję.</div>
<div data-p-id="874616c0511ce7b0bc09c3556c758835">
− Okej − powiedziałem, zabierając prezent.</div>
<div data-p-id="280326626d5292f62fd400bb863742d7">
Brunetka zamrugała oczami. Odebrało jej mowę. Najwyraźniej była gotowa zacząć się ze mną kłócić, a ja załagodziłem spór.</div>
<div data-p-id="effe14d733e399a52edc7f9717201d4a">
Tylko jaką dyskusję miałem prowadzić? Oby to było zapisane w tych dokumentach.</div>
<div data-p-id="ee22f2bdf7fd49117dbba754822a9380">
− Powiem im, że za kwadrans zaczynamy − oznajmiła kobieta. − Obyś się nie spóźnił.</div>
<div data-p-id="f58712d6abac253d4254c0229ff2f716">
Odwróciła się i odeszła, a Kapitan za nią. Świetnie. Miałem całe piętnaście minut na wejście w rolę.</div>
<div data-p-id="d96fb871f0e1b7c83ff03ccf651d5d51" style="text-align: center;">
<b>Anthony Stark</b></div>
<div data-p-id="32bb7b063214b9b23e1d18afc543c761">
Jeszcze zanim całkowicie
się wybudziłem i dotarło do mnie, że jestem... no, na pewno nie u
siebie... w mojej głowie przewinęła się ta jedna, psychodelicznie dziwna
walka, którą stoczyłem przed straceniem przytomności. Zostałem
zaatakowany niespodziewanie, na spacerze po wybrzeżach, kiedy chciałem
przemyśleć dogłębniej sprawę Lokiego... zaatakowany przez własną
zbroję... najnowszą i najlepszą. Nie miałem pojęcia, jak to się mogło
stać − zaprogramowałem ją tak, żebym mógł ją założyć tylko ja lub
Pepper. Zdołałem przywołać do siebie którąś ze starszych wersji, ale nie
miałem szans z tym przeciwnikiem. Już miałem wezwać posiłki,
kogokolwiek, ale zbyt wstrząsnęło mną to, co zobaczyłem. Maska zbroi
podniosła się i ujrzałem tam twarz... swoją twarz! Jak to w ogóle było
możliwe?! Nie zdążyłem wyrzucić z siebie soczystego: "co tu się, kurwa,
dzieje?!", kiedy napastnik uderzył mnie w głowę i w moim umyśle
zapanowała pustka.</div>
<div data-p-id="897fc387a61373fa54858d0c93b4ddff">
To była najbardziej
chora rzecz w moim życiu. Zastanawiałem się przez chwilę, czy mi się to
nie śniło, ale głowa i inne miejsca bolały po uderzeniach. Otworzyłem
oczy, gdy zimny podmuch wywołał na mojej skórze ciarki.</div>
<div data-p-id="609ab87d219c93e7c05a33b92a49541f">
Ile bym dał za grube skarpety...</div>
<div data-p-id="7280ccc6e8529b7e215493c98e1d5f38">
Znajdowałem się w
jakiejś podziemnej celi w zimnej, ciemnej jaskini. Jedyna pochodnia,
która wisiała na ścianie groty dawała jasny, błękitny blask... <br />
Błękitny blask.</div>
<div data-p-id="d209bf47e03ec3b748e4566e7c0ba5e9">
Niebieski ogień.</div>
<div data-p-id="6b4f66998a7576dded74ec144b95b5fe">
Czy ja coś ćpałem?
Nie przypominam sobie, żebym brał coś przed porwaniem... czy mogliby
mnie naćpać w trakcie mojej nieprzytomności? Po co? A może ten niebieski
płomień to tylko jakaś sztuczka, która ma mnie zmylić?</div>
<div data-p-id="77f73c21c30ce5980fa6f3aa65ba4211">
Wstałem z trudem,
przytrzymując się zimnej, nierównej ściany, a potem doczłapałem się do
krat. Najwyraźniej byłem tu jedynym, wyjątkowym więźniem, bo za kratami
ciągnął się dłuuugi, naprawdę długi, prosty korytarz słabo oświetlony
pochodniami. Westchnąłem, sięgając ręką do metalowej bransoletki, którą
mogłem przywołać moją zbroję.</div>
<div data-p-id="dbebdfdddce3d1ab344dc3ae58364f97">
Przez kolejne minuty
wduszałem przycisk, który się na niej znajdował, aż zaczął mnie boleć
nadgarstek, ale nic się nie działo. Narastał we mnie gniew, że dałem się
tak łatwo pokonać i to... samemu sobie?</div>
<div data-p-id="7ca2bbed8ace64c4165567a62dc451ae">
Nie mogłem się
pozbyć ostatniego obrazu przed omdleniem, którym były moje oczy. Ciemne,
bezwzględne, okrutne. Czy taki był ostatni widok, jaki mieli przed sobą
pokonywani przeze mnie wrogowie? Czy tak widzieli mnie inni? Pepper?
Holly? Bruce? Nawet Kapitan? No właśnie... czy ten człowiek będzie dalej
udawał mnie? Muszę się wydostać i ostrzec wszystkich... że on to nie
ja, że ja to ja.</div>
<div data-p-id="45ca22b65d5542b131bad9b818472ef7">
Wydałem z siebie
rozdzierający ryk i kopnąłem nagą stopą o skałę, aż zabolały mnie palce.
Wydzierałem się przez kolejną minutę, a odpowiadało mi jedynie moje
własne echo. W końcu zaprzestałem, kładąc się na wznak na zimnej
posadzce i czekając na... na cokolwiek. Na kogokolwiek. Chociażby na
samego siebie.</div>
<div data-p-id="2bcdbe0480a21383c748c69ad35be972">
Czas oczekiwania
okazał się zaskakująco krótki, bo nie minęło nawet kilka minut, gdy na
końcu korytarza pojawiła się jakaś postać. Natychmiast usiadłem po
turecku i poprawiłem roztrzepane włosy, wbijając wzrok w sylwetkę. Z
każdym jej krokiem mogłem dostrzec coraz więcej szczegółów. Była to
kobieta, niska. Jedyne, co odsłaniał jej płaszcz z białego futra aż do
ziemi, to głowa o lekko azjatyckich rysach, zwieńczona kruczoczarnymi
włosami. </div>
<div data-p-id="62537e8fee56b43de3fa4a6ec192dfb7">
Kim była ta kobieta? Nigdy wcześniej jej nie widziałem.</div>
<div data-p-id="ae74b7ae566eaff9fc7c369821088ed1">
Kiedy podeszła pod
same kraty, przystanęła. Długie futro jeszcze chwilę falowało wokół jej
kostek, by potem poruszać się jedynie, gdy ciągnął je podmuch wiatru.</div>
<div data-p-id="8b7ec1f8e5df60664ff725cb9afeb077">
− Witaj, Tony −
powiedziała gładkim głosem. − Możesz mi dziękować, że w ogóle przyszłam
tu do ciebie, bo jest to wyraz mojej łaskawości.</div>
<div data-p-id="38058d71508fce687b15920d57572e1e">
− Łaskawości? − prychnąłem. − Zamknęłaś mnie w celi.</div>
<div data-p-id="1c3c123f146a37790f9e5e290fca73bb">
− Lecz nie musiałam
tu przychodzić, żeby cokolwiek wyjaśniać. A jednak oto jestem. Więc
zamknij się i słuchaj, bo nawet śmierć cię stąd nie uwolni.</div>
<div data-p-id="bf8b5c537fe288f482b1aa90828bf458">
Co miały znaczyć te słowa? </div>
<div data-p-id="2e7b7a64f6b6c4c5492a875581b7bf63">
− Nie boję się śmierci − odparłem.</div>
<div data-p-id="ca87d10d555d4f95e316d9ca50ac7104">
Kobieta wyśmiała mnie natychmiast.</div>
<div data-p-id="26c8aed683663e021560d551f9bd9fa8">
− To ja jestem śmiercią, Tony. Jam jest Hel, bogini Helheimu. Krainy zmarłych.</div>
<div data-p-id="408b2b1393a6763c43e038e51c4af054">
Przez chwilę mnie zamurowało, ale potem to ja wybuchnąłem śmiechem.</div>
<div data-p-id="e77f2a155f4979c3a704344399939c6c">
− Czyli że co? Że nie żyję, tak? Dobry żart.</div>
<div data-p-id="09a7d21f87494929824f2f106944d04c">
− O nie, nie − odparła Hel, "bogini". − Żyjesz, nie umarłeś. Ale nie możesz umrzeć.</div>
<div data-p-id="a78b5be4bc2de71a650c1b82030e806d">
Prychnąłem.</div>
<div data-p-id="c3bfc5d84e3ea839050a81468c9e9b35">
− Dobra, skończ już to całe przedstawienie, bo <i>umrę </i>ze śmiechu. Mów lepiej, czego ode mnie chcesz.</div>
<div data-p-id="3cabc3bed6410250fd7560f6b06491f7">
− Od ciebie? − Hel
spojrzała na mnie jak na niewinnego, uroczego dzieciaka. − Od ciebie
niczego. Ty tylko przeszkadzałeś mi trochę w dorwaniu Lokiego. Wiesz,
dwóch Tonych Starków to trochę za wiele jak na wasz świat. Mógł tam być
tylko jeden...</div>
<div data-p-id="def6d0615cc8baa606ef05e070f05edf">
− Jak to dwóch? − zdziwiłem się. Czyli to nie była żadna maska zmieniająca wygląd? To nie była charakteryzacja?</div>
<div data-p-id="6edb7ecec15703dd207f4f15ec5ac9fb">
− Twój mały, ludzki
móżdżek nie mógłby pojąć tego, jak wielki i dziwny jest świat, Tony. Ale
tak, dwóch. Bo twój przeciwnik był tobą. Nie kim innym tylko tobą.</div>
<div data-p-id="d4db397a2fd4b4095a39be59b14131e0">
Położyłem się na wznak, wzdychając.</div>
<div data-p-id="1ac2db4b1f1d021ed7bbbbbaa36912dc">
− Boże, porwało mnie
dwoje wariatów. Naprawdę wolałem już kosmitów... albo nawet Lokiego.
Oni przynajmniej byli przy zmysłach, nie to co wy. Bierzesz w ogóle
jakieś leki? Powinnaś, bo to, co do mnie gadasz, to bardzo ładna
bajeczka, ale jednak bajeczka. </div>
<div data-p-id="90f1b43bc977b44f02de5a13c52aeed0">
Kobieta wywróciła oczami, zrezygnowana. Odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić.</div>
<div data-p-id="bcdf89978b6483a8420586dddef92449">
− Jasne, obraź się o to! Wszystkie laski są takie same − krzyknąłem za nią.</div>
<div data-p-id="a52b2d94e1bab39e487ce1807290cddb">
Odwróciła się, nie przestając iść.</div>
<div data-p-id="8d2f9d3be03088e897a6b32b64b42afa">
− Zdecydowanie wolę tego drugiego Tony'ego − odparła. − Ma nie tylko bardziej otwarty umysł, ale i więcej w spodniach.</div>
<div data-p-id="175a7a28e68b505b29f3b2c9153c018e">
− Hej! Zdziwiłabyś się zawartością moich spodni! </div>
<div data-p-id="32524e47c266ac2b7512e291bbd0bf87">
Zresztą, czy gdyby on był mną, to nie mielibyśmy w spodniach tego samego? Naprawdę mam już dosyć tego całego wariactwa.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgumeCUugjcwnHlUAceZWc8LbQXNNMuKva20Onx_junDK5Duq78izu98jTfzEDXk6CzO1tRmVH7UYK4E_Egsu0zc1BBNMtUO9Y9unlk-mJiafNAP_h5Qcfm89j5Upyz6l1rw7ArKtQF73IK/s1600/Stark_Tower_NYC.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgumeCUugjcwnHlUAceZWc8LbQXNNMuKva20Onx_junDK5Duq78izu98jTfzEDXk6CzO1tRmVH7UYK4E_Egsu0zc1BBNMtUO9Y9unlk-mJiafNAP_h5Qcfm89j5Upyz6l1rw7ArKtQF73IK/s400/Stark_Tower_NYC.png" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2016/09/dziewiec.html" target="_blank">Następny rozdział!</a>< </div>
</blockquote>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<blockquote class="tr_bq">
<div class="separator" style="clear: both;">
<b>Witam^^</b></div>
Jak tam u Was, kochani? Chyba nie tylko ja rozpaczam nad tym, że rozpoczął się ostatni tydzień wakacji. Nie pogardziłabym dodatkowym miesiącem wolnego. Naprawdę. Zwłaszcza, że już od dwóch tygodni się uczę :( Co to za wakacje się pytam? XD Już niedługo zaczynam klasę maturalną i jestem tym, delikatnie mówiąc, przerażona. </blockquote>
</div>
<blockquote class="tr_bq">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
*A więc mamy kolejny rozdział, który całkowicie odnosi się do prologu. Ponownie mamy Hel i dwóch Tonych? Jak widzicie Stark nie umarł. W życiu byśmy go nie uśmierciły. Nie jesteśmy tak okrutne ;) Jeśli chodzi o Ziemię 1, Ziemię 2 (równoległy świat, gdzie możemy znaleźć swoje sobowtóry) inspirowałyśmy się serialem The Flash, 2 sezonem. Jeśli chce ktoś zobaczyć jak miej więcej to wygląda...zachęcam do obejrzenia odcinka 13 i 14. Głównie 13 ^^.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
O mocy Holly będzie wyjaśnione w kolejnych rozdziałach. Ale ona również powstała w większej mierze dzięki Flashowi ^^ Jeśli ktoś ma pytania lub czegoś nie rozumie, śmiało proszę pisać w komentarzach. Postaramy się wytłumaczyć to jak najlepiej. Oczywiście bez żadnych spoilerów XD</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Edit: Całkowicie zapomniałam o podziękowaniu za ponad 5000 wyświetleń! To niesamowite jak szybko zdobyłyśmy taką wspaniałą liczbę. I wraz z lapidarną mamy nadzieję, że będzie stale wzrastać! Dziękujemy! c:</div>
</blockquote>
Lorahttp://www.blogger.com/profile/15629766120177068468noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-53022684745001820572016-08-08T15:04:00.000+02:002016-08-22T14:59:13.850+02:00Siedem<div style="text-align: center;">
<b>Christeen Evans</b></div>
<div dir="ltr">
Kiedy taksówka zatrzymała się
przed kinem, zapłaciłam kierowcy i wysiadłam, rozglądając się. Im
dłużej jednak doszukiwałam się stojącej w mroku nocy bądź w świetle lamp
ulicznych przyjaciółki, tym bardziej się denerwowałam. Nie było jej.
Nigdzie. Zerknęłam na zegarek w telefonie i zdenerwowałam się jeszcze
bardziej. Pięć minut do seansu. Wybrałam jej numer i przyłożyłam
słuchawkę do ucha. Przesunęłam ręką po włosach, wygładzając na szybko
zrobiony kucyk. </div>
<div dir="ltr">
Może nie mogła złapać taksówki? Albo
złamała obcas? Albo zapomniała? Albo Loki ją znalazł i znowu jest w
tarapatach? Trzyma ją tym razem w jakiejś zimnej piwnicy, torturując za
to, że uciekła…</div>
<div dir="ltr">
Zaczęłam się powoli przechadzać, przygryzając wargę. Połączenie się urwało, więc zadzwoniłam ponownie.</div>
<div dir="ltr">
A jeśli naprawdę jej się coś stało? To niewykluczone. Co prawda
Stark dał jej jakąś tam ochronę w postaci trzech typów “incognito”
chodzących za nią jak cień, ale może Loki dał sobie z nimi radę? Nie
byłam w domu, bo przyjechałam prosto z pracy, ale może zastałabym tam
jakąś scenę masakry? Krew na meblach, połamane drzwi od szafek, wybite
okna… ciało przyjaciółki.</div>
<div dir="ltr">
Nagle poczułąm czyiś uścisk na ramieniu i z przerażenia aż wypuściłam z ręki telefon.</div>
<div dir="ltr">
− Oj, wybacz.</div>
<div dir="ltr">
Steve puścił moje ramię. Schylił się po urządzenie i podał mi.</div>
<div dir="ltr">
− O Boże − powiedziałam w tym czasie, łapiąc się za serce i
uspokajając się. − Steve? Co ty tu robisz? Nie ma przypadkiem z tobą
Holly? Umówiłyśmy się, ale nawet nie odbiera telefonu.</div>
<div dir="ltr">
Pokręcił głową.</div>
<div dir="ltr">
− No, tak się składa, że ze mną też się umówiła.</div>
<div dir="ltr">
− Zaraz… co? − zdziwiłam się. Zerknęłam w błękitne oczy Steve’a i
tak jak się spodziewałam, znalazłam tam tylko szczerość i lekkie
zdziwienie. Westchnęłam. Przyłożyłam rękę do czoła. − Matko. Holly, co
ty znowu kombinujesz? − mruknęłam. − Wyślę jej sms’a.</div>
<div dir="ltr">
W pierwszym odruchu obejrzałam, czy telefon nie doznał szkód od
upadku. Potem dopiero w szalonym tempie wystukałam wiadomość: “idiotko
rusz tylek. czekam. i co ma znaczyc Steve?”. Wysłałam, nim blondyn
zdołał przeczytać.</div>
<div dir="ltr">
− Dzwoniłam do niej dwa razy −
oznajmiłam w tym samym czasie. − Mam nadzieję, że nic jej się nie stało −
dodałam ciszej. − Po tym ostatnim… wystarczy, że spóźni się o minutę, a
ja już myślę o najgorszym. Wiem, że to głupie, ale strasznie się o nią
martwię. W końcu Loki jest na wolności, a ona tak po prostu chodzi sobie
po mieście.</div>
<div dir="ltr">
− Ma ochronę.</div>
<div dir="ltr">
Przewróciłam oczami.</div>
<div dir="ltr">
− Jaka to ochrona? Trzech facetów raczej nie powstrzyma asgardzkiego boga. </div>
<div dir="ltr">
− Wiesz… mają najnowocześniejszą broń i są dobrze wyszkoleni. Stark nie dałby jej do ochrony byle kogo.</div>
<div dir="ltr">
− Niby tak, ale… wciąż mam wrażenie, że coś jej grozi. </div>
<div dir="ltr">
Przyszedł do mnie sms, więc szybko go otworzyłam.</div>
<div dir="ltr">
− <i>Dziadek przyjechał. Musicie iść sami. Sorki</i> − przeczytałam na głos. − <i>Dwukropek, literka c.</i></div>
<div dir="ltr">
<i> </i>Przymknęłam powieki, próbując się uspokoić. </div>
<div dir="ltr">
Moje
serce właśnie zrobiło fikołka. Miałam iść tam sama ze Stevem? Serio?!
Ale my się umawiałyśmy na jakąś debilną komedię romantyczną! Dzisiaj
powinnam poryczeć się w kinie, a potem wrócić do domu z najlepszą
przyjaciółką, napchać się czekoladą i zasnąć na kanapie przykryta
kocykiem w kotki. Nawet nie zrobiłam makijażu ani nic. No, miałam na
sobie bluzę od dresu, no! </div>
<div dir="ltr">
− Masz bilet? − zapytał Steve, przeczesując palcami włosy. − Bo ja już kupiłem wcześniej, ale nie ma sprawy. Mogę dokupić.</div>
<div dir="ltr">
− Nie trzeba. Ja też mam. Tylko muszę go najpierw znaleźć −
odpowiedziałam, zaczynając grzebać w kwiecistej torbie. − Jaki film?</div>
<div dir="ltr">
− O tej godzinie puszczają tylko jeden.</div>
<div dir="ltr">
− Fakt.</div>
<div dir="ltr">
Na dnie torby odnalazłam pognieciony bilet i trochę zawstydzona jego
stanem oddałam go mężczyźnie. A potem poszliśmy do kina.</div>
<div dir="ltr">
<div style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
</div>
<div dir="ltr">
Kiedy dotarł do mnie sms od Chris z zapytaniem, co ma znaczyć Steve, wiedziałam, że mój plan się powiódł.</div>
<div dir="ltr">
“Dziadek przyjechal. Musicie isc sami. Sorki :c”, odpisałam z chytrym uśmieszkiem.</div>
<div dir="ltr">
Chris, kochana, nie musisz mi dziękować za zorganizowanie tej
randki. To sama przyjemność pomagać ci robić rzeczy, o których marzysz
po nocach, a na które sama byś się nie odważyła. Naprawdę. </div>
<div dir="ltr">
Rozsiadłam się na kanapie wygodniej i przeskoczyłam kilka kanałów w
telewizorze. Nie miałam jednak ochoty na bezcelowe gapienie się w
monitor, więc kliknęłam czerwony przycisk na pilocie i położyłam się,
zakrywając oczy przedramieniem.</div>
<div dir="ltr">
Ile czasu już minęło od tamtego porwania?</div>
<div dir="ltr">
Dziewięć dni. Dziewięć długich dni, podczas których starałam się wrócić do porządku.</div>
<div dir="ltr">
Wszyscy, nawet Stark, byli naprawdę pomocni. Wspierali mnie,
pomagali, odbierali telefony niemal natychmiast, zapraszali na obiady…
mój szef dał mi nawet ochronę, która teraz akurat stała przed
mieszkaniem, zapewne ciekawiąc sąsiadów. Ta cała szopka, to pomaganie mi
w “powrocie do siebie” było naprawdę miłe. Doceniałam to. Tylko że ja
nie potrzebowałam rehabilitacji po tym, co <i>mnie </i>się przydarzyło. </div>
<div dir="ltr">
Potrzebowałam rehabilitacji po tym, co stało się Lokiemu.</div>
<div dir="ltr">
Po
tym, co zobaczyłam po dotknięciu Tesseractu. Po tych urywkach wspomnień
z całych setek lat, po całym żalu, gniewie i wyrzutach, które Loki
zbierał do świata przed tak długi okres. </div>
<div dir="ltr">
Już od czasu
jego pierwszego ataku na Ziemię zastanawiało mnie, po co on to wszystko
robi. Czemu tak bardzo pragnie zniszczyć Thora i całą tę planetę. </div>
<div dir="ltr">
Teraz wiedziałam.</div>
<div dir="ltr">
Tak
na prawdę to nie było jedno zdarzenie, które na niego wpłynęło − takie
najgorsze z najgorszych, jak śmierć rodziców. To były setki tysięcy
małych, malusięńkich sytuacji, które budowały jego gniew. W pewnym
stopniu potrafiłam to zrozumieć. Bo jeśli ja po śmierci moich rodziców w
wypadku byłam tak wściekła i zrozpaczona, że miałam ochotę pozabijać
wszystkich dookoła albo samą siębie, to jak Loki musiał się czuć?
Odrzucony, zawsze z boku, a potem jeszcze dowiedział się, że tak
naprawdę nigdy nie miał rodziców. Moje wspomnienia z matką i ojcem
zostały, były prawdziwe. Mogłam do nich wracać i zawsze były tak samo
czyste i szczęśliwe. Jego… jego wspomnienia przepadły z chwilą, gdy
dowiedział się, że całe jego życie to kłamstwo. Że tak naprawdę nigdy
nie miał szans na tron Asgardu, bo nie był nawet bogiem.</div>
<div dir="ltr">
Kiedy to wszystko do mnie dotarło; kiedy <i>poczułam to</i>
na własnej skórze, w ułamku sekundy zanim Loki mnie odepchnął, coś się
we mnie zmieniło. Po pierwszym szoku spowodowanym tyloma emocjami potem
było tylko lepiej. Jego emocje powoli przestawały być moimi, mogłam je
oddzielić od siebie. Ale zrozumienie zostało.</div>
<div dir="ltr">
<div style="text-align: center;">
<b>Christeen Evans</b></div>
</div>
<div dir="ltr">
−
Holly McCarter, czeka cię rychła śmierć! − wykrzyknęłam, wchodząc do
mieszkania i widząc przyjaciółkę siędzącą spokojnie na sofie i czytającą
czasopismo. Uśmiechnęła się niewinnie i uniosła brwi.</div>
<div dir="ltr">
− Jak było?</div>
<div dir="ltr">
− Fan-tas-tycznie. − Podeszłam i klapnęłam obok niej. Splotłam ręce
na piersi. − Ale to nie zmienia faktu, że zginiesz w bólach, jeśli
odwalisz taką akcję jeszcze raz. Mogłaś mnie chociaż ostrzec! Zobacz,
jak wyglądam. Jak na wieczór z przyjaciółką, a nie fajnym facetem.</div>
<div dir="ltr">
− Ty zawsze wyglądasz dobrze, dlatego nie mówiłam − rzuciła Holly,
odkładając pismo. Odwróciła się w moją stronę. − Opowiadaj. Wszystko. Ze
szczegółami. </div>
<div dir="ltr">
Wzruszyłam ramionami, wstałam i
poszłam do kuchni, żeby zaparzyć herbatę. A tak na prawdę, żeby ukryć
rumieniec i głupi uśmieszek, których nie potrafiłam opanować.</div>
<div dir="ltr">
− Co tu dużo mówić? Poszliśmy do kina, kupił popcorn i wodę,
obejrzeliśmy film. Na koniec oczywiście ryczałam jak bóbr, on mnie
pocieszał, a potem odprowadził mnie do domu. A jak go na pożegnanie
pocałowałam w policzek, to stwierdził, że musimy to powtórzyć.</div>
<div dir="ltr">
Jeszcze raz wzruszyłam ramionami. Wyjęłam kubek z szafki.</div>
<div dir="ltr">
− Boże, zanim wy zostaniecie parą, to ja już osiwieję − westchnęła
Holly. − A wasze dzieci to już w ogóle moje wnuki będą bawić, bo ja już
dawno będę w grobie się przewracać.</div>
<div dir="ltr">
Zaśmiałam się, wrzucając herbatę i wstawiając wodę.</div>
<div dir="ltr">
− Nie moja wina, że nie robi pierwszego kroku.</div>
<div dir="ltr">
− Ale twoja, że ty nie robisz.</div>
<div dir="ltr">
Westchnęłam smutno.</div>
<div dir="ltr">
− Wiesz, jaka jestem. Tak w ogóle… − Uniosłam głowę i zapatrzyłam
się w przestrzeń, myśląc intensywnie. − Chyba coś namaluję.</div>
<div dir="ltr">
Holly zachichotała jak mała dziewczynka. </div>
<div dir="ltr">
− No co? − zapytałam, uśmiechając się głupio na jej widok. Czajnik hałasował coraz bardziej.</div>
<div dir="ltr">
− Wyobraziłam sobie, jak malujesz sobie akt, a Steve jest modelem.</div>
<div dir="ltr">
− Holly, jaka ty jesteś… no po prostu... − Nie dokończyłam zdania, bo sama zaczęłam chichotać. </div>
<div dir="ltr">
<div style="text-align: center;">
<b>Loki Laufeyson</b></div>
</div>
<div dir="ltr">
− Stark, błagam cię. To tylko zakupy. Nie przesadzacie trochę z tą ochroną?</div>
<div dir="ltr">
Spojrzałem
znad gazety na parę stojącą przy czerwonym samochodzie. Midgardka,
którą porwałem niecałe dwa tygodnie temu, była zirytowana i w sumie nie
dziwiłem jej się. Starałem się dostać do niej trochę bliżej, jednak
Avengersi zapewnili jej spory zasób ochrony. Mężczyźni niemal nie
spuszczający jej z oka, z bronią dyskretnie włożoną za pasem byli
praktycznie wszędzie. A nawet jeśli nie było ich widać, był przy niej
Kapitan Ameryka, mój braciszek lub właśnie Stark. Ten trzeci najbardziej
ją irytował. Po jej porwaniu zrobił się aż niepokojąco opiekuńczy.
Widziałem w jej myślach, jak bardzo ciąży jej ta sytuacja. Mnie również
nie pasowała, lecz w głębi duszy miałem dzięki temu jeszcze większa
zabawę. Taki dreszczyk emocji. </div>
<div dir="ltr">
Choć Holly nadal się
mnie obawiała, to nie był to już taki paniczny strach, jak po porwaniu.
Tamto nasze spotkanie zatrzęsło nią. Jej moc ponownie uwolniła się z
więzów i próbowała nią zawładnąć. Moje wspomnienia to za dużo jak na
zwykłą midgardkę.</div>
<div dir="ltr">
− Sorry, Hollywood − odparł Stark bez żadnej skruchy. − Nie pozwolę, by coś ci się stało. Za dużo mnie to kosztuje.</div>
<div dir="ltr">
− To urocze jak się o mnie martwisz − zadrwiła dziewczyna, sięgając do tylnej kieszeni spodni. </div>
<div dir="ltr">
Stark
wywrócił oczami i rozejrzał się po okolicy. W pewnej chwili miałem
wrażenie, że jego wzrok spoczął prosto na mnie. Lecz zero interwencji i
dalsza rozmowa pary przekonała mnie, że nic nie zauważył. Ponownie
spojrzałem w gazetę, by odwrócić od siebie jakąkolwiek uwagę. Nużyło
mnie to odrobinę, ale tylko dlatego, że nic ciekawego nie działo się w
ich życiu. Niemal żadnych sekretów, zdrad, podwójnego życia… wszystko
takie proste i ludzkie.</div>
<div dir="ltr">
Przez dobre piętnaście minut nic
się nie działo. Holly McCarter próbowała przekonać Starka, aby odesłał
kilku tajniaków, bo ona sama nie czuła się bezpiecznie przy mężczyznach z
bronią. Nigdy nie wiedziała, czy zaraz nie zaatakują jej. Musiałem się
mocno powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem, gdy dziewczyna
spoliczkowała miliardera, bo wygadał się, że jej mieszkanie jest
monitorowane przez ukryte kamery. Chwilę później na jej policzkach
pojawiły się rumieńce zażenowania, lecz w oczach nawet z tej odległości
widziałem ogniki wściekłości. </div>
<div dir="ltr">
Jedno wiedziałem na
pewno. Ta dziewczyna była niestała w uczuciach. Zbyt niejednoznaczna.
Kobiety są zmienne, ale nawet z mocą czytania w umysłach nie potrafiłem
do końca przewidzieć jak się zachowa. I musiałem przyznać, że jej myśli
chwilami były... dość interesujące. Byłem zdziwiony, jak szybko
zaakceptowała moje uczucia i wspomnienia. Nawet ja byłem zszokowany tym,
ile tego było. Tak wiele już zatarło się w pamięci… </div>
<div dir="ltr">
Natomiast
ona współczuła mi. Poczucie żalu, którego tak bardzo nienawidziłem, bo
sprawiało, że czułem się słaby. Trzęsło mną na myśl, że jakaś midgardka
uważa mnie za nieudacznika i zna moje słabe punkty. Jednym dotknięciem
poznała moje najskrytsze tajemnice. Marzenia. Zapewne wiedziała w tej
chwili o mnie więcej niż ja sam. To mnie dobijało. Przeciwnik w pewnym
stopniu miał nade mną przewagę. Musiałem się zrewanżować i to jak
najszybciej.</div>
<div dir="ltr">
Wstałem z ławki, gdy Stark odjechał ulicami
Nowego Jorku, a brunetka zniknęła w tłumie z oczu. Zostawiłem gazetę na
stoliku. Poprawiłem okulary zerówki oraz kaptur bluzy z logo bodajże
jakiegoś zespołu i ruszyłem za nią. Słońce powoli zachodziło, a niebo
stawało się pomarańczowe.</div>
<div dir="ltr">
Nucąc jedną z asgardzkich
melodii, luźnym krokiem szedłem przed siebie. Ludzie − w tym strażnicy −
mijali mnie bez żadnego zainteresowania, skupiając się na innych
rzeczach. </div>
<div dir="ltr">
Midgard był marną planetą. Wolność zniszczyła
te insekty... żyli iluzją, że mogą wszystko, ze są najpotężniejszą rasą
na świecie. Nie mogłem się doczekać aż te istoty będą pod moją władzą.
Wtedy przypomną sobie, jak nisko łańcucha pokarmowego się znajdują. Jak
mało znaczą we wszechświecie.</div>
<div dir="ltr">
Przystanąłem na rogu, gdy i
Holly stanęła. Udałem, że ogłoszenie na płocie o zaginięciu jakiegoś
Rubena jest dla mnie arcyciekawe. McCarter machała głową we wszystkie
strony, poszukując swojej przyjaciółki. </div>
<div dir="ltr">
Lista
najważniejszych osób w jej życiu nie była duża. Lecz wystarczyła, by
użyć jej w ostateczności. Musiałem brać pod uwagę wszystkie aspekty. Jej
słabości i ambicje. Jej marzenia i troski.</div>
<div dir="ltr">
Gdy
Christeen pojawiła się w zasięgu wzroku, po krótkim przywitaniu i
komplementach kobiety ruszyły dalej. Chciałem zrobić podobnie, lecz ktoś
powstrzymał mnie silnym uściśnięciem ramienia. Nim zdążyłem zrobić
jakikolwiek lub zapytać, czego ktoś chce od zwykłego przechodnia,
poczułem silny nacisk na plecy i wyjechałem wyleciałem powietrze. Z
ogromną prędkością przeleciałem kilkanaście metrów, taranując
przechodniów, nim poczułem silne, pulsujące uderzenie. Z sykiem
dotknąłem głowy, która bolała mnie niemiłosiernie. Z całych sił
próbowałem się podnieść, jednak moje nogi odmówiły posłuszeństwa.
Usłyszałem odgłos silnika, krzyki przechodniów i chwilę później
zauważyłem ciemne kontury mojego napastnika. Warknąłem, podnosząc się na
łokciach.</div>
<div dir="ltr">
Nie mogłem przywołać Tesseractu, bo dostałby się w ich ręce.</div>
<div dir="ltr">
− Od kiedy to jesteś fanem Beatlesów?</div>
<div dir="ltr">
Od razu rozpoznałem drwiący głos Starka. Chwilę później pojawił się Thor. Niebo zasnuły ciemne chmury. </div>
<div dir="ltr">
Ups. Mój braciszek nie był w najlepszym humorze. </div>
<div dir="ltr">
Poczułem, jak silna ręka podnosi mnie na nogi.</div>
<div dir="ltr">
− Wybacz, bracie. Nie zostawiasz mi wyboru.</div>
<div dir="ltr">
Znowu leciałem, tym razem przetrzymywany siłą przez Thora.<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUBrcNGoTAy7OhUAmpUIq-KdaN855gaoFdjXQO6n9O4l2q_Ft9a0H1FXoZDqg4PsA1i8vwIx8_G22s8LzCenRQjYpBBSumYXwHA_hZ3lFUge6rLAtTrXYQ1R-6bzeiUORcZnY4j3mlYM1T/s1600/tumblr_mjn8xuSJCY1s8w0h0o1_1280.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUBrcNGoTAy7OhUAmpUIq-KdaN855gaoFdjXQO6n9O4l2q_Ft9a0H1FXoZDqg4PsA1i8vwIx8_G22s8LzCenRQjYpBBSumYXwHA_hZ3lFUge6rLAtTrXYQ1R-6bzeiUORcZnY4j3mlYM1T/s320/tumblr_mjn8xuSJCY1s8w0h0o1_1280.png" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2016/08/osiem.html">>Następny rozdział!<</a></div>
</blockquote>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Witam!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Tu Lora^^ Na wstępnie chciałabym przeprosić za jakiekolwiek błędy. Mam nadzieję, że nic się nie zepsuło bądź przedstawiło. Niestety lapidarna jest na wyjeździe i nie miała czasu wstawić rozdziału. Mnie rowniez nie ma w domu i jestem zmuszona pisać z telefonu. Co do rozdziału... wreszcie jest Steris^^ ich pierwsza randka. I coraz więcej się dzieje. Następna notka jest niepewna. Mamy nadzieję, że uda nam się zdążyć z rozdziałem. Nic jednak nie obiecujemy :c</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
I jeszcze jedno. Wejść jest całkiem sporo. Miłoby było, gdybyście dali o sobie znać. Wiem, ze są wakacje, wyjazdy i te sprawy, ale chociaż chwilkę nie zaszkodziłoby. Co sądzicie o Lokim? Shippujecie Steve z Chris? Albo macie jakieś uwagi?^^</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Do zobaczenia w komentarzach!</div>
</blockquote>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-23056749898538354212016-07-25T21:45:00.002+02:002016-08-17T11:25:30.099+02:00Sześć<div data-p-id="d23358d9a1d137cc5732b23afbfd1109" style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div data-p-id="19bb55a39dce1b64334b48d3f57bf936" style="text-align: justify;">
Wpatrywałam się przez
okno w smutne, szare niebo. Kolejna noc przemijała i prawie nastawał
nowy dzień. Mimo bardzo wczesnej pory samochody i piesi już przemierzali
drogi. Ten codzienny widok sprawił, że po raz pierwszy zatęskniłam za
byciem jednym z tych ludzi. Niewyspanych i siorbiących kawę z
papierowych kubków, i nawet przeklinających szefa za to, że wstają tak
wcześnie. A najbardziej tęskniłam za przyjaciółmi i za domem. Za moją
poduszką w kotki, za pękniętym lustrem w łazience, za wyszczerbionym
kubkiem od Christeen i za jej obrazami kurzącymi się w kątach sypialni.
Słysząc na zewnątrz kroki Lokiego, bałam się, że już do tego nie wrócę.
Albo wrócę, lecz zbyt dużym kosztem – kosztem przyjaciół lub własnego
zdrowia.</div>
<div data-p-id="919e51be22848f38147d961c6769b480" style="text-align: justify;">
Pokręciłam głową, odganiając ponure myśli. Nie wyszło.</div>
<div data-p-id="b39911080d32ab450f2dba04d1e18526" style="text-align: justify;">
Nie spałam w końcu
od dwóch dni, spodziewając się, że przyjaciele przyjdą po mnie w każdej
chwili. Bałam się też Lokiego. Kiedy tylko choć na sekundę zamykałam
oczy, nawiedzał moje myśli, nie pozwalając zasnąć.</div>
<div data-p-id="7044bf59e6d0c8d90160987f8821da63" style="text-align: justify;">
Mój brzuch domagał
się jedzenia. Zapach nietkniętej jajecznicy praktycznie już zniknął, ale
kiedy patrzyłam na to żółciutkie, usmażone jajko... czułam się jak
Jezus kuszony przez szatana podczas modlitwy w Ogrójcu. Nie mogłam
jednak ulec. W końcu, nie mogąc już wytrzymać, wstałam i zamaszystym
ruchem zrzuciłam talerz na ziemię. Nie roztrzaskał się, niestety, ale
zawartość wylądowała na panelach.</div>
<div data-p-id="4ac26e3ab322e3713fca11855da96d85" style="text-align: justify;">
– Fakaj się, jajecznico.</div>
<div data-p-id="d9905e250024f588f8cc86d69ed072d5" style="text-align: justify;">
Czekałam kilka
minut, aż Loki wpadnie z furią, pytając, co ja wyrabiam, ale nie
usłyszałam nawet szmeru. Podeszłam więc do drzwi. Przyłożyłam do nich
ucho, ale nie dotarł do mnie żaden dźwięk. Cichutko otworzyłam drzwi.
Najwyraźniej mężczyzna uznał, że nie będę miała odwagi do ponownej
ucieczki i nawet mnie nie zamykał. Wyszłam na korytarz, rozglądając się
dookoła.</div>
<div data-p-id="bd25bcbeaef5b1f8d90582ce1b8ccbec" style="text-align: justify;">
Mój porywacz
znajdował się w pomieszczeniu, które musiało być salonem całkowicie
skąpanym w cieniu. Nie czekając dłużej, weszłam do środka. Chciałam
zrobić to normalnie, pokazać, że go się nie boję, jednak mimowolnie
zrobiłam to najciszej, jak umiałam. Prawie że na palcach stanęłam przed
mężczyzną, którego czarnowłosa głowa była odchylona lekko do tyłu.
Oddech był równy i spokojny, a pod zamkniętymi powiekami jego oczy
poruszały się gwałtownie.</div>
<div data-p-id="cf66a756bf6a5cb95da6a0413990b27d" style="text-align: justify;">
Spał. Co więcej − śnił! </div>
<div data-p-id="266d419c7dd4d35f8f578a83d1f823ba" style="text-align: justify;">
W tej chwili to, że
bóg taki jak on też potrzebuje snu, wydawało mi się absurdalne. Uwięził
mnie, nawet nie zamknąwszy drzwi od pokoju, a potem tak po prostu uciął
sobie drzemkę. Wydawało mi się, że powinien chociażby jechać ciągle na
kawie i energetykach, byle nie spuszczać mnie z oka.</div>
<div data-p-id="ee64e9ee42cd830fc05f8602f6f816da" style="text-align: justify;">
Cóż... albo nie miał mnie za <i>jakiekolwiek</i> niebezpieczeństwo, albo to była część jakiegoś superskomplikowanego, chorego planu, który tylko on zrozumie.</div>
<div data-p-id="43bed2656a7f32d6ffeebcd6b2f61832" style="text-align: justify;">
W każdym razie
miałam zamiar wykorzystać to, że się wydostałam. Nawet jeśli miałoby to
oznaczać tylko rozprostowanie nóg i rozejrzenie odrobinę, nie narażając
się na gniew Lokiego.</div>
<div data-p-id="7af5b2d9c851280555d0568eba8060cb" style="text-align: justify;">
Westchnęłam i
odeszłam trochę dalej od sofy. Nie mogłam się jednak powstrzymać od
tego, żeby spojrzeć na boga z odległości. Na jego długie nogi kończące
się gdzieś pod stołem, unoszącą się równomiernie klatkę piersiową,
splecione ramiona, długie palce, spiczasty nos i podbródek oraz założony
za ucho czarny kosmyk włosów.</div>
<div data-p-id="3b4f1f75307755c385836ceca79bc2d6" style="text-align: justify;">
Ciekawe, o czym śnił?
Czy o kimś, kogo kochał? Kogo nienawidził? Może właśnie przeżywał
najpiękniejsze chwile życia, najskrytsze marzenia, a może najgorsze z
koszmarów? Z resztą... czego może się bać ktoś taki jak on? Może w ogóle
czegokolwiek? Im więcej pytań się pojawiało, tym większą miałam
świadomość, że tak na prawdę nic nie wiem o tym, z kim się mierzę. Kto
śpi przede mną bezbronny jak dziecko. Ile osób oddałoby życie za szanse
przebywania przy nim w takiej chwili. Ile osób w takiej chwili wtuliłoby
się w niego, ile odsunęło zbłąkany kosmyk z czoła, a ile poderżnęło
gardło. </div>
<div data-p-id="033f87dc4e8df2376a15caf32d34d1f0" style="text-align: justify;">
Nagle podskoczyłam,
usłyszawszy cichy syk. Nie dochodził od strony Lokiego, więc
dezorientowana rozejrzałam się po salonie, jednak nie zauważyłam nic
wyjątkowego. Ot, skromny salonik z prześliczną postarzaną szafą o
rzeźbionych drzwiach stojącą obok wejścia. W pierwszej chwili miałam
ochotę palnąć się w łeb, gdy przyszła mi myśl, że ów dziwny dźwięk
dochodzi właśnie stamtąd. Niby co... Loki trzyma w szafie węża? Przecież
to śmieszne i dziwne nawet jak na niego. Im dłużej jednak wpatrywałam
się w szafę, tym bardziej miałam wrażenie, że bije od niej jakby lekka
błękitna poświata.</div>
<div data-p-id="6302d60ac22588de467e58af9ac72bec" style="text-align: justify;">
"No nie... to nie
może być..." − pomyślałam, podchodząc powoli. Dziwny blask ponownie
oślepił mnie, zwiększając tym moją ciekawość. Czując, że nie mam innego
wyjścia, zignorowałam cichy głosik w sercu, który mówił mi, by spieprzać
stąd jak najdalej. Posłuchałam za to głosu, który dobiegał z wewnątrz i
był wyraźniejszy niż wszystko inne. Który wręcz rozkazywał, bym
otworzyła tę szafę i posiadła moc Tesseractu. Może dzięki niemu uda mi
się stąd uciec? Tylko czy Loki byłby tak głupi?</div>
<div data-p-id="b3756a22e20a62a1b67de243ff7088d6" style="text-align: justify;">
Złapałam klamkę i uchyliłam drzwi.</div>
<div data-p-id="32111813959cf23b1e665cf786073c46" style="text-align: justify;">
Czy to ma znaczenie?
Chciałam go zobaczyć. Chciałam dotknąć. Chciałam poczuć jego moc przy
sobie, niczym wciąż bijące serce trzymane w rękach.</div>
<div data-p-id="b6693c79ae34525a92a4a719044720be" style="text-align: justify;">
Błękitny blask
oślepił mnie na chwilę, a ja poczułam dreszcz. Na oślep wyciągnęłam
rękę, a świat przede mną utonął w bieli... Uszy wypełniła burza głosów. I
nagle zdałam sobie sprawę, co się dzieje. Moja moc. Miałam wizję.</div>
<div data-p-id="fff327a990ee3d3438ae7e04ac53b7ff" style="text-align: justify;">
Krzyknęłam. Poczułam
drganie w gardle, ale do moich uszu nie dotarł nawet szmer. Czułam pod
palcami palący ogień sześcianu, ale nie mogłam go wypuścić. Krzyczałam
dalej, zapadając się w biel jak w niekończące się góry piórek...</div>
<div data-p-id="8dc9919c296f3d53e62faf7179bb19b1" style="text-align: justify;">
I nagle wszystko
zniknęło. Uderzyłam o podłogę, dysząc. Na ramionach wciąż czułam mocny
ucisk palców, choć Loki stał metr ode mnie, oddzielając mnie od
zamkniętej szafy.</div>
<div data-p-id="70b171b9f67a198abe03646f66e3476a" style="text-align: justify;">
Kiedy kręcenie w
głowie ustało i spojrzałam na twarz Lokiego, jego wspomnienia spłynęły
na mnie jak fala, w której zaczęłam tonąć.</div>
<div data-p-id="3343a5101b7cd7806e775d59b4804a2c" style="text-align: center;">
<b>Thor Odinson</b></div>
<div data-p-id="725491f8b5cb710cb4a6cefed2c89b6e" style="text-align: justify;">
Nasz plan przesunął się w
czasie, gdy dotarło do nas, że musimy się martwić o zdrowie nie tylko
nasze ale i śmiertelników przebywających w hotelu "Hollywood". Co prawda
pełnego bezpieczeństwa zapewnić im nie mogliśmy, a ewakuacja była
wykluczona, bo za dużo byłoby z tym zamieszania. Postanowiliśmy więc
zaczekać z akcją do drugiej rano, kiedy wszyscy zasną albo chociaż
zamkną się w bezpiecznych pokojach. Dodatkowym plusem było, że Loki
niemal na pewno o tej godzinie spał. Były rzeczy, które czasem
przestawały mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie, tak jak jedzenie albo
chociaż kontakty z innymi ludźmi, ale sen do nich nie należał. Mój brat
prawie nigdy z własnej woli nie zarywał nocy. Sen był dla niego
świętością... dlatego też największym utrapieniem była dla niego
bezsenność.</div>
<div data-p-id="8395d17b63e228cd7aa7b620bd380a5d" style="text-align: justify;">
Żeby nie siedzieć
bezczynnie do tej późnej pory, szukaliśmy w okolicy hotelu miejsca, z
którego z ukrycia moglibyśmy obserwować pokój Holly i Lokiego. Stark w
tym czasie, wykorzystując swoją sławę i charyzmę, wyciągnął od
recepcjonistki informację o pokoju, w którym przebywali, a po krótkiej
kłótni z nami zakwaterował się piętro nad nimi. Krótko po tym
znaleźliśmy dobry punkt obserwacyjny z ogrodu na dachu jakiegoś budynku,
gdzie pozycję z lornetką zajął Bruce. Ja i Steve zakradliśmy się do
hotelu niepostrzeżenie i schowaliśmy w wynajętym mieszkanku. Wyglądało
jak jakaś obskurna dziura − nic dziwnego, że Stark tak się opierał.
Wszystko było takie minimalistyczne, szare i smutne. Żadnego złota,
żadnych roślin, żadnych wielkich, otwartych przestrzeni, strzelistych
kolumn, służących... Jakie szczęście, że nie musieliśmy tu na długo
zostawać.</div>
<div data-p-id="7c427be9c345c066bbf1733234491660" style="text-align: justify;">
Kiedy wreszcie
nadeszła upragniona godzina, napięcie było niemal namacalne. Powietrze
za oknem stało się ciężkie i lepkie, a w oddali niebo co chwila
rozświetlały pioruny. Zbierało się na burzę, a ja wcale nie byłem tym
zaskoczony. </div>
<div data-p-id="f7b5530a2fc4c253be447fbe03983598" style="text-align: justify;">
Pierwszy etap − ratowanie Holly.</div>
<div data-p-id="9b028b4a78639a43e09be418093dcbc2" style="text-align: justify;">
Steve wstał z sofy i powoli wypuścił powietrze z płuc.</div>
<div data-p-id="fdb17638d021ccc68b8edd71ba47a3fd" style="text-align: justify;">
− Wszyscy gotowi? − zapytał przyciszonym głosem, żeby Loki go nie usłyszał i nie rozpoznał. − Bruce?</div>
<div data-p-id="419be707d83c43a6d6a2a5a647870dbb" style="text-align: justify;">
− Na pozycji −
odezwał się jego głos w urządzeniu, które musiałem wcześniej wsadzić do
ucha. Było cholernie irytujące, ale jeśli mogło pomóc... musiałem to
zignorować.</div>
<div data-p-id="7e7cb43641877af2950d91ad47970029" style="text-align: justify;">
Podeszliśmy do okna i
z pomocą liny, którą przywiózł Bruce, ja i milczący Steve spuściliśmy
się piętro niżej, do pokoju, w którym trzymana była Holly. Na szczęście
okno było otwarte, więc z łatwością się tam dostaliśmy. Najpierw stopy w
środku postawił Steve i zanim zdążyłem zapytać, czy jest bezpiecznie,
już zniknął wewnątrz. Pozostała jedynie powiewająca pożółkła firanka.
Potem sam zszedłem na dół, z łatwością ignorując wysokość i ulicę, która
rozciągała się pode mną. Kiedy wskoczyłem do środka, poczułem
jednocześnie ulgę i przerażenie. Holly siedziała przywiązana
prześcieradłami do krzesła na środku pokoju. Jej oczy zakrywała opaska, a
usta miała zakneblowane. Steve już wyszedł z pokoju i zamykał drzwi,
zostawiając uwalnianie Holly mnie.</div>
<div data-p-id="d605c3157c8f9e3cb4a58d01c6918385" style="text-align: justify;">
Natychmiast odstawiłem młot koło nogi krzesła i zerwałem opaskę z oczu przyjaciółki. Jęknęła z bólu cicho.</div>
<div data-p-id="c09b5f2bf8ef361105399bb5e044e23f" style="text-align: justify;">
− Wybacz − szepnąłem, a potem już ostrożniej wyjąłem knebel.</div>
<div data-p-id="946f5864942eea31a585993ca080b0d2" style="text-align: justify;">
− Lokiego nie ma − oznajmiła głośno, żeby Steve ją usłyszał. − Uciekł. Nie wiem, może wiedział, że tu będziecie.</div>
<div data-p-id="79ccb782f6e6bf0c6ae83f53d45bfd4c" style="text-align: justify;">
Była zaskakująco
spokojna, zważając na to, że została przywiązana do krzesła i
zakneblowana. Co to bydlę jej zrobiło?! Zahipnotyzowało?</div>
<div data-p-id="44ff4761f6a1b76a3c7c2e2f689663c0" style="text-align: justify;">
− Nic ci nie jest, Holly? Loki coś ci zrobił?</div>
<div data-p-id="bc78456cf42c91f79724f280f1074680" style="text-align: justify;">
Pokręciła głową.</div>
<div data-p-id="ba3154766117ae06cb3d429b4a42cead" style="text-align: justify;">
− Jest w porządku...
to znaczy... − Wyraźnie się wahała przed powiedzeniem czegoś. − Długa
historia, opowiem później... tylko weźcie mnie z dala od tego miejsca.</div>
<div data-p-id="35246ebc6de0204cc330f05de9be0bf3" style="text-align: justify;">
Kiwnąłem głową, a potem odwiązałem jej ręce. Kiedy tylko skończyłem, w drzwiach pojawił się Steve. </div>
<div data-p-id="22d6f6ed8ddc9444425bfdaba5996b5d" style="text-align: justify;">
− Czysto.</div>
<div data-p-id="6c7168d391811ef0cb2ace418a8db943" style="text-align: justify;">
Na jego widok Holly wstała z krzesła i rzuciła się w jego otwarte ramiona. Steve objął ją z szerokim uśmiechem.</div>
<div data-p-id="fafc50cd02810b188150336e95aba1ab" style="text-align: justify;">
− Dobrze widzieć cię całą i zdrową.</div>
<div data-p-id="9fb16594131d1d2ebe159fb5e697af5f" style="text-align: justify;">
− Dzięki, że przyszliście.</div>
<div data-p-id="9f619e46e4c903c2c4714e72c4605fb4" style="text-align: justify;">
Ja jednak wciąż nie
byłem spokojny o to, czy Holly była cała i zdrowa. Loki nie lubował się w
fizycznych torturach; jego konikiem były psychologiczne gierki,
zagrania, które łamią wolę ludzi i doprowadzają ich do rozpaczy. Miałem
nadzieję, że nie wypróbował żadnej z nich na Holly, choć szansa była
niewielka. W końcu była jego zakładniczką.</div>
<div data-p-id="5cc3355933d0db2cc9b3fab2a70afe17" style="text-align: justify;">
− Steve, co się dzieje? − usłyszałem nagle głos w słuchawce.</div>
<div data-p-id="1895b29f2deb63e4aeb2646a24db2f37" style="text-align: justify;">
− Loki zwiał − oznajmił Kapitan. − Ale z Holly wszystko w porządku.</div>
<div data-p-id="a433a54a249921717fa97caed2192423" style="text-align: justify;">
− Dzięki Bogu...</div>
<div data-p-id="b34e8ffc08c4a9aa117d226987d389d3" style="text-align: center;">
<b>Loki Laufeyson</b></div>
<div data-p-id="d33c85f63b2610850b0cabb7d34584f9" style="text-align: justify;">
Wyszedłem z hotelu,
nim zobaczyłem blask przecinającej niebo błyskawicy i usłyszałem
rozdzierający powietrze huk. Uśmiechnąłem się pod nosem i założyłem na
głowę kaptur czarnego płaszcza. Gdy zobaczyłem już, jak Steve opuszcza
się na linie do pokoju, w którym związałem Holly, ruszyłem chodnikiem
przed siebie, nucąc po cichu melodię. </div>
<div data-p-id="85b116faadf447f11233f59f68c2d1bd" style="text-align: justify;">
Mój plan
diametralnie uległ zmianie. Z początku miałem ochotę wykląć siebie za
moją głupotę i nieodpowiedzialne zachowanie, które stworzyło mi niemały
problem. Nie powinienem nie doceniać tej śmiertelniczki − miała iście
samobójcze zapędy, a to właśnie w ludziach było najniebezpieczniejsze.
Jednak i tak w duchu gratulowałem sobie szybkiego myślenia.
Przeznaczenie musiało mnie uwielbiać, skoro dało mi w ramiona akurat tę
midgardkę. Choć na początku byłem nią znużony, a jej myśli były
chaotyczne i nie wynosiłem z nich nic pożytecznego, to potem... po
sytuacji z Tesseractem wszystko się zmieniło.</div>
<div data-p-id="17cf1c4bd998cc393115f14c9a08769c" style="text-align: justify;">
Podążałem jedną z
najbardziej tłocznych ulic Nowego Jorku. Nie trwało to jednak długo.
Wolałem nie kusić losu i po chwili skręciłem w najbliższy zaułek, by tam
móc się bez przeszkód teleportować. Na chwilę przystanąłem, by
przywołać Tesseract. W ułamku sekundy znalazł się w moim posiadaniu. Do
tej pory nie mogłem zrozumieć, jak znalazł się w hotelu. Przecież nie
jestem idiotą. Nie pozwoliłbym, by znalazł się przy jakimkolwiek moim
wrogu. </div>
<div data-p-id="b2e31fd0eea05a8c52b5a5e04aa0c943" style="text-align: justify;">
Nie miałem pojęcia, jak
ta dziewczyna sprawiła, że znalazł się w szafie. W szafie! Tak potężna
broń, która mogła sprawić, że zmiótłbym Ziemię w pył.</div>
<div data-p-id="e35bfbbd80e6a1d337f444e55934a775" style="text-align: justify;">
Oczywiście, głupia
midgardka, musiała sięgnąć po moją broń. Nie wiedziałem, co władało nią w
tamtej chwili, gdy sięgała Tesseractu. Jej myśli były niejasne.
Słyszałem głosy, które mówiły w nieznanym mi języku. Jeszcze bardziej
wstrząsnęło mną to, co się działo w jej głowie, gdy dotknęła już
kamienia.</div>
<div data-p-id="ce709b095dca483a3e0bd73d5340babf" style="text-align: justify;">
Widziała <i>mnie</i>.
Nie wiedziałem, jakim cudem widziała mnie, gdy byłem jeszcze posłuszny
Odynowi. Ale w jej umyśle widziałem te wszystkie obrazy... Przybycie do
Asgardu, moje pierwsze nauki jazdy konno, nieudolne lekcje walki wręcz,
walki bronią; nauki podstaw zaklęć Friggi. Koronacja Thora, która
została przerwana z mojej winy. Nie mogła o tym wiedzieć! Chyba że Thor
się wygadał, ale nawet ten burak nie wiedział o wszystkim, co widziała
ta midgardka. Widziałem ich twarze. Czułem uczucia, które wtedy mi
towarzyszyły. I wtedy do mnie dotarło, że musiała być jednak kimś więcej
niż zwykłą śmiertelniczką. </div>
<div data-p-id="4fb61779eacf50e5d2ec796259158c92" style="text-align: justify;">
Jednak nie mogę być
stuprocentowo pewny, na czym polega jej moc. Czułem, że jest potężna.
Śmieszyło mnie w tym wszystkim, że ci "bohaterowie" nie mają pojęcia, z
kim współpracują. Najwyraźniej musiała mieć poważny powód, by to
ukrywać. Musiała mieć ją od dawna i nauczyła się ją kontrolować, skoro
nic nie wyczuli. Chociaż to mnie wcale nie zdziwiło. </div>
<div data-p-id="37f9871380b751cf84606c8800e4a3c1" style="text-align: justify;">
Prychnąłem i teleportowałem się do opuszczonej kamienicy. Musiałem w spokoju obmyślić cały mój plan. </div>
<div data-p-id="84749c25feee8da93af828eccd691495" style="text-align: justify;">
Jaka to byłaby strata, gdyby moc tej śmiertelniczki pozostała nieużyta.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0zzBSQjllOoVOW2DdqKMNmjnoNdDOKF1L0yo6MqWFR1TsLPy5r0FptUJOXgE87rwDMpR8IibTPumesEeOp3cIV6hyphenhyphenJByRppMSzGTHDtJrCYDji5NwEHlxZeVubd2WibJZLcI5J51apMKm/s1600/afagfeg.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="203" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0zzBSQjllOoVOW2DdqKMNmjnoNdDOKF1L0yo6MqWFR1TsLPy5r0FptUJOXgE87rwDMpR8IibTPumesEeOp3cIV6hyphenhyphenJByRppMSzGTHDtJrCYDji5NwEHlxZeVubd2WibJZLcI5J51apMKm/s400/afagfeg.png" width="400" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<blockquote class="tr_bq">
<a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2016/08/siedem.html">>Następny rozdział!< </a></blockquote>
</div>
lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-90278744815639168052016-07-11T12:26:00.000+02:002017-04-16T18:41:51.967+02:00Pięć<div align="center">
<b>Anthony Stark</b></div>
<div dir="ltr">
Nagły,
bolesny kontakt z podłogą skutecznie mnie wybudził. Stęknąłem z
niechęcią i chwiejnie podniosłem się na nogi. Thor patrzył na mnie z
góry z niecierpliwością ubrany w zwykłe ziemskie ciuchy.</div>
<div dir="ltr">
– Wstawajże, Tony! Nie mamy czasu, już wystarczająco czekaliśmy.</div>
<div dir="ltr">
Otrzepałem spodnie i poprawiłem splątane włosy. Ledwo
powstrzymywałem się od zaczęcia kłótni. Byłem zmęczony i niewyspany, w
mojej głowie huczało aż do bólu, a Thor nie miał nawet na tyle
współczucia, żeby obudzić mnie w normalny sposób. Albo dać jeszcze kilka
minut. Jedynym powodem, dla którego wstałem bez słowa, była Pepper. Nie
zamierzałem zaprzepaścić szansy pogodzenia się.</div>
<div dir="ltr">
–
Która godzina? – spytałem, gdyż okna były zasłonięte i nie wiedziałem,
jak jasno jest na dworze. Moje ciężkie, sklejone powieki mówiły mi
jednak, że dość wcześnie.</div>
<div dir="ltr">
– Już świta. Około szóstej.</div>
<div dir="ltr">
Jęknąłem jeszcze raz. Bez słowa protestu jednak ruszyłem tyłek do
wyjścia, żeby Thor nie musiał mnie tam prowadzić za rączkę jak
przedszkolaka. Mogłem być uległy poleceniom Pepper, ale nikomu innemu.
Godności się jeszcze całkowicie nie pozbyłem i nie zamierzałem. </div>
<div dir="ltr">
Miałem tylko nadzieję, że Pepper jeszcze tu była i nie walczyłem ze
sobą na próżno. Na pewno chciała pomóc Holly jak tylko mogła, lecz może
wizja przebywania ze mną w jednym pomieszczeniu była na tyle fatalna, że
postanowiła odejść. Wątpiłem w to, ale… zawsze istniała taka opcja.
Zraniłem ją przecież. Widziałem to w jej spojrzeniu. <br />
Weszliśmy do windy i Thor kliknął przycisk prowadzący trzy piętra niżej.</div>
<div dir="ltr">
– Myślę, że Pepper ci wybaczy – oznajmił, gdy drzwi bezszelestnie
się zasuwały. Splótł ręce na piersi i zerknął na mnie kątem oka.
Przewróciłem oczami ostentacyjnie.</div>
<div dir="ltr">
– Nie pytałem cię o zdanie.</div>
<div dir="ltr">
Chwilami zachowywał się, jakby miał szczura biegającego w kółku zamiast mózgu.</div>
<div dir="ltr">
– Powiedziała mi, że chciałaby ci wybaczyć, ale w ogóle się nie sta…</div>
<div dir="ltr">
– Oj, zamknij się – warknąłem. – To nie twoja sprawa, co się między
nami dzieje. Nie wiem, po co ona ci się w ogóle zwierza.</div>
<div dir="ltr">
Thor milczał chwilę, ale w końcu pokusa odpowiedzenia zwyciężyła.</div>
<div dir="ltr">
– Bo jesteśmy przyjaciółmi. Tak jak ty i ja.</div>
<div dir="ltr">
Prychnąłem.</div>
<div dir="ltr">
Winda się otworzyła i wysiedliśmy, nim zawiązała się między nami
jeszcze dziwniejsza dyskusja. Wkroczyłem dwuskrzydłowymi drzwiami do
salonu, do którego najwyraźniej nocą przeniosła się “impreza”. Wszyscy
siedzieli wokół jednego stolika na kawę, a w tle brzęczał cichutko
telewizor włączony na Comedy Central. Jane chrapała smacznie w fotelu z
otwartymi ustami, a Steve i Natasha (nie wiem, skąd się tu wzięła) grali
w szachy na sofie. Pepper skuliła się pod kocem na drugiej sofie na
przeciwko, siorbiąc kawę. Dziwiło mnie jedynie, że Bruce nie przyszedł
Holly na pomoc, kiedy tylko się dowiedział. Może się nie dowiedział?</div>
<div dir="ltr">
Stanąłem, ogarniając wszystko wzrokiem, a tymczasem Thor mnie
wyminął i podszedł do fotela Jane. Podniósł koc, który spadł na podłogę i
okrył nim dziewczynę czule. Coś mnie zakuło w sercu, kiedy mimowolnie
przeniosłem wzrok na Pepper i dotarło do mnie, że chciałbym w tej chwili
usiąść koło niej, odgarnąć włosy z twarzy i powiedzieć: “ślicznie
wyglądasz”. Mimo że nie wygląda. Musiała trochę spać, bo jej makijaż
trochę się rozmazał, szminka całkiem zniknęła z ust, a wczorajszy
misternie ułożony kok teraz zmienił się w zwyczajnie rozpuszczone,
splątane włosy. </div>
<div dir="ltr">
Przeniosłem wzrok na Pepper, która
jednak skutecznie mnie olewała, wpatrując się w Steve’a i Natashę. Nikt
się nie odzywał. Atmosfera była gorsza niż na pogrzebie – tym bardziej
że za oknem wciąż panowała szarość i ponurość.</div>
<div dir="ltr">
–
Jarvis, druga playlista – oznajmiłem, a kiedy (zaraz po: “Tak jest,
sir”) z głośników popłynęły dźwięki AC DC, na mojej twarzy pojawił się
lekki uśmieszek. Wszystkie oczy skierowały się na mnie w zdziwieniu,
złości albo zirytowaniu.</div>
<div dir="ltr">
– Stark – powiedział Steve, unosząc brwi. Schylił się po pilot na stoliku i ściszył muzykę. – Nie słyszałem, jak wszedłeś.</div>
<div dir="ltr">
– Macie już coś? – zapytałem.</div>
<div dir="ltr">
– Czekamy na telefon od dyrektora Fury’ego – odparł blondynek,
odkładając karty na stół. – Namierza Lokiego. Ustaliliśmy też, że ja,
Natasha i Thor przeprowadzimy akcję; ty i Bruce będziecie osłaniali
tyły… a Jane i Pepper będą mogły pomagać stąd albo z innego bezpiecznego
miejsca. W wiadomościach pojawiły się już jakieś wzmianki o wczorajszej
feralnej imprezie, ale z tego co wiem, część osób myśli, że po prostu
miało jakieś grupowe halucynacje. Nie ma jeszcze paniki. Agenci Fury’ego
zajęli się też usuwaniem filmów i zdjęć. Wszystko pod kontrolą.</div>
<div dir="ltr">
Kiwnąłem głową, choć nie wszystkie informacje stuprocentowo do mnie
dotarły. Namierzają Lokiego. W telewizji cisza… i ja będę na tyłach. W
pierwszej chwili na tę wieść wezbrał we mnie gniew. Miałem nad nimi
przewagę, nawet w starciu z Lokim i Tesseractem. Moja zbroja mogła wiele
wytrzymać. A oni dawali mnie na tyły? Szybko jednak zrozumiałem, że nie
jestem teraz zdolny do walki i pilnowanie tyłów to i tak dość
odpowiedzialna robota jak dla mnie. Byłem skacowany, moje myśli
rozpraszały się i krążyły wokół Pepper, a na dodatek… moja relacja z
Holly nie była najlepsza. Lepiej jeśli uratuje ją ktoś, kto nie groził
jej w ciągu minionego tygodnia i nie wykorzystywał, jak tylko mógł, do
odwalania czarnej roboty. Nie żebym miał wyrzuty sumienia. Gdyby miała
dość rozumu, nie dałaby mi się pomiatać. Była jednak na to zbyt uległa. <i>Jak dają, to bierz, jak nie dają, to bierz i uciekaj.</i></div>
<div dir="ltr">
Postanowiłem nie stać dłużej w korytarzu jak ciołek i przeszedłem do
części kuchennej, kiwając głową w rytm zdecydowanie zbyt cichej muzyki
“Highway to Hell”. W zlewie zauważyłem brudne kubki po kawie. Trochę cukru
rozsypało się na blacie. Normalnie by mnie to drażniło, ale teraz miałem
wywalone. Podszedłem do lodówki i wyjąłem z niej karton jakiegoś soku.
Nie zamykając drzwiczek, wypiłem do dna, po czym schowałem puste
opakowanie z powrotem. Potem przeszedłem do miejsca, gdzie siedzieli
wszyscy. Zająłem miejsce obok Pepper, obejmując oparcie za jej plecami.
Kątem oka posłała mi spojrzenie. Najpewniej chciała, żeby było
piorunujące, ale coś po prostu nie wypaliło. Znałem to jej spojrzenie.
Miała je za każdym razem, kiedy proponowałem jej wspólny wieczór, a ona
niechętnie odpowiadała, że musi pracować. Dość łatwo dawała się wtedy
namówić.</div>
<div dir="ltr">
Nagle zadzwonił czyiś telefon. Steve wyjął
komórkę z kieszeni i odebrał, wstając natychmiast. Kiedy przechadzał się
w tę i z powrotem (mrucząc: “tak”, “dobrze”, “oczywiście”, “wiem” i
inne takie), nikt nie spuszczał z niego ani na sekundę wzroku,
nadstawiając uszu. W końcu po kilku minutach rozłączył się, stojąc tyłem
do nas. Oparł ręce o biodra, zwieszając głowę. </div>
<div dir="ltr">
– I co? – zachęciła Natasha.</div>
<div dir="ltr">
Steve wypuścił powietrze z sykiem i odwrócił się do nas. Pepper pochyliła się do przodu.</div>
<div dir="ltr">
– Są w hotelu “Hollywood”.</div>
<div dir="ltr">
Zachichotałem.</div>
<div dir="ltr">
– Świetna nazwa.</div>
<div dir="ltr">
Steve nawet nie zaszczycił mnie dezaprobującym spojrzeniem.</div>
<div dir="ltr">
– Na jedenastym albo dwunastym piętrze – dodał. – Musimy to zrobić
możliwie po cichu i bez ofiar. Stark, będziesz pilnował dachu... a
Bruce... schodów i windy. Resztę już wiadomo. Jak ktoś chce na siusiu,
to ma trzy minuty. A potem jedziemy.</div>
<div align="center" dir="ltr">
<b>Christeen Evans</b></div>
<div dir="ltr">
W
moich uszach rozbrzmiewały pierwsze nuty jednej ze znanych na całych
świecie piosenek, która leciała akurat w radiu. Nie dałabym sobie ręki
uciąć, ale momentami potrafiłam odgadnąć, które słowa będą następne i
które pasują do utworu Coldplay. Choć miałam ochotę wyrzucić to
idiotyczne radio przez okno, wiedziałam, że nie zniosłabym ciszy, która
by nastała. Owen praktycznie od razu wyszedł do supermarketu, za co
byłam mu wdzięczna. W lodówce znajdowało się jedynie zepsute mleko,
stara limonka, dwa piwa i kawałek masła. Do tego śmierdziało kiełbasą,
przez co przeszły mnie dreszcze obrzydzenia. </div>
<div dir="ltr">
W takich chwilach zazwyczaj dzwoniłam do Holly i ochrzaniałam ją, że nie zrobiła zakupów, choć wypadała jej kolej. </div>
<div dir="ltr">
Poczułam,
jak w kącikach oczu zebrały mi się łzy. Bardzo się bałam o moją
najlepszą i jedyną przyjaciółkę. Bez niej nie byłam sobą. Nie licząc
mojej rodziny, tylko przy niej mogłam być sobą. Wiedziałam, że może nie
tyle byłam trudna do zniesienia, co nie dawałam się nikomu dobrze
poznać. Byłam zbyt zamknięta w sobie, nie lubiłam mówić na głos o swoich
emocjach. Nie potrafiłam. Uwalniałam je dopiero podczas malowania, lecz
w tej chwili nawet na to nie miałam ochoty. </div>
<div dir="ltr">
Z mojego
gardła chciał wyrwać się krzyk bezsilności. Miałam ochotę opieprzyć
wszystkich o to, co się stało. A zwłaszcza Avengers o to, że nic nie
robią, że nie działają. Choć Steve zapewniał mnie, że robią wszystko co w
ich mocy, by nikomu podczas tej akcji nie stała się krzywda. Ale
przecież nie mieli na to wpływu. Choćby nie wiadomo jak doskonały plan
mieli, coś może nie wypalić i następny raz, gdy zobaczę Holly, będzie na
jej pogrzebie.</div>
<div dir="ltr">
Drgnęłam, gdy usłyszałam krótki dźwięk
telefonu. Niechętnie sięgnęłam po niego, by przeczytać sms'a. Nie
spodziewałam się dobrych wiadomości… w ogóle nie spodziewałam się
jakichkolwiek wiadomości. Przecież od razu na starcie zostałam
wykluczona z tej akcji, skoro nie mam żadnego wyszkolenia ani supermocy.
Zwykła dziewczyna, która nie może nic zdziałać.</div>
<div dir="ltr">
Spojrzałam na wyświetlacz komórki. “Steven Rogers”. Uśmiechnęłam się pod nosem.</div>
<div dir="ltr">
Polubiłam
go. Był prawdziwym dżentelmenem i do tego nie można było odmówić mu
tytułu superprzystojniaka. Nic dziwnego, że gdy rozmawiam z Holly o
Avengers, temat najczęściej schodzi właśnie na niego. Wychwala go na
każdym kroku. Co robi, jak się zachowuje, co lubi. Na początku wydawało
mi się to dziwne. Myślałam nawet, że jest nim zauroczona i tylko go
idealizuje, jednak szybko odrzuciłam tę myśl. Gdyby tak było,
powiedziałaby mi, a poza tym Holly nie należała do dziewczyn, które
kiedy się zakochują to na zabój. Kiedy poznałam Steve’a, okazało się, że
faktycznie było go za co wychwalać.</div>
<div dir="ltr">
No ale koniec tych rozmyślań!</div>
<div dir="ltr">
Otworzyłam wiadomość.</div>
<div dir="ltr">
“Dziadek Holly przyjdzie do ciebie za minutę. Holly wyjechała w sprawach biznesowych. Nic nie mów o porwaniu.”</div>
<div dir="ltr">
Boże, jak chciałabym, żeby tak było!</div>
<div dir="ltr">
Ale Alaric? Co on tu robił? I czemu nie zadzwonił, żeby powiedzieć, że… a no tak. Może dzwonił, tylko nikt nie odebrał... </div>
<div dir="ltr">
No ale naprawdę musiał wybrać akurat ten moment?!</div>
<div dir="ltr">
Nie
miałam zbyt wiele czasu na wymyślenie jakichś szczegółów, które
uwiarygodniłyby historyjkę o Holly na wyjeździe, bo chwilę później
usłyszałam puknie do drzwi. Westchnęłam głęboko i wyłączyłam radio. </div>
<div dir="ltr">
– Już idę!</div>
<div dir="ltr">
W
myślach policzyłam do dziesięciu, co mnie jednak nie uspokoiło.
Napisałam szybkiego sms'a do Owena, by wracał jak najszybciej. Nie
chciałam brać sama udziału w tym chorym przedstawieniu.</div>
<div dir="ltr">
Z
kiepskim wymuszonym uśmiechem podeszłam do drzwi i chwilę później
ukazała mi się znana twarz staruszka. Uśmiechnięty od ucha do ucha
zawsze sprawiał, że robiło mi się ciepło na sercu. Jednak tym razem
efekt był odwrotny. Na widok jego nieświadomości i wiary w to, że Holly
siedzi sobie teraz poza miastem – bezpieczna i spokojna – w moich oczach
zebrały się łzy. Wciąż się uśmiechałam, choć podbródek niebezpiecznie
drżał.</div>
<div dir="ltr">
– Nasza młoda da Vinci! Jak miło cię widzieć!</div>
<div dir="ltr">
Zaśmiałam
się delikatnie pod nosem, słysząc jak mnie nazwał. Chciałam go uścisnąć
na powitanie, żeby mieć czas na uspokojenie, ale za późno. Dziadek
złapał mnie za ramiona i spoważniał.</div>
<div dir="ltr">
– Holly nie ma w domu – powiedziałam szybko. – Wyjechała w sprawach służbowych.</div>
<div dir="ltr">
– Wiem, kochanie. Ale coś się stało? Czemu płaczesz?</div>
<div dir="ltr">
– Ja wcale nie… – Nie dokończyłam zdania, bo rozkleiłam się na
dobre. Łzy popłynęły strumieniem i zachłysnęłam się oddechem. –
Prze-epraszam… – jęknęłam.</div>
<div dir="ltr">
– Och, kochanie! – Alaric
bez pytania wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Przyjeżdżał
tu do Holly tak często, że czuł się praktycznie jak u siebie. – Nic nie
mów. To pewnie jakieś sprawy sercowe, a ja jestem na to zbyt
staroświecki... teraz to wszystko inaczej wygląda! Ten cały internet i
komórki, i... A tam, co ja ci będę mówił. Sama dobrze wiesz. Siadaj, a
ja zrobię nam herbaty, co ty na to?</div>
<div dir="ltr">
Pokiwałam głową, wycierając policzki.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZJ0V-bN87trY6cR7DipU004iXEf8QkQ4SqSfVfe-ENpSTalxWSCZTlhsuk91Y2AH9Kjj3fgDA1qNmEVjKA1MtZLQeC9TfYIvUSoBfQcN0JsjqWNfT_bYAhj9jDq5il_42kopFvh4UwFYy/s1600/o-STAN-LEE-facebook.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZJ0V-bN87trY6cR7DipU004iXEf8QkQ4SqSfVfe-ENpSTalxWSCZTlhsuk91Y2AH9Kjj3fgDA1qNmEVjKA1MtZLQeC9TfYIvUSoBfQcN0JsjqWNfT_bYAhj9jDq5il_42kopFvh4UwFYy/s400/o-STAN-LEE-facebook.jpg" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<blockquote class="tr_bq">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2016/07/szesc_25.html" target="_blank">Następny rozdział!</a>< </blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
Witam, kochani :)<br />
Jak się miewacie? Jak mijają wakacje? U mnie na szczęście pogoda się poprawiła. W piątek wyjeżdżam i nie będzie mnie przez trzy tygodnie. Polskie morze, a potem Chorwacja. Zapowiada się cudownie c; Co do rozdziału... Jest dość krótki i niestety nie ma jeszcze akcji ratunkowej Holly, ale nie będziecie musieli na nią długo czekać :) Mam nadzieję, że dzisiejsza notka się spodobała. Do zobaczenia w komentarzach!</blockquote>
</div>
Lorahttp://www.blogger.com/profile/15629766120177068468noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-24414632084623033962016-06-27T11:31:00.002+02:002016-07-11T12:28:12.480+02:00Cztery<div style="text-align: center;">
</div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
Pod ostatnim rozdziałem znalazło się naprawdę dużo przemiłych komentarzy i, mimo że za wszystkie podziękowałyśmy osobiście, <i>dziękujemy tu jeszcze raz</i>,
oficjalnie, za czytanie tego opowiadania, za komentowanie i za każdą
krytykę – czy to pochwały, czy uwagi! Cieszymy się, że nasze opowiadanie
umila komuś czas i chwilami rozbawia :) </div>
<div style="text-align: center;">
Mamy nadzieję, że ten rozdział także Wam się spodoba! Miłego czytania!</div>
</blockquote>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Anthony Stark</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dobrych kilka minut szamotałem
się na podłodze, zanim Steve brutalnym szarpnięciem nie postawił mnie na
nogi. W przypływie dobroci już miałem mu podziękować, ale mocno
zacisnął palce na moim ramieniu i pociągnął do lady z siłą
superżołnierza, więc darowałem sobie uprzejmości.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Na
jego twarzy malowała się furia, jakiej jeszcze nigdy nie widziałem.
Błękitne, zazwyczaj łagodne oczy teraz mogłyby zabijać samym
spojrzeniem; zaciskał szczękę mocno, a między jego brwiami utworzyła się
gruba zmarszczka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Usadził mnie na krześle obok całej
naszej grupy, która przyszła dziś na przyjęcie. Brakowało jedynie Thora.
Rozejrzałem się po sali, ale jakoś nie mogłem skupić na niczym wzroku.
Obraz był rozmazany jak na impresjonistycznym obrazie. Zauważyłem, że
wiele osób uciekło, lecz sporo też zostało zszokowanych i osłupiałych.
Dostrzegłem Thora, gdy jego szeroka sylwetka wyrosła nagle ponad
wszystkie inne w miejscu podestu DJ-a.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Midgardczycy! –
ryknął, aż niektórzy podskoczyli. – W tej sytuacji przyjęcie jest
zakończone! Proszę się skierować do wyjścia! No, już! Do widzenia!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Tłumek
powoli i niechętnie opuścił salę, a wtedy Thor zamknął drzwi i wrócił
do naszej grupy. Nie zauważyłem nawet, skupiając się na Asgardczyku,
kiedy zniknął Steve. Zaraz jednak wszystko się wyjaśniło, kiedy czerwone
światła zgasły, ustępując miejsca normalnym białym, a kilka sekund
potem blondynek wyłonił się z miejsca, gdzie znajdował się panel
sterowania, i wrócił do nas. Byliśmy w komplecie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pijany miliarder, wściekły superżołnierz, równie wkurzony Thor, roztrzęsiona przyjaciółka Hollywood oraz zszokowana Jane.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Steve obrócił się wokół własnej osi, rozglądając.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Żadnych więcej szkód Loki nie narobił, tak? Widzieliście, czy kogoś nie skrzywdził? Ktoś może potrzebować pomocy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wszyscy pokręcili głowami. Blondynek westchnął.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
W
duchu też tak wzdychałem. Impreza na nic. Miałem świętować w spokoju
śmierć największego wroga, ostateczne zwycięstwo, a tymczasem on sam tu
zawitał, narobił zamieszania i porwał moją pracownicę. Nie musiałem
sprawdzać telefonu, żeby wiedzieć, że Facebook jest już pełen zdjęć i
relacji z tej porażki, a do jutra będzie huczał o tym świat. Co jednak
najgorsze, Loki ma nas w garści. Nie możemy go zaatakować, dopóki ma
Holly. A odbicie jej może być nie lada wyczynem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jak się czujesz, Christeen? – spytał Steve. – Już lepiej?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pokiwała głową, choć po jej policzkach wciąż regularnie spływały łzy zmieszane z tuszem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Odprowadzę cię do domu – zaoferował.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nagle
ktoś otworzył drzwi wejściowe, a wzrok wszystkich skierował się w tamtą
stronę. Ja nie zawracałem sobie głowy odwracaniem się przodem do
wyjścia, myśląc, że to tylko jakiś zagubiony imprezowicz, ale kiedy
drzwi się otworzyły…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ech, cześć?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ten głos.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Poczułem na plecach ciarki.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nim
odwróciłem się na krześle, zrobiła już kilka niepewnych kroków na
swoich szpilkach. A potem zobaczyłem ją całą i zdrową, w świetnej
formie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Pepper? So ty tu robisz? – wydusiłem z siebie jak najwyraźniej mogłem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
To
chyba był jakiś pieprzony żart. Teraz?! Teraz przyszła?! Kiedy byłem
pijany?! Ona chyba naprawdę chce zniszczyć nasz związek do reszty!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dostałam zaproszenie. Gdzie są wszyscy?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zmarszczyła
brwi. Tak bardzo pragnąłem wziąć ją teraz w ramiona, wycałować, a potem
natychmiast wyjechać razem gdzieś daleko, gdzie nikt nas nie znajdzie.
Nadrobić te dni rozłąki.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Czyiś telefon nagle zadzwonił, ale zignorowałem to, skupiony na chłonięciu widoku mojej ukochanej.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Loki uciekł – wyjaśnił Thor, zanim otworzyłem usta. – Przybył tutaj i porwał Holly.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pepper gwałtownie wciągnęła powietrze, zakrywając usta dłonią.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– O Boże! Jak to? Kiedy?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dosłownie kilkanaście minut temu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– To czemu go nie gonicie?! – zdziwiła się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Powiedział, że jeśli czegoś spróbujemy, Holly stanie się krzywda – wyjaśnił Thor. – Musimy wymyślić jakiś plan.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Drugi
telefon zadzwonił i Steve odszedł od naszej grupy, by odebrać. Pepper
zamknęła wymalowane oczy i spróbowała się uspokoić. Pokiwała głową, a
jej rude loki zafalowały.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tak, masz rację. Bez pochopnych ruchów. Holly nie może się stać krzywda. Boże...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Po chwili milczenia spojrzała na mnie. Znów poczułem ciarki na plecach i czułem, jak stają mi włoski na rękach.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jest kompletnie pijany – stwierdziła od razu. – Trzeba go odnieść do sypialni. Na nic nam się nie przyda w tym stanie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Pepper, chse s tobą porozmafiać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ale ja nie chcę z tobą. Nie teraz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie
miałem zamiaru tak łatwo się poddać. Dostałem okazję na odzyskanie jej i
zamierzałem to wykorzystać. Dość użalania się, koniec z piciem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Pepper! – powiedziałem, wstając chwiejnie. – Pszeprrzam cie zsa to
wrzystko… pszeprszam, że zapomniałem o rocznicy, że nie zwoniłem, że…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Przestań – przerwała mi ze stanowczym ruchem ręki, a w jej szarych oczach błysnęły łzy. – Porozmawiamy, kiedy wytrzeźwiejesz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zacisnąłem zęby.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie mogłem jej stracić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Pepper… Mozże i jessem pijany, ale to, so szuje, jes prawdziwe.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Nie. Tony, wyglądasz fatalnie. Nie będę z tobą rozmawiała, dopóki
jesteś w takim stanie. Thor, możesz go odprowadzić do jego sypialni?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Oczywiście – odparł, a potem złapał mnie za ramię, pomagając wstać.
Szarpałem się, ale byłem zbyt słaby, potykałem się o własne nogi. W
końcu się poddałem i pozwoliłem wyprowadzić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie martw
się – pocieszył Thor, kiedy weszliśmy do windy. – Jeśli chce rozmawiać,
to znaczy, że nie jest tak źle. Musisz być cierpliwy… i przede
wszystkim trzeźwy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Obudziłam
się w nieznanym mi miejscu. Po psychopacie chcącym zabić moją najlepszą
przyjaciółkę, grożącym superbohaterom i siłą wywlekającym mnie z
budynku spodziewałabym się raczej ciemnej, śmierdzącej wilgocią piwnicy.
Jednak ku mojemu zaskoczeniu znajdowałam się w zwyczajnej, skromnej
sypialni. Zamknięte okna przepuszczały promienie słoneczne. Ziewnęłam.
Niechętnie musiałam przyznać, że łóżko było wygodne i pierwszy raz od
dłuższego czasu wyspałam się. Jeśli tak mają wyglądać porwania, to z
chęcią któregoś bardziej zapracowanego dnia u Starka ponownie zostanę
zakładniczką.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jednak wystarczyła chwila, by w mojej
głowie pojawiły się wątpliwości i lęk. Mogłam się jedynie domyślać, co
się ze mną stanie. Loki był bogiem. Przeklętym bogiem kłamstw i
podstępu. Równie dobrze mógł bez mrugnięcia okiem przenieść nas na inny
kontynent. Lub na inną planetę. Ta nagła myśl była dla mnie jak kubeł
zimnej wody. Przeszedł mnie dreszcz. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ignorując
narastający ból głowy, odsunęłam kołdrę i podniosłam się. Wciąż miałam
na sobie sobotnią rozkloszowaną spódnicę oraz bluzkę. Obcasy znalazłam
dopiero po chwili porzucone przy drzwiach. Rozejrzałam się dookoła,
poszukując więcej szczegółów, które pomogłyby mi określić, gdzie jestem.
Niestety, był to zwyczajny pokój z błękitnymi ścianami, jedną szafą i
lustrem. Osobiście nie lubiłam przepychu, a tym bardziej ton
niepotrzebnych rzeczy, które walają się po kątach. Pokój ten mógłby mi
się nawet spodobać, lecz w tej chwili czułam się tu niemal
klaustrofobicznie. To moja cela. Więzienie. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kątem oka
dostrzegłam również mały stoliczek, na którym coś leżało. Czując
wzbierającą ciekawość, podążyłam w tamtą stronę. Spodziewałabym się
wszystkiego, jednak to, co zobaczyłam, sprawiło, że na chwilę
zapomniałam, jak się oddycha. Mój brzuch przeraźliwie zaburczał.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wpatrywałam
się w srebrną tacę, na której najzwyczajniej w świecie leżał posiłek.
Biały talerz z jajecznicą. Zapewne już zimną. Obok sok pomarańczowy.
Tyle.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Prychnęłam pod nosem. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Co on sobie
wyobrażał? Że kilkoma jajkami, które zapewne ukradł, sprawi, że nie
będę chciała uciec? Że dzięki szklance soku zapomnę o moich
przyjaciołach, którzy na pewno martwią się o mnie gdzieś poza tym
pomieszczeniem; którzy zachodzą w głowię, jak mnie uwolnić, nie
narażając na niebezpieczeństwo?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Westchnęłam i przetarłam
twarz dłońmi. Musiałam wykombinować, jak się stąd wydostać.
Samodzielnie. Zanim któryś z Avengers (albo co gorsza Chris) zrobi coś
głupiego, żeby mnie uratować. Moja najlepsza przyjaciółka zapewne
histeryzuje. Steve martwi się na zapas, a Stark... huh, z pewnością
nawet nie zauważył mojej nieobecności. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Odwróciłam się i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę, wierząc, że nie drgnie ani o milimetr... Ale drzwi były otwarte. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Czy to pułapka? Sprawdzian? Czy Loki czeka na zewnątrz?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Najciszej,
jak umiałam, otworzyłam je. Nie skrzypnęły. Na palcach wyszłam z
pokoju. W niespełna kilka sekund znalazłam się na pustym korytarzu. Na
jego końcu było okno, za którym rozciągała się panorama Nowego Jorku.
Odetchnęłam z niewyobrażalną ulgą. Mimo że nie kojarzyłam okolicy,
cieszyłam się, że jestem na Ziemi. Cóż… połowa roboty za mną. Teraz
zostało tylko znaleźć wyjście i spierdzielać, gdzie pieprz rośnie. Czyli
do Stark Tower lub po prostu jak najdalej od tego psychopaty. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nerwowo zacisnęłam palce na obcasach, które trzymałam w prawej ręce, i ruszyłam przed siebie w stronę drzwi, które <i>musiały</i>,
po prostu musiały prowadzić na zewnątrz. Czułam, jak mój oddech
przyspiesza, a krew zaczyna buzować pod skórą. Tak blisko. Jeszcze kilka
kroków. Uda ci się, Holly. Położyłam dłoń na zimnej klamce i…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Już chcesz mnie opuścić, kochanie? – usłyszałam zimny głos za plecami. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
CHOLERA!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Podskoczyłam,
a pisk uwiązł mi w gardle. Przymknęłam oczy i wstrzymałam na chwilę
oddech. Byłam zbyt przerażona, by się odwrócić. Bałam się, co zobaczę.
Moje postanowienie, że będę wpatrywać się w te głupie drzwi tak długo,
dopóki mężczyzna sobie nie pójdzie i nie da mi świętego spokoju,
przerwał mocny uścisk na ramieniu. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chwilę później stałam twarzą w twarz z Lokim Laufeysonem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Poczułam
gulę w gardle. Nie wiedziałam, gdzie podziać wzrok. Jakaś dziwna siła
sprawiała, że za wszelką cenę nie chciałam patrzeć w te zimne,
nieludzkie, zielone oczy. W miejscu, gdzie bóg zaciskał palce na moim
ramieniu, czułam niewyobrażalny chłód od skóry aż do kości. Jakbym
dotykała sopli lodu. Próbowałam się wyrwać, lecz uścisk przybrał na
sile. Cicho jęknęłam, czując ból, jakby ktoś wsadził moje ramię do
lodowatej wody.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Wypuść mnie stąd – wycharczałam, wpatrując się w okno po drugiej stronie. Ciekawe, jak wysoko byliśmy od ziemi. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jego drwiący śmiech sprawił, że poczułam gęsią skórkę na ciele.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Plus minus dziesiąte piętro. Jeśli chcesz skakać, proszę bardzo. Nie
będę musiał brudzić rąk, zabijając cię, dziewucho – warknął,
przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej i nie puszczając mojego
ramienia.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Super. Do tego potrafił czytać w myślach. Thor chyba zapomniał mnie o tym powiadomić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Śniadanko smakowało? – wyszeptał mi do ucha. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wstrzymałam
oddech i zacisnęłam powieki. Czułam, jak powoli zbierają się łzy.
Błagałam w myślach wszystkie pieprzone bóstwa, by ten cholerny
psychopata mnie puścił. Miałam ochotę wydrapać mu oczy, choć bałam się
nawet drgnąć. Strach mnie sparaliżował.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Oby tak, bo
następnym razem nie zamierzam być taki miły. Miałem nadzieję, że nie
jesteś tak naiwna jak ci wszyscy śmieszni "bohaterowie" – zaśmiał się
drwiąco na ostatnie słowo. – Jednak najwyraźniej się pomyliłem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Z
całej siły pociągnął mnie w stronę sypialni, z której niedawno wyszłam.
Zaczęłam się wyrywać. Ignorowałam narastający ból. Zapewne będą po tym
siniaki, lecz nie interesowało mnie to. Nie mogłam poddać się tak łatwo.
Bez żadnej walki? Co by powiedzieli Steve i Bruce?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jednak
moje starania nic nie dały. Zaczęłam kląć pod nosem, obrażając przy tym
bożka w każdy możliwy sposób. Jego twarz jednak nie zdradzała żadnych
uczuć. Nic prócz chłodnego spokoju, który zaczął mi działać na nerwy.
Miałam ochotę napluć mu w tą cholerną twarz. Nim zdążyłam jakkolwiek
zareagować, zostałam z powrotem wepchnięta do niewielkich rozmiarów
pomieszczenia.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Spróbuj tylko znów pomyśleć o ucieczce, a nie będę taki miły – warknął i wreszcie mnie puścił. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Odetchnęłam
z ulgą, jednocześnie podnosząc dłoń, by dotknąć palące zimnem miejsce.
Zdeterminowana wreszcie spojrzałam na Lokiego, który z drwiną wpatrywał
się w moją twarz. Na imprezie niewiele widziałam., jednak teraz mogłam
patrzeć na niego w pełnej okazałości. Wysoki, wyższy ode mnie
przynajmniej o głowę, ubrany w ciemnozieloną koszulę i czarne jeansy.
Był nieludzko blady, jego cera przypominała śnieg. Jego czarne włosy
sięgały prawie ramion.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Bożek odwrócił się z zamiarem opuszczenia pomieszczenia i zapewne zamknięcia mnie na klucz. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Teraz albo nigdy, Holly. To może być twoja jedyna szansa, by dowiedzieć się, co planuje.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dlaczego? – spytałam cicho, niemal szeptem. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wystarczająco, aby mężczyzna przystanął na chwilę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Sama wepchnęłaś mi się w ręce, ptaszyno.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ale na co to wszystko? Przecież masz już Tesseract. Po co ci ja? – Głos zaczynał mi się łamać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Loki ponownie się zaśmiał. Miałam ochotę się rozpłakać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Czego się nie robi dla rodziny?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
I wyszedł, zostawiając mnie w totalnej niewiedzy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Steven Rogers</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kiedy
wychodziliśmy ze Stark Tower i szliśmy przez bardziej zatłoczone ulice
Nowego Jorku, ani na sekundę nie zdejmowałem dłoni z pleców Christeen.
Podświadomie wiedziałem, że dzięki temu dotykowi czuła się pewniej i
spokojniej. Byłem kimś, kto ją poprowadzi i pomoże, nawet gdyby z tego
stresu i przerażenia zapomniała drogi do domu. Byłem kimś, kto weźmie ją
w ramiona, jeśli znów zacznie się trząść i wylewać łzy. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
A
jednak na pewnej płaszczyźnie stresowałem ją. Nie wiem, dlaczego. Nie
patrzyła na mnie jawnie, tylko ukradkiem i niewiele mówiła. Czymś ją
wystraszyłem? Może to tylko szok spowodowany zagrożeniem życia? Nie
miałem pojęcia. To nie była ta Christeen, którą widziałem wtedy w barze –
wesoła, z błyskiem w oczach. To nie była ta Christeen, którą polubiłem
na początku i byłem lekko zawiedziony. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Choć nie jestem
pewien, czy to dobre określenie. Może nie spodziewałem się po prostu, że
dziewczyna tak szybko będzie potrzebowała we mnie jakiegokolwiek
oparcia. Liczyłem na to, że nawet jeśli coś między nami zaistnieje, to
zacznie się wesoło. Skryte spojrzenia, niewinne uśmiechy, spalone żarty,
dwuznaczne wypowiedzi… Ot, normalnie. Bez zbędnych problemów do
dźwigania; bez wzajemnej odpowiedzialności i pocieszania. A przynajmniej
nie tak szybko! Znam ją jedynie przelotnie, a poznawać się bliżej zaczęliśmy może od dwóch dni!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Mimo
wszystko podjąłem się tego “wyzwania”. Nie mógłbym zostawić jej teraz, w
tej dramatycznej sytuacji tylko przez moje widzimisię. Bo “inaczej to
sobie wyobrażałem”. Jeśli tak się to miało potoczyć, niechaj będzie.
Jeśli ona potrzebuje mnie teraz, to będę teraz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Steve?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Z nieco bolesnej gonitwy myśli wyrwał mnie jej cichy głos.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Słucham.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Też martwię się o Holly – powiedziała. – Masz już jakiś pomysł, jak ją odbić?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Jakiś tam mam – odparłem niegłośno, żeby nie niszczyć perfekcyjnej
ciszy panującej w tej wąskiej uliczce. – Nie przejmuj się. Znajdziemy
jakieś wyjście z sytuacji.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Christeen pokiwała głową i
wbiła wzrok w ziemię. Nasze buty powoli i miarowo wybijały rytm, który
roznosił się cichym echem. Gdzieś w tle szumiało miasto. Zbliżaliśmy się
już do spokojniejszych dzielnic Nowego Jorku.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Westchnąłem, czując się trochę głupio.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Słuchaj, Christeen, wiem, że to tak banalnie brzmi – wyznałem. – Wiem,
że to żadne konkrety. Że to nie zapewnienia na Boga albo na życie, że z
Holly wszystko będzie dobrze. Ale nie jesteśmy cudotwórcami. Głęboko
wierzę w to, że wszystko potoczy się dobrze, ale wiara to nie wszystko.
Kiedy siedemdziesiąt lat temu postanowiłem rozbić samolot na Arktyce,
też wierzyłem, że wszystko będzie dobrze; że wrócę do domu… i jak
widzisz, spełniło się, tylko że niekoniecznie w takiej formie, w jakiej
tego chciałem. Możesz być jednak spokojna, że zrobimy wszystko, co w
naszej mocy, żeby Holly wróciła cała i zdrowa i nikt nie ucierpiał.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wziąłem
głęboki wdech i zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio niż przedtem,
gdy zobaczyłem, jak w jej oczach znowu pojawiają się łzy. Po co w ogóle
jej to powiedziałem? Była w tak opłakanym stanie, a ja tylko to
pogorszyłem? W takich chwilach zbiera ci się na szczerość, Rogers? W
takich chwilach?!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Wybacz – powiedziałem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
To nic – odparła i pociągnęła nosem. – Cieszę się, że nie mydlisz mi
oczu i nie zapewniasz nic nie znaczącymi słowami, bylebym była spokojna.
Bo i tak nie będę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Powinienem uspokajać cię prawdą, a nie smucić prawdą lub uspokajać kłamstwami.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Czasem to niemożliwe. Zresztą, i tak robisz już dla mnie za wiele. Nie musiałeś mnie odprowadzać, mój brat mógłby to zrobić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie
odpowiedziałem. Odprowadzałem ją, żeby jak najszybciej znalazła się w
domu. Zanim jej brat tu dojedzie, minie co najmniej pół godziny. Do jej
domu miał o wiele bliżej, a ja mogłem ją zaprowadzić od ręki… poza tym, z
pijanym Starkiem i tak za wiele nie zdziałamy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Teraz w lewo – poprowadziła Chris, kiedy znaleźliśmy się na przecięciu uliczek.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Po
kilku minutach dotarliśmy do niewielkiego bloku mieszkalnego. Wszystkie
światła były zgaszone oprócz jednego na samej górze. Ktoś stał na
balkonie, wychylając się przez barierkę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– To Owen, mój
brat – wyjaśniła Christeen, zadarłszy głowę do góry, i stanęła pod
klatką. Przeniosła wzrok na mnie. Makijaż kompletnie jej się rozmazał,
tworząc coś w podobie do oczu pandy. – Dzięki za to wszystko… Do
zobaczenia.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spodziewałem się, że mnie przytuli albo stanie na palcach, żeby pocałować w policzek.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Tak robi większość.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ona jednak tylko uśmiechnęła się i weszła do budynku. Odprowadzałem ją wzrokiem, zanim nie zniknęła na schodach. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Może niepotrzebnie panikuję? Może nie podobam jej się? Może ona tylko mnie lubi, jak przyjaciela? A ja histeryzuję?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Odwróciłem się z zamiarem odejścia, jednak prawie wpadłem na siwego staruszka w dużych okularach.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Przepraszam – mruknąłem i chciałem go wyminąć, ale stał, gapiąc się na mnie jak wryty.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Steve Rogers? – zapytał, marszcząc brwi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tak…?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jestem Alaric, dziadek Holly – wyjaśnił natychmiast, widząc moje zmieszanie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Uśmiechnąłem się natychmiast.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ach! Miło mi pana poznać – oznajmiłem, ściskając jego rękę. – Co pan tu robi o tej porze?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Przyszedłem odwiedzić wnuczkę. Mój znajomy akurat jechał tu, żeby
załatwić jakieś sprawy. Postanowiłem wpaść na chwilę. – Po tych słowach
zakaszlał w pięść.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
O cholera.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Holly.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jak mam mu o niej powiedzieć?</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJuj4385qra-naL5uX6NHIYMnlHx5PkxqS6rSvKWR5l4SFjL28hOb0Nvs4lJMPUgH03L4vHrHSywIWhkbY6JIrxOqaVXxMiXRWQ2utWjvX5PBlWeESFfwUfMt7-Q3tuJEbDDt6u8MfgX9G/s1600/04.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="191" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJuj4385qra-naL5uX6NHIYMnlHx5PkxqS6rSvKWR5l4SFjL28hOb0Nvs4lJMPUgH03L4vHrHSywIWhkbY6JIrxOqaVXxMiXRWQ2utWjvX5PBlWeESFfwUfMt7-Q3tuJEbDDt6u8MfgX9G/s400/04.png" width="400" /></a></div>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2016/07/piec.html">Następny rozdział!</a><</div>
</blockquote>
Lorahttp://www.blogger.com/profile/15629766120177068468noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-31053689014158923212016-06-13T16:47:00.001+02:002016-06-27T11:34:08.176+02:00Trzy<div style="text-align: center;">
<b>Anthony Stark</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Obudziłem się z piekielnym
bólem głowy. Powieki nie chciały się otworzyć, a w gardle miałem
pierdoloną Saharę. Niby powinienem się do tego przyzwyczaić, ale
ostatnio traciłem nad tym kontrolę. Zalewałem się w trupa, bo czułem, że
tylko to mi pomoże jakoś odciąć się od bólu i poczucia winy. Ale to był
tylko chwilowe. Kiedy tylko znów choć trochę wytrzeźwiałem, poczucie
winy wracało ze zdwojoną siłą i w towarzystwie wstydu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie
miałem odwagi, by podnieść ten pierdolony telefon i zadzwonić do
Pepper. Na początku zamierzałem, ale znając kobiety... W sumie chyba
nikt ich nie zna. Prędzej Hollywood znajdzie mnie martwego w rowie, niż
zrozumiem, co tak właściwie zrobiłem źle. Wiele razy zapominałem o
rocznicach, urodzinach i przeklętych imprezach rodzinnych. A Pepper zna
mnie nie od dziś. I nigdy się o to nie złościła aż tak poważnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Gdy
bóle głowy na chwilę ustały, otworzyłem oczy. Znajdowałem się w jednej
ze swoich sypialni w Stark Tower, choć nie miałem pojęcia dlaczego i
jak. Podniosłem się do pozycji pol leżącej i skręciłem tułów w lewo,
gdzie powinna się znajdować szafka a na niej szklanka wody i tabletki na
kaca. Dzięki Bogu, była tam! Połknąwszy lekarstwo, wodę wypiłem
duszkiem. Nawet jeżeli nie zadziała naprawdę, może przynajmniej na
zasadzie placebo. Odetchnąłem z ulgą, gdy skończyłem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Jarvis, który mamy dzień... i rok? – spytałem swojego cyfrowego lokaja,
którego sam stworzyłem. W głowie miałem czarną dziurę i nie zdziwiłbym
się, gdybym przespał dekadę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– 7 października 2016 roku, godzina 21.16 i 32 sekundy, sir.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Znów odetchnąłem z ulgą. Przespałem tylko pół dnia.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jak znalazłem się w hotelu?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Panienka McCarter zadbała o to, by wrócił pan bezpiecznie. Przekupiła
barmana pobliskiego baru, w którym znalazł się pan o godzinie 10.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– To ten bar jest otwarty rano? – zdziwiłem się, podnosząc powoli z łóżka. Ból głowy nasilił się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Właściwie to nie, sir, ale…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zaśmiałem się pod nosem. No ładnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Czy ubolał na tym mój budżet? – przerwałem sztucznej inteligencji.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wspomnienia
powoli do mnie wracały. Alkohol na blacie przede mną, skrzywiona twarz
Dave’a, gdy podawał mi kolejne szklanki, niewyraźne wspomnienie mojej
rozmowy z Holly i to, jak jej groziłem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie. Nadal jest pan w pierwszej piątce najbogatszych ludzi na świecie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dobrze. To wystarczy – oznajmiłem, kończąc tym samym rozmowę. Z ciężkim
westchnieniem podszedłem do wielkiej, białej szafy, na której drzwiach
wisiało lustro. Nie wyglądałem najgorzej, choć miewałem lepsze dni… kogo
ja próbowałem oszukać?! Wyglądałem fatalnie. Brudny, w pogniecionej,
bordowej marynarce i czarnej koszuli, z tłustymi włosami i nieopanowanym
zarostem. Przebrałem się jak najprędzej, byle tylko pozbyć się już tych
śmierdzących ciuchów. Był weekend, późna godzina i zapewne nikogo nie
było w Stark Tower.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
No może oprócz Hollywood. Często
brała nadgodziny, żeby dokończyć pracę, co bardzo mnie dziwiło. Żadna z
moich poprzednich asystentek nie brała tak poważnie tej pracy. Zazwyczaj
ważniejsze było dla nich życie prywatne, pół godziny przed zakończeniem
pracy już były praktycznie gotowe do wyjścia. Co prawda nie denerwowały
mnie też aż tak bardzo jak Holly, ale ona się stara… i może to mnie w
niej drażni. Tak bardzo przypomina mi Pepper – zacięta i wytrzymała.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Przebrałem
się w szare dresy. Zanim wezmę prysznic, postanowiłem przejść się do
kuchni po kolejną porcję wody i coś do zjedzenia. Wyszedłem z sypialni
na korytarz. Z każdym kolejnym krokiem przebłyski wspomnień wracały do
mnie. Głównie picie i bezsensowne rozmowy z tym barmanem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Stark?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Odwróciłem
się i przede mną stanęła Hollywood. Ubrana w zwykła bluzę i jeansy,
stanowiła dla mnie rzadki widok, choć musiałem przyznać, że w tym
wydaniu nie wyglądała najgorzej. Jednak o wiele bardziej wolałem ją w
obcisłej sukience i szpilkach, które skutecznie wydłużały jej szczupłe
nogi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– O! Hollywood! Tak myślałem że Cię zastanę. Co powiesz na kieliszek wina i pizzę?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Brunetka spojrzała na mnie najpierw zaskoczonym spojrzeniem, a później w jej oczach znalazł się chłód.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Wracam do domu. Nie będę z tobą jadła.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Nie, nie kochanie. Miałem na myśli: “co powiesz na zamówienie mi pizzy i
przyniesienie wina?”. No ale trudno. Jarvis, zamów mi hawajską.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dobrze, sir. Panienka coś sobie życzy?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie, dziękuję.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dziewczyna
zamrugała kilka razy i potarła kącik oka, przez co zauważyłem, że ma
czerwone i opuchnięte powieki, a białka przekrwione. Musiała się
naprawdę katować.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Do widzenia – pożegnała się i ze
spuszczoną głową chciała mnie wyminąć, ale przystanęła, gdy po korytarzu
poniósł się donośny, męski głos.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Moi drodzy, midgardcy przyjaciele!!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zaskoczona Hollywood podniosła głowię, a na jej twarzy wykwitł radosny uśmiech.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Wreszcie coś miłego – mruknęła do siebie, ale usłyszałem to. Podążyła w
stronę Thora, którego poznałem po głosie nawet bez odwracania się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Thorze, jak miło cię widzieć!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zakląłem,
zastanawiając się, po co on tu przychodzi. Znudziło mu się już w
Asgardzie? Naprawdę nie miał co robić jako przyszły król, tylko musiał
mi tu zawracać dupę?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Odwróciłem się na pięcie. Wtedy
puścił Hollywood z uścisku i podążył do mnie dumnym, długim krokiem,
który zawsze mnie irytował. U<b>ś</b>miechnięty od ucha do ucha, oczywiście.
Jakbyśmy byli jakimiś przyjaciółmi. Moja współpracownica przyszła zaraz
za nim.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jak miło was widzieć – powiedział, klepiąc mnie w ramię. Odepchnąłem jego rękę, ale Thor to zignorował.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Choć muszę przyznać – dodał – że oboje wyglądacie nie najlepiej. Czy coś złego się stało w Midgardzie? Płakałaś?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Co? Niee… – zaprzeczyła Hollywood natychmiast, choć bez przekonania. –
Sporo pracy, wiesz, jak to jest. Dopiero wróciłam z urlopu, muszę się z
powrotem przyzwyczaić do zarwanych nocy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Thor pokiwał głową, nieprzekonany.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Co ty tu robisz? – usłyszałem ciche pytanie brunetki.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Przyszły władca Asgardu zwiesił głowę na chwilę, przybierając poważny wyraz twarzy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Niestety, nie przynoszę dobrych nowin, przyjaciele. Przybyłem do
Nicolasa. Na Lokiego spadła kara śmierci – powiedział załamany głosem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– O Boże – szepnęła Hollywood ze współczuciem. – I to już ostateczne?<br />
Thor pokiwał głową.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wywróciłem
oczami. Nareszcie pozbędziemy się choć jednego problemu raz na zawsze, a
im było przykro! Powinniśmy świętować; myśleć o tym, ile żyć przez to
uratujemy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Egzekucja odbędzie się jutro – dodał bóg. – A wkrótce po niej moja koronacja.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jestem geniuszem! – krzyknąłem tak, by wszyscy w tym budynku mogli mnie usłyszeć.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Hollywood wywróciła oczami, a Thor spojrzał na mnie zaciekawiony. Uśmiechnąłem się zwycięsko.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Jutro jest sobota. Jesteśmy prawie w komplecie i mamy dwa powody do
świętowania. Jarvis! – zwróciłem się do mojego lokaja – powiadom
wszystkich ludzi, których mam na fejsie, że widzimy się jutro na
imprezie. Tylko nie pirata. Jego nie chcę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jakiej imprezie?! – Hollywood zrobiła wielkie oczy i złapała się za głowę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tej, którą jutro zorganizuję, kotku.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jęknęła przeciągle, a ja uśmiechnąłem się zadowolony z siebie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Na
początku, kiedy dowiedziałam się o przyjęciu organizowanym w Stark
Tower, nie zamierzałam się na nie wybierać. Nawet nie brałam tej opcji
pod uwagę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Co więc się stało, że teraz snułam się jak
duch z kieliszkiem w ręku po sali z DJ-em, obserwując tańczących i
pijących ludzi? No cóż, nic, czego nie można by się spodziewać. Chris
tak bardzo chciała tu przyjść, ale bała się sama; Steve i Thor też
nalegali, żebym pojawiła się choć na godzinkę, więc nie mogłam ich
zawieść. A w szczególności Christeen. Tak rzadko wychodziła na
jakiekolwiek imprezy, że nie mogłam jej tego odebrać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Sala
nie była specjalnie duża – idealna, żeby pomieścić nas wszystkich,
średni tłumek. Parkiet taneczny znajdował się o poziom niżej od
normalnej podłogi, gdzie stał podest DJ-a, barek i fotele. Kiedy tylko
zobaczyłam, że Stark siedzi na jednym z nich samotnie, nawet bez
kieliszka ani butelki, aż przystanęłam, przez co Chris na mnie wpadła.
Odwróciła głowę w stronę, w którą ja patrzyłam, i zmrużyła oczy.
Nachyliła się do mojego ucha.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Czy to nie jest…? – zaczęła podniesionym głosem, żeby przekrzyczeć hałas pląsającej muzyki.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– ...największy imprezowicz i buc, jakiego znam? Taaa…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Na pewno nie ma ponurego brata bliźniaka?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Uśmiechnęłam się półgębkiem z kiepskiego żartu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dziwne,
że siedział sam i to bez alkoholu, wpatrując się z rezygnacją w bawiący
się tłum. Sam wyprawił tę imprezę i zwołał wszystkich. A teraz nawet w
niej nie uczestniczył? Coś było nie tak.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Na przykład to,
że zrobiło mi się przykro. Nie powinno. W pewnym stopniu go
nienawidziłam. Zachowywał się wobec mnie naprawdę podle, ale teraz
niespodziewanie pojawiły się wątpliwości. Bez Pepper na pewno czuł się
samotny, więc tylko na mnie odreagowywał… na wszystkich, którzy byli w
pobliżu. Może potrzebował tylko trochę towarzystwa i rozmowy?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Zaczekaj, sprawdzę, o co chodzi – powiedziałam do Chris i ruszyłam w
stronę sofy, na której spoczywał Tony. Gdy tylko podeszłam do jego
zasięgu głosu, nie patrząc na mnie, oznajmił:</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jeśli przyszłaś mnie denerwować, to lepiej wracaj, gdzie stałaś.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Mimo
wszystko podeszłam i przysiadłam na skraju mebla. Najgorsze było to, że
nie wiedziałam, jak w ogóle mogę go pocieszyć. Nagle podniósł rękę i
wyjął mi kieliszek z dłoni. Wypił do dna i wystawił puste naczynie w
moją stronę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Przydaj się na coś i dolej, tylko czegoś lepszego.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie jestem twoją służącą, Tony – odparłam spokojnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Cóż, przynajmniej wiedziałam, że nie miał alkoholowstrętu, tylko był zbyt leniwy, żeby wstać i wziąć jakiegoś drinka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Przyszłam zapytać, czy dobrze się czujesz… nie wyglądasz, jakbyś miał ochotę na zabawę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Posłał mi takie spojrzenie spod uniesionych brwi, że tylko czerwone światło i półmrok tu panujące zdołały zakryć mój rumieniec.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Czy dobrze się czuję? A wyglądam? Nie pieprz głupot. Czego chcesz?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Otworzyłam usta i zawahałam się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie widzisz, że próbuję ci pomóc? W końcu stanie ci się krzywda, a Pepper sobie tego nie wybaczy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Pepper ma w dupie, co się ze mną dzieje.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Przewróciłam
oczami. Stark zachowywał się i mówił jak małe dziecko. Oczywiście, on
też był tu częściowo pokrzywdzony, ale mógłby się przestać zachowywać
jak męczennik albo jakby robił światu łaskę, że w ogóle jeszcze żyje.
Zamiast tego powinien wziąć się w garść i zawalczyć o miłość swego
życia! Jak mężczyzna!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tak, na pewno nie obchodzi ją mężczyzna, z którym tak wiele przeżyła.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Odeszła. To dość jednoznaczne. Ma mnie dość.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Skrzywiłam się z irytacją.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Wiesz, mam dziwne wrażenie, że nawet mówiąc o Pepper, myślisz tylko o
sobie. Nie jesteś pępkiem świata. Inni też mają uczucia. Odeszła, bo
miała powód. A ty zamiast przepraszać, chlejesz od świtu do zmierzchu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Powiedziawszy
to, wstałam z godnością i odeszłam, jednak ku mojemu zdziwieniu
Christeen zniknęła. Obróciłam się kilkukrotnie, szukając w tłumie choćby
skrawka białej sukienki, w którą ubrana była moja przyjaciółka, choćby
mignięcia jej kasztanowych włosów upiętych w kok. Po chwili ją
znalazłam, siedzącą przy barze i gawędzącą z Jane, dziewczyną Thora.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Tak
naprawdę nigdy wcześniej nie miałam okazji poznać Jane Foster
osobiście. Wiedziałam o niej jedynie z opowieści Thora, oczywiście
trochę podkoloryzowanych, oraz z kilku artykułów w gazetach. Była jakimś
naukowcem czy czymś...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Stwierdziłam, że nie będę im
przeszkadzała i skorzystam ze świeżego powietrza, ponieważ zmęczenie i
migrena dały mi się we znaki. Wygładziłam granatową, rozkloszowaną
spódnicę i wyszłam z sali. Skierowałam się jasnym korytarzem prosto na
ciemny balkon, o którym niewiele osób miało pojęcie. Podeszłam do
krawędzi i oparłam się o lodowatą barierkę, przymykając oczy z ulgą.
Chłodny wiatr wywołał gęsią skórkę, ale i przyjemnie otrzeźwił mój
umysł. Westchnęłam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Minęło dopiero pół godziny, od kiedy
tu jestem, a ja już mam dosyć. Jak długo jeszcze będę musiała marnie
udawać, że dobrze się bawię? Ignorować narastający ból głowy i powieki
opadające ze zmęczenia, obciążone makijażem smoky eye? To nie miało
żadnego sensu. Nawet nie widziałam tutaj Steve’a, jedynie Thor mignął mi
kilka razy u boku Jane. Natasha też nie wróciła jeszcze z misji, Bruce
odmówił przyjścia, a Clint… nawet nie wiedziałam, czy tu był. Równie
dobrze mógł siedzieć teraz w domu z dzieciakami.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ponownie westchnęłam, zwieszając głowę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie przeszkadza pani moja obecność?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Na
niespodziewany dźwięk obcego, męskiego głosu aż podskoczyłam.
Odwróciłam się w poszukiwaniu jego źródła i w cieniu dopatrzyłam się
siedzącego na ławce mężczyznę. Jego sylwetka była ledwo widoczna, więc
nic dziwnego, że wcześniej go nie dostrzegłam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– O mój Boże, przepraszam, nie sądziłam, że ktoś tu jest. Jeśli pan chce, to sobie pójdę. Nie chcę przeszkadzać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wskazałam niepewnie na drzwi, ale mężczyzna machnął ręką.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– To żaden problem. Nie przeszkadza pani.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wstał niespiesznie i płynnie, a potem podszedł do mnie, pokazując się w pełnej okazałości.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Był
szczupły i dużo wyższy, niż na pierwszy rzut oka. Miał czarne, stojące
dzięki żelowi włosy i smukłą twarz o prostym nosie. Sprawiał wrażenie
kogoś ważnego, ale też przyjaznego. Oparł się o barierkę obok mnie i
zagaił:</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie wie pani, gdzie jest w tym budynku wejście
do podziemnych pięter? Tylko nie windą, ale schodami? Umówiłem się tam z
pewną znajomą, która tu pracuje, ale tyle tutaj korytarzy i drzwi, że
wie pani… ciężko trafić. – Zaśmiał się krótko.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Uśmiechnęłam się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– To jest… wie pan, ciężko to wyjaśnić. Lepiej pana zaprowadzę. Znam ten budynek bardzo dobrze.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ruszyłam do wyjścia, a mężczyzna za mną.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie chcę sprawiać kłopotu – zawahał się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie ma problemu!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wyszliśmy na korytarz i ruszyliśmy do windy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Pracuje pani tutaj? – pół stwierdził, pół zapytał, nawiązując chyba do tego, co powiedziałam wcześniej.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Niestety – zaśmiałam się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dotarliśmy
do windy w milczeniu. Kliknęłam przycisk na parter i kątem oka
sprawdziłam w lustrze, jak wyglądam. Mężczyzna splótł ręce o smukłych
palcach za plecami.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Może i nieźle płacą, ale wie pan
chyba, jaki jest Tony Stark – stwierdziłam, byle przerwać niezręczną
ciszę. – Gazety nie kłamią co do wszystkiego. Trudno z nim
współpracować. Jest bardzo uparty i… lubi sobie wypić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Rozumiem. Mój brat też taki był.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– I co się stało?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Mężczyzna zawahał się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Przepraszam – zreflektowałam się. – Może nie powinnam pytać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nasze drogi po prostu się rozeszły. Nie miałem zamiaru żyć w jego cieniu, zapomniany.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pokiwałam
głową, a winda dalej sunęła w dół. Po drodze wsiadła do niej jedynie
jedna kobieta, która wysiadła kilka pięter niżej. Gdy wreszcie
dotarliśmy na parter, wyszłam z windy jako pierwsza.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Dalej trzeba iść prosto do końca korytarza, a potem w lewo. Na końcu są
dwuskrzydłowe drzwi, przy których stoi jeden ochroniarz, pewnie Peter.
Powiesz mu, że przyszedłeś do tej znajomej i powinien cię wpuścić. A jak
nie, to powiedz, że jesteś ode mnie. Holly McCarter.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Holly McCarter. Zapamiętam. – Mężczyzna pokiwał głową. – Dziękuję ci bardzo.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Mrugnął
do mnie nonszalancko i odszedł. Chciałam z powrotem wejść do windy, ale
ta zamknęła się tuż przed moim nosem. Uśmiechnęłam się do siebie,
przycisnąwszy guzik na ścianie. Ten facet wydawał się naprawdę
sympatyczny i dobrze wychowany, a przy tym był wyjątkowo przystojny… w
duchu zaczęłam żałować, że to nie ja byłam tą “znajomą”, z którą
spotykał się w tak ustronnym miejscu. Ale nie ma tego złego! Na górze na
pewno czekała na mnie już Christeen. Pewnie czuła się beze mnie trochę
nieswojo wśród tych wszystkich ludzi i hałasu…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nagle mój telefon zadzwonił krótko, więc wyjęłam go z torebki na ramię. Wyświetliłam sms’a od Chris.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
“gdzie jestes? omija cie najlepsza zabawa! Thor uczy sie lamancow jezykowych! hahahaha xddd”</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
To by było na tyle z jej samotności i zagubienia.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Schowałam
telefon do torebki, a po kilku minutach z powrotem byłam na górze.
Weszłam w pląsający tłum spoconych ludzi i odszukałam wzrokiem moją
przyjaciółkę, która siedziała na blacie baru w tym samym miejscu co
wcześniej, zwijając się ze śmiechu. Obok niej zauważyłam Jane oraz
szerokie bary Thora, na które falami opadały blond włosy. Przecisnęłam
się do nich, prawie się śmiejąc od samego widoku wykrzywionej Chris
szczerzącej zęby, po której policzkach płynęły łzy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Cześć – przywitałam się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Na mój widok okrągła twarz Thora pojaśniała.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ach, Holly! Moja druga ulubiona Midgardga!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Rozłożył szeroko umięśnione ramiona, po czym zamknął mnie w mocnym choć ostrożnym uścisku, unosząc nad ziemię.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– No wiesz? Druga? – prychnęłam, klepiąc go po plecach.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Postawił mnie i wskazał niedbale na Jane.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Przy niej nie mogę przyznać, że pierwsza, bo strzeli focha. – Odwrócił się do niej. – Tak? Focha?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jane pokiwała głową.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Tak. Ale nie odwracaj kota ogonem! – Trzepnęła go lekko w tył głowy
(musiała unieść się na krześle, żeby go dosięgnąć). Thor zaśmiał się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tak źle i tak niedobrze.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Powinieneś jeszcze ode mnie dostać, że nie jestem pierwsza – wtrąciła Chris. – Masz szczęście, że nie gustuję w sadyzmie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zaśmialiśmy się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jane
jak zwykle miała na sobie nieznaczny makijaż, jedynie lekko podkreślone
oczy, za to grube loki na jej głowie nie były dla niej typowe. Choć
trzeba przyznać, że wyglądała w nich zniewalająco. Do tego jeszcze
czerwona sukienka z dekoltem w kształcie serca, która podkreślała jej
biust i talię. Zdecydowanie nie wyglądała w niej na grzecznego
naukowca-kujona.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
***</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dochodziła północ, kiedy to się stało.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Koszmar.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
I to jeden z gorszych.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chris
stała właśnie obok DJ-a, prosząc go o puszczenie jej ulubionej
piosenki, a ja siedziałam na kanapie obok, zastanawiając się, czy nie
wracać do domu. Thor i Jane tańczyli po drugiej stronie pomieszczenia, a
Steve zamawiał sobie, mi i Christeen drinki.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nagle wszystko ucichło.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pierwszą
moją myślą było, że jakimś cudem straciłam słuch. Przeraziłam się nie
na żarty, ale po chwili wszyscy na parkiecie stanęli nieruchomo i
skierowali wzrok na DJ-a. Uspokoiłam się, lecz nie na krótko.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Za
całym tym DJ-owym sprzętem nie stał młody chłopak w słuchawkach… tylko
czarnowłosy mężczyzna… ten sam, którego zaprowadziłam do schodów</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wypinał
pierś dumnie, w dłoni trzymając berło ze świecącym błękitnym blaskiem
kamieniem na jego czubku. Drugie ramię owinął wokół szyi Chris,
przyciskając ją do swojej klatki. Widziałam, jak po jej policzkach razem
z tuszem spływają wielkie łzy. Widziałam, jak próbuje się uwolnić i
zaczerpnąć wdech. Widziałam niemal dziecięce przerażenie w jej wielkich
oczach.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Wpadłem się przywitać, braciszku. – Uśmiechnął
się, aż przeszedł mnie dreszcz. – Nie musiałeś się tak starać, żeby
jeszcze wyprawiać dla mnie przyjęcie powitalne.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Od razu stało się dla mnie jasne, że tym mężczyzną był Loki.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Gdzieś
z boku usłyszałam ciężkie uderzenie i kątem oka zauważyłam, że to Stark
spadł z podwyższenia, chyba biegnąc Christeen na ratunek.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie miałam zamiaru czekać aż wytrzeźwieje.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pieprzony bóg-psychopata miał moją najlepszą przyjaciółkę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
NAJLEPSZĄ.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
PSIÓŁKĘ.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Złapałam pusty kieliszek stojący na stoliczku obok i bez wahania cisnęłam nim w boga.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spudłowałam,
oczywiście, ale udało mi się odwrócić na siebie jego uwagę. Nasz wzrok
spotkał się; w jego lodowato błękitnych oczach błysnęło zaskoczenie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Puść ją, idioto.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zanim zdążył odpowiedzieć, rzuciłam się na niego z pazurami. Zdążyłam tylko usłyszeć krzyk Thora:</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Holly, nie!!!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
...zanim
Loki puścił moją przyjaciółkę, z dziecinną łatwością i gracją uniknął
mojego natarcia, po czym złapał mnie od tyłu w pasie i przyłożył ostry
czubek berła do gardła. Chris upadła na ziemię, szlochając
niekontrolowanie i zwinęła się w kłębek.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ach… moja
przyjaciółka Holly. Nie spodziewałem się po tobie takiej odwagi,
naprawdę. Ale to nawet lepiej… nawet lepiej. Thorze! Daję ci tylko jedno
ostrzeżenie. Jeśli zaczniesz jakiekolwiek gierki albo będziesz próbował
mnie odnaleźć, ona zginie. Boleśnie. Zanim w ogóle zdążysz mrugnąć. –
Odwrócił się razem ze mną w bok. – Ty też, Kapitanie. To dotyczy całej
waszej śmiesznej grupki.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
A potem tak po prostu wyszedł, ciągnąc mnie za sobą niczym żywą tarczę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Najważniejsze, że Chris była bezpieczna.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Oby Steve dobrze się nią zaopiekował.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpTAaJVHgSjGy6yo5M6Jd6LWoeApMtuHCQqO2nuihyOe7EYp88PHoircbb-VjEJoqzi3CXRs90or4IxE3mdhsGdrZlU3Wx8VQ7daJrE1aRuV6ln4ynQvuiXSf2EvZa1A8A-K1naXc0v-zO/s1600/Tony-Stark-tony-stark-25778374-1799-745.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="165" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpTAaJVHgSjGy6yo5M6Jd6LWoeApMtuHCQqO2nuihyOe7EYp88PHoircbb-VjEJoqzi3CXRs90or4IxE3mdhsGdrZlU3Wx8VQ7daJrE1aRuV6ln4ynQvuiXSf2EvZa1A8A-K1naXc0v-zO/s400/Tony-Stark-tony-stark-25778374-1799-745.jpg" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<blockquote class="tr_bq">
> <a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2016/06/cztery.html" target="_blank">Następny rozdział!</a> <</blockquote>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
W tym rozdziale wreszcie coś zaczęło się dziać! Chyba aż tak długo czekać nie musieliście, co? Tylko trzy części... xd <br />
Możecie pisać, jak się podobało i czy opłacało się czekać. A może macie jakieś uwagi? Któraś scena jak dotąd wyróżniła się na tyle, że jest Waszą ulubioną? Co sądzicie o zachowaniu Starka i o tym, że nie podjął żadnej próby odzyskania Pepper? Winicie go czy raczej bronicie?<br />
<i>Zapraszamy do komentowania :)</i></blockquote>
</div>
Lorahttp://www.blogger.com/profile/15629766120177068468noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-5569286715113689252016-05-30T20:46:00.001+02:002016-06-13T16:49:35.167+02:00Dwa<div style="text-align: center;">
<b>Steven Rogers</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
W barze grała cicho nieznana mi
piosenka, jednak niemal zagłuszona przez gwar jedzących śniadanie i
pijących kawę ludzi. Mimo tłoku było tu całkiem przyjemnie. Jasny
wystrój cieszył oko, a ludzie spieszący się za oknem wprawiali mnie w
zadowolenie, że ja nie muszę gnać donikąd tak jak oni. Że mogę zjeść
śniadanie w spokoju z moją przyjaciółką i nikt na mnie nie czeka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Wygląda pysznie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Uśmiechnąłem
się do Holly, która nieśmiało spojrzała na mnie i pokiwała głową dla
potwierdzenia swoich słów. Z powrotem wpatrzyła się w górę rumianych
naleśników, które przed chwilą podała nam jej przyjaciółka. Czułem, jak
mój żołądek domaga się jedzenia, więc, nie czekając dłużej, chwyciłem za
widelec i nóż. Pierwszy kawałek trafił do mych ust, wprawiając
ślinianki w stan euforii. Mruknąłem, czując rozpływającą się czekoladę. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– A smakuje jeszcze lepiej – oznajmiłem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Moja
towarzyszka parsknęła śmiechem, rozbryzgując przy tym kawę, którą
właśnie piła. Podniosłem dumnie głowę i widelcem wskazałem na jej
talerz, zachęcając do spróbowania. Kiedy tylko odstawiła filiżankę i
białą serwetką wytarła rozchlapaną kawę, również zabrała się za
jedzenie. Zaśmiałem się na widok jej miny.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Widzę, że i tobie smakuje.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tak, ale nie chcę, by Chris usłyszała. Jeszcze wpadnie w samouwielbienie – zachichotała, biorąc kolejny kęs. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kiwnąłem
głową. Znałem Christeen krótko, ale z tego, co mi o niej wspominała
Holly, musiała być naprawdę mądrą i utalentowaną dziewczyną.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
A do tego ładną.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zakrztusiłem
się, gdy ta myśl pojawiła się w mojej głowie, a jednocześnie mój wzrok
na ułamek sekundy skrzyżował się ze wzrokiem Christeen. Czułem, jakbym
przez chwilę się dusił, więc uderzyłem się pięścią w klatkę piersiową.
Holly zaprzestała jedzenia i spojrzała na mnie, przestraszona. Jej buzia
była pełna naleśników, więc przełknęła wszystko, nim wyciągnęła ciepłą
dłoń i położyła ją na moim ramieniu. Gdy wreszcie mi przeszło, napiłem
się gorącego kakao. Czułem, jak zalewa mnie fala gorąca.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Wszystko w porządku, Steve?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tak, tak. Spokojnie, nie pokonał mnie Red Skull, nie pokonał mnie lód i nie pokona mnie żaden naleśnik.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Po
całej kawiarni rozniósł się perlisty śmiech dziewczyny, która z
rozbawienia opadła na fotel i złapała się za brzuch. Niektórzy klienci
spojrzeli na nas z ciekawością, lecz szybko wrócili do poprzednich
czynności. Holly pokręciła niedowierzająco głową, opierając łokcie o
blat.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zrobiłem się trochę zły na siebie za całe to
zamieszanie. To wszystko przez tę jedną myśl, którą tak naprawdę nie
powinna zrobić na mnie żadnego wrażenia. Wiele razy myślałem w ten
sposób o kobietach. Na przykład o Holly. Do tej pory gratuluję Starkowi,
że po tylu namowach poszedł po rozum do głowy i zatrudnił ją. Nie dość,
że była bystra i inteligentna, to jeszcze urocza i piękna, co
przyciągało wielu facetów. Za każdym razem, gdy spędzałem z nią czas w
mieście, dostrzegałem spojrzenia mężczyzn, które kierowali w jej stronę.
Ale Christeen… Daj spokój Steve.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jak Ci minął urlop, Holly?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Oto wspaniały Kapitan Ameryka, który ucieka nawet przed własnymi myślami...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Oj, zamknij się!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
W ciszy – odparła. – Pojechałam do dziadka, wiesz. Gotowaliśmy razem,
oglądaliśmy programy przyrodnicze, graliśmy w szachy. Miło było zostawić
za sobą cały ten wielki świat i posiedzieć trochę w spokoju z rodziną…
Chociaż cały czas o ciebie wypytywał. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zaśmiałem się i odłożyłem sztućce na talerz. Holly również skończyła.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Muszę go kiedyś poznać – stwierdziłem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Holly mówiła mi kiedyś, że jej dziadek był moim wielkim fanem jeszcze za dzieciaka. Dorastał, marząc, by być takim jak ja.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie wybaczy mi, jeśli was sobie nie przedstawię.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Do
naszego stolika podeszła Christeen, której wcześniej nie dostrzegłem
wśród stojących ludzi. Ubrana była w firmowy strój – fartuszek oraz
bordową sukienkę, która odsłaniała jej zgrabne nogi oraz dekolt.
Kasztanowe włosy miała związane w kucyk, a na głowie białą czapkę z
daszkiem. Wetknęła długopis za ucho i oparła jedną rękę o biodro.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Co tam, zakochańce? Smakowało?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Było...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Okropne – przerwała mi Holly. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chris uderzyła ją notesem w ramię, robiąc teatralnie oburzoną minę. Jej usta połyskiwały od błyszczyka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Niech cię piekło pochłonie, McCarter.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chwilę
później usłyszałem dzwonek telefonu. Holly pół westchnęła pół jęknęła,
spoglądając na wyświetlacz. Zdążyłem zauważyć zdjęcie Starka. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
No i to by było na tyle...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Halo? – odezwała się do słuchawki.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
W
międzyczasie wyjąłem z portfela potrzebną ilość pieniędzy, nie
szczędząc napiwku. Podałem je Christeen. Przyjęła je, nieśmiało się
uśmiechając.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Że co zrobił? Znowu? Dobra, Dave. Dzięki, zaraz będę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Co się stało? – zaciekawiła się Chris. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Holly westchnęła znowu, podnosząc się, i chwyciła torebkę. Spojrzała na przyjaciółkę z uniesioną brwią.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
A co mogło się stać? Stark znowu opróżnia wszystkie butelki, których
zawartość ma jakiś procent. Ja z nim kiedyś zwariuję – mruknęła pod
nosem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Podwiozę cię – zaoferowałem. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Holly
spojrzała na mnie z wdzięcznością. Przytuliła kelnerkę na pożegnanie
(ja jedynie podziękowałem i uśmiechnąłem się), po czym wyszliśmy. Tym
razem bez narzekań wsiadła na mój motor.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Czym
prędzej zsiadłam z piekielnej maszyny i z pomocą Steve’a stanęłam na
własnych nogach. Minęła chwila, nim kręcenie w głowie ustało i złapałam
równowagę. Jakby z oddali słyszałam śmiech Rogersa, który trzymał mnie
za ramiona.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Idzie ci coraz lepiej – pochwalił.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Prychnęłam
głośno i rozejrzałam się po (niestety) znanej mi okolicy. Bynajmniej
nie dlatego, że spędzam samotne wieczory w tym barze. Wręcz przeciwnie.
Staram się unikać takich miejsc jak ognia, jednak Stark skutecznie mi to
utrudnia. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam nos, nagle poczuwszy na nosie
zimną kroplę. Niebo przysłaniały ciemne chmury, a wiatr wiał coraz
mocniej, rozwiewając moje lekko przetłuszczone włosy. Ewidentnie
zbierało się na ulewę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Musimy działać szybko, partnerko – mruknął Steve z rozbawieniem. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spojrzałam na niego z uśmiechem i zasalutowałam, prostując się jak struna.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tak jest, Kapitanie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Mężczyzna pokręcił głową, zrezygnowany, jednak zdradził go uśmiech. Chwilę później ruszyliśmy do baru.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie
zajęło nam wiele czasu poszukiwanie Tony’ego. Już w progu zauważyłam
tak dobrze znaną mi twarz. Siedział na jednym z wysokich krzeseł przy
ladzie, a gdy się rozglądał, jego głowa kiwała się na karku bezwładnie
jak liść targany wiatrem. W ręku trzymał prawie całkiem wypity drink.
Mimo że innych dowodów “zbrodni” nigdzie nie było widać, wiedziałam, że
barman po prostu zdążył już sprzątnąć resztę kieliszków.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Stark jest dużym chłopcem, co? – spytałam Steve’a, który zaniemówił. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie
uszło mojej uwadze, że gdy tylko drzwi się zamknęły, kilka damskich,
okolonych czarnym makijażem par oczu zwróciło się na niego. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Rogers podniósł ręce w obronnym geście i podążył w stronę mojego szefa.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Tony… – zaczął, lecz gdy tylko Stark zauważył naszą dwójkę, uśmiechnął
się szeroko i chciał wstać, ale szybko go zatrzymałam, żeby nie zrobił
sobie krzywdy. Pstryknął w stronę barmana, który patrzył na nas z ulgą.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dave, mój drogi przyjacielu... Postaw jeszcze szklaneczkę dla Hollywood.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pokręciłam
głową i chwyciłam marynarkę Starka wiszącą na krześle. Nie miałam
ochoty przebywać w tym miejscu ani sekundy dłużej. Zwłaszcza z
mężczyzną, który ledwo trzymał się na nogach.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Stark, wychodzimy – powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Jak ty nic nie rozumiesz, Holly – westchnął, opierając się oblat i
wychylając szklankę do ostatniej kropli. Jego nastawienie się zmieniło. –
Nigdzie się nie wybieram. Za to ty chyba masz robotę, co? Mogę cię
zwolnić w każdej chwili.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ciekawe, kto ci będzie wtedy zmieniał pieluchy – prychnęłam. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Tony niespodziewanie się odwrócił i złapał mnie za bluzkę zadziwiająco trzeźwo. Posłał mi groźne spojrzenie ciemnych oczu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Zostaw ją – warknął natychmiast Steve, ale Tony go zignorował.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Nie potrzebuję niańki, dziewczyno – wyszeptał, a jego oddech podrażnił
mój nos. W tej samej chwili za oknem rozległ się grzmot. – Jeśli będę
chciał pić, będę pił. Jeśli będę chciał skakać ze spadochronem, skoczę. A
jeśli bez spadochronu, to skoczę bez spadochronu. Więc albo usiądziesz i
się napijesz, albo wrócisz do pracy z tym blond żołnierzykiem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Puścił
mnie zanim Steve zareagował siłą i odwrócił się, pokazując tym samym,
że nie ma dyskusji. Ze zdziwieniem poczułam, jak obraz przed moimi
oczami rozmywa się przez napływające łzy. Zamrugałam, natychmiast je
odpędzając. Napotkałam rozeźlone spojrzenie błękitnych oczu Rogersa.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie
wiedziałam, co mam robić. Zmusić Starka siłą do pójścia czy zostawić go
na pastwę losu? Ryzykować pracę czy wybrać bezpieczną opcję? Zostawić
Tony’ego, żeby utopił się we własnych wymiocinach? Pepper by mi nie
wybaczyła i ja sama sobie też…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Była jeszcze jedna opcja…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dave, możemy zamienić słowo na osobności?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chłopak
podniósł na mnie wzrok i przytaknął. Podeszliśmy na sam koniec lady, a
Steve oparty o ladę ze splecionymi ramionami patrzył za okno. Właśnie
rozpętywała się ulewa.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Możesz przypilnować Starka? –
Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, mina Dave’a powiedziała mi wszystko
sama za siebie. O gorszą rzecz nie mogłam go poprosić. Otworzyłam więc
torebkę i wyjęłam z portfela 20 dolarów. – Masz. Dawaj mu tyle alkoholu,
ile chce. Jak będzie chciał iść na zaplecze, wpuść go. Jak będzie
chciał dziewczynę, to mu ją daj. Tylko go nie wypuszczaj, jasne? Ma tu
siedzieć, a ty masz go mieć na oku. Jak już będzie miał dosyć, zamów mu
taksówkę i zadzwoń po mnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chłopak niechętnie przyjął łapówkę i pokiwał głową.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nienawidzę cię, Holly McCarter.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ty przynajmniej pilnujesz go przez kilka godzin, a nie miesięcy. I ciebie nie może zwolnić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Chyba że kupi ten cholerny bar – rzucił z goryczą, a ja się zaśmiałam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Bruce Banner</b></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Puk puk – powiedziałem, wchodząc do gabinetu Holly przez uchylone
drzwi. Widziałem z zewnątrz, że paliło się w nim światło, ale kiedy
tylko wszedłem, zastałem pusty pokój. W porzuconych na biurku
słuchawkach podłączonych do mp3 wciąż grała muzyka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Holly? Jesteś?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Odpowiedziało
mi tylko ciche pukanie deszczu w wielką przeszkloną ścianę naprzeciwko.
Podszedłem niespiesznie do krawędzi i spojrzałem na panoramę miasta –
latarni rozświetlającej ciemności nocy. Z tej wysokości i wśród tej
ciszy miało to swój niezaprzeczalny urok. Odwróciłem się od okna i
usiadłem w fotelu za biurkiem. Wciąż był ciepły, a zapach perfum Holly
nie zniknął.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie musiałem długo na nią czekać. Już po
kilkunastu minutach usłyszałem kroki, a moje serce przyspieszyło. Kiedy
pojawiła się w drzwiach, natychmiast wstałem i uśmiechnąłem się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Przystanęła w progu i zamrugała kilka razy ze zdziwieniem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Bruce? Coś się stało? Długo czekasz?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie, dopiero przyszedłem… </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pokiwała
głową, ale kilka sekund zajęło jej powrócenie do rzeczywistości.
Rzuciła buty na dywan. Przeczesała dłonią roztrzepane włosy w kolorze
wilgotnej ziemi, które w świetle lamp połyskiwały na złoto</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ponawiam pytanie: coś się stało? – zapytała.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dzisiaj piątek – oznajmiłem zaskoczony, że zapomniała.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zmarszczyła czoło.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Tak. Chyba nie przyszedłeś, żeby się o tym upe…? Oo… – Uniosła brwi i
zasłoniła usta dłonią. – O matko. Bruce, tak strasznie cię przepraszam.
Naprawdę. Jezu… przepraszam cię. Cały dzień wczoraj pracowałam, spałam
chyba cztery godziny, zjadłam od rana tylko porcję naleśników, potem
znowu praca i… i jeszcze nie radzę sobie ze Starkiem… kompletnie
wyleciał mi z głowy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kiedy w jej oczach koloru borówki
pojawiły się łzy, to ja poczułem się głupio, że w ogóle przyszedłem.
Mogłem przecież zadzwonić, zapytać, czy dzisiejszy seans “Sherlocka”
jest aktualny. Mogłem się domyślić, że będzie miała dużo pracy po
powrocie… najwyraźniej Pepper wyjechała służbowo, że jej tu teraz nie
było do pomocy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Holly… – szepnąłem. – Nie przepraszaj,
nic się nie stało. – Obszedłem biurko dookoła i wziąłem ją w ramiona,
choć trochę się opierała. Rozkleiła się na dobre.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Co ja wyprawiałem? </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
To
było wyjątkowo niepoprawne, szczególnie z mojej strony. Poczułem
wyrzuty sumienia. Nie powinienem się tak zachowywać – spędzać z nią tyle
czasu, pocieszać w ten sposób… Mógłbym być jej ojcem. <i>Ojcem</i>. Jak mogłem czuć coś takiego do tak młodej dziewczyny? To było tak niepoprawne.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Odsunąłem
się od Holly, jak tylko nadarzyła się okazja. Musiałem się opanować.
Już wcześniej przysiągłem sobie, że nie okażę jej mojego uczucia w żaden
sposób. Że będę jedynie przyjacielem, jak Steve albo Thor. Tylko że
było mi tak ciężko, bo za każdym razem, gdy ją widziałem albo dotykałem,
czułem to sto razy mocniej niż oni. Kiedy siedzieliśmy w piątki,
oglądając “Sherlocka”, moja uwaga tylko w połowie skupiała się na
serialu. Reszta to nieudolne próby panowania nad moim ciałem –
spowalnianie bicia serca, ignorowanie jej zapachu i przyjmowanie muśnięć
dłoni, kiedy oboje sięgaliśmy po popcorn, jako coś normalnego.
Rozkazywanie sobie: “nie myśl o tym. Skup się na filmie”.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Czułem się jak dzieciak. Jak licealista z burzą hormonów, który pierwszy raz się zakochał i sobie z tym nie radzi. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Możemy przełożyć to na jutro? – spytała Holly.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jasne, żaden problem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zapadła na chwilę niezręczna cisza, więc postanowiłem się wycofać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie będę ci dłużej przeszkadzał. Jakbyś czegoś potrzebowała, zadzwoń. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością, choć widziałem w jej oczach zawód, że nie zostanę dłużej.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wyszedłem, nie odwracając się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Tak będzie najlepiej.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dla mnie. Dla niej. Dla nas obojga.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgN_0luANfp9V5bQwXkMzdi0oj5TTbbMuHvQKC6XSjhtqJdNKLo5xFl2yGdZ1b7Pg_Q-N4nJ4OkpZQYclly9SJoPDzelNDv6KoyeJxl84g63clvGlIE3CHrG40WGjLq2tvzGFQA8cJBapfr/s1600/02.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="206" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgN_0luANfp9V5bQwXkMzdi0oj5TTbbMuHvQKC6XSjhtqJdNKLo5xFl2yGdZ1b7Pg_Q-N4nJ4OkpZQYclly9SJoPDzelNDv6KoyeJxl84g63clvGlIE3CHrG40WGjLq2tvzGFQA8cJBapfr/s400/02.png" width="400" /></a></div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
> <a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2016/06/trzy.html" target="_blank">Następny rozdział!</a> <<i><br /></i></div>
</blockquote>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
Mam nadzieję, że się jeszcze nie wynudziliście brakiem emocjonującej i wartkiej akcji :) Niestety, im więcej bohaterów, tym dłuższe ich przedstawienie, wstęp i opisy. Większość już jednak pokazałyśmy, więc w następnym (albo jeszcze następnym) rozdziale będzie już <i>coś</i> się działo ;)</div>
<div style="text-align: center;">
<i>Zapraszamy do komentowania</i> – to z pewnością da nam motywację do szybszego pisania.</div>
</blockquote>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjqWdAfbpNZfoNQfOrlWm_bn8nsIM-zG9zEh7ooohLoACux2jSpC_3kD5rx1RMhuJPTGmIlgsQEHIjeTxolrbtz6k2dfokBcfpNUeGAUjlgo54Hm_F4spat0ojlRoP8jZy_lJ2TxIk0sHld/s1600/02%252C5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjqWdAfbpNZfoNQfOrlWm_bn8nsIM-zG9zEh7ooohLoACux2jSpC_3kD5rx1RMhuJPTGmIlgsQEHIjeTxolrbtz6k2dfokBcfpNUeGAUjlgo54Hm_F4spat0ojlRoP8jZy_lJ2TxIk0sHld/s400/02%252C5.jpg" width="400" /></a></div>
lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-33116340116313927612016-05-14T11:19:00.001+02:002016-06-10T19:12:30.438+02:00Jeden<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<br />
– Hollywood.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Stark.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dobra, to był
tylko tydzień wolnego od całego Stark Industries i wszelkich spraw
dotyczących Avengers, a jednak czułam, jakby to była wieczność.
Wpatrywałam się w twarz szefa i wiedziałam, że coś się zmieniło. Nigdzie
nie było śladu po charakterystycznym, denerwującym uśmieszku,
zastąpionym przez zmęczenie i wory pod oczami. Zamiast garnituru miał
zwykły, biały T–shirt i szare dresy. Kiedy mnie w końcu zauważył,
uniosłam brew.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Wszystko okej? – spytałam możliwie
najchłodniej, by nie zorientował się, że martwiłam się o niego. Może i
nie lubiłam go jakoś specjalnie, jednak wyczuwałam, że coś było nie tak i
nie podobało mi się to. Zły szef = pomiatanie Holly. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Tony machnął niedbale ręką.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Kwestia czasu i przyzwyczajenia się – mruknął. – Dobrze, że jesteś.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dawno nie słyszałam od niego tak miłych słów, ale niestety nie chodziło mu o Holly-przyjaciółkę, ale o Holly-pracownicę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nazbierało się tego gówna
– dodał.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jak mogłam choć na chwilę pomyśleć, że miał na myśli Holly-przyjaciółkę?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Podeszłam do mężczyzny i wciągnęłam powietrze. Skrzywiłam się, gdy doszedł do mnie nieprzyjemny zapach.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jesteś pijany – stwierdziłam. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Miliarder
westchnął zirytowany i odwrócił się do mnie plecami, po czym przez
otwarte szeroko drzwi wszedł do mojego gabinetu. Nic się w nim nie
zmieniło. Jasne, stonowane kolory były przyjemne dla oka. Idealnie
komponowały się z kasztanowymi meblami. Pierwsze, co się rzucało w oczy
przy wejściu, to ogromne okno z widokiem na tłoczny Nowy Jork o poranku.
Niegdyś przeszkadzał mi ten widok (odzywał się lęk wysokości), jednak
teraz wpatrywanie się w ten krajobraz było moim ulubionym zajęciem w
przerwach od pracy. Rozejrzałam się uważniej. Jedyne, co się nie
zgadzało, to pusty kieliszek i odkorkowana butelka whiskey na moim
biurku.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Rozgościłeś się – mruknęłam do siebie z irytacją.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Masz ładne widoki. A poza tym cały ten wieżowiec jest mój.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wywróciłam oczami i zabrałam naczynie, po które już sięgał Stark. Wyrzuciłam je do kosza. To samo zrobiłam z alkoholem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Kiedyś cię zwolnię – burknął Tony i z głośnym westchnieniem usiadł w moim fotelu. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Poszłam w jego ślady i przysiadłam na blacie po przeciwnej stronie biurka. Spojrzałam na Tony'ego uważnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Gdzie Pepper?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie
wiedziałam, skąd wypłynęło to pytanie. Wiele razy widziałam miliardera
pijanego, jednak nigdy w środku tygodnia w biały dzień. A on ledwo
trzymał się na nogach. Do tego powiedział, że czeka na mnie robota,
podczas gdy panna Potts obiecała mi, że wszystkim się zajmie pod moją
nieobecność.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tony? – ponagliłam, jakby był dzieckiem, które nie chce przyznać się do uderzenia kolegi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Zrobiła sobie przerwę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Od pracy czy od ciebie? – spytałam, zakładając nogę na nogę. Doskonale
znałam odpowiedź. Znałam relacje tej pary. Kochali się, jednak Tony był –
eufemistycznie mówiąc – specyficznym człowiekiem i Pepper nie zawsze z
nim wytrzymywała. Zwłaszcza, gdy nikt go nie hamował, co z kolei było
moją robotą. Papiery, telefony, nudne spotkania oraz robienie za niańkę
dorosłego bogacza.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Co zrobiłeś tym razem?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Rocznica – odparł tylko.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Otworzyłam szeroko oczy. Jak mógł zapomnieć?!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tony! Przecież napisałam ci kartkę na lodówce i zamontowałam przypominajkę! – krzyknęłam z niedowierzaniem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Stark spojrzał się na mnie zdziwiony.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– To dlatego to cholerstwo dzwoniło co pięć minut.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jesteś palantem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Westchnąwszy, potarł twarz dłońmi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nigdy więcej nie dam ci wolnego.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
I oczywiście znów mnie obrywa się za jego błędy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Palant!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Powtarzasz się, kochanie – zaśmiał się, wstając z fotela. Lekko
zachwiał się na nogach, więc złapał się blatu. – Dobra, Hollywood, bierz
się do roboty. Na początek odwołaj spotkanie z Furym. Nie mam do tego
głowy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ale to za pół godziny!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Odwołaj.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nienawidzę cię – mruknęłam, podchodząc do komputera. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Tony
mrugnął do mnie i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą (i trochę z irytacją) i
sięgnęłam do jednej z szafek, w której znajdowała się moja mp3.
Włączyłam muzykę. Żegnajcie wakacje, witaj praco!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<br class="kix-line-break" />
Prawie
do trzeciej w nocy pracowałam na najwyższych obrotach, załatwiając
wszystkie sprawy, które porzuciła Pepper. Rozumiałam, że Tony zapomniał o
rocznicy, więc się obraziła, ale, do jasnej cholery, czemu zostawiła
wszystko na mojej głowie?! Te wszystkie spotkania, telefony, rachunki,
plany, budżety… I jeszcze Stark, zachowujący się jak kilkuletnie
dziecko, które trzeba ciągle pilnować, żeby nie zrobiło sobie krzywdy. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Do wieczora co prawda miałam z nim prawie całkowity spokój, ale kiedy tylko zapadł zmrok, przyszedł do mnie i postanowił, że <i>natychmiast</i>
zwolni połowę swoich najbliższych pracowników, którzy nie przypomnieli
mu o rocznicy z Pepper. Nawet mi nietrudno było go powalić na ziemię – w
końcu ledwo stał – a kiedy już tak leżał na dywanie, to trochę się
pogniewał, trochę pozłorzeczył, aż doczołgał się do kanapy w moim
gabinecie i zasnął. A właściwie to zasnął tyko częściowo oparty o kanapę
w naprawdę dziwnej pozycji. A ja nie miałam zamiaru go tam wrzucać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Gdy
dochodziła trzecia, z satysfakcją wysłałam ostatni e-mail i wyłączyłam
laptopa. Wreszcie przyszedł czas na odpoczynek. Odsunęłam fotel, który
po godzinach siedzenia wydawał się twardy jak głaz, zdjęłam szpilki i
położyłam nogi na blacie – pomiędzy pustymi kubkami po kawie a
komputerem i stertą dokumentów, która zakrywała mi widok na Starka.
Zamknęłam oczy, a fotel zaskrzypiał, gdy oparłam się o niego całym
ciałem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Teoretycznie powinnam zbierać się do domu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ale
tak bardzo nie chciało mi się wstawać… I tak pracę zaczynałam znowu
wpół do ósmej, więc na dobrą sprawę miałam jedynie cztery godziny snu.
Odjąć jeszcze od tego czas na podróż w dwie strony… Nie opłacało mi się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nagle
mój telefon zadzwonił, a ja sięgnęłam po niego na oślep, zastanawiając
się, kto może ode mnie czegoś chcieć o tak nieludzkiej porze. Czyżby
ktoś z daleka zapomniał o zmianie strefy czasowej?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jednak była to tylko Chris, moja najlepsza przyjaciółka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kliknęłam zieloną słuchawkę i nie zdążyłam nawet przystawić telefonu do ucha, kiedy dobiegł mnie jej zmęczony głos.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ty, gdzie ty się szlajasz o tej porze? Zgwałcili cię w drodze do domu czy co?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Przewróciłam oczami z westchnieniem. Nie miałam teraz ochoty na żadne przekomarzanki.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Mów, czego chcesz, Chris – poprosiłam spokojnie. Nie wiedziałam, czy
mój cichy głos wynikał ze zmęczenia, czy z podświadomej niechęci
obudzenia Starka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nic nie chcę. Trochę się martwię. Dochodzi trzecia, a ty nie wracasz. Mówiłaś, że będziesz przed północą!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Okazało się, że mam trochę więcej do roboty… ale skoro już dzwonisz…
słuchaj, jest sprawa. – Zdjęłam nogi z biurka i oparłam się o blat
łokciami. – Mogłabyś mi rano podrzucić do pracy jakieś ciuchy? Nie chce
mi się już wracać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Znowu? – stęknęła Chris przeciągle, a ja aż otworzyłam usta z ostentacyjnym oburzeniem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jakie znowu?! Raz czy dwa mi się zdarzyło – fuknęłam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dobra, dobra. Podrzucę je koło szóstej.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dzięki, kochana.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dobranoc.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dobranoc – odparłam i się rozłączyłam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Rzuciłam telefon na biurko i ponownie opadłam na fotel, który zaskrzypiał cicho.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Obudził mnie piekielny dzwonek telefonu. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zanim
zdążyłam wrócić do rzeczywistości i pozbierać swój obolały tyłek z
fotela, komórka ucichła. Skorzystałam z okazji i przetarłam oczy.
Wychyliłam się w bok, żeby sprawdzić, czy Stark wciąż śpi na sofie i
faktycznie – był tam, w ciągu nocy już całym ciałem usadowił się na
wygodnym, skórzanym meblu. Byłam mu wdzięczna, że mnie nie obudził, choć
może próbował, a ja po prostu miałam kamienny sen.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wstałam z ociąganiem i wzięłam do ręki telefon, który w tej samej chwili znów zadzwonił. Odebrałam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Już schodzę – oznajmiłam Chris i ruszyłam do wyjścia. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Kobieto! Nawet zmarłych łatwiej obudzić niż ciebie! Dzwonię już od jakichś dziesięciu minut!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wyobraziłam
sobie, że pewnie teraz z frustracją wyrzuca rękę, którą nie trzyma
telefonu, w powietrze, a jej haftowana torba bez dna z przedramienia
spada na zgięcie łokcia.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Już idę, idę. Przypominam, że spałam tylko trzy godziny.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Na
tę uwagę nie dostałam żadnej odpowiedzi. Przystanęłam więc i wsłuchałam
się, a po chwili w tle udało mi się dosłyszeć gładki, męski głos
zadający pytanie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Przyniosłam rzeczy dla Holly – odpowiedziała mu Chris.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Po
jej tonie rozpoznałam, że była zaskoczona i speszona – wtedy zazwyczaj
jej głos jest bardziej wyprany z emocji i brzmi trochę tak, jakby zaraz
miała się udławić własnym oddechem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wznowiłam marsz do windy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
O Boże, to by było fantastycznie – powiedziała Christeen z
wdzięcznością, a potem usłyszałam szmery. Weszłam do windy i
przycisnęłam przycisk. W mojej głowie pojawiła się myśl, czy nie
podsłuchiwałam właśnie jej prywatnej rozmowy i przypadkiem nie powinnam
się rozłączyć, jednak nie zrobiłam tego. – Dzięki wielkie. Do
zobaczenia. – Jej głos znów stał się głośny i wyraźny: – Steven
powiedział, że przekaże ci ubrania.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Spotkałaś <i>jego</i>? – zdziwiłam się. – A co on tu robi?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Nie wiem. Przecież słyszałaś, że nie pytałam. – W tle usłyszałam teraz
wyraźny hałas ruchliwej ulicy przy Stark Tower. – Muszę już kończyć,
Ly, bo się spóźnię.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dobra. Do usłyszenia – pożegnałam się i rozłączyłam. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Miałam
wrażenie, że winda jechała niemiłosiernie wolno (a ludzie wsiadali i
wysiadali, za każdym razem patrząc na mnie dziwnie), ale w końcu dotarła
na sam dół i zatrzymała się. W jasnym korytarzu czekał już na mnie
Steve. Wstał z fotela, w ręce trzymając wieszak z damską kiecką, która
przy jego posturze wydawała się drobna i wąska. Na widok jego
rozbawionego uśmiechu, który objął aż jego błękitne tęczówki, sama się
uśmiechnęłam.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Tak szybko skończyły się twoje wakacje? –
spytał, podchodząc i podając mi wieszak. Jego wzrok na chwilę zjechał
na podłogę, żeby potem znów przenieść się na moją twarz z jeszcze
większym rozbawieniem. – Prosto z plaży, co?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam
brwi, a potem zerknęłam w dół… wtedy dotarło do mnie, że nie założyłam
obcasów i <br />
całą drogę tutaj szłam z nagimi stopami. Krwistoczerwony
lakier na paznokciach zdarł się trochę, co wyglądało dość niechlujnie.
Zaczerwieniłam się i zabrałam od Steve'a sukienkę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Miałam wczoraj pracowity dzień. Zresztą chyba sam widzisz, że nawet nie miałam czasu wrócić do domu się przebrać. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Rozłożyłam ręce, a dół sukienki zamiótł podłogę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Moim zdaniem i tak nie wyglądasz źle. Może tylko… – Zmarszczył brwi i z
uśmiechem przygładził trochę moje włosy. – No! I teraz wyglądasz jak po
kilku godzinach pracy ze Starkiem, a nie po kilkunastu godzinach i
nieprzespanej nocy!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zaśmialiśmy się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– A po co tak w ogóle przyszedłeś? – zapytałam, żeby odwrócić uwagę od mojego fatalnego wyglądu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Akurat przechodziłem i zobaczyłem twoją koleżankę… Chris. Chciałem się przywitać, wyglądała na zdenerwowaną.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Nagle mój brzuch zaburczał tak donośnie, że znów spaliłam buraka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– O! widzę, że dzisiaj nie zjem śniadania sam! – dodał Steve. – Przebierz się, zabieram cię na naleśniki.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Mimo
że nie był to pierwszy raz, gdy zapraszał mnie gdzieś bez wahania i z
czystą życzliwością, wciąż mnie zaskakiwało, że tak można. Czy on nie
miał żadnych oporów przed zapraszaniem mnie gdziekolwiek? Nie było mu
szkoda pieniędzy, które musiał wydać na moje posiłki?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie, co ty, nie mogę zostawić…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Stark sobie poradzi, jest dużym chłopcem. A ty i tak go nie upilnujesz z pustym żołądkiem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wydęłam usta, zastanawiając się.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– No dobra. Tylko daj mi się przebrać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Weszliśmy
do windy, żeby wrócić do mojego gabinetu, a w chwili gdy drzwi się
zasunęły, telefon Steve’a zawibrował w jego kieszeni. Wyjął go, a ja z
ciekawością zajrzałam mu przez ramię. Nie protestował. Moim oczom
ukazało się niewyraźne zdjęcie prześlicznej górskiej scenerii. Zalesione
wzgórza pokryte śniegiem, stalowoszare niebo i wśród tego jedna,
samotna chatka.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pod spodem treść sms’a do załączonego zdjęcia brzmiała: “Mogles tu byc”</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Steve uśmiechnął się pod nosem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Natasha jest na mnie zła, że nie chciałem z nią pojechać na misję do
Norwegii – wyjaśnił, wyłączając telefon i chowając go z powrotem do
kieszeni. Liczyłam, że coś jeszcze doda, ale nic już nie mówił.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Thor Odinson</b></div>
</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Przemierzałem
korytarze pałacu jednocześnie z niezwykłą dostojnością przyszłego
króla, jak i z pewnością siebie doświadczonego wojownika. Mimo usilnych
starań, by ukryć emocje pod maską obojętności, moja twarz z pewnością
wyrażała zdenerwowanie. Zostało niewiele czasu nim powrócę do Midgardu, a
miałem do załatwienia jeszcze parę rzeczy – i nie wszystkie były
przyjemne.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Odruchowo zacisnąłem dłoń na rękojeści
Mjolnira. Dotarłem do potężnych, żelaznych drzwi, których pilnowali dwaj
strażnicy w złotych zbrojach. Widząc mnie, przyklęknęli na jedno
kolano. Kiwnąłem im głową i ruchem ręki pozwoliłem wstać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Chcę się widzieć z więźniem – zażądałem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Po
pozłacanym korytarzu rozniosło się echo. Mężczyźni spojrzeli na siebie,
lecz nie odezwali się ani słowem i przepuścili mnie. Gdy drzwi zamknęły
się za mną, odetchnąłem z ulgą. Do strażników najwyraźniej nie dotarł
jeszcze nowy nakaz Wszechojca, więc miałem jeszcze mniej czasu niż się
spodziewałem. Obróciłem w dłoni młot o trzysta sześćdziesiąt stopni i z
całej siły uderzyłem o metalowe kraty, które dzieliły mnie od celi
więźnia. Siła uderzenia sprawiła, że pochodnie zadrżały niebezpiecznie.
Chwilę później znalazłem się w centrum sali więziennej. Ciemnej i
zimnej, która do złudzenia przypominała grobowiec. Może było to i
słuszne porównanie – w końcu Loki i tak był już praktycznie martwy. Po
ostatnim jego wyskoku zaostrzono system, który teraz nie pozwalał mu
ruszyć się choćby na sto metrów, więc nie miał nawet jak uciec przed
wyrokiem śmierci.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rozejrzałem się dookoła, a mój wzrok natrafił na
celę. Pustą celę. Zakląłem pod nosem i podbiegłem do miejsca, w którym
powinien znajdować się mój przyrodni brat.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Kogo moje piękne oczy widzą!? – rozległo się nagle. – Thor! Mój kochany braciszek przyszedł odwiedzić naznaczonego!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Odwróciłem się gwałtownie, ściskając Mjolnira w gotowości. Moje spojrzenie natrafiło na Lokiego, który uśmiechał się drwiąco. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jego dłonie nie były zakute w kajdany i stał sobie swobodnie, jakby nigdy nie był zamknięty w tym <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
przeklętym miejscu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Bracie. Co ty tu robisz?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Nie pamiętasz? Zamknęliście mnie tu – zakpił Loki, przybliżając się do mnie. Zacisnąłem dłoń na Mjolnirze.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Powinieneś siedzieć w celi.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– A, faktycznie, coś mi tu nie pasowało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bóg
kłamstw stanął metr przede mną. Jego zielone oczy błyszczały złowrogo w
świetle ognia. Jego skóra była biała i papierowa, a czarne włosy kleiły
się do mokrego od potu i kurzu czoła. Zawsze był chudy, ale teraz
przypominał własną karykaturę. Wyglądał tragicznie. Jak trup.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Bracie. Nie komplikuj wszystkiego jeszcze bardziej – szepnąłem
błagalnie, jakby to mogło coś dać. Liczyłem na to, że Loki chociażby pod
groźbą śmierci złagodnieje odrobinę i może Odyn zdecyduje zostawić go
jednak przy życiu. Niedoczekanie moje.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Loki zaśmiał się drwiąco, rozkładając ręce.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ale co ja mogę? Jestem bezradny i zdany na twoja łaskę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Cokolwiek kombinujesz, nie ujdzie ci to na sucho – syknąłem, zaciskając szczękę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Au, aż zmroziło mnie ze strachu – zakpił Laufeyson.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie
czekając dłużej, podniosłem swoją silną dłoń i zacisnąłem ją na szyi
Lokiego. Jego wyraz twarzy nie zmienił się, jakby właśnie tego
oczekiwał.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Braciszku, stosujesz przemoc w rodzinie?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Chcesz zginąć? Bo właśnie do tego dążysz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Właśnie, Thorze. Zechcesz udzielić mi informacji na temat mojego stracenia? Chciałbym się dobrze przygotować.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciłem głową z niedowierzaniem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Za dwa dni przed zachodem słońca. Wszechojcec nie widzi już dla ciebie szansy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Loki zmarszczył czoło, słysząc mój zbolały głos.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– A ty? Jak myślisz?</div>
<div style="text-align: justify;">
– Ja nic nie mogę zrobić. Ty możesz wiele.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pokiwał głową i uśmiechnął się drwiąco. Nie odezwał się już więcej. Westchnąłem zmęczony. Nie tak miało pójść. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zdjąłem dłoń z jego szyi i odwróciłem się zamaszyście, by uderzyć go w szczękę. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zamroczony
i lekko zaskoczony upadł na kolana. Nie czekając dłużej, podniosłem
kamienna klapę, która ukryta była w głębi skały i sięgnąłem do
elektronicznego zamka, który zaprojektował Stark. Wpisałem potrzebne
hasło, a szklane drzwi rozsunęły się. Chwyciłem Lokiego za ramię i z
całej siły rzuciłem go z powrotem do celi. Zamykając więźnia, spojrzałem
na niego z rozczarowaniem. Nie dodając już nic, wyszedłem z
pomieszczenia.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Loki Laufeyson</b> </div>
Wychodząc, Thor nie zauważył mojego drwiącego uśmiechu. Wstałem płynnie i z brudnego, wpół martwego boga zamieniłem się w swoją zwykłą, dostojną postać. Zielony płaszcz spływał z moich ramion aż do zimnego, kutego kamienia na podłodze.<br />
Thor nigdy nie potrafił zrozumieć magii.<br />
Ale w jednym miał rację.<br />
Mogłem więcej, niż mu się wydawało.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYfyUuOOvmPG9CG5DiNMirB7SPGcnewkotvzvVIYnd4sxWGEBjAQR_-4G7xgcPKZOpFqUJvHM9dIufnCpzr7atIOTfK5tYMjngLL9ERKVQfGxHuEQrKzMcxLep1zyr8p8j97A2_7dQTS4-/s1600/01.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="227" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYfyUuOOvmPG9CG5DiNMirB7SPGcnewkotvzvVIYnd4sxWGEBjAQR_-4G7xgcPKZOpFqUJvHM9dIufnCpzr7atIOTfK5tYMjngLL9ERKVQfGxHuEQrKzMcxLep1zyr8p8j97A2_7dQTS4-/s400/01.png" width="400" /></a></div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
> <a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2016/05/dwa.html" target="_blank">Następny rozdział!</a> <<i><br /></i></div>
</blockquote>
</div>
lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8046907428972550869.post-58515611292991341732016-04-17T20:16:00.000+02:002016-06-06T21:43:55.867+02:00Prolog<div style="text-align: center;">
<blockquote class="tr_bq">
Witamy wszystkich serdecznie!<br />
Autorkami tego opowiadania oraz bloga jesteśmy my - Lora Maravilles oraz Lapidarna. Historia, którą chcemy Wam przedstawić, jest fanfiction do filmów z serii o Avengers, niektórzy bohaterowie zostali jednak wymyśleni na potrzeby fabuły.<br />
Z racji tego, że prowadzimy ten blog wspólnie, rozdziały będą się pojawiały tylko 1-2 razy w miesiącu, ale żadnych zobowiązujących terminów nie podajemy.<br />
Mamy nadzieję, że prolog Was zaciekawi i zostaniecie na dłużej, aby móc śledzić dalsze losy głównej bohaterki Holly oraz Avengersów :)<br />
To tyle słowem wstępu.<br />
Miłego czytania! </blockquote>
</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Białe, jaskrawe światło lampy, które przez te wszystkie
tygodnie zastępowało mi ciepłe słońce, było ostatnim widokiem. Potem w
moje ciało (nie potrafiłem nawet określić, gdzie… może w rękę?) wbiła
się igła, a świat, łącznie ze strachem i bólem, zniknął w kojących
ciemnościach.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Tym razem jednak coś było nie tak. Inaczej.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Mogłem
myśleć. Byłem świadomy, choć nie miałem ciała, a moje zmysły nie
działały. Czułem się jak w ciemnej klatce – jednocześnie małej i
ciasnej, jakby oplatała moją skórę lub wręcz nią była, oraz ogromnej i
nieprzeniknionej… nieskończonej. Potem powoli znów zacząłem czuć.
Najpierw powróciło do mnie ciało, lecz bez bólu i w ogóle jakieś obce.
Wciąż jednak mimo otwartych oczu nie mogłem widzieć. Wyciągnąłem ręce i
stawiałem kroki gdzieś po omacku, ale nie czułem ani podłoża, ani
powiewu powietrza – jakbym był nigdzie. Nie wiem, na czym opierały się
moje stopy, bo nie czułem nawet ciężaru. Wszechświat był skąpany w
idealnej ciszy i ciemności.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
A potem wszystko wybuchło
tak nagle, że chyba się dowiedziałem, jak to jest przyjść na świat.
Upadłem na kolana, dysząc ciężko. Zacisnąłem powieki i zatkałem uszy,
nie mogąc znieść tego natłoku dźwięków – szumu powietrza, mojego oddechu
i plusku wody w oddali. Leżałem chwilę, trzęsąc się jak małe dziecko,
ale w końcu musiałem wziąć się w garść.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Powoli odsunąłem
drżące ręce od uszu i oparłem je płasko na podłożu. Pod opuszkami
poczułem szorstki dywan i to zbiło mnie z tropu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jeszcze
przed kilkoma minutami leżałem przywiązany do zimnego, metalowego
stołu. Pusty, cierpiący i całkowicie obnażony z godności. Gdzie byłem
teraz? Śniłem?<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXRt1eF5c3_q1yHQyKRZ3q2OrZ7qJQyJ9zkGgQKhLvHTR7SZqacnrc-e2rpxa-64E0h6PCccA1-tB7LcVuNJlrWQWRehDOjM6dAGJneOeK-1Rzeuj08X5652vnfIv88jjOf0g5hoZI1u_j/s1600/00.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><br /></a></div>
</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Otworzyłem oczy i to, co zobaczyłem,
wprawiło mnie w osłupienie. Jedyna barwa, którą widziałem, to smutna,
błękitna szarość. Nic więcej. Widok rozciągający się za wielkimi oknami
bez szyb był jak wyciągnięty z “Władcy Pierścieni”. Wielka, gigantyczna
jaskinia, u wyjścia której do środka wpływał wodospad. Na wprost przed
moimi oczami rozciągały się kamienne mury i schody przypominające ruiny,
a w ścianie groty ciągnęły się szeregiem wysokie, łukowate okna, które
łączyły poszczególne części “zamku”. Dno skrywało się w głębokim cieniu.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie
wiedziałem, czy to mój mózg tworzył dziwne, niesamowite obrazy pod
wpływem tak częstego zapadania w śpiączkę, czy może tym razem
wstrzyknęli mi coś innego, na przykład jakiś eksperymentalny narkotyk.
Bo jeśli to drugie, to w życiu nie byłem na lepszym haju.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wstałem
i z ulgą wciągnąłem w płuca chłodne, wilgotne powietrze, a kiedy
wypuściłem je przez usta, przede mną utworzył się biały obłok.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Czymkolwiek
to miejsce było, przynajmniej nie wypełniało go cierpienie. Ból dobiegł
końca i najwyraźniej wszystkie moje organy znów pojawiły się na swoim
miejscu, jakby nic się nigdy nie stało. Nawet lepiej. To było jak nowe
ciało, nieużywane, choć w pełni sprawne i doskonałe… cóż, doskonalsze
niż przed torturami.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Anthony.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Odwróciłem
się na pięcie zaskoczony. Najwyraźniej nie byłem tu sam. Kilka metrów
przede mną, częściowo w cieniu kamiennych murów, a częściowo w
szarobłękitnym świetle niebieskich pochodni, stała kobieta. Młoda i
piękna – może nie aż tak, jak dziewczyny, z którymi wcześniej sypiałem,
ale wyróżniała ją delikatnie azjatycka uroda. Okrągłe rysy twarzy,
różowe usteczka i proste, czarne włosy rozrzucone na białym futrze,
które okrywało jej ramiona i opadało aż do ziemi, zakrywając jej
sylwetkę. Wyglądała trochę dziecinnie, ale miała wyniosłą i zimną twarz,
która ją postarzała. Futro, przypominające ostre igły lodu, potęgowało
to.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pomimo niższego wzrostu spojrzała na mnie z góry i z
taką wyższością, że poczułem potrzebę bycia na każde jej skinienie. Po
raz pierwszy chciałem dostawać rozkazy, a nie je wydawać.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Okej – zaśmiałem się nerwowo, nie wiedząc co powiedzieć, a kobieta zmarszczyła ciemne brwi ze dziwieniem i złością.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Bawi cię coś, śmiertelniku?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Tak – odpowiedziałem, jakby właśnie zapytała mnie, czy niebieski i
żółty daje zielony. – To miejsce. Co to w ogóle jest, jakieś
średniowieczne ruiny na księżycu? – spytałem, rozkładając ręce. – Gramy w
jakimś cholernym czarno-białym filmie czy co?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Azjatka
zgromiła mnie wzrokiem i wiedziałem już, że mam przechlapane. W kilku
korkach znalazła się przede mną. Nim zdążyłem zareagować, jej dłoń
wystrzeliła spomiędzy połów płaszcza i zacisnęła się na mojej szyi z
siłą trzech dorosłych mężczyzn. Cofnąłem się o kilka kroków. Poczułem wbijający mi się w udo brzeg okna i zatrzymałem się. Kobieta natomiast popchnęła mnie do tyłu jeszcze mocniej… Przechyliłem się przez okno tak
bardzo, że gdyby nie trzymała mojego gardła, spadłbym w przepaść.
Uczepiłem się jej drobnego przedramienia, próbując złapać oddech niczym
ryba wyjęta z wody.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Posłuchaj mnie uważnie, Stark. Jeśli cię
puszczę, spadniesz dwadzieścia metrów w dół i twoje ciało rozerwą ostre
skały. Potem twoje resztki poniesie potok, ale będziesz żył i będziesz
czuł każdą najmniejszą cząstkę swego ciała… a wiesz dlaczego? Bo nie
żyjesz.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Płynnym ruchem wciągnęła mnie do środka i
rzuciła na posadzkę. Wciąż czułem jej lodowate palce na gardle, choć
powietrze swobodnie wpłynęło do płuc. Zakaszlałem, wbijając paznokcie w
szary dywan.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Co się tu, kurwa, dzieje?!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kobieta stała przy oknie, jakby nic się nie stało, omiatając mnie wzrokiem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jak to nie żyję? – wycharczałem z trudem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Spojrzała
na mnie zdziwiona. Niespodziewanie zaśmiała się perliście i tak
dziewczęco, odrzucając głowę do tyłu, jakbym właśnie opowiedział świetny
żart.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jak to? – powtórzyła. – A myślałeś, że ile
jeszcze będziesz żył, nie mając serca? Chyba nie wierzyłeś, że wyjdziesz
z tego cało. Biedny Tony… Niby jesteś geniuszem, a wiesz tak niewiele. –
Zrobiła pauzę, podczas której spoważniała. – Mam dla ciebie propozycję
nie do odrzucenia. Mogę zwrócić ci życie i stan sprzed tortur, ale
potrzebuję twojej pomocy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Podeszła do mnie z przodu i
ukucnęła tak blisko, że śnieżnobiałe futro musnęło mój policzek.
Zakręciło mi się w głowie. Złapała mój podbródek i uniosła głowę, a ja
patrzyłem na nią tępo, jakbym był kompletnie pijany. Uśmiechnęła się
tryumfalnie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Zgadzasz się?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Otrząsnąłem
się. Wyrwałem się, wstałem i cofnąłem o krok, podnosząc dłonie, jakby
to mogło stworzyć nieprzenikalny mur między nami.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jakiej pomocy? Gdzie ja w ogóle jestem? I kim ty jesteś?!</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Kobieta wstała i ruchem głowy odrzuciła włosy na plecy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Hel, władczyni Helheimu. Twoja jedyna szansa na ratunek.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dziwniej już chyba być nie mogło.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Helheim. Thor coś o tym wspominał.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
–
Chcesz mi powiedzieć, że trafiłem do jakiegoś nordyckiego Hadesu? –
Prychnąłem. Uniosłem brwi. Hel milczała, ale jej wzrok mówił wszystko:
“odezwij się tak jeszcze raz, to będziesz cierpiał wieczność”.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie
chciałem cierpieć ani chwili dłużej. Chciałem tylko wrócić do domu,
napić się i zabawić z jakąś dziewczyną albo najlepiej dwoma. Nie
wątpiłem, że jestem martwy. To by tłumaczyło idealnie gładką skórę, z
której zniknęły nawet rany i blizny, które miałem przed dostaniem się na
tę drugą Ziemię. To by tłumaczyło tamto dziwne uczucie, gdy znajdowałem
się w pustce. To by tłumaczyło wszystko.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Co chcesz, bym zrobił?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Musisz być moimi oczami i uszami w Midgardzie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Pokręciłem głową.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– O nie, nie! Prędzej zrównam tę chorą planetę z ziemią, niż postawię na niej stopę.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Na to też będzie czas – odparła spokojnie Hel.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zamarłem z otwartymi ustami.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wiedziałem,
że coś do mnie powiedziała i wiedziałem co, ale nie mogłem sobie tego
uświadomić i poukładać w głowie w sensowną całość.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zacisnąłem
powieki i przyłożyłem dłoń do czoła, jakby to mogło pomóc mi myśleć.
Niech ktoś mi naleje whiskey! Próbowałem przetrawić te wszystkie
informacje, atakujące mnie co chwila jak natrętne komary, ale nie mogłem
ich uchwycić. Myśli znikały tak szybko jak się pojawiały.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Będziesz mógł zniszczyć Ziemię, jak tylko oddasz mi tę jedną przysługę – powtórzyła bogini.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jak długo? – spytałem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Ile będzie trzeba.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Westchnąłem
głęboko. Co robić? Jaki miałem wybór? Albo być jej zwiadowcą przez
jakiś czas, a potem wrócić do domu i zetrzeć tę pieprzoną drugą Ziemię
na proch, albo skończyć na dnie wąwozu. Super. Dawno się tak nie
bawiłem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Trzy miesiące – powiedziałem, otworzywszy
oczy. – Trzy miesiące będę na Ziemi, a potem wracam do domu. I… –
dodałem, unosząc palec. – Chcę z powrotem mój pierścień. Ten dzięki
któremu się tam znalazłem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Hel wydęła usta, a potem skinęła głową. Wiedziłałem, że właśnie zawarłem pakt z cholernym diabłem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Dobrze.</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: center;">
<b>Holly McCarter</b></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Jesteś silna, mała. Damy radę...</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Uśmiechnęłam
się smutno i spojrzałam na jego twarz. Była niesamowicie spokojna.
Jakby żadnego zawału serca nie było, a dziadek odwiedził ten szpital
tylko po to, by poplotkować z pielęgniarkami i przenocować na
niewygodnym łóżku w przerażająco białym pomieszczeniu, które wręcz
przesiąknięte było mdłym zapachem lekarstw. Pocałowałam go w czoło,
dłonią odgarniając pojedyncze kosmyki siwych włosów. Po chwili z całych
sił ścisnęłam jego szczupłą, pomarszczoną dłoń i spojrzałam na zegarek,
który znajdował się na moim nadgarstku. Westchnęłam, gdy zorientowałam
się, że za pięć minut wybije północ.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Siedziałam tu już
kilka godzin. Zmęczenie jak na zawołanie dało o sobie znać. Niechętnie
puściłam szczupłą dłoń mężczyzny, po czym sięgnęłam po torebkę leżącą na
krześle. Nie chciałam zostawiać dziadka, jednak wiedziałam, że teraz i
tak nic nie zrobię. Byłam bezsilna, a Ric tylko by się na mnie
zdenerwował, że kolejną noc spędziłam na krześle przy jego łóżku.
Pogorszyłabym tylko jego stan, a tego chciałam uniknąć. Pragnęłam, by w
pełni wyzdrowiał. By wrócił do domu i był ze mną. Może i było to
egoistyczne, ale chciałam, by znowu powiedział, że dam radę. Że Jestem
silna. Kiedy to mówił, czułam, że ktoś na mnie liczy, na mnie polega. Że
mam dla kogo żyć, budzić się z samego rana i wracać wieczorami. Teraz
potrzebowałam tego najbardziej. Gdy moje życie powoli się waliło, a
strata pracy była tylko wstępem do koszmaru.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wstałam z
metalowego krzesła. Jęknęłam cicho, poczuwszy obolałe kości, i
pomasowałam czoło, próbując zwalczyć nagłą migrenę. Ostatni raz
spojrzałam na śpiącego dziadka, po czym pożegnałam się z pielęgniarką,
która kręciła się w drugim końcu sali i wyszłam z pomieszczenia.
Skierowałam się w stronę windy. Na korytarzu nie było nikogo. Błoga
cisza, której zwykle potrzebowałam po ciężkich dniach, w tej chwili
denerwowała mnie tak bardzo, że miałam ochotę krzyczeć z bezsilności i
wściekłości. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Tak bardzo chciałam
pomóc. Jednak ostatnimi dniami wszystko schrzaniłam. Straciłam pracę,
dzięki której nie wylądowaliśmy na ulicy. Dzięki której mieliśmy co
jeść.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Gdy tylko srebrne drzwi widny rozsunęły się,
weszłam do niej i z całej siły nacisnęłam przycisk, dzięki któremu
miałam znaleźć się na parterze i wyjść z tego przeklętego budynku.
Nienawidziłam szpitali. Od zawsze kojarzyły mi się ze śmiercią bliskich
osób. Ze stratami i cierpieniem. Pragnęłam znaleźć się w domu. Rzucić
się na łóżko i po obudzeniu nad ranem zorientować się, że cały ten dzień
był tylko zwykłym snem.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Minęło kilka minut nim
znalazłam się na dworze. Od razu uderzył mnie rześki wiatr, który
spowodował, że mimowolnie zadrżałam. Noc nie stanowiła dla mnie
problemu, a wręcz czułam, jakby nigdy nie istniała. Nowy Jork nigdy nie
był okryty ciemnością. Lampy uliczne tworzyły kopułę światła, sprawiając
wrażenie dnia. Gwiazd też nigdzie nie było widać. Jedynie, co mnie
utrzymywało w przekonaniu, że jest noc, to czarne niebo.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Opatuliłam
się znoszoną, jeansową kurtką i podążyłam chodnikiem. Chcąc nie chcąc
musiałam wymyślić jakiś sposób na naprawienie swoich błędów. Z emerytury
dziadka starczyło jedynie na opłacanie rachunków. Reszta zależała ode
mnie. Byłam na siebie wściekła, że nie potrafiłam połączyć swoich
obowiązków. Zgrać swojego życia, aby tworzyło harmonijną całość. Nagły
wypadek dziadka spowodował, że zaniedbałam swoje obowiązki – nie
przychodziłam do pracy, nie odpowiadałam na telefony szefa oraz
Christeen. Natomiast pogarszający się stan dziadka sprawiał, że byłam
wiecznie nieobecna, opryskliwa dla klientów i wszystkich wokół oraz że
spóźniałam się prawie każdego dnia. Chris z całych sił starała się mi
pomóc. Kryła mnie. Znała moją sytuację i broniła mnie przed szefem jak
tylko mogła. Jednak nie była cudotwórcą, a tym bardziej Bogiem. I tak
gdyby nie ona, ten szatański pomiot wyrzuciłby mnie już dawno. Przeklęty
sęp od samego początku chciał się mnie pozbyć i wypatrywał każdego
najmniejszego błędu. Widać było to w wypłatach, które co miesiąc były
coraz mniejsze z powodu ograniczania wszelkich premii. I w końcu udało mu się dopiąć swego. Wyrzucił mnie, nim
zdążyłam powiedzieć "cholera". Teraz zostaliśmy bez grosza. Jeśli
kiedykolwiek narzekałam na swoje życie, to w tej chwili bogowie musieli
mieć pieprzony ubaw.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Ze zrezygnowaniem usiadłam na
jednej z ławek. Ulice były puste. Czasami tylko przejechał samochód.
Siedziałam tak, tępo wpatrując się w przestrzeń przede mną. I tak nie
miałam po co wracać do domu. Sen nic mi nie da. Leżąc w łóżku i tak będę
rozmyślać nad tym, co się dzisiaj wydarzyło. A miałam już tego
serdecznie dość. Chciałam odpocząć. Dać sobie spokój z wszystkimi
problemami. Przez nie czułam się jak w klatce. Nie mogłam się ruszyć z
bezsilności. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Westchnęłam głęboko opierając czoło o
dłonie. Zacisnęłam je w pięści z całych sił. Czułam, ja paznokcie
wbijają mi się w skórę. Zaczęłam panikować.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
A jeśli nie
dam rady? Jeśli nie jestem na tyle silna, jak mówi dziadek? Jeśli
wszystko stracimy, bo nie dałam z siebie wszystko? Mogłam dać. Mogę
spróbować. Tylko potrzebuję jeszcze jednej szansy…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wyjęłam
telefon z kieszeni i wybrałam numer do byłego szefa. Moje palce
poruszały się w niesamowitym tempie, a oddech miałam szybki i płytki.
Już miałam nacisnąć na zieloną słuchawkę, ale w porę się opamiętałam.
Szybko zablokowałam telefon i wrzuciłam go do torby.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Bogowie... Co ja chciałam zrobić.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jeszcze tego brakowało, żebym błagała go o ponowne przyjęcie do pracy.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Jęknęłam
cicho, czując wzbierające łzy. Zacisnęłam powieki, wiedząc, że za
chwilę wybuchnę, wszystko się ze mnie wyleje. W końcu jak długo można
trzymać emocje w ukryciu? Czułam się niczym tykająca bomba. I w tej
właśnie chwili licznik dobiegał ku zeru.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Nie wiem, ile
czasu siedziałam na tej przeklętej ławce. Nie wiem, ile czasu płakałam.
Straciłam rachubę czasu i straciłam panowanie nad sobą. Nie wiedziałam,
co się dzieje. Miałam tylko nadzieję, że nikt nie przechodził obok.
Jeszcze tego mi brakowało, żeby wzięli mnie za wariatkę i zamknęli w
psychiatryku.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Holly? Holly McCarter?</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Chyba jednak zwariowałam…</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Niepewnie
podniosłam wzrok i spojrzałam na osobę, która stała przede mną. Była
nią kobieta średniego wzrostu ubrana w elegancką, białą sukienkę przed
kolano i długi, czarny płaszcz. Była chudziutka. Jej rudawe włosy gładko
spięte w kucyk dodawały jej niewinnej urody. Spoglądała na mnie
wielkimi ze zdziwienia oczami, a jej wąskie, czerwone usta wygięły się w
uśmiech. Zajęło mi chwilę, by zrozumieć, z kim mam do czynienia. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Zmieniła
się. Gdyby nie nowojorskie brukowce, które huczały na jej temat, nie
rozpoznałabym jej. Przetarłam dłonią oczy, próbując zetrzeć łzy z
policzków. Nie przejmowałam się makijażem. Gorzej nie mogłam wyglądać.
Uśmiechnęłam się nieśmiało, gdy kobieta usiadła obok mnie. Po chwili
utknęłam w jej żelaznym uścisku.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
– Miło cię widzieć, Pepper… Kopę lat.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wtedy
– od słów: ”Jesteś silna. Zawsze byłaś i na pewno dasz radę.” –
rozpoczął się nowy rozdział mojego życia. Dostałam propozycję pracy w
Stark Tower jako asystentka jej narzeczonego. Poczułam, że mogę
wszystko.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-lFA1DdOTs713H_hVKJ3uyPqfyTSp1cJhHyYuzpIsSZSfkUN65QPuKR0SoQ4PDa9_spj7db-uE1JRNEk0eSCXHMu7RdPuD27cFoENbv7ZZhtqSTfSHNpKiViLsbzcFjalm-FxY_3g5Yzh/s1600/00.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-lFA1DdOTs713H_hVKJ3uyPqfyTSp1cJhHyYuzpIsSZSfkUN65QPuKR0SoQ4PDa9_spj7db-uE1JRNEk0eSCXHMu7RdPuD27cFoENbv7ZZhtqSTfSHNpKiViLsbzcFjalm-FxY_3g5Yzh/s400/00.jpg" width="400" /></a></div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
><a href="http://avengers-po-drugiej-stronie-lustra.blogspot.com/2016/05/jeden_14.html" target="_blank">Następny rozdział!</a><</div>
</blockquote>
</div>
lapidarnahttp://www.blogger.com/profile/17552509263163682972noreply@blogger.com5